Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

misiak1983

Zamieszcza historie od: 30 marca 2011 - 18:03
Ostatnio: 5 stycznia 2024 - 20:19
O sobie:

*Mam Ci ja* taki oto opis, który *pisałem ja* nie *ma luba* ani *rodziciel*. Ubrać można choinkę lub dziecko, nie buty. Zwierzaki zdychają, nie umierają. Nie toleruję analfabetów, gimbusów i zwolenników alternatywnej logiki, matematyki, gramatyki i ortografii. Moim orężem jest ironia, sarkazm i analogie. Nienawidzę relatywizmu: nie ma "twojej" czy "mojej" prawdy, tylko jedna, obiektywna prawda. Jestem niepoprawnym politycznie, szczerym do BULU radykałem z alergią na głupotę. P**rd*lę poprawność polityczną i w dupie mam, co o mnie myślisz.

  • Historii na głównej: 1 z 15
  • Punktów za historie: 2307
  • Komentarzy: 892
  • Punktów za komentarze: 4675
 
zarchiwizowany

#62776

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dla niewtajemniczonych: w Krakowie dworzec autobusowy i kolejowy przylegają bezpośrednio do Galerii Krakowskiej. Historia sprzed kilku minut. Wchodzę do Galerii Krakowskiej, by przejść przez nią i dostać się na dworzec autobusowy. Do mojego busa jest jeszcze sporo czasu, więc wszedłszy na schody ruchome staję, by chwilę odpocząć. Rozbroiła mnie rozmowa stojących przede mną krakowianek (po mowie można poznać, że były to tubylcze dziewoje). Otóż te dwie kretynki stojąc (sic!) narzekały na to że pociąg im ucieknie, bo te schody powoli jadą.

flejtuchy.pl

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (304)
zarchiwizowany

#52715

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Życie nie składa się z samych konkretów, czasem na obraz całości składa się cała masa pozornie nieistotnych szczególików. Tak się składa, że przeniosłem się kilka lat temu z Warszawy pod Kraków, stąd też zamieszczam poniżej moje spojrzenie na tzw. "katolickie południe":

Tubylec przechodząc koło kapliczki MUSI się przeżegnać. Koniecznie i bezwarunkowo. Albo lepiej, jak wracając ze sklepu z siatami pełnymi butelek wódki uklęknie i się przeżegna. Najlepiej przy świadkach. A jeszcze lepiej byłoby położyć się i leżeć przed kapliczką krzyżem. Niektórzy to nawet praktykują. No chyba że w stanie upojenia alkoholowego nie są w stanie dojść do rzeczonej kapliczki i na miejsce swej kontemplacji duchowej wybierają jeden z okolicznych rowów. Jak nakazuje tradycja, w piąteczek dziatwa ze wszystkich okolicznych wsi zgodnie zmierza do dyskoteki lub remizy, by oddawać się tam cielesnym uciechom z kim popadnie. Trzeba tylko pamiętać, by w przerwie pomiędzy tańcami nie zjeść kanapki z szynką, bo to GRZECH ŚMIERRRRRTELNY i OBRAZA PANA. Gdy nadejdzie okres Wielkiego Postu, zabawa i taniec stają się GRZECHEM ŚMIERRRRRTELNYM! Dlatego też dyskoteka jest wtedy zamykana na cztery spusty, by od ognia piekielnego uratować także tych „żyjących bez Boga” mieszczuchów. Po upłynięciu czasu pokuty i zadumy można wrócić do remizy w poczuciu spełnienia katolickiej powinności, by znów kopulować z kimkolwiek niczym królik w klatce stojącej przy wiejskiej obórce…

Obraz wiejskiej obłudy - flejtuchy.pl

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -23 (61)
zarchiwizowany

#52713

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tubylec przechodząc koło kapliczki
MUSI się przeżegnać. Koniecznie i
bezwarunkowo. Albo lepiej, jak
wracając ze sklepu z siatami
pełnymi butelek wódki uklęknie i
się przeżegna. Najlepiej przy
świadkach. A jeszcze lepiej byłoby
położyć się i leżeć przed kapliczką
krzyżem. Niektórzy to nawet
praktykują. No chyba że w stanie
upojenia alkoholowego, nie są w
stanie dojść do rzeczonej kapliczki i
na miejsce swej kontemplacji
duchowej wybierają jeden z
okolicznych rowów. Jak nakazuje
tradycja, w piąteczek dziatwa ze
wszystkich okolicznych wsi zgodnie
zmierza do dyskoteki lub remizy,
by oddawać się tam cielesnym
uciechom z kim popadnie. Trzeba
tylko pamiętać, by w przerwie
pomiędzy tańcami nie zjeść kanapki
z szynką, bo to GRZECH
ŚMIERRRRRTELNY i OBRAZA PANA.
Gdy nadejdzie okres Wielkiego
Postu, zabawa i taniec stają się
GRZECHEM ŚMIERRRRRTELNYM!
Dlatego też dyskoteka jest wtedy
zamykana na cztery spusty, by od
ognia piekielnego uratować także
tych „żyjących bez Boga”
mieszczuchów. Po upłynięciu czasu
pokuty i zadumy można wrócić do
remizy w poczuciu spełnienia
katolickiej powinności, by znów
kopulować z kimkolwiek niczym
królik w klatce stojącej przy
wiejskiej obórce…

opisy wiejskiej obłudy na flejtuchy.pl

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -33 (41)

#32653

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Osiedle Waszyngtona, Grochów, Praga Południe, Warszawa. Przy wjeździe na teren osiedla postawili solidny metalowy szlaban zamykany na kłódkę. Burdelu "pilnuje" cieć z firmy ochroniarskiej WALKRYS, który nie ma widoku na szlaban ze swojej stróżówki zlokalizowanej w jednym z bloków osiedla. Na szlabanie widnieje napis informujący, że wpuszczają tylko przeprowadzki i osoby schorowane, a jeśli chce się z tej możliwości skorzystać, należy zatrąbić.

1. Godzina druga w nocy. Budzi mnie długotrwały sygnał dźwiękowy. Wyglądam przez okno i jak mogłem przypuszczać, przy szlabanie stała karetka pogotowia. Ochrona zapewne jak zwykle śpi. Ratownik idzie na poszukiwania ciecia, który widocznie w końcu się obudził, bo wyszedł z bloku i udał się w kierunku karetki mając w ręku notes, celem zapisania kto przyjeżdża, do kogo, kiedy, na jak długo i po co. Ratownicy żywo gestykulują. Cieć nie otwiera. Musi wrócić do swojej kanciapy po klucz. Za dwa dni na budynku wisi klepsydra. Mogę tylko się domyślać, że ma to jakiś związek z nocną akcją.

2. Tym razem jara się śmietnik. Sytuacja podobna jak powyżej, tyle że straż pożarna przecina kłódkę, happy end.

3. W październiku 2011 zasłabł mój dziadek. Załoga karetki dziesięć minut walczyła o wjazd na osiedle. Przybyły na miejsce lekarz mógł tylko wypisać stwierdzenie zgonu.

Osiedle Waszyngtona Grochów Praga Południe Warszawa WALKRYS

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1019 (1085)
zarchiwizowany

#29943

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako dziecko, pod koniec lat ′80, a na początku ′90, mieszkałem z rodzicami i bratem w Pjongjangu, wtedy nazywanym przez Polaków Phenianem. Rodzice pracowali w naszej ambasadzie. By wprowadzić w klimat historii, nakreślę krótko, jak wyglądają realia pobytu na placówce. Na terenie ambasady mieszkali jej pracownicy wraz z rodzinami. Jako że na placówce przebywa się czasem przez kilka lat, tysiące kilometrów od domu, w obcym kraju, ambasadzka polonia tworzy niejako "drugą rodzinę", gdzie wszyscy razem pracują, spędzają wolne chwile, święta, wycieczki. Z tych samych powodów nieliczna polska dzieciarnia także mocno trzyma ze sobą i organizuje wspólne zabawy. Na terenie ambasady mieliśmy do dyspozycji swój basen, kort tenisowy, więc było mnóstwo sposobów na spędzanie wolnego czasu nawet bez wyjeżdżania na czy za miasto. Osoby w wieku szkolnym chodziły do szkoły zorganizowanej w ambasadzie ZSRR, gdzie uczyły się dzieciaki praktycznie całego korpusu dyplomatycznego, ale przeważali Rosjanie. Jednakże my, Polacy trzymaliśmy się siebie. Nie wszędzie jest tak różowo. W Korei Północnej występują braki w zaopatrzeniu, więc na większe zakupy od czasu do czasu trzeba było wybierać się do Chin. Rodzice, gdy wyjechali na takie zakupy, zatrzymali się u swoich odpowiedników w ambasadzie polskiej w Pekinie. Tam atmosfera wśród dzieciarni była zgoła inna. Prawie wszyscy rodzice pokupowali swoim pociechom konsole, które dopiero co się pojawiały. Prawie. Jeden chłopaczek gry telewizyjnej nie miał. Wykluczono go z „paczki”, nikt z nim nawet nie rozmawiał, był pozostawiony sam sobie i niejednokrotnie stawał się obiektem drwin. Nie piekielne? A jak ma się czuć dzieciak 11 godzin lotu samolotem od Polski, z którym jedyni Polacy, z którymi ma styczność, nie chcą się z nim bawić? W Chinach nie ma takiego komfortu, jak w Korei Północnej, że pójdzie do szkoły i tam znajdzie sobie przyjaciół. Ambasada polska w Pekinie prowadzi własny szkolny punkt konsultacyjny, gdzie uczą się tylko te małe potworki, więc w szkole ma do czynienia z tym samym kręgiem ignorujących go osób.

Ambasada RP w Pekinie

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -24 (60)
zarchiwizowany

#29942

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miejsce akcji to sklep Biedronka w Suchej Beskidzkiej przy ul. Mickiewicza 21. Było to w sobotę 12 listopada 2011 równo o godzinie 19. Byłem umówiony z kolegą i czekając na niego wpadłem do sklepu po drobne zakupy. Wyszło tego 1,98 zł. Zazwyczaj staram się ułatwiać życie kasjerkom i jak mam drobniaczki, to daję końcówkę, gdy nie mam kwoty wyliczonej tak, by łatwiej było im wydać resztę. Z racji tego, że tym razem nie mogłem być tak pomocny, daję kasjerce 10 zł. Kasjerka natomiast wydała mi jako resztę 8 zł. Mówię "a dwa grosze?". Kobieta z kasy wyraźnie oburzona krzyczy "Przecież nie mam!". Odpowiedziałem jej, że wypadało zapytać, czy może być bez 2 groszy, a bym odpuścił, ale nie podoba mi się jej cwaniactwo. I wkurzony wyszedłem, bo byłem już spóźniony. Nie chodziło mi o te dwa grosze, tylko o zasadę. Skarga poszła.

EDIT: Nadeszła odpowiedź.

Szanowny Panie, W imieniu Dyrekcji firmy Jeronimo Martins Dystrybucja S.A. dziękujemy za kontakt z Biurem Obsługi Klienta sieci sklepów Biedronka. Zapewniamy, że każdy sygnał ze strony naszych Klientów, dotyczący funkcjonowania sklepów Biedronka jest dla nas bardzo ważny i dokładnie analizowany przez kierownictwo firmy. Obowiązkiem personelu Jeronimo Martins Dystrybucja S.A. jest zapewnienie naszym Klientom odpowiednich warunków do dokonywania szybkich i bezproblemowych zakupów w miłej atmosferze. W odpowiedzi na zgłoszenie informujmy, że osoba, która z ramienia firmy nadzoruje działalność tego sklepu została niezwłocznie poinformowana o zaistniałej sytuacji. W wyniku przeprowadzonych procedur wyjaśniających personel sklepu zostanie ponownie pouczony, co do właściwej obsługi klientów. Wobec osoby winnej wyciągnięte zostaną konsekwencje służbowe - adekwatne do zaistniałej sytuacji.Jeszcze raz bardzo dziękujemy za zgłoszenie tej sprawy do Biura Obsługi Klienta. Pozwoli to na podwyższenie standardu świadczonych przez nas usług i zapobiegnie takim sytuacjom w przyszłości. Z poważaniem Biuro Obsługi Klienta

Biedronka Sucha Beskidzka ul. Mickiewicza 21

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -36 (60)
zarchiwizowany

#26227

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawniej każda historia zaczynała się od "gwoli wstępu". Teraz wszystko od "mam ci ja". Ludzie, czy wy naprawdę jesteście aż tak ograniczeni? Dotyczy to przede wszystkim gimnazjalistów.

moda na słówka

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -39 (85)
zarchiwizowany

#24672

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka lat temu pracowałem w serwisie regionalnym znanego zapewne większości VOBIS SA. Jednym z moich obowiązków był serwis i przeglądy okresowe drukarek fiskalnych w moim regionie (mazowieckie, podlaskie, lubelskie, kujawsko-pomorskie). Zrobiłem kilkudniowy, podzielony na etapy "tour de region" po wszystkich salonach firmowych. Mając już pewne doświadczenie, dzwoniłem dwa dni wcześniej do salonów, by uprzedzić, że przyjadę na przegląd i aby przygotowali książkę serwisową do drukarki, gdzie po przeglądzie muszę dokonać stosownego wpisu. Jako że do Płocka nie było mi po drodze do innych miast, zostawiłem go sobie na deser.

Nadszedł dzień wyjazdu do Płocka, wchodzę do salonu, sprawdzam drukarkę i pytam chłopaków, gdzie położyli książkę serwisową. Oczywiście nikt nic nie wie, kierownika nie ma, więc tzw. pupa i nie mam jak dokonać wpisu po przeglądzie. Poleciłem ściągnąć kierownika do salonu. Usłyszałem pytanie, czy musi to być dziś, na co odpowiedziałem, że ma się zjawić natychmiast, bo nie po to specjalnie przyjechałem, by odejść z niczym. Po jakiejś godzinie kierownik przyjechał, przeszukał dokumenty, sejf i nie znalazł książki. Umówiłem się, że w takim razie książkę serwisową podeślą mi kurierem, jak ją znajdą, bo przegląd dokonany i pozostał mi jedynie wpis. Oczywiście mimo wielokrotnego monitowania, książki mi nie podesłali.

Vobis SA - Płock

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -23 (79)
zarchiwizowany

#23933

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam krótki epizod w pracy w ochronie. Pewna małpa jest kierowniczką w
Krakowie w Jubilacie. Przy klientach
mnie opieprzyła, że nie
wyprowadziłem siłą klienta, który
głośno przeklinał, ale poza tym nie
wykonywał żadnych niepokojących
ruchów. Oczywiście stałem przy typie
gotowy do użycia siły w razie
konieczności i nakazywałem mu
spokój albo opuszczenie sklepu.
Kasjerka zaczęła krzyczeć, że jej życie
było zagrożone, a kierowniczka
chciała, żebym typa pobił.
Powiedziałem jej, że pierwszy nie
mogę dotknąć klienta, zwłaszcza że poza gadaniem nic nie robił i że za dużo się
filmów naoglądała i pomyliła ochronę
za 6 zł/h z amerykańskimi
komandosami. Kierowniczka była
zdania, że dla kasjerek powinienem
nawet życie poświęcić (tak
powiedziała!) . Ale to
niezrównoważona kobieta. Jak zmarł
jej mąż, to o mały włos uniknęła
pożaru mieszkania, bo w całym domu
paliła setki świeczek, tych
podgrzewaczy i zajęły się ogniem
firanki.

Jubilat Kraków Krasińskiego róg Zwierzynieckiej

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -40 (70)
zarchiwizowany

#21427

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Marketoidom i zbieraczom danych osobowych mówię stanowcze NIE! Stąd też wynikła ta historia w jednym akcie. Osoby: Kudłatek, czyli szacowny misiak1983 i anonim, podejrzewam że sąsiad, stary wojskowy i nauczyciel, ale tego nie jestem pewien.

Akt I i ostatni

[dzwonek telefonu stacjonarnego]
[Kudłatek] Słucham?
[anonim] Halo kto mówi?
[Kudłatek] To ja się pytam kto mówi, dzwoniąc wypadałoby się przedstawić.
[anonim] Nie, to ten kto odbiera powinien się przedstawić.
[Kudłatek] [ROTFL] Dzwoniący wie do kogo dzwoni.
[anonim] Kto mówi?
[Kudłatek] [jebudu słuchawką]

KURTYNA

Na wsi u teściów w Beskidzie Średnim

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 33 (247)