Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

quask

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2011 - 18:07
Ostatnio: 19 marca 2014 - 18:14
  • Historii na głównej: 8 z 11
  • Punktów za historie: 6491
  • Komentarzy: 33
  • Punktów za komentarze: 78
 

#58604

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczesny wieczór kilkanaście dni temu, robi się już szaro.

Jadę autem przez górską wioskę, przecinam drogę podporządkowaną, która biegnie stromo w dół. Gdy jestem w połowie skrzyżowania słyszę ogromy huk, a tył mojego auta przestawia się nawet o kawałek.
Zatrzymuję się ostro i okazuje się, że w mój samochód uderzył jadący z ogromną prędkością rowerzysta, co więcej, po przeleceniu nad moim dachem wpadł w śmietniki na posesji przy skrzyżowaniu, krótko mówiąc okropny wypadek.

Szybki telefon na 999, chłopak (jak się później okazało, miał 16 lat) cudem wylądował na boku (nie muszę go ruszać aby przełożyć do bocznej bezpiecznej (nie wiadomo czy nie ma obrażeń kręgosłupa), oddycha aczkolwiek nieprzytomny (miał na sobie profesjonalny strój do zjazdów rowerowych co bardzo mu pomogło), Pani dyspozytorka poleca mi kontrolować oddech (co jest odrobinę utrudnione, bo chłopak ma kask ze szczęką) i czekać na karetkę, uspokoiła mnie i trzyma na linii w razie czego.
Ktoś z gapiów dostał ode mnie polecenie, żeby dzwonił na policję. Mundurowi oświadczyli, że lecą. Ludzie z okolicznych domów zbierają się coraz liczniej. W kieszeni chłopaka znalazłem cudem ocalały telefon komórkowy, znajduję numer do mamy i dzwonię przedstawić sytuację (chłopak miał wypadek, uderzył w moje auto, leży nieprzytomny w tej a tej wsi, w tym miejscu).

Po chwili z piskiem opon wpadają rodzice chłopaka, jego ojciec wysiadając z auta zaczyna się drzeć, "Który dzwonił?!", gdy odkrzyknąłem, że ja od razu wali do mnie z pięściami i groźbami. Po dłuższej chwili unikania rąk faceta i przyjmowania różnych ciosów na ręce, byle nie w twarz (nikt z gapiów nie reaguje), w końcu decyduję się na strzał. Gościu dostaje w gębę tak, że pada lekko zamroczony.
Matka, która początkowo starała się uspokoić męża zaczyna skakać do mnie z pazurami ale szczęśliwie ktoś z tłumu wreszcie się zreflektował i ją odciągnął.
Weźcie pod uwagę fakt, że żaden z rodziców nie podszedł do syna, oboje gadają o "rowerze za tyle kasy" i wykrzykują groźby, które śmiało można uznać za karalne.

Wracam do chłopaka, ten na szczęście dalej oddycha, znajduje mój telefon, który wypadł gdzieś w trawę i mówię dyspozytorce o drugim poszkodowanym. Matka podbiega do chłopca, chce go szarpać, odciągam ją, ktoś znów ją przejmuje. Kompletny meksyk, nie wiem jak w tym wszystkim zachowałem trzeźwy umysł. Na szczęście szybko dojeżdżają funkcjonariusze, trochę odsuwają gapiów, ogarniają matkę, ojca doprowadzają do ładu, mi polecili zostać przy chłopaku.

Po chwili podjeżdża karetka. Gdy wysiadają ratownicy, rozpoczynają zbieranie chłopaka i dosłownie po sekundzie odlatują na gwizdkach. Policjanci troszkę ogarnęli sytuację, choć jeden z nich dalej użera się z krzyczącymi rodzicami. Ja korzystając z chwili wracam do auta i dopiero dociera do mnie cała ta sytuacja, staram się dojść do siebie.
Po jakimś czasie podchodzi do mnie jeden z policjantów, bierze dokumenty, później pyta jak wyglądało zdarzenie. Opowiedziałem sytuację, potem jeszcze jakieś inne pierdoły, wszystko trwało dość długo, ale w końcu jestem wolny (auto mocno obite, drzwi tylne do wymiany ale można nim jechać, więc wracam do domu).

Ostatnio odwiedził mnie policjant i zaprosił na komendę. Ojciec chłopaka (okazało się, że dość wpływowy, lokalny biznesmenik) chce mnie pozwać za cios w mordę. Przy okazji dowiaduję się, że chłopak jest w kiepskim stanie i na razie nie ma pewności czy wyjdzie z tego wypadku sprawny. Okazuje się, że rodzinka mieszka 500 metrów od miejsca wypadku, a świadkowie zdarzenia mają różne wersje. Ci, którzy lubią ojca mówią, że ojciec podszedł, a ja go z miejsca w mordę, albo że ja wykrzykiwałem, że jego dzieciak mi auto zniszczył, a następnie uderzyłem. Z wszystkich 10 świadków 4 ma różne wersje, obciążające mnie, sześcioro mówi prawdę ale sprawę trzeba wyjaśnić, bo ojciec chce dochodzić swoich praw z powództwa cywilnego. Dodatkowo okazuje się, że rodzice będą chcieli wyjaśniać sprawę wypadku w sądzie, bo jak sami zaznaczyli, zniszczyłem rower za 15 tys. no i po drugie to nie wiadomo czy chłopak dojdzie do siebie po wypadku.

Teraz piekielność: Dzieciak, który przez zwykłą głupotę może nie wyjść cało z sytuacji. Rodzice, którzy w pierwszej kolejności zainteresowani są drogim rowerem i ewentualnym odszkodowaniem a nie synem. Przez nich będę musiał się tłumaczyć w sądzie, że ten cios to była obrona konieczna, dodatkowo stwierdzają jakobym jechał za szybko więc jestem winny wypadkowi. Obie sprawy, jak powiedzieli policjanci, są tylko formalnością (rozbieżność w obciążających mnie zeznaniach świadków w sprawie rzekomego ataku na ojca, a w drugiej sprawie uderzenie w bok mojego auta, wyjazd z podporządkowanej bez ustąpienia, dodatkowo brak świateł w rowerze choć było już ciemno) zostanę uniewinniony, ale ile czasu potrwają, tego nie wie nikt. Choć jeśli czterej świadkowie zmienią zeznania na jakieś bardziej spójne, to mogę mieć problem i bez adwokata się nie obejdzie.

Dla zobrazowania powagi wypadku powiem tylko, że sam nieraz jeździłem rowerem tamtą drogą i rozpędzenie się do 70km/h wymaga jedynie mocnego trzymania się kierownicy.

wiejska droga

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 890 (924)

#56573

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio przeczytałem na pewnym portalu internetowym ostrzeżenie o oszustach, którzy sprzedają auta widma.

Tak samo chciano oszukać i mnie, tyle, że ten wałek się zwyczajnie kupy nie trzymał.

Otóż na pewnym portalu ogłoszeniowym znalazłem fajne autko w bardzo dobrej cenie. W ogłoszeniu nie było numeru telefonu tylko sam mail.

Napisałem, że jestem zainteresowany, kiedy mógłbym zobaczyć to auto i gdzie dokładnie (miało być w Zielonej Górze, mam tam ok 150km).

Dostałem maila zwrotnego translatorową Polszczyzną oraz po angielsku, którego wyraz mniej więcej był taki:

To auto ma kierownicę po lewej, pochodzi ono od naszego klienta, który przestał płacić raty za leasing więc sprzedajemy je w tak atrakcyjnej cenie aby pokryć tylko resztę rat. Do auta są wszystkie dokumenty oraz gratis 6 miesięcy gwarancji. Możemy dostarczyć to auto w atrakcyjnej cenie (opłata tylko za paliwo + koszt autostrad) podaj swoją lokalizację to wycenimy koszt.
Wolimy sprzedać to auto przez allegro, ponieważ uznajemy to za bezpieczny sposób załatwienia tej transakcji.

W następnym mailu, już po angielsku napisałem, że muszę wiedzieć czy auto jest zarejestrowane w Polsce a jeśli nie to w jakim języku są dokumenty. Dodatkowo napisałem, że chciałbym sprawdzić stan auta, a jeśli jest ono w Zielonej Górze bądź okolicach to chętnie tam podjadę. Podałem też nazwę swojej miejscowości aby wycenili ewentualny transport.

Wycenili mi transport na 1500zł, transakcja miała opiewać na 10 000zł. Nie dali odpowiedzi na żadne z pytań i zaczęli kręcić: Po zalicytowaniu na allegro dostanę mail od allegro aby przelać kasę na neutralne konto należące do allegro, a do którego oni nie mają dostępu). Oni dostarczą mi auto, jeśli wszystko będzie ok i zaakceptuje stan samochodu oni mi go zostawią a ja kliknę, że allegro ma przelać im kasę, jeśli auto mi się nie spodoba, to oni zabiorą je z powrotem na własny koszt. Jeśli chcę dobić targu mam wysłać wszystkie swoje dane wraz z kopią dokumentu tożsamości. Dodatkowo była adnotacja, żebym odpisał tylko jeśli jestem zainteresowany, bo w tej cenie to auto długo nie postoi, a ich interesują tylko poważne oferty.

Podsumowując - sprzedają ci auto w cenie, ok 30% niższej niż inne w podobnym stanie na rynku (zapewniają o znakomitej kondycji i bezwypadkowości), dostajesz w tym pół roku gwarancji za free, dodatkowo jak Ci się nie spodoba to nie ważne, że oni wydali ok 1/6 ceny auta za transport, zabierają je na swój koszt, tylko przelej 10 000PLN na jakieś dziwne konto.

Teraz żałuję, że nie zgłosiłem gdzieś tej próby oszustwa...

oszuści allegro

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 597 (653)
zarchiwizowany

#51000

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie wiem czy piekielny byłem ja czy też pani kierowca.
Stojąc sobie na przystanku tramwajowym (takim po środku ulicy, przy skrzyżowaniu) widzę jak kobietka z samochodu stojącego na światłach zaraz za barierką, o którą się opieram wyrzuca na ulicę peta. Odwracam się do niej i w miarę grzecznie mówię
[J]- Coś pani wypadło.
Babka pospiesznie zaczyna kręcić korbką od zamykania szyby, więc ja wiele się nie zastanawiając przeskoczyłem przez barierkę na ulicę i wcisnąłem jej rzeczonego peta pod wycieraczkę (tak, że uszkodził pióro przypalając gumę). Poleciało do mnie kilka inwektyw słyszanych nawet przez zamkniętą szybę ale światło szybko się zmieniło i babka odjechała.
Myślę, że obecne opady szybko zmuszą ją do wymiany tej wycieraczki ;)

Wrocław

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (333)

#47504

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak straciłem kumpla z pracy i jak trzeba wszystkiego pilnować przy każdej zleconej wymianie.

Moje autko razu pewnego miało problemy z odpalaniem, wymieniłem w nim kilka elementów, które moim zdaniem mogły być przyczyną ale niestety nie było rezultatu.

Znajomy z pracy zachwalał swego syna mechanika, który trochę wcześniej wziął kredyt na działalność, zapożyczył się u rodziców i otworzył warsztat. Postanowiłem zdać się na słowa kolegi i uwierzyć, że jego syn to najlepszy diagnosta i w ogóle skóry ze mnie nie zedrze bo po znajomości.

Pojechałem i mówię rozmawiam z [S]ynem:
[J]a- Cześć Marcin, ojciec Cię tak zachwala żeś najlepszy mechanik w mieście i stwierdziłem, że musisz mnie poratować.
[S]- A dzień dobry Panie Janku, no tata już Pana zapowiedział, mówił, że fura nie pali.
[J]- A no czasem coś nie pali jak dłużej postoi, wymieniłem świece bo stare były, kable wysokiego napięcia, cewki tylko nie wymieniłem bo nie ma dostępu dobrego, a może coś kurde paliwa nie podaje. Ale filtr paliwa jakiś czas wcześniej zmieniłem i wydaje mi się, że to nie on. Jak pompa to już nie wiem...
[S]- No to warto by było tę cewkę wymienić i cały zapłon przejrzeć, bo jak coś nie pali to zazwyczaj gdzieś iskra ucieka.
[J]- Dobra, słuchaj ja Ci czasu zabierał nie będę, spróbuj zdiagnozować, numer do mnie masz razem z kluczami i dokumentami w aucie. Jak coś zdiagnozujesz to zadzwoń, będziemy się dogadywać co do roboty. Na razie.
[S]- Ok, do widzenia.

I tak minęły 4 dni bez auta. Nie dzwoniłem, chłopaka nie popędzałem, nie chciałem być namolny i gitary zawracać. Po tych 4 dniach dostałem sms:

"Witam Panie Janku, tu Marcin, auto już śmiga, może Pan przyjeżdżać".

Już wtedy coś mnie tknęło, bo miał dzwonić jak się dowie co jest przyczyną, a jak nie już naprawi, ale szczęśliwy, że problem ustał pojechałem odebrać auto.

[J]- No witam, no i jak tam, co to było?
[S]- Paaanie ojcu nie powiem nic, żebyś Pan wstydu w robocie nie miał, ale na odwrót żeś Pan podpiął filtr paliwa. I jak się zastało po nocy, to nie chciał za pierwszym razem zaciągnąć paliwa dobrze i dlatego trzeba było z 2, 3 razy kręcić.
[J]- No to dostaniesz ekstra kasę za milczenie, żeby mnie paluchami nie wytykali. Wymieniłeś ten filtr czy tylko odwróciłeś?
[S]- Zdecydowaliśmy wymienić, bo to nie tak drogo, a jak paliwo poszło w drugą stronę to nie wiadomo czy teraz jakieś syfy teraz by z filtra nie szły do silnika.
[J]- A no racja, racja, to mów ile Ci tam mam zapłacić.

I tutaj dostałem kartkę z wypisanymi kosztami -
cewka xx zł, kable wysokiego napięcia(!) xx zł, świece trójelektrodowe(!) xxx zł, filtr paliwa xx zł i robocizna xxx zł, razem prawie 500zł.
Rozmowa stała się mniej przyjemna, ale dalej zupełnie spokojna i prowadzona po przyjacielsku.

[J]- Po coś kable wymienił i świece skoro ja to robiłem z tydzień zanim do Ciebie przyjechałem? Zresztą mówiłem, żebyś najpierw zdiagnozował i zadzwonił, a potem naprawiał.
[S]- Bo zazwyczaj jak nie pali to iskry nie ma i najpierw to sprawdziliśmy.
[J]- Ale toż mówiłem, że nie potrzeba bo wymieniłem, a to chyba można w inny sposób sprawdzić. Po co to jeszcze raz wymieniłeś?
[S]- A bo świece to jednoelektrodowe były, kto to teraz na takich jeździ, a kable to tak dla pewności bo to mały koszt. A ja trochę na rozruchu jestem i nie mam sprzętu żeby sprawdzić czy działa więc zostaje metoda prób i błędów (mogłeś choć poinformować, a nie wymieniać niepotrzebnie drogie części)
[J]- Wcześniej były jedno- to wkręciłem jedno-, niepotrzebnie wszystko to robiłeś. No dobra chodźmy do tego auta.

Podszedłem do samochodu i z przyzwyczajenia z innych warsztatów otwieram bagażnik żeby sprawdzić czy stare części są w środku ale zastała mnie pustka. Rozmowa całkiem się popsuła.

[J]- A gdzie stare części?
[S]- No wywaliłem, po co to komu?
[J]- No jak po co, świece i kable prawie nówki poszły do kosza?
[S]- No a co byś Pan miał z tym robić jak to używane?
[J]- A to moja sprawa co bym miał robić, bez starych części nie płacę, w każdym serwisie co byłem stare części były zapakowane w bagażniku, żebym miał pewność, że są wymienione, a nie zostawione stare.
[S]- No przecież bym Pana nie oszukał, wszystko zrobione tak jak napisane.
[J]- Bez starych części nie płacę i już!
[S]- To ja auta nie oddaję!
[J]- Nie rób jaj, bo dzwonie po policję i zaraz tu będzie porządek, ani grosza nie dostaniesz!
[S]- To dzwoń Pan, pieniądze mają być bo robota zrobiona!

Sprawa zakończyła się telefonem na policję, który uświadomił młodego, że nie żartuję i nagle części cudownie się znalazły, bo śmieci jeszcze nie wyrzucone, więc patrol jednak nie przyjechał. Co ciekawe, kable czyściutkie, świece też ładnie wytarte, wyczyszczone rozpuszczalnikiem i wszystko zapakowane w pudełkach po częściach, które zostały założone, tylko starego filtra nie było.

Przez tę aferę kumpel z pracy się do mnie nie odzywa, ja jestem parę stówek lżejszy ale zapłacić musiałem bo robota zrobiona i dowodów na to że chciałem tylko diagnozy, nie ma. Cwaniaczkowi tym razem nie udało się podpierdzielić prawie nowych części, które mógłby sprzedać jako nowe innemu klientowi, a dodatkowo zażądałem wydania faktury na wszystko żeby podatek był dokładnie odliczony, nie będę przecież wspierał szarej strefy :)

Na koniec słowo. Jeśli ktoś wykonuje wam jakąś wymianę, to żądajcie części, które były wcześniej zamontowane. Nigdy nie macie gwarancji czy np. zegarmistrz wymienił baterię w zegarku czy tylko przyłożył starą do jakiegoś źródła napięcia i podładował na miesiąc albo czy ktoś naprawiając wam telewizor wymienił zepsute elementy czy tylko je naprawił, a was próbuje skasować za nowe. Pamiętajcie o tym, wszystko co było wcześniej zamontowane to wasza własność i nikt nie ma prawa wam tego odebrać. Żądajcie tych elementów i sami wyrzucajcie je do kosza lub przekazujcie do utylizacji, tak aby później nieuczciwi mechanicy nie mogli np. pokazywać waszych uszkodzonych części i wciskać komuś, że jemu je wymienili!

warsztat

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 893 (921)

#46156

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O odśnieżaniu dróg na wsi.

W naszej gminie są 4 wsie, które położone zdecydowanie wyżej niż inne, więc opady w zimie są tam dużo większe, śnieg zalega dłużej, a średnie temperatury w zimie są nawet o kilka stopni niższe niż w innych miejscowościach położonych bądź co bądź tylko kilka kilometrów dalej.

Nasz Zakład Obsługi Komunalnej (którego piekielne sytuacje można by zebrać i napisać dość długą książkę,) po jednej z ostrzejszych zim, podczas której nie mógł nawet przebić się swoimi pługami w górę tych wiosek (a nie posiadał odśnieżarek wirnikowych), postanowił zrobić przetarg i znaleźć ekipę, która zajmie się odśnieżaniem, a oni będą mieli problem z głowy.

Dwóch braci z jednej wsi (Panowie mieli traktor z pługiem, udało im się sklecić nawet przyczepę, która służyła do posypywania drogi szlaką) założyli działalność i wystartowali w przetargu na odśnieżanie swojej wsi plus jeszcze jednego odcinka (razem ok 15 km dróg). Dzięki nim zima była dla kierowców o wiele łaskawsza, niektórzy z nich nie musieli już nadrabiać prawie nawet kilkunastu kilometrów, byleby ominąć drogi wiodące po zboczach naszej gminy. Panowie po każdej nocy opadów już o 4 rano jechali przez wieś odgarniając śnieg i posypywali drogę szlaką (przy dużych ilościach śniegu musieli czasem nawet jechać osobno z pługiem i osobno z przyczepą), w ciągu dnia jeśli padało bądź ktoś z sąsiadów dał cynk, że droga jest śliska ponownie zabierali się za robotę. Dzięki nim, przez całą zimę był tylko jeden łagodny wypadek, gdy dostawca sklepiku małą ciężarówką wpadł do rowu. Podczas całej, dość srogiej zimy, drogi były utrzymane w stanie wręcz znakomitym (nie można porównywać tego oczywiście z krajami zachodnimi ale w porównaniu do lat wcześniejszych zwyczajnie nigdy nie było lepiej), nie było momentu kiedy byłaby nieprzejezdna.
A dla przedsiębiorców był to świetny sposób na dorobienie zimą, a czasu mieli sporo na swoje nowe obowiązki (wiadomo, zima to i prac przy uprawie się nie prowadzi).

Niestety w roku następnym wójt naszej gminy przypomniał sobie, że jego kolega ma pług, też mieszka w tamtej okolicy i mógłby sobie dorobić, więc "pokierował" przetargiem tak, że wygrał kto miał wygrać (swoją drogą ta sytuacja trwa do dziś, choć od tamtego roku mnie nie dotyczy bo wyjechałem zdobywać wykształcenie ;))

Skutki przekrętu:
- zdarzało się, że droga bywała nieprzejezdna przez 3 dni ponieważ facet, który wygrał przetarg wyjechał sobie albo "przecież święta, się nie pracuje" (umowa stanowi, że ma być w pogotowiu gdy tylko będzie go potrzeba bez względu na dni wolne od pracy) moi rodzice (i nie tylko oni) musieli zostawiać auto 3 km od domu i codziennie rano lecieć tam pieszo by zdążyć rano do pracy.

- droga była jedynie odśnieżana (i to nie za często), niczym nie posypana, co przy zajeżdżonej warstwie śniegu sprawiło, iż mieliśmy lodowisko (tylko łańcuchy ratowały przy wjeżdżaniu i zjeżdżaniu).

- liczba wypadków przez okres zimowy to ponad 20 (głównie niegroźne wpadnięcia do rowu ale również jedno uderzenie w drzewo z rannym dzieckiem).

Kto jest tu piekielny? Wójt, który ustawił przetarg, czy może gość, który nie odśnieża? Otóż nie.

Niestety winni są mieszkańcy gminy, dla których najważniejszym atutem kandydata na wójta jest to czy potrafi zorganizować imprezę z darmowym piwem, czy też balet dla pracowników urzędu gminy i przyjaciół, widzą kilka kilometrów wyremontowanych dróg (przez chyba z 15 lat kadencji, które gdyby nie remont dziś byłyby ubitymi drogami bez asfaltu), salę gimnastyczną wybudowaną 12 lat temu, na której ogrzewanie brak pieniędzy, dodatkowo nie jest odśnieżany dach (szkoda kasy), więc sala w zimie zamknięta...

Gmina ma wysokie walory turystyczne (w szczególności wspomniane przeze mnie wsie położone wyżej od innych), niestety nie jest wypromowana, co daje znikomą ilość turystów.
Brak miejsc pracy (są zakłady, przyjmą na umowę zlecenie za 1200 zł).
Ludzie, którzy tylko trochę się wykształcą od razu uciekają do miast, bo gmina nie ma nic do zaoferowania, a ekipa, która trzyma władzę dzięki temu nie ma żadnej konkurencji.

Nie przewiduję poprawy przez najbliższe 20 lat jeżeli nie znajdzie się ktoś, komu uda się przepędzić byłych współpracowników i towarzyszy...

pewnie w każdej niedużej gminie oddalonej od miasta jest podobnie...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 450 (488)

#43353

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce w aquaparku w pewnym dużym mieście.

Otóż zadaniem szefa takiego przybytku jest udowodnić, że da się wycisnąć jeszcze więcej. W jaki sposób? Promocjami, zachęcać klientów nowymi rozwiązaniami, reklamą? Nieee, to już było, są lepsze sposoby.

Kierownictwo zdecydowało, że można by przestawić zegarek na basenach tak aby godzina była 3 minuty wstecz od tej, która jest kodowana przy wejściu, a klienci jak to klienci zazwyczaj starają się wykorzystać każdą minutę i siedzą do samego końca.
Żadnej kontroli się nie boimy, bo przecież Wiesiek/Staszek/Basia to nasi znajomi, więc dadzą znać wcześniej.
Efekty?

Liczba kilkuminutowych spóźnień wzrosła 3-4 razy, klienci się nie skarżą ponieważ ślepo ufają zegarowi, a opłaty nie są jakieś strasznie dotkliwe ponieważ to zazwyczaj poniżej 2zł na osobę.
Każdy grosz został dokładnie przez managera przeliczony (codziennie niesamowicie wielkie Excelowe tabelki) i wynik jest następujący: prawie 80 tys. złotych zysku w ciągu roku.

Facet jest dumny ze swojego pomysłu, a jego szefowie zadowoleni bo w kieszeni przybywa.

Po tych obliczeniach kierownictwo zastanawia się nad przestawieniem zegara jeszcze o minutę tak aby w kolejnym roku dobić do 100 tys. zł...

Taki sobie chłyt matetingowy...

aquapark

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1171 (1203)
zarchiwizowany

#36688

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótko i treściwie

Znajomy wysłał syna na kolonie. Dzieciak jak każdy chłopak w jego wieku (11 lat).
Pamiętacie nagrody za najładniej posprzątany pokój?
No więc były i takie ale opiekunki (dziewczyny w wieku 18-20 lat) wręczały również takie niespodzianki i tu zacytuje:
"Karny kutas za chu*owe sprzątanie"
To tyle

inne

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (222)

#30862

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko i treściwie.
Chciałem ostrzec przed pewną blond Panią, która kręci się to po dworcu PKS, to po PKP we Wrocławiu, opowiadając ckliwą historyjkę o tym jak to została okradziona w podróży i zbiera na bilet, coby jakoś do domu wrócić.

Ostatnio gdy ją spotkałem, wspomniałem coś o jej strasznym pechu, bo przytrafiła się jej już druga taka sytuacja w tym miesiącu. Kobieta trochę skonfundowana zaczęła mówić, że ją obrażam. Dopiero gdy druga osoba potwierdziła tezę o niesamowitym pechu owej Pani, gdyż pół roku też ją okradli, kobieta postanowiła odpuścić i poszukać ludzi, którzy jednak nie znają jeszcze tej historii.

Pani, jak już wspomniałem, ma blond włosy, generalnie stara się wyglądać na zadbaną, zawsze mówi tak jakby była niesamowicie zapłakana, dość dobrze opanowała technikę grania na emocjach. Gdybyście ją przyuważyli, bez pardonu głośno poinformujcie innych czekających na autobus/pociąg tak aby nie stali się ofiarami naciągaczki.

dworzec pkp/pks Wrocław

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 531 (573)

#20775

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja krótka historia o egzaminie na prawo jazdy kategorii A, czyli na motor.

Przeturlałem się wężykiem między pachołkami na placu i przyszła pora na wyjazd na miasto.

Moim egzaminatorem na mieście miał być pan [S], znany mi też jako wujek kolegi z klasy, generalnie z opowieści innych egzaminowanych przez tego człowieka wynikało, że jest typowym szukaczem dziury w całym, trochę niestabilnym psychicznie.

Wskoczyłem na motor, przejechałem stałą trasą egzaminacyjną po mieście, wróciłem do WORDu, pan S wyprosił pana zapasowego motórzyste (na wypadek gdybym strzelił gafę na mieście on wskakuje na motor, a ja zostaje pasażerem śledzącego motor samochodu i tak wracamy do ośrodka), zaprosił mnie na fotel pasażera i rozpoczyna się taka o to rozmowa

[S] Generalnie wszystko mi się podobało ale zwróciłem uwagę na jeden twój błąd.
[J] Jaki?
[S] Powiedz mi, co należy zrobić aby móc ruszyć motocyklem na placu?
[J] Założyć kask, odpalić sil...
[S] Nie, nie chodzi o czynność bezpośrednio poprzedzającą ruszenie.
[J] Należy upewnić się czy jest bezpiecznie (dla niewtajemniczonych, po prostu okręcić głowę jak najdalej się da do tyłu w obie strony).
[S] To dlaczego nie stosujesz tego w ruchu drogowym?
[J] Nie rozumiem...
[S] Zmieniając pas ruchu z prawego na lewy nie odwróciłeś głowy.
[J] Bo użyłem do tego lusterka, w którym wszystko widać (pamiętam jak dziś choć było to z 2 lata temu jak akcentowałem mój ruch głową w stronę lustra, tak aby nie było wątpliwości).
[S] W mieście to może jeszcze coś w tym lustrze widać ale co w nim zobaczysz jak będziesz jechał 100 na godzinę.
[J] Panie, jak przy 100 na godzinę odwrócę głowę to przecież się zabiję.
[S] K...wa nie dyskutuj ze mną, miałem ci ten egzamin zaliczyć ale chyba zaraz zmienię zdanie, w lustrze g...no zobaczysz jak będziesz szybciej jechał!!!

I w tym oto momencie postanowiłem zamknąć koparę, Pan [S] wypisał dokument, że egzamin zaliczony, podał mi kartkę, uścisnął dłoń i w ramach gratulacji powiedział

[S] Pasuję cię na dawcę organów.

Bąknąłem coś tylko, że pewnie nim nie zostanę, chyba że strzeli mi do łba odwracać się jadąc 100km/h i szybkim krokiem oddaliłem się do swojego samochodu.

WORD Jelenia Góra

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 624 (648)

#18813

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historie z przekopami z pracą kurierów natchnęły mnie do opisania historii mojego sąsiada.

Otóż w trakcie zajęć na uczelni dostał telefon od kuriera znanej firmy, iż ten był u niego i nikogo nie było, więc jeśli paczkę odebrać to wróci ona na bazę i tam może pokwitować odbiór, kumpel zdziwiony, że nikogo nie było bo w domu był jego ojciec, ale cóż, może wyszedł, paczka potrzebna na dziś a baza po drodze. Wracając z uczelni szybki telefon do ojca, który mówi, że z domu nigdzie się nie ruszał, zajeżdża więc do siedziby tejże firmy kurierskiej i akurat spotkał kuriera, który ową przesyłkę miał dostarczyć.
-Witam, mój ojciec cały czas był w domu, na pewno był pan pod właściwym adresem?
-Byłem, dobijałem się do drzwi ale nikogo nie było.
-A jadąc do mnie przejeżdżał pan przez tory?
-No tak, jechałem przez tory.
-Poj***sie, w Piekiełkowie nie ma torów.

Tak jak kumpel myślał, okazało się, że nie było mu po drodze i po prostu olał dostarczenie paczki.

kurierzy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 726 (772)