Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mustbegood

Zamieszcza historie od: 22 czerwca 2012 - 18:17
Ostatnio: 28 lipca 2014 - 22:01
  • Historii na głównej: 0 z 7
  • Punktów za historie: 645
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 13
 
zarchiwizowany

#46829

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłam, że dodam jakże wspaniałego kwiatka z tak zwanej "gimbazy" zwłaszcza, że do tej pory nosi mnie jak o tym pomyślę.

Historia właściwa:
Wiadomo powszechnie, że w gimnazjum my dzieciaki zmieniamy sie ogromnie. Oczywiście nie wszyscy, ale powiedzmy większość zaczyna palić (podłapując od starszych klas) już nie mówię o piciu alkoholu.
Póki były ciepłe miesiące, ludzie szli na tak zwaną 'palarnię' przy szkole, ale kiedy przychodziła zima wszyscy bunkrowali się po toaletach. Osobiście nic do tego nie miałam, chcą się truć proszę bardzo, ja nie korzystałam z toalet no chyba, że naprawdę musiałam.
A jak sobie radzili nauczyciele z palaczami? Szczerze mówiąc nie przypominam sobie by ktokolwiek się z nimi strasznie szarpał, mieli raczej podobne podejście co ja. I tak przez dwa lata mojej nauki się żyło. Niestety w 3 roku, pani DYREKTOR postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

Ale zanim przejdę do tego, napiszę jeszcze jedną istotną informację.
Niektórzy nauczyciele również siedzieli po uszy w tym paskudnym nałogu, a ponieważ oni mieli świecić przykładem im również było zabronione palenie w szkole. Stosowali się do zakazu? Nie. Korzystali z starej, nieużywanej toalety dla personelu, znajdującą się w wąskim korytarzu do biblioteki. Za każdym razem kiedy mieliśmy tam zastępstwo albo szło się wypożyczyć książkę w całym korytarzu waliło fajkami niemiłosiernie, jakby wypalali cała paczkę naraz.
Rzecz jasna pani DYREKTOR nie miała o niczym pojęcia.

Pierwswzy semestr 3 klasy przebiegł spokojnie, a dzień przed feriami zostaliśmy poinformowani, że po feriach toalety będą zamykane również na przerwach,( bo my nie stosujemy się do regulaminu a nauczyciele tak. Ciekawe czy była w korytarzu koło biblioteki kiedykolwiek) a otwierać je będą dyżurujący nauczyciele lub panie sprzątające. No lekki szok i niezadowolenie, zwłaszcza ze strony żeńskiej. No bo jak to, zamknięte toalety na PRZERWIE? Każdy wiedział jak wyglądają dyżury nauczycieli, przerwa załóżmy 5 minutowa, a ten zanim z klasy wyjdzie, zanim zaniesie dziennik, zanim wróci spowrotem to przerwa zdąży się skończyć. Prośby o otwieranie toalety kierowane do pań sprzątających kończyły się oczywiście fiaskiem. Doszło do tego, że średnio co 2 tygodnie miałam przeziębiony pęcherz, bo przetrzymywałam przez 8 lub 9 godzin lekcyjnych + powrót do domu. Wkurzało mnie to strasznie, aż któregoś razu po prostu pani sprzątająca doprowadziła mnie do białej gorączki.
W mojej szkole było jasne od samego początku, że ze sprzątaczkami nie ma co się szczypać, były niemiłe, złośliwe i wredne. No nie, przepraszam z DWOMA można było się dogadać.
Otóż trafiły mi się "te dni" gdzie po prostu koniecznością było skorzystanie z toalety. Wyszłam z wf-u kilka minut wcześniej (przed dzwonkiem ) przeczuwając że coś jest nie tak i pierwsze kroki skierowałam do sprzątaczek.

[J] Przepraszam, czy mogłabym prosić o otworzenie toalety?
Zapytałam grzecznie, nie tłumacząc się, nie ich sprawa dlaczego.
Odpowiedź mnie powaliła.
[S] Po co?
[J] A po co pani chodzi do toalety? To chyba logiczne, chcę, nie przepraszam ja MUSZĘ skorzystać z toalety i to natychmiast.
[S] Ale ja ci nie otworzę. Poczekaj do przerwy.

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że to nie tylko ja miałam pretensje, wiele rodziców chodziło do dyrekcji z żądaniem by toalety były otwarte non stop.
Moi rodzice wiele razy chodzili do szkoły, wkurzali się bo trzeba było ciągle latać po leki dla mnie. Coś to dało? Absolutnie nic, toalety do końca roku funkcjonowały tak jak opisałam wyżej.

A palacze? Wcale się tym wszystkim nie zmartwili. Schodzili do szatni na wf i tam palili. Ktoś się tym zajął? Nie.
A pani DYREKTOR wciąż tam zarządza, wciąż nowe pomysły o których usłyszałam, po prostu dziękowałam że już mnie tam nie ma.

(za jakiekolwiek błędy przepraszam, starałam się jak tylko mogłam by je wyłapać wszystkie, ale mogłam coś przeoczyć :) )

pożal się boże szkoła

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (32)
zarchiwizowany

#39353

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie krótko.

Właśnie rozpoczęłam pierwszy rok nauki w liceum. Wszystko fajnie, pięknie nauczyciele podchodza do nas spokojnie, jak do ludzi już prawie na ich poziomie. Wszyscy wyważeni, rozsądni..Zbyt pięknie było więc spotkanie z chemiczką zepsuło całą radochę z nowej szkoły. Otóż nauczycielka jest chyba samym diabłem wcielonym, wrzask zaczął się jeszcze przed pierwszą naszą wspólną lekcją, że nie stoimy równo, nie tak, że garbaci i tak dalej. Tyrada 5 minutowa na korytarzu. Okey, może jakiegoś PMS-a załapała czy coś. Zaczęła nas wprowadzać w swoje metody nauczania. Szczerze mówiąc, ani to babsko miłe, ani rozsądne i bez żadnego podejścia do nas. Ona nie uznaje popraw ( gdzie wszyscy inni nauczyciele i owszem) bo jak ktoś chce to wszystko umie i rozumie. Wszelkie skargi rodziców ignoruje bo ona ma to w nosie, bo to wszystko NASZA wina że czegoś nie wiemy bądź nie umiemy i inne bzdety. W każdym razie opowiedziałam mojej mamie o tym babsztylu. Mama zrobiła wywiad w pracy, tzn podpytała koleżankę z pracy o ową panią i tu wyszło szydło z worka.. Otóż nauczycielka po kilku załamaniach nerwowych, 3 odwykach alkoholowych wredna za przeproszeniem suka. Jak kichniesz to potrafi wziąć cię do tablicy i gnoić tak długo aż cię zagnie byle wstawić 1. I tak do końca roku.

Tak się zastanawiam, rozumiem "były" alkoholik też człowiek do pracy ok, ale do pracy z młodzieżą? Przecież wiadomo od razu że znowu zacznie pić. Wiem życie nie jest kolorowe ale kurde z tą mendą będe musiała sobie poradzić. Aha i jeszcze jedna rzecz tak na przyszłość, jeśli zdażyłoby się że wyczuje od Piekielnej alkohol co robić? Mama mówi że zgłaszać albo wychowawczyni albo od razu dzwonić do niej a ona dzwoni na policję i niech ja sprawdzą. Szczerze mówiąc dla mnie bomba gdyby ją złapali dla wszystkich problem z głowy ale z drugiej strony..moje słowo przeciw jej słowu. Wyprze się nic z tym wychowawca nie zrobi a mnie babsko będzie gnoić??

szkoła

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (17)
zarchiwizowany

#34987

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed kilku dni.

Siedzę sobie spokojnie w domciu, jest późny wieczór około 23. Sąsiedzi z klatki obok postanowili urządzić sobie imprezkę. Okej niech sobie mają kto im broni ale na miłość boską zamknij ten balkon albo nie drzyj tak ryja( albo tyle nie chlej). Pod blokiem mamy rozstawione rusztowanie(sąsiedzi mieszkają na parterze) wymieniają nam fronty balkonów. Otóż wychodzę na balkon włączam sobie lampkę i zamierzam czytać książkę. Ciepła noc-czemu więc nie. Ledwo otworzyłam książke jak coś nie łupnie o ziemię.I zaraz po tym jakieś dziecko uderza w ryk. Próbuję zobaczyć coś w ciemności , ale jedyne co widze to lekki zarys ludzkiego ciała. Myślę, czyżby jakieś dziecko fiknęło przez rusztowanie?[Dz]Dziecko
[Dz] MAAAAAMAA SPAAAADŁAA
Kobiecie nic się ie stało po chwili wstała wlazła do domu, zamknęli balkon i impreza się skończyła.

Powiedzcie mi czy naprawdę musiało dojść do nawet takiego wypadku by oprzytomnieć? A gdyby to było 3 czy 4 piętro?

blok

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 74 (130)
zarchiwizowany

#34975

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojego kolegi.

Kolega nazwijmy go Felix mieszka na parterze. Budynek dodatkowo stary jak świat więc jego okna są bardzo blisko ziemi. Na szczęście okno jego pokoju wychodzi na ′zieloną stronę′ bloku. Na jego osiedlu mieszka młody chłopak na oko 25 lat, umysłowo chory.Wbrew przekonaniu, że jeżeli chory to zadbany i rodzice się przejmują losem dziecka to w tym przypadku jest zupełnie odwrotnie. Chłopak chodzi brudny, w powyciąganych ubraniach. Rodzice? Oboje alkoholicy, jak raz na miesiąc załapią kontakt z rzeczywistością to cud. Ogólnie chłopak niegroźny, po prostu chodził sobie całymi dniami po podwórku, a inni sąsiedzi starali się by nie chodził głodny( jak zauważyli juz że chłopak przestał się myć to sąsiadki z dworu go zabierały i przymusowo kąpały) ogólnie ludzka życzliwość. Któregoś dnia chłopak podpatrzył od kogoś i zaczął straszyć dzieci ale i dorosłych. Wyskakiwał nagle zza krzaków krzycząc "BU!" i uciekał. I tu właśnie zaczyna się mini koszmar kolegi.
Przez bite 2 tygodnie dzień w dzień był tak straszony. Nie to że on jakiś szczególnie strachliwy, ale chłopak był w tym cholernie dobry za każdym razem czatował w innych miejscach. Felix tolerował to, w końcu to osoba chora pewnie nie ma nawet do końca świadomości że to robi. Po 2 tygodniach straszonka wszystko się skończyło.Cisza spokój. Minęło kilka cichych dni, Felix wrócił któregoś bardzo późno i odrazu poszedł spać. Obudził się o 2.30 w nocy i uśmiechnął sam do siebie bo odrazu na myśl przyszedł mu kwejk "Jeżeli budzisz się między 2 i 3 to znaczy że ktoś cię obserwuje". Odruchowo rozejrzał się po pokoju i to co zobaczył w oknie zmroziło mu krew w żyłach. Otóż za oknem stał owy chory chłopak szczerzący sie w straszliwy sposób i cały jakiś taki powykrzywiany.Felix obudził rodziców i zadzwonili na policję i pogotowie. Okazało się że chłopak wlazł jakimś dziwnym sposobem na dach po czym spadł i połamał się całkowicie. Nie przeżył. Kilka dni później razem z moim kolegą widzieliśmy rodziców chłopaka nawalonych w cholere chyba nawet nie wiedzących że starcili syna. NIenawidzę takich ludzi i wtedy tam miałam ochotę ich własnymi ręcyma udusić.

piekielni rodzice

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 290 (326)
zarchiwizowany

#34880

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dzieciństwa.

Kiedyś mieszkałam w 10-piętrowcu i to na ostatnim piętrze. Jako, że jako młoda osóbka byłam dzieckiem bardzo towarzyskim latałam codziennie po podwórku do późnego wieczora. Oczywiście trzeba liczyć się z tym że często też latałam do domu: a to po picie,a to po pieniądze na lizaka albo coś albo za potrzebą-jak to dziecko. Los chciał że na parterze mieszkała bardzo marudna starsza pani. Przeszkadzały jej jeżdżące windy, ludzie chodzący pod oknami, a już szczególne uczulenie miały na tupot dziecięcych nóżek. Nie było dnia gdzie nie sterczałaby w oknie, krzycząc, odgrażając się lub (rzadziej ale się zdarzało) czychała na korytarzu mamrotała pod nosem do sibie a jak widziała jakieś dziecko szarpała za ubranie, pluła istna wariatka.
Wielu mieszkańcom niepodobało się zachowanie owej pani Piekielnej, ale nic nie mogli z nią zrobić. Byłam dzieckiem odważnym, ale i też pyskatym jednak mimo wszystko starałam się omijać starszą panią i nie bawić się pod blokiem.
Któregoś dnia jednak skrzyknęliśmy większą grupę i postanowiliśmy pobawić się w chowanego. Zabawa trwa w najlepsze poleciałam niedaleko bloku, z koleżanką schowałyśmy się za krzakami pod trzepakiem. Wszystko fajnie, gdy nagle zza rogu wychodzi Piekielna- wrzeszczy na nas jak opętana. Koleżanka uciekła byle szybciej ja nie ruszyłam się z miejsca. Podbiegła do mnie z gracją tańczącego hipopotama chwyciła za bluzkę i zaczna szarpać krzyczeć przy okazji opryskując mnie śliną. Z braku jakiegoś pomysłu na obronę ugryzłam ją w przegub. Odskoczyła jak oparzona na środek ulicy, podniosła alarm na pół osiedla.[P] Piekielna
[P] Wampir! Dziecko Szatana! Zjeść mnie chciało!Spalić ją trzeba! Do księdza na egzorcyzmy zaciągnąć!
I dawaj mnie za fraki i ciągnie uskuteczniać swoje ′czary mary′. Na szczęście mój tato przybiegł i zabrał mnie od niej bo nie wiem jakby się to skończyło. Pamiętam jeszcze że ktoś inny zadzwonił na policję bo kobieta strasznie się rzucała z łapskami do mnie i nic nie mogło jej uspokoić. Dopiero jakiś postawny facet ją na tyle delikatnie obezwładnił że mogła już tylko krzyczeć.

podwórko

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 65 (129)
zarchiwizowany

#34743

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja sprzed roku.

Standardowo zaczęły się wakacje, więc sporo młodych ludzi zatrudniało się na roznoszenie ulotek. Osobiście nic do tego nie mam, w końcu praca jak każda inna.
Największy problem był z tym, że mieszkam pod 5 a to środkowy numerek na domofonie.
Moja mama wychodziła wcześnie rano do pracy i zwykle ja też budziłam się wcześnie.(Co wcale nie oznaczało że po jej wyjściu nie zasypiałam na nowo).I właśnie z samego rana nadchodziła Piekielność.Żaden z roznoszących nie pomyślał o tym żeby zadzwonić pod inny numer a nie akurat pod 5. Dzień w dzień to samo. Krew normalnie zalewała człowieka na miejscu kiedy po raz kolejny słyszy w słuchawce burkliwe "ulotki". W końcu przestałam reagować na dźwięk domofonu, bywało też tak że zdejmowałam słuchawkę i nawet jeśli ktoś dzwonił to tego nie słyszałam.
Lato minęło, spółdzielnia mieszkaniowa postanowiła nam umilić życie montując specjalne kieszenie na reklamy przed klatką. Czy powstrzymało to roznoszących? Skąd, potrafi się tak uwiesić na domofonie że dzowni przez kilka minut. Debilizm niektórych mnie poraża -,-

ulotki

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 83 (147)
zarchiwizowany

#34021

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed kilku miesięcy.

Zdarzyło się tak, że wracałam ze szkoły o 2 godziny wcześniej ze względu na zwolnienie z dwóch ostatnich lekcji. Kawałek do szkoły mam i zazwyczaj pokonuje go w tramwaju. Jako że był to wtorek, hordy babć tego czy innego pokroju wracały z rynku i pakowały się w różne środki transportu najczęściej takich jak mój. Nie powiem, nie byłam z tego zadowolona, na ogół mam szacunek do starszych ale błagam w pewnych przypadkach i mój szacunek i cierpliwość może się wyczerpać. Większych problemów nie było przez całą drogę aż do mojego przystanku..
Wysiadłam a za mną kilka osób. Przechodze przez tory staję na światłach i czuję normalnie jak ktoś stoi za mną i się gapi. Nie lubię tego uczucia więc jak tylko zapaliło się zielone światło przyśpieszyłam kroku. NIc to niestety nie dało ten ktoś dalej szedł za mną. Nie obok, szedł za mną centralnie. Obejrzał się przez ramię- babcia ze skrzywionym wyrazem twarzy jakby jej w życiu nic nie odpowiadało. Myślę sobie, ok zatrzymam się udam że sznurówka w bucie mi się poluzowała czy coś, babcia mnie ominie i w końcu da mi spokój.
Kucnęłam na poboczu, na moment zaczęłam majstrować przy sznurówkach gdy nagle omal nie zaryłam nosem w chodnik. Jak się okazało babcia która upierdliwie za mną lazła upatrzyła sobie tą drogę na której kucałam.[B]Babcia [J] Ja.
[B] Patrz jak leziesz!Ludziom tylko po nogi wchodzisz, rodzice cię kultury nie uczyli?!
tu wkurzyłam się na maksa, nie dość że baba szła za mną dobre 500metrów to jeszcze na mnie wpadła i jestem pewna że zrobiła to menda specjalnie bo reszta chodnika była zupełnie pusta.
[J] Sama patrz jak leziesz głupia babo.
Może to było i chamskie ale kobieta doprowadziła mnie do szewskiej pasji i nadal nie wiem po cholere za mną lazła.

ulica

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (29)

1