Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

maryjane42

Zamieszcza historie od: 5 grudnia 2014 - 17:18
Ostatnio: 13 maja 2015 - 19:04
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 1198
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 169
 

#66272

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nigdy nie byłam świadkiem żadnej piekielnej historii w komunikacji miejskiej. To, co przydarzyło mi się dzisiaj nie jest może jakieś szczególnie piekielne, ale na pewno zasługuje na uwagę.

Jadę sobie spokojnie autobusem. Wszystkie miejsca zajęte, więc stoję przy barierce. Po mojej prawej stronie siedzą dwie kobietki w wieku pewnie 25-30, jedna z nich o tuszy młodego hipopotama. A to i tak eufemizm, wierzcie mi. Bo np. Karolina Szostak jest krągła. Dorota Wellman jest przy tuszy. A z tłuszczu na brzuchu tej pasażerki można by ulepić drugą osobę.

I słyszę, mimowolnie, ich głośną dyskusję. Obraca się wokół tematu "kochanego ciałka nigdy za wiele", bycia pewnym siebie i kochania swoich kilogramów. W pewnym momencie zaczynają komentować moją osobę (jestem dość szczupła, ale też nie chuda). Dociera do mnie coś, że "okropne patyki", "nie ma na czym usiąść" i w końcu pada popularne stwierdzenie:
- Facet nie pies, na kości nie leci! - dosadne i wyraźnie w moją stronę. Nie odpowiadałabym, ale odpowiedź nasunęła mi się sama:
- ...Ale też nie sikorka, żeby słoninę wpier...ć
(Wiem - wulgarnie. Ale ile można słuchać bezpodstawnej krytyki od obcych osób w miejscu publicznym?)
Panie prychnęły, zatrzęsły się ich podbródki i na chwilę zamilkły. Gdy wychodziły, rzuciły głośne "PUSTA SZMATA".

Czasem mam wrażenie, że media zaczynają przesadzać w drugą stronę - jak nie anorektyczne modelki, tak wieloryby "dumne ze swojego XXXL".
Wiem, że czasami tusza jest winą choroby. Wiem, że osoby odbiegające od fitnessowego ideału też mogą być atrakcyjne. Ale do jasnej anielki... Czy tylko ja jestem zdania, że chorobliwa otyłość nie powinna być powodem do dumy?

autobus komunikacja_miejska nadwaga

Skomentuj (106) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (712)

#63237

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś na tematy ginekologiczne...

Niemal każdemu kiedyś zdarzyło się, że mechaniczna antykoncepcja zawiodła- z różnych przyczyn. Zazwyczaj "rekomendowane" jest w takich przypadkach zdobycie tabletki tak zwanej "72 godziny po". O ile w Belgii czy Holandii taki lek można normalnie dostać w aptece, u nas jest jedynie na receptę, a może go przepisać lekarz każdej specjalności.
Po ową pigułkę udałam się do Szpitala Miejskiego.
Stamtąd skierowano mnie do Szpitala Wojewódzkiego, gdzie zapisałam się do lekarza pierwszego kontaktu i odczekałam swoje, by w końcu się do niego dostać. I tutaj poraziła mnie nie tyle "uprzejmość", co niekompetencja...

[Ja] Dzień dobry, chciałabym poprosić o receptę na lek taki a taki. Czy mogłaby pani doktor mi ją przepisać?
[Dr] Nie mogłabym.
[Ja] Dlaczego?
[Dr] Bo to lek wczesnoporonny i żeby go przepisać, trzeba najpierw zrobić badania żeby wykluczyć, że nie jest pani w ciąży.
(15 godzin po stosunku? serio?)
[Ja] Pani doktor, lek wczesnoporonny to taki, który działa na zapłodnioną komórkę. Tabletka 72h działa, by do tegoż zapłodnienia nie doszło.
[Dr] W takim razie, jak jest pani taka mądra, to niech pani sobie sama tę receptę wypisze!

I walnęła mi pustą receptą przed nosem. Popatrzyłam na nią i wyszłam. Receptę dostałam u ginekologa, prywatnie, bez mrugnięcia okiem.

Zastanawia mnie tylko, jakim cudem ta pani skończyła studia z takim brakiem elementarnej wiedzy... I czy to, że mi odmówiła nie jest przypadkiem niezgodne z prawem.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (102) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 378 (752)

1