Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

r2d2s

Zamieszcza historie od: 30 sierpnia 2012 - 20:52
Ostatnio: 26 czerwca 2014 - 23:47
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 1667
  • Komentarzy: 18
  • Punktów za komentarze: 140
 

#58740

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka historii aptecznych.

1.
Dopadło mnie raz paskudne choróbsko, z własnej winy, bo przechodzone, gardło, krtań, ucho i zapalenie płuc, aż opadłam z sił zupełnie, 7 minutowy odcinek drogi do przychodni zajął mi prawie pół godziny. Po wizycie u rodzinnego (antybiotyk zaczęłam brać wcześniej, ale sama sobie L4 wypisać nie mogę, przy okazji moja dr wypisała mi kontynuację leczenia), skierowałam się do apteki w przychodni. Młoda pani farmaceutka bez pytania dorzuciła mi probiotyk do antybiotyku, tyle, że takowy z najwyższej półki. Podziękowałam, mówiąc, że w domu mam probiotyk. Pani była uparta, dalej swój wybór promowała. I tak w kółko 4 razy. W końcu ledwo charcząc powiedziałam jej, że jak już, to powinna mi zaproponować wszystkie dostępne preparaty do wyboru. Na co ona, że już nabiła na kasę. Dopiero jak jej powiedziałam, że jestem lekarzem, w domu mam t... (żeby nie było lokowania produktu), to nagle zrobiła się czerwona jak burak, zaczęła mnie przepraszać. Dla ścisłości - jej probiotyk kosztował 38zł, mój 16zł, skład porównywalny. Ale dla właściciela apteki taka pracownica to złoto.

2.
Dzwoni siostra, że ją rozłożyło totalnie, jadę po pracy, klasyczna grypa, brała saszetki z paracetamolem - zero spadku gorączki (na szczęście jest przeszkolona, żeby patrzyła ile jest mg paracetamolu, żeby nie zaszkodzić sobie, zapamiętała opowieść o naszym pacjencie, który trafił z masywnym uszkodzeniem wątroby, gdyż na gorączkę brał różne preparaty typu max o różnych nazwach, aby były inne, tyle, że wszystkie były z paracetamolem i jak policzyliśmy - zjadł prawie 8g paracetamolu w ciągu jednego dnia - czyli ogromną ilość toksyczną). Skoczyłam do jedynej osiedlowej apteki po pyralginę - a tam zonk, pani farmaceutka próbowała mi wmówić, że pyralginy to już dawno nie produkują, ale za to ma takie wspaniałe saszetki na gorączkę i to w wersji max. Spytałam się czy ogląda tv. Zdziwiona mówi, ze tak. Wytłumaczyłam jej, że pyralginę nawet w tv reklamują, czyli produkują. Na sąsiednim osiedlu w aptece nabyłam pyralginę bez problemu i po godzinie siostra odżyła.

3.
Wykupuję swój stały lek, podaje receptę. Znów młoda farmaceutka, mówi, że tego konkretnego preparatu nie ma, ale za to jest inny, bez recepty i akurat na promocji! Pytam się zdziwiona, gdzie ona widzi promocję, skoro mój lek receptowy ma znacznie większą ilość tabletek i kosztuje dużo mniej, niż proponowany przez nią w mniejszej ilości tabletek bez recepty. A ona dalej swoje. Niedaleko stała starsza pani farmaceutka, rzuciła okiem na receptę i mówi do niej:
- Przestań już, nie widzisz, że to własna recepta doktor, już nie wciskaj.

I wiecie co - absolutnie nie dziwię się, że moja mama z długa listą chorób (i niestety ta lista wydłuża się), gdy daje mi recepty i inne leki do wykupienia, to mówi, do której apteki mam pojechać.
Na szczęście jest zdecydowana większość "dobrych" aptek w naszym mieście.

apteki

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 665 (693)

#47985

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Istnieje grupa pacjentów, specyficznych, co im się "należy". Przejęłam chorych po doktorze, który przeszedł na emeryturę. Wchodzi gość, na visus drinkman. W karcie - ostatnio był 2 lata temu, zresztą w takich odstępach się zgłaszał - po wniosek rentowy (wtedy jeszcze nawet wcześniej robił badania), toksyczne poalkoholowe uszkodzenie wątroby.

- Co panu dolega?
- Boli mnie d..a! (Autentyczna odpowiedź!)
- Ale nie dlatego pan przyszedł.
- Nie, d..a mnie boli, bo wyje... się na śniegu. Wniosek rentowy chcę, bo dziś mam komisję o 14!
- Proszę się rozebrać.
- Że co?
- Do badania.
- Jakie badanie, ma mi pani wniosek szybko wypisać!!!
- Po kolei, jest wizyta, jest badanie, wywiad itd.

Pan w końcu dał się zbadać. Leków oczywiście nie bierze.

- Teraz wniosek chcę!
- Nie mogę panu wypisać, najpierw badania, usg, tu są skierowania.

Awantura, bo on ma zaraz komisję!

- Proszę pana, o terminie komisji organ zusowski zawsze pocztą zawiadamia pacjenta z odpowiednim wyprzedzeniem, poza tym od 2 lat, czyli od poprzedniego wniosku nie zrobił pan żadnych zaleconych badań, w chwili obecnej nie wiem jaki jest stan zdrowia.

Awantura!

- Pani musi mi teraz wypisać!!!
- Dobrze, na dzień dzisiejszy mogę napisać: brak aktualnych danych o stanie zdrowia, pacjent przez 2 lata nie zgłosił się na żadna wizytę, nie zrobił żadnych zaleconych badań (w karcie poprzedni doktor zaznaczał, że terminy pacjent umawiał, a nie przychodził, zero kontroli).
- Ale to mi renty nie przedłużą! A ja mam chora wątrobę! A pani obowiązkiem jest tak napisać wniosek, żeby mi k... na mur dali rentę!!! - itp + inwektywy.
- Ma pan chorą wątrobę, bo dalej pan pije.
- Ja nie piję!!! - i inwektywy.
- Proszę pana, ja dłużej niż tutaj pracuję z alkoholikami, wczoraj pan przestał pić, żeby wytrzeźwieć na komisję, rączki panu latają, zresztą cały się pan trzęsie, ma pan cechy zespołu abstynencyjnego!
- O ku..., ale trafiłem, żesz k..., trza lekarza zmienić, bo się za mądra znalazła! To ja chcę kartę!!!
- Ma pan takie prawo, proszę się zgłosić do rejestracji.
- O nie, to pani mi teraz da kartę!
- Kartę to ja odniosę do rejestracji.
- A co nie wierzy mi pani, że ją niby ukradnę!!!
- Pobrałam pana kartę z rejestracji, odpowiadam za nią i tam ja oddaję. I koniec.

Wreszcie pacjent rzucając k... i innymi wyszedł. Kartę zaniosłam.

A co chodziło - wówczas było tak, że zarządzeniem dyrekcji pacjent dostawał odpis karty, czyli ksero, a dyrekcja ustaliła cennik. Pan drinkman musiał zapłacić.

A najboleśniejsze jest to, że w naszym chorym systemie alkoholicy dostają bezproblemowo przedłużenie renty, dalej chleją, natomiast inni chorzy, naprawdę chorzy ludzie, z postępującą chorobą wątroby nie spowodowaną piciem, nie z ich winy, która nie rzadko kończy się przeszczepem narządu - muszą dla ZUSu przedstawić stosy papierów, badań, wypisów, opinii o stałej progresji, niekorzystnym rokowaniu, niektórzy nawet 1-2x w miesiącu lądują w szpitalu na dłużej z powodu dekompensacji, mimo regularnego przyjmowania leków, nie mogą pracować - i zawsze drżą czy im komisją nie odrzuci wniosku (co już się zdarzało!).
A alkoholikom wszystko się należy!

służba_zdrowia

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 946 (1008)
zarchiwizowany

#47987

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie ma to jak piekielne t-mobile...

W czerwcu kończy mi sie umowa, abonament. Pół roku wcześniej istnieje możliwość przedłużenia umowy. Tak więc już w grudniu w iboa (serwis internetowy) pojawiły mi się oferty. Akurat w grudniu telefonicznie zaproponowano mi wypróbowanie dodatkowej usługi do abonamentu 250 minut więcej - na razie za free, potem będzie płatna, jak bym ją chciała. Mogłam minuty zużyć przez 2 miesiące. Ok. Luty, chcę przedłużyć wcześniej umowę, najkorzystniejsza dla moich potrzeb taka bez telefonu (obecny, to mega rewelacyjny niezawodny kombajn, nie kręci mnie wymiana). Ta oferta była już dostępna w iboa zarówno w grudniu jak i w styczniu. Akurat byłam w salonie autoryzowanym - oferta nie jest dla mnie teraz, będzie dopiero w kwietniu. Dlaczego? W sumie to nie wiadomo.
W domu napisałam do t-mobile, że to mi się nie podoba i dlaczego. Odpowiedź: gdyż to jest związane ze spłatą poprzednio wybranego aparatu, więc dopiero mogę wziąć taką opcję 2 mies przed końcem umowy. WTF?! Odpisałam, że nie przyjmuję takiej odpowiedzi, gdyż to jest nielogiczne, skoro pół roku przed końcem umowy proponowano mi internetowo właśnie taką umowę i wtedy to niby nie musiałam spłacać telefonu, a teraz nagle tak? A poza tym siostra była w identycznej sytuacji i nie miała żadnego problemu. I nagle zadzwonił pan z Sekcji Utrzymania Klienta, stwierdził, że mam rację, wybrana przeze mnie ta konkretna oferta już jest dla mnie przygotowana i jeszcze abym była zadowolona dokłada mi po 100 minut extra do wszystkich sieci na miesiąc na cały okres umowy! Proszę!
Umowa już podpisana, jestem zadowolona, pod adresem t-mobile nie będę wypisywać pochwalnych peanów nigdy w życiu, bo nauczona doświadczeniem z nimi - kilka razy sie postawiłam (a miałam rację, to były reklamacje z ich winy i jeszcze dostawałam wówczas rekompensaty za ich błędy).
Niestety są takie piekielne czasy, że każdy o swoje musi walczyć.
Pozdrawiam wszystkich czytających i mam nadzieję, że może moja historia komuś sie przyda w wykorzystaniu praktycznym.

usługi

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (24)

1