Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kruker

Zamieszcza historie od: 18 marca 2011 - 14:46
Ostatnio: 25 lipca 2017 - 20:16
  • Historii na głównej: 2 z 7
  • Punktów za historie: 984
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 99
 

#78805

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałem założyć zlecenie stałe w banku powiązanym z jedną z sieci telefonicznych. Zlecenie miało być realizowane do banku, który obsługuje serwery mojego banku, a który notabene był jeszcze do niedawna jego właścicielem (oczywiście działał wtedy pod inną nazwą). Zlecenie stałe założone, ja szczęśliwy, że nie muszę już co miesiąc pamiętać o wpłacie.

Jakiś tydzień po terminie spłaty dostaję smsa z banku docelowego, że termin spłaty minął i nie ma wpłaty plus jeszcze doszły oczywiście do tego odsetki.
Sprawdzam konto przez internet - faktycznie przelew nie poszedł, a cały czas widnieje w zleceniach stałych. Dzwonię więc na infolinię swojego banku i streszczam konsultantowi o co chodzi.

[K]Ale my nie obsługujemy zleceń stałych do tego banku...
[J]Jak to Państwo nie obsługujecie? Przecież ten bank jest na tych samych serwerach co Państwa bank.
[K]No tak, ale system nie pozwala na obsługę takich zleceń
[J]To dlaczego nie wyświetla się żadna informacja przy próbie założenia takiego zlecenia?
[K]Ale jest informacja w regulaminie, że do tego banku zleceń stałych nie obsługujemy.

Wygląda na to, że wydawałoby się podstawowa funkcja w bankowości internetowej nie jest jednak do końca taka podstawowa... Przynajmniej w niektórych bankach. Nie przyszłoby mi do głowy, że jakiś bank blokuje możliwość wysłania przelewu do jakiegokolwiek innego banku - a czym jest zlecenie stałe, jak nie zwykłym przelewem z powtarzalnym terminem płatności?

Ale jak to się u nas mówi - gdyby człowiek był prorokiem, to by nie był żebrokiem.

bank

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 93 (115)

#11456

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W zeszłym rok przytrafił mi się wypadek (bardziej kolizja) samochodowy. Wyjeżdżałem z parkingu przy drodze podporządkowanej. Pomimo tego, że jest tam tylko znak "ustąp pierwszeństwa", to dojeżdżając do drogi głównej zatrzymałem się ponieważ wyjazd jest tam bardzo niewygodny i krzaki zasłaniają widoczność. Chciałem skręcić w prawo, więc popatrzyłem w lewo czy nic nie nadjeżdża. Było pusto, ale ruszyć nie zdążyłem bo poczułem uderzenie. Okazało się, że jakiś gość zobaczył miejsce na parkingu, z którego wyjeżdżałem (przypuszczalnie moje) i chciał szybko wycofać. Niestety cofał tak blisko krawężnika, że o mnie zahaczył - nadmieniam, że nie tyłem tylko bokiem swojego auta. Minutę po zdarzeniu przyszedł patrol pieszy policji i pytają czy wzywać drogówkę. Biorąc pod uwag, że auto miało 4 miesiące i było w leasingu pomyślałem, że nie będę się z gościem użerał, pomimo tego, że był bardzo niechętny do wzywania policji (sam przyznał się patrolującym policjantom, że to jego wina), i poprosiłem ich o wezwanie drogówki.

Przyjechali... 2,5 godziny później (komenda była jakiś 1km od miejsca zdarzenia), auta już przeparkowane na chodnik, większe części typu halogen, rejestracja itp. zebrane przez gościa, który do mnie dobił. Pierwszy tekst Pana z drogówki do mnie, nie wiedząc jeszcze co się stało:
- No przecież ustępuje się pierwszeństwa.
Mówię mu, że ten pan uderzył do mnie tyłem jak stałem w miejscu, na co on:
- Tak? A to ja nie wiem, to się chyba w sądzie skończy.

No i skończyło się w sądzie. Zostałem uznany winnym nie ustąpienia pierwszeństwa, odwołałem się i wkrótce mam 3 rozprawę. Najlepsze jest to, że w aktach nie ma połowy moich zeznać - tzn. powiedziałem policjantom, że sprawca zebrał części leżące na chodniku i na łączeniu ulic. Prosiłem o zrobienie zdjęcia plamy z płynu, który wyciekł z rozbitej chłodnicy, i który świadczy o tym, że nie przód mojego samochodu nie wystawał na główną drogę. Zdjęcie, owszem pan policjant przy mnie robił, w aktach go już nie ma. Powołany biegły stwierdził, że na masce nie ma zarysowań poprzecznych, co świadczyło by o tym, że sprawca uderzył we mnie bokiem. Tylko, że maska została uszkodzona przez "wgniatający się" bezpośrednio przy uderzeniu błotnik, więc nie mogła być zarysowana bo nie miała fizycznego kontaktu z drugim samochodem. Zeznający policjanci oczywiście nic nie pamiętają. Komenda nie udostępniła danych policjantów z patrolu pieszego, którzy byli na miejscu zdarzenia minutę po nim, a nie po 2,5 godzinach i mogliby być bardziej wiarygodnymi świadkami.

Ręce opadają... Wniosek jest prosty i niektórym znany - jak sprawca chce się przyznać i zapłacić, policji nie wzywamy!

piekielna policja

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 435 (541)

1