Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

party_hard

Zamieszcza historie od: 18 lutego 2013 - 13:27
Ostatnio: 12 września 2017 - 1:08
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 363
  • Komentarzy: 62
  • Punktów za komentarze: 267
 

#67129

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnego razu, gdy miałam ok. 6 lat, wracałam z mamą z ośrodka zdrowia. Moją dziecięcą uwagę przykuła skórzana saszetka, samotnie stojąca na poboczu przy ulicy. Zapytałam mamę, czy mogę sobie tę saszetkę zatrzymać. Mama się zgodziła, jednak po powrocie do domu odkryła, że saszetka zawiera czyjeś dokumenty.

Każdy wie, że utrata dokumentów zawsze stanowi dla ich właściciela spory problem, dlatego rodzicielka postanowiła zrobić dobry uczynek i odesłać zgubę na stosowny adres (najpewniej nadając przesyłkę, podała swoje dane jako nadawcy). Mama zadzwoniła nawet ze stacjonarnego telefonu pod numer zapisany w notesie znajdującym się saszetce, aby w ten sposób przekazać właścicielce dokumentów, że może przestać się martwić, bo właśnie wędrują do niej Pocztą Polską.

Wszystko było w porządku, mama miała satysfakcję ze spełnienia dobrego uczynku, zagubiona saszetka wraz z zawartością wróciła w prawowite ręce.

Satysfakcja matki przemieniła się w żal i gniew, gdy do drzwi naszego mieszkania zapukali funkcjonariusze policji z niemiłą informacją, że właścicielka odesłanych dokumentów oskarżyła moją mamę o kradzież pieniędzy znajdujących się w saszetce.

Do dziś nie mogę pojąć logiki, jaką kierują się osoby postępujące w ten sposób. Co ta pani sobie myślała? Ok, załóżmy, że ktoś znajduje czyjąś torbę/teczkę/walizkę z zawartością i dostrzega, że oprócz dokumentów znajduje się tam także gruba forsa. I co, forsę zabiera, po czym resztę rzeczy odsyła, podając swoje dane, dodatkowo próbując poinformować o tym telefonicznie? Seems legit!

Dla mnie oczywiste jest, że ktoś, kto natknie się na zgubę z gotówką i chce cokolwiek sobie uszczknąć postępuje dwojako: 1) kontaktuje się z właścicielem i negocjuje oddanie wszystkiego za znaleźne 2) gotówkę zabiera, a resztę rzeczy zostawia, tam gdzie znalazł lub się ich pozbywa.

Nie pamiętam, jak ta historia się skończyła, w każdym razie mamie udało się jakoś zanegować oskarżenie.

małe miasteczko

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 336 (374)
zarchiwizowany

#56882

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnie za ten tekst posypią się na mnie gromy, ale cóż...

Mieszkam obecnie w centrum dużego miasta (nie jest to chwalenie się, tylko rzecz istotna w omawianej przeze mnie sprawie). Nie lubię płacić kartą, chociaż mam świadomość, że pewnie za parę lat będę musiała zrezygnować ze swoich nawyków i dostosować się do reszty społeczeństwa.

Od pewnego czasu mam nieodparte wrażenie, że zapłacenie gdziekolwiek banknotem stuzłotowym jest w najlepszym razie traktowane przez sprzedawców i kasjerów jako nietakt, a często jako zbrodnia i złośliwość. Ciągle napotykam piorunujące spojrzenia i okrzyki "O Jezus Maria!" na widok banknotu. Dodam, że staram się w miarę możliwości unikać płacenia takim nominałem i że nie robię zazwyczaj "poważnych" zakupów przed południem, a ciągle natrafiam na opisane wyżej reakcje. Doszło do tego, że jak zostaje mi stówka w portfelu, to zastanawiam się, do którego sklepu iść, żeby się nie narazić sprzedawcy, i najczęściej idę do zaprzyjaźnionego, gdzie koniec końców ekspedient może i z uśmiechem na twarzy, ale jednak coś tam sobie ponarzeka. A przecież takie nominały wydaje bankomat i nic się na to nie poradzi. Powiecie: "Płać kartą." Cóż, nie w każdym sklepie jest taka możliwość, a czasem można płacić kartą od określonej kwoty i to za wyroby inne niż tytoniowe.

I tak, pracowałam jako sprzedawczyni. ZAWSZE miałam klientowi wydać.

sklepy i sklepiki

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (27)

1