Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

guineaPig

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2013 - 18:30
Ostatnio: 30 marca 2017 - 23:35
  • Historii na głównej: 19 z 20
  • Punktów za historie: 12924
  • Komentarzy: 331
  • Punktów za komentarze: 3137
 
zarchiwizowany

#55506

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W związku z moją jutrzejszą wyprawą w rodzinne strony zastanawiam się jakim piekielnym sytuacją przyjdzie mi stawić czoła tym razem.
Kiedy ostatnio podróżowałam, uwielbianą przez wszystkich, pewną tanią linią lotniczą miały miejsce takie o to zjawiska.

Na lotnisku zaczepiła mnie młoda kobieta odsyłająca swoją 14-letnią siostrzenicę do Katowic. Po upewnieniu się, że również wybieram się w tamtą stronę pani spytała czy nie miałabym nic przeciwko towarzyszyć dziewczynce (najzwijmy ją [J]ulka) w czasie podróży (dzieci od 14 lat teoretycznie mogą latać samodzielnie ale w praktyce często są one "podpinane" pod dorosłą osobę, ot tak dla lepszego samopoczucia co jest zrozumiałe).
Sobie myślę - a co mi tam - mam siostrę w podobnym wieku to i z dziewuszką kontakt złapię bez problemu (Nieco przeceniłam swoje zdolności w komunikowaniu się z młodzieżą jak się później okazało:))
Kobieta zapewniła, że na małą będą czekać jej rodzice, okazała wszelką dokumentację, obgadałyśmy kilka szczegółów związanych z bagażem, podróżą itp, podziękowała, pożegnała siostrę. No to lecimy...

Jajca zaczęły się już przy kontroli bezpieczeństwa bo pyskate dziewczę nie chciało zdjąć paska bo jej, cytuję, "gacie z dupy zlecą". Po rozmowie z towarzyszką, ochroną i żarliwych tłumaczeniach, że nic nie przemycamy i dogłębnym prześwietleniu bagażów przeszłyśmy na drugą stronę. Ot, panienkę na bunty wzięło. Ale nic to, idziemy dalej.

Stoimy w kolejce do samolotu. Panie z obsługi wyrywkowo sprawdzają bagaże. Trafia na Julę. I tu zonk, bo moja panienka wkłada bagaż do luki (tzn do tego zwymiarowanego stojaka na bagaż podręczny), a ten się za cholerę nie chce zmieścić (wtedy nie wiedziałam, że 5mm robi ogromną rónicę niestety). Tutaj już mi ciśnienie mocno podskoczyło, bo sprawdzałysmy bagaż jeszcze na hali i się bez problemu zmieścił (i tutaj być może mój błąd [a właściwie to niedoinformowanej ciotki Julii]jako że nie sprawdziłam czy aby napewno włożyłyśmy bagaż do luki naszego przewoźnika). Opcje były 3: Albo płacimy £50, albo zostawiamy bagaż, albo nie lecimy.

Dziewczę w płacz bo kasy nie ma co byłam w stanie zrozumieć. Uspokoiłam ją mówiąc, ze zapłacę a rodzice na lotnisku oddadzą mi pieniądze. Problem w tym, że za Julką jak grzyby po deszczu zaczęli wyskakiwać ludzie z, również niewymiarowymi, bagażami podręcznymi. Żeby było ciekawiej gotówką płacić nie było wolno (i tu piekielność linii lotniczych). Oczywiście większość bez gotówki. No i się zaczyna istny sajgon.

Ledwie uregulowałam płatności za bagaż mojej towarzyszki, a czuję jak ludzie zaczynają mnie szarpać za kurtkę i się przekrzykiwac, żebym im też zapłaciła, że oddadzą pieniążki - jedno wielkie olaboga jednym słowem. Ja im na to, że dwóm czy trzem osobom owszem, ale nie dwudziestu. No to się dowiedziałam kim jestem ja, moja mama i 5 pokoleń wstecz. Skończyło się na tym, że pomogłam dwóm starszym paniom, a reszta trochę pokombinowała i popakowała rzeczy do rekamówek.

Żeby nie przynudzać już pominę opisywanie zachowania jaśniepań z obsługi, i fakt, że przez ten bajzel lot został opóźniony o prawie godzinę. Ogólnie rzecz ujmując - żenada.
Lot minął ogólnie spokojnie, choć Jula okazała się dość wulgarną nastolatką, co dzielnie zdzierżyłam - z dumą stwierdzam, że moja młodsza wersja jest nieco lepiej wychowana ;)

Co się jednak okazało, gdy wyszłyśmy z terminalu witać się z rodzinkami? Że rodziców małej ani widu, ani słychu... Dziewczę w ryk, mięchem na boki rzuca, a mnie już z bezsilności witki opadają.
Co na to rodzice? No bo oni myśleli, że przylatujemy o 9.30 ale... wieczorem. Rozgarnięta rodzinka - nie ma co. Poinformowali nas, że będą za ok 2 godziny. Gdyby nie to, że 250zł drogą nie chodzi to pewnie odstawiłabym Julę w bezpieczne miejsce i wio do domu (choć po tych wszystkich perypetiach już chyba nie miałabym sumienia zostawić jej samej tak czy owak).
Nie zostało nam nic innego jak usiąść, zamówić kawkę i cierpliwie czekać...ponad 3 godziny.

Mam ochotę sobie ulżyć i popsioczyć na to wszystko, ale nie będę się już negatywnie nakręcać przed urlopem:)

Tanie latanie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 241 (335)

1