Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

juveline

Zamieszcza historie od: 10 września 2012 - 16:27
Ostatnio: 13 lutego 2013 - 14:45
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 3312
  • Komentarzy: 5
  • Punktów za komentarze: 78
 

#41599

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój szef zawsze jawił mi się jako anioł. Nie tylko dał mi pracę te 4,5 roku temu, kiedy byłam świeżo upieczoną absolwentką szkoły wyższej i samotną matką półrocznego brzdąca, ale również służbowego laptopa z pełnym dostępem do sieci firmowej i zezwolenie na pracę z domu jak syn się rozchoruje.

I do tej pory wszystko było cudnie. Młody się rozłożył, dzwoniłam do szefa i mogłam spokojnie zostać z synem w domu, zamiast latać na złamanie karku i szukać opiekunki, która zajmie się chorym i marudnym dzieckiem, a co za tym idzie nie nadwyrężać i tak cienkiego portfela.

Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy. Komuś widać nie spodobało się, że pracuję z domu i złożył donos do centrali firmy. Szefowi polecieli po premii, a ja dostałam 'ostateczne ostrzeżenie' i jestem pod lupą za moje straszne przewinienia.

I mogę jedynie uśmiechać się krzywo na widok plakatu 'firmy przyjaznej mamie'.

biuro

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 798 (852)

#41149

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od prawie roku syn truje mi o kota. Takiego małego, koniecznie czarnego kotka. Ja za to truję synowi, że kot to nie zabawka, że trzeba się nim zajmować, sprzątać kuwetę, karmić, czesać, że nie będzie wiecznie mały, tylko z czasem urośnie i tak dalej. Kiedy pierwszy raz wspomniał o chęci posiadania zwierzaka, stwierdziłam, że odczekam kilka miesięcy, żeby się przekonać czy rzeczywiście tego chce czy to tylko chwilowa zachcianka. Temat kota nadal wypływał przy każdej możliwej okazji.

W końcu zmiękłam i zgodziłam się na futrzaka, uznając to za dobrą okazję do nauczenia syna odpowiedzialności. Jednak pod warunkiem, że syn rzeczywiście będzie się nim zajmował, inaczej poszukamy zwierzakowi innego domu.

Kot zamieszkał z nami i został obdarzony imieniem Zygzak.

No i wyszło na to, że po raz kolejny zostałam matką wyrodną. Gdy odbierałam syna z przedszkola zaczepiły mnie dwie matki kolegów syna z grupy. Że jak tak można, żeby dziecko musiało kotu jeść dawać i po nim sprzątać, przecież w tym wieku to on się tylko bawić powinien. A zmuszając syna do takich rzeczy ZNĘCAM SIĘ NAD NIM i one czują się w obowiązku mnie nawrócić z tej drogi, zanim zrobię mojemu dziecku krzywdę i będzie miał traumę do końca życia.

Zaśmiałam się jedynie i kazałam im nie wtrącać się w nie swoje sprawy. Ciekawe czy niedługo nie nawiedzi mnie pracownik socjalny, żeby sprawdzić jak bardzo nieszczęśliwy jest mój syn z powodu opieki nad kotem.

różne

Skomentuj (85) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1192 (1246)

#39485

przez (PW) ·
| Do ulubionych
5 lat temu zaszłam w ciążę. Z facetem, z którym byłam razem od 4 lat. Na początku obydwoje się z tego cieszyliśmy. 3 tygodnie przez planowanym porodem ojciec dziecka stwierdził, że on to jednak do tego tatusiowania nie bardzo, bo za młody jest, całe życie przed nim i tak dalej i chyba podziękuje za mile spędzony czas. Trudno, przecież go nie zmuszę. Alimenty dostałam i to całkiem przyzwoite. Przed urodzeniem dziecka zdążyłam jeszcze magisterkę obronić (kochane wyrozumiałe dzieciątko, wody odeszły mi dosłownie 5 minut po tym jak wyszłam z egzaminu) i tymczasowo zamieszkałam z rodzicami. Jak tylko odchowałam Synka na tyle, żeby mógł iść do żłobka, znalazłam pracę i niedługo potem przeprowadziłam się 'na swoje'. Ledwo udało mi się ogarnąć tą kuwetę i już zaczęły się problemy.

Bo o ile ojciec mojego Syna skory do kontaktów nie był, to 2 lata po urodzeniu Młodego niedoszła teściowa bardzo się wnukiem zainteresowała. Nie to, żeby się ze mną skontaktowała i powiadomiła mnie o chęci widywania się z Młodym. Zaczęło się nasyłanie opieki społecznej, kuratorów, sądów i samego Pana Boga. Bo rzekomo się nad dzieckiem znęcam, biję, głodzę, po melinach się szlajam, wódę chleję i panów różnych do domów sprowadzam.
Zarzuty zostały odparte, Synek dalej mieszka ze mną. Skoro instytucje nic nie dały, to koledzy ojca mojego Syna za flaszkę przyjdą postraszyć. Że mam 'teściowej' dzieciaka oddać. Bo to jej wnuczek, ona się nim lepiej zajmie.

Miarka się przebrała pewnego dnia, kiedy Młody już chodził do przedszkola. 'Teściowa' pojawiła się u drzwi owego przybytku, w którym dzieci się na parówki przerabia (a przynajmniej tak moja babcia zawsze twierdziła) i zażądała wydania wnuka. Na szczęście wychowawczyni Syna była na tyle przytomna, że zadzwoniła do mnie spytać się czy Młody może wyjść z babcią. Na szczęście ja byłam na tyle przytomna, że spytałam się z jaką babcią, skoro moja Mama nie żyje. Gdy skojarzyłam co się dzieje, wte pędy wyrwałam z pracy, po drodze zawiadamiając policję o próbie porwania. Niestety 'teściowej' na miejscu już nie było jak i ja, i policja tam dotarliśmy.

I teraz co z tym fantem zrobić? Pomysły mi się skończyły, a boję się nawet Syna na podwórko wypuścić. Zgłaszam to, gdzie tylko się dało i ponoć nikt z tym nic nie może zrobić. A ja ze stresu niedługo chyba osiwieję.

'rodzina?'

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1239 (1293)

1