Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

firanola

Zamieszcza historie od: 31 marca 2011 - 17:42
Ostatnio: 31 marca 2011 - 17:59
  • Historii na głównej: 0 z 3
  • Punktów za historie: 12
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 
zarchiwizowany

#8213

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z cyklu autobusowych. Zima. Wracam autobusem z niedzielnej mszy. A, że temperatura grubo poniżej zera to miałam na sobie spodnie a nie spódnice, na którą było zdecydowanie za zimno. Po co to mówię? Na przystanku wsiadła do autobusu starsza pani. Autobus prawie pusty, więc miejsca miała dość. Mogła wybierać i przebierać, pech chciał, że usiadła naprzeciw mnie… Pierwsza rzecz jaka mnie zdziwiła to wielki krzyż jaki ta pani miała w ręce. Takie zazwyczaj wiszą na ścianach w domu. A ona ledwo usiadła, to tym właśnie krzyżem czyniła znak krzyża. Po chwili obrzuciła mnie wzrokiem z góry do dołu i z dołu do góry. Po czym wykrzyknęła na cały autobus:
[P]: OGIEŃ PIEKIELNY CIĘ POCHŁONIE!!
Mnie zatkało. Ludzie w autobusie patrzą się na nas. Generalnie dziwnie.
[P]: SPODNIE TO DZIEŁO SZATANA! KOBIETY NIE MOGĄ NOSIĆ SPODNI!
OGIEŃ PIEKIELNY CIĘ POCHŁONIE!!
Jako, że nie lubię jak ktoś mi coś wytyka, już chciałam się odezwać, ale ukradkiem zobaczyłam jak inna starsza pani daje mi znak, żebym odpuściła. Gdy pani z krzyżem wysiadła, usłyszałam, że nie jestem pierwszą i na pewno nie ostatnią kobietą której się oberwało za spodnie. Jedna rzecz z całej tej historii mnie zastanawia: czy ta pani z krzyżem nosi majtki? No bo w pewnym sensie są one jak krótkie spodenki, a poza tym wyewoluowały przecież z pantalonów, które przypominały spodnie.

w autobusie

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (243)
zarchiwizowany

#8188

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Egzamin na prawo jazdy. Ten dzień był dla mnie bardzo stresujący. Po pierwsze jestem kobietą i nasłuchałam się mnóstwa historii jak to z płci pięknej się lubią się egzaminatorzy pośmiać, po drugie miałam jeździć w godzinach szczytu.
15minut wcześniej byłam już w WORDzie i patrzę na listę osób, które mają przystępować do egzaminu praktycznego o tej samej godzinie co ja. Byłam mniej więcej w połowie listy więc odetchnęłam, że nie pójdę na pierwszy ogień. Myliłam się… Punkt 14:30 wyszedł pan [E]egzaminator i wyczytał mnie jako pierwsza.
Na placu było spokojnie. Nawet zaczęłam się cieszyć, że mam miłego egzaminatora. Do czasu… Zaczęło się ledwo wyjechaliśmy na miasto…
[E]: Ile pani jedzie?!
Ja wystraszona, patrzę a tu mi strzałeczka pokazuje, że jadę bardzo kulturalnie 45km/h. Więc odpowiadam panu:
[J]: W tej chwili 45km/h.
[E]: A ile można po mieście?!
Jego ton nie był miły. Prawie krzyczał.
[J]: No 50km/h
[E]: No to czemu pani tyle nie jedzie?!
W tym momencie dojechaliśmy do ronda… Niedoświadczona (no bo jakie to ma człowiek doświadczenie jak tylko 30h spędza w samochodzie?), że skrzynia biegów może się zużywać, nie poczułam jak zamiast pierwszego biegu wrzuciłam trzeci i oczywiście mi zgasł…
[E]: Z trójki pani chce ruszać?!
[J]: No nie…
Odpaliłam fiata i pojechaliśmy dalej. Wyjechaliśmy poza miasto, gdzie maksymalna dopuszczalna prędkość wynosiła 70km/h. Jadę sobie, prawym pasem za ciężaróweczką, jakieś 60km/h i znowu słyszę…
[E]: No i ile pani znowu jedzie?!
Zaczęłam się już wkurzać…
[J]: 60km/h
[E]: A ile tu można?!
[J]: 70km/h
[E]: To dlaczego pani nie wyprzedza?!
W tym momencie nerwy mi puściły…
[J]: Bo nie dostałam takiego polecenia.
[E]: To jak pani sama będzie jeździć to też nikogo nie będzie pani wyprzedać?!
[J]: Nie, bo jak będę jechała sama to będę wiedziała gdzie jadę. A teraz skąd mam to wiedzieć?
W tym momencie usłyszałam krótkie i zdawkowe:
[E]: W prawo.
I wjechaliśmy ponownie do miasta.
Jedziemy sobie, parkujemy, zawracamy przy najbliższej możliwej okazji itd… W końcu zatrzymaliśmy się na światłach. Zapala się zielone i powoli ruszam, w tym momencie słyszę:
[E]: Proszę ruszać! Bardziej zielone nie będzie!
[J]: A szkoda! Bo słabo coś ta sygnalizacja działa.
Jak mówiłam, nerwy już miała zszargane i było mi wszystko jedno czy zdam ten egzamin czy nie.
[E]: Proszę jechać jak na Gliwice.
Kurde! W którą do cholery stronę są Gliwice?! Ja mam tylko 4z geografii!- pomyślałam. Okazało się, że facetowi chodziło o to, żebym zwróciła uwagę na znak, który bardzo wyraźnie pokazywał, w którą stronę są Gliwice.
Skręciłam dobrze i wracaliśmy już do ośrodka. Przede mną inna jazda egzaminacyjna też wracała.
[E]: No i ile pani znowu jedzie?!
[J]: 30km/h
[E]: Dlaczego?!
[J]: No bo ta eLka przede mną tak się wlecze!
[E]: No tak! I pewnie jak dostanie pani prawo jazdy to przed swoim domem też 30 na godzinę będzie pani jeździć!
[J]: Nawet mniej! Bo mieszkam w strefie zamieszkania, a tam obowiązuje 20km/h!
Zaparkowaliśmy pod ośrodkiem. Zgasiłam silnik i gdy usłyszałam, że zdałam ten egzamin, wszystkie emocje ze mnie uszły i rozryczałam się facetowi w samochodzie. Na co on wypisując mi dokumenty mówi:
[E]: Proszę pani, jazda samochodem jest jak życie w dżungli- tu trzeba walczyć o przetrwanie!
[J]: To ja będę teraz jak Tarzan…
Po czym pożegnaliśmy się, a do mnie dopiero w domu dotarło, że zdałam egzamin na prawo jazdy za pierwszym podejściem! :)

WORD

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (295)
zarchiwizowany

#8143

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia działa się parę ładnych lat temu jak chodziłam do gimnazjum. Miałyśmy z koleżankami taki zwyczaj, że jak któraś miała urodziny to kupowałyśmy albo pączka albo drożdżówkę albo któraś jakiś kawałek ciasta z domu przynosiła, wbijałyśmy świeczkę i solenizantka na długiej przerwie dmuchała.
Tego dnia pech chciał, że zapomniałyśmy z domu zapałek. No i jak tu zapalić świeczkę na urodzinowym pączku? Wpadłyśmy na pomysł, aby na przerwie skoczyć do kiosku, który był rzut beretem od naszej szkoły. Jak pomyślałyśmy tak zrobiłyśmy. Oto jak zaskoczyła nas [P]ani w okienku:
[J]a: Dzień dobry! Poproszę paczkę zapałek.
[P]: Ale ja ci nie mogę sprzedać!
[J]: Ale dlaczego?!
[P]: Bo jesteś niepełnoletnia! Już ja wiem co chcecie z tymi zapałkami zrobić!
Mnie zatkało. Na co odezwała się koleżanka która była ze mną:
[K]: To już świeczki na torcie zapalić nie można?!
[P]: Jasne, jasne! Wynocha mi stąd!
Obie w ciężki szoku wróciłyśmy do szkoły. Ale świeczkę zapaliłyśmy. Nasz ulubiony wuefista pożyczył nam zapalniczkę :)

Kiosk RUCH

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (234)

1