Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

lilolek

Zamieszcza historie od: 6 kwietnia 2011 - 20:00
Ostatnio: 23 listopada 2011 - 20:51
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 261
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 3
 
zarchiwizowany

#16858

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam w Katowicach. Pewnego razu wybrałam się do znajomego w Gdańsku w ramach nagody dla samej siebie za pomyślnie przebyty semestr zimowy na uczelni. Wypad na weekend (w poniedziałek rano miałam już zajęcia) nałożył się z urodzinami owego kolegi więc od razu koszta wypadu drastycznie podskoczyły; w każdym razie na bilet powrotny miałam. Do rzeczy :
Jedyny pociąg jaki mi pasował (czyli który przyjeżdżał do Katowic o ludzkiej porze to znaczy o takiej kiedy jeszcze kursują autobusy) miał niestety przesiadkę w Warszawie. 45 minut. Spoko - wsiadam i jade. Na pierwszej stacji za Gdańskiej pociąg staje i stoi. Sytuacja powtarza się jeszcze kilka razy i bach! opóźnienie wzrasta mniej wiecej do godziny. Jeszcze nie panikuje, trasa dluga może nadrobi. Nic z tego - tak więc przy pierwszej najbliższej okazji pytam się konduktora co ze mną będzie. Nikt nic nie wie, dowiem się na Centralnym.
Jedyne co otrzymałam na centralnym to poświadczenie że pociąg spóźnił się ′z winy pkp′ i część biletu mam niewykorzystaną. Ale nie otrzymałam za nią zwrotu, nie dostałam też innego biletu. Mój pociąg odjechał, a ja nie mogłam wsiąść do żadnego innego.
Tak więc wylądowałam w Warszawie o godzinie 20 w niedziele bez pieniedzy i perspektywy na dalszą podróż.
Nie bede pisać jak się czułam i co wówczas myślałam - bluzgałam jak opętana. Jedyne co wchodzilo w gre to bilet kredytowy, na którym ostatecznie wróciłam do domu. W Katowicach bylam koło 1, godzine czekałam na nocny (pod zburzonym już teraz wiaduktem - polecam) w domu byłam przed 3.

Na pocieszenie dodam że moją reklamacje ostatecznie uwzgledniono i dostałam zwrot kosztów...

pkp ic

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (170)

#9590

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zamówiłam dwie pary butów na allegro, każda od innego sprzedawcy. Zapłaciłam 2 maja i czekam. I czekam. Wciąż cierpliwie czekam, w końcu niemożliwe żeby aż dwaj sprzedawcy wpadli na pomysł żeby mnie ociulać. W dodatku listonosz zawsze, jeżeli akurat nie było mnie w domu (a zwykle jestem) zostawiał paczki w osiedlowym spożywczaku, a tu dwa tygodnie i nic!

Zrezygnowana w końcu pomyślałam, że może awizo. Zaglądam do skrzynki i co widzę? Moje buty - a dokładnie dwie paczki w stanie tragicznym, które najwidoczniej zostały przepchane przez otwór szerokości 2 cm służący do wrzucania listów.

Kiedy już otrząsnęłam się z szoku, wpadłam w rozpacz, gdyż - będzie już z rok - zgubiłam kluczyk do skrzynki i do tej pory rachunki/listy udawało mi się wyciągać ręką. "Trudno" - myślę - "Jak wepchnął, to może uda się i wyciągnąć". Próżny jednak mój trud, nic nie zdziałałam, udało mi się jedynie wzbudzić zainteresowanie sąsiadów na klatce schodowej (trochę się szamotałam z tą skrzynką).

Postanowiłam zadzwonić do ojca (były wojskowy).
Ja: Halo, tato? (i tutaj tłumaczę o co mi chodzi)
Tata: Nóż weź! Nożem otwórz!
Ja: Ale...
Tata: No mówię ci!
Ponieważ jednak bieganie z 25cm nożem do chleba nie uśmiechało mi się, postanowiłam jeszcze trochę się pomęczyć i w ruch kolejno poszły nożyczki, agrafka, inne klucze... W końcu zobaczyłam że metalowe drzwiczki nieco się odchylają i zachęcona...
Niestety rozpie*dliłam. No ale przynajmniej miałam już full access do butów oraz ... listu poleconego z biblioteki który został nadany ponad miesiąc temu (gnojek chyba sam musiał pokwitować odbiór).

Poczta Polska

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 366 (578)
zarchiwizowany

#8301

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od razu powiem, że nie lubię być zaczepiana przez obcych ludzi i gdy coś takiego mi się przydarzy staram się jak najszybciej taką osobę po prostu spławić. Ostatnio w pociągu zaczepiła mnie kobieta, w dodatku pytając czy użyczyłabym jej telefonu bo musi wysłać smsa a jej się rozładował. Co prawda niechętnie, ale zgodziłam się. Był to błąd ponieważ Pani uznała, iż "znamy się" już wystarczjąco by wypytać mnie skąd jestem, gdzie jadę (wysiadałyśmy na tej samej stacji) itd. W pewnym momencie padło pytanie :
- A co Pani robi po godzinie 13?
Byłam zajęta (praca) ale i tak dostałam propozycję "nie do odrzucenia" :
- Wie Pani, bo ja jestem właścicielką salonu piękności i my mamy taką nową, wspaniałą maszynę która oblicza Pani biologiczny wiek. Rozumie Pani, nie tyle ile ma Pani lat w metryce, ale ile lat mają Pani płuca, wątroba, skóra...
Osobiście uznałam to za mega dziwne, ale że studiuję medycynę temat mnie zainteresował. Byłam ciekawa, na podstawie czego obliczany jest ten "biologiczny wiek" - czyżby ciśnienie krwi? A może pojemność płuc? Procent tkanki tłuszczowej? Tak więc pytam :
- No dobrze, a na podstawie czego wykonywane jest takie badanie?
I tutaj stało się coś dziwnego. Pani zrobiła minę pt. "rozmawiam z kretynką" i ciągle wstrząśnięta odpowiedziała :
- Ależ proszę Pani... na podstawie DANYCH.
Po tej wyczerpującej odpowiedzi temat się urwał.

PKP

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (219)

1