Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

gothica

Zamieszcza historie od: 27 września 2013 - 15:44
Ostatnio: 18 marca 2014 - 11:18
O sobie:

zoologia, fotografia - to jest TO!

  • Historii na głównej: 0 z 7
  • Punktów za historie: 887
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 3
 
zarchiwizowany

#56417

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie jestem za ani przeciw. Nie oceniam ale jakieś odczucia we mnie się obudziły...

Czekając na pasach na zielone stałam obok matki i jej dwóch synów, na oko 12 i 14 lat. Nie pamiętam już dokładnych wypowiedzi ale po krótce było to tak:
starszy chłopak do matki:
- tak nie moze być, musisz go wyrzucić z domu
- zastanów się, obraża ciebie i nas a ty tylko to znosisz
- ja wiem że to nasz ojcic ale wolę nie mieć żadnego niż takiego
- do niczego się nie dokłada, wraca pijany do domu awanturuje się a ty się godzisz na wszystko
- wyrzuć go z domu, poradzimy sobie, na pewno pomoc społeczna pomoże nam stanąć na nogi, ty znajdziesz pracę, my się zajmiemy domem i nauką, jakoś sobie poradzimy
młodszy chłopak do matki:
- posłuchaj go, on ma rację
matka po długim milczeniu:
- naprawde tak myślisz?
- on nie jest taki zły
- nie mogę go zostawić

Na koniec chłopcy wymogli na matce obietnicę że przemyśli to wszystko

I tak sobie myślę... Dzieciak dojrzały jak na swój wiek, widzi, że w domu nie jest wesoło i próbuje to zmienić ale matka się boi... Życzę im jak najlepiej

rodzinka

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 294 (360)
zarchiwizowany

#55388

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W oparciu o historię http://piekielni.pl/55179

Swego czasu pracowałam w pewnej firmie rozwijającej podboje na skalę światową. Całe piętro zajmował dział personalny, same kobiety, jakieś 30 osób.

Pewnego dnia jakos z rana zawitałam w przybytku dumania (czyt. toaleta). Jako że było to jedno większe pomieszczenie z umywalką i kibelkiem ( drugie identycznie zbudowane po drugiej stronie korytarza) od wejścia czuć było że coś jest nie tak. Weszłam, rozejrzałam sie ale źródła zapachu nie znalazłam. Widocznie ktoś krótko przede mną musiał się skupić porządnie.
Parę minut przed końcem pracy zajrzałam do owego miejsca ponownie. Zapach jak był tak jest. Ktoś zostawił puste opakowanie po podpasce więc sie schyliłam aby je podnieść i przypadkowo znalazłam źródło smrodku. Nisko przy podłodze, zaraz za kibelkiem, na ścianie był przyklejony bobek.
Nie wnikam z jakiej pozycji został tam wystrzelony...

biuro toaleta

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (26)
zarchiwizowany

#55133

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pomarańcza... Do niedawna dziwiłam sie Waszym skargom na tę sieć, sama bowiem mam u nich numer już 7 lat i nigdy żadnych problemów nie miałam ani nawet o podobnych nie słyszałam. Oczywiście do czasu...

Razem z narzeczonym mieszkamy sobie w większym mieście na kujawach. Jako ze kończyła mu się umowa jakoś na koniec maja tego roku postanowił podpisać nową coby jakiś ładny telefonik dostać. Wizyta w salonie zakończyła się stwierdzeniem, że musi zaczekać na telefon konsultanta to telefonicznie lepszy model do wyboru będzie. Zaczekał, porozmawiał, wybrał model, podał adres na jaki przesyłka wraz z umową ma przyjść i czekamy. Już po dwóch dniach dzwoni kurier że będzie o godz. takiej a takiej więc siedzimy i czekamy. Kurier dzwoni że stoi na ulicy ale nikt mu nie otwiera, hmm... domofon nie dzwonił więc narzeczony dopytuje o adres, ja obserwuję jego coraz dziwniejsze miny. Okazało się, że kurier owszem jest na owej ulicy ale w innym mieście, w Bytomiu. Różnica małe 400 km. Bo na paczce tak jest napisane. Rozumiemy, nie jego wina. Kurier zajął się zwrotem i to co on tam musi u siebie załatwić a nam kazał czekać na telefon w sprawie poprawy adresu. A było to tak:
- dzwoni pewna Pani z O. bo adres, bo jak to, bo pan tak podał, narzeczony wzdycha, podaje jeszcze raz
- ponownie dzwoni jakaś Pani z O. bo adres, bo nie odebrane, bo napisali że sie nie zgadza, narzeoczny juz bulgocze ze przecież dwa dni temu podał już adres, Pani zapisuje przeprasza
- 3 dni później dzwoni kolejna Pani z O. bo adres sie nie zgadza i on nie widzą gdzie wysłać, narzeczony warczy że ma sobie odsłychać poprzednia dwa nagrania to znajdzie ale po jej fochu podaje po raz kolejny adres, Pani się dopytuje czy na pewno nie chce na Bytom bo taki był podany wstępnie, narzeczony już prawie krzyczy że gdyby był dobry to by nie było tej całej rozmowy.
W koncu paczka przyszła, jako ze sama byłam musiałam podpisać odbiór. Narzeczony wrócił późnym wieczorem do domu, sprawdza a to nie ten model, podobny ale nie ten co wybrał. No i umowa z adresem na ten nieszczęsny Bytom.
Następnego dnia zanim zdąrzył zareagować z samego rana dzwoni Pani z O. i pyta czy zadowolony z telefonu, czy wszystko działa. Zaczął sie pieklić jak nigdy, że nie ten model, że umowa zła. Zeby nie przedłużać: telefon mozemy wymienić ale będzie nas to kosztować jakieś 35 zł plus przesyłka bo to my sie rozmyśliliśmy, nie docierało że to ich pomyłka, Pani się tłumaczyła jeszcze tym, że wymiany mozna dokonać w ciagu 14 dni a już jest 16, pomine szczegół że paczka dotarła 15 dnia, ale przecież :to pan nam podał zły adres. A co do umowy zostanie przysłana poprawiona. Dziś minęły 4 miesiące, nowej umowy brak.

Dodam na swoje usprawiedliwienie, przyjełam paczke z tym modelem bo nie wiedziałam jaki ma być dokładnie. A kurier tak mnie zagadał że nie zwróciłam uwagi na miasto zawarte w umowie.

orange

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 17 (143)
zarchiwizowany

#54896

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Widzę, że moja historia dotyczące lekarki i mojej domniemanej anoreksji wzbudziła zawziętą dyskusję dodam kolejną historię o tej samej lekarce i plotkach.
Miałam wtedy 20 lat, klasa maturalna ostatni miesiąc. Stres spory co było widać po wszystkich uczniach. Kończyliśmy technikum wiec i godzin sporo i fakultety i dodatkowe spotkania przed egzaminem zawodowym. Muszę dodać że cieżko przechodzę swoje kobiece dni, tabletki przeciwbólowe nie działają. Tyle tytułem wstępu.
Pewnego dnia będąc już w szkole dostałam silnych bóli brzucha (pierwszy dzień), połknełam tabletki i modliłam się w duchu aby szybko zadziałały. Niby ból stał się znacznie słabszy ale ja czułam się fatalnie, postanowiłam wyjść na świeże powietrze. Nie doszłam. Straciłam przytomność na środku korytarza, parę minut wyjętych z życia, następne 2 godziny spędzone u pielęgniarki. leżałam nie mając siły ruszyć ani ręką ani nogą, po rodziców nikt nie zadzwonił bo przecież dorosła. Jakoś udało mi się wrócić 30 km autobusem do domu. Byłam jeszcze strasznie osłabiona co było widać więc mama zabrała mnie do lekarza (bała się ze mogę znowu zemdleć).
Lekarce opowiedziałam co się wydarzyło, że nic nie pamiętam itp, ona dzielnie mnie przekonywała że to tylko małe omdlenie tylko że ja nie pamiętam około 7 minut. ale nie to jest wkurzajace.
Kiedy tydzień poźniej mama wstąpiła zapytać czy juz mogę odebrać swoje wyniki (byłam w szkole od rana do wieczora, chodziło o wyniki krwi bo "to na pewno anemia") pielęgniarka, która jest naszą sąsiadką, pocieszała mamę że ma się nie martwić bo jej córka też kiedyś spadła ze schodów w te dni, oj jak ona się potłukła itd. A pielęgniarka do chętnie opowiada dalej innym co się dzieje...
Anemii nie było, wyniki śpiewające. tylko leakrce jakos mina zrzedła jak powiedziałam ze nie życzę sobie rozmów z obcymi o moim stanie zdrowia

przychodnia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (22)
zarchiwizowany

#54895

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To było dziwne...

Wracam sobie z lasu, w reklamówce około kilograma całkiem zgrabnych podgrzybków. Woreczek z serii jednorazowych więc widać co jest w środku. Wkroczyłam dumnie na osiedle myśląc o swoich sprawach kiedy nagle poczułam jakieś szarpnięcie. Otóż pewien Pan postanowił zająć się moim znaleziskiem, wyrwał mi worek z ręki i zniknął w tłumie. Będąc w szoku nawet nie próbowałam go gonić.
Co ciekawe był zaskakująco podobny do mężczyzny który rano sprzedawał grzybki przed marketem

ulica

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (266)
zarchiwizowany

#54869

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia która bardziej mnie śmieszy niż złości ale wtedy było inaczej.
Parę lat wstecz, kiedy miałam szalone 21 lat a nadal mieszkałam w domu rodzinnym, stwierdziłam że coś się dzieje z moim barkiem. Jako że zawsze byłam bardzo szczupła fakt ze nagle jeden z moich obojczyków stał się prawie niewidoczny (jednym słowem - opuchlizna) postanowiłam sie udać do lekarza rodzinnego. Toteż pokazuje co mi nie pasuje, mówię że boli jak sie ruszam i ogólny dyskomfort jakby było czegoś za dużo. Zostałam zbyta jakąś maścią na rozgrzanie i ciepłym swetrem.
Niby nic strasznego ale... 3 dni później moja mama była u tejże samej lekarki po recepte na jakieś tabletki. No i sie zaczęło (wiem to z opowieści mojej mamy):
[L]ekarka: Jestem zaniepokoja chudością Pani córki. Czy ona sie nie odchudza?
[M]ama: Skądze znowu, je dużo, kilka sporych posiłków dziennie, zawsze była taka szczupła.
[L]: No nie wiem, mi to wygląda na anoreksje albo bulimię
[M]: Nic z tych rzeczy, ma przemianę materi po ojcu (dodam że tatko jest też bardzo szczupły mimo sporej ilości pochłanianych pokarmów).
[L]to moze ma jakieś pasożyty... Ale moim zdaniem to jednak anoreksja
Żeby nie przedłużać lekarka dość nachalnie upierała się żeby mnie zabrać do psychologa na co mama tylko się pośmiała pod nosem i wyszła. W domu zastała nic innego jak widok dwóch chudych żarłoków przy garach...

lekarze i ich pewność siebie

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 30 (210)
zarchiwizowany

#54868

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pochodzę z małego miasteczka gminnego lecz mieszkam w sporym mieście, taki krok w strone samodzielności.Mój dom rodzinny znajduje się na obrzeżach tegoż miasteczka więc jak łatwo można się domyślić są to same domki jednorodzinne a na każdym podwórki hasa sobie czworonożny przyjaciel, czasem i kilka. Kotów jest mnóstwo, a raczej było.
Odkąd wprowadził się na osiedle nowy sąsiad zaczeły dziać się różne dziwne rzeczy o których wspominała mi mama przez telefon. Jednakże kiedy przyjechałam odwiedzić rodziców zaskoczona zapytałam gdzie się podziały te wszystkie koty? Ale tego nie wie nikt. Część zwierząt ponoć jest trzymana w domach dla ich własnego bezpieczeństwa ale wiele kotów zginęło bez śladu. Chodzą plotki, że nowy sąsiad robi to co robił u siebie na wsi czyli poluje na koty z wiatrówki. Nikt go na gorącym uczynku nie złapał więc i nikt nie zgłosił sytuacji.
Ja naszego kota już nie odnalazłam, podobnie jak i kilku sąsiadów z którymi rozmawiałam.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (155)

1