Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

raj

Zamieszcza historie od: 25 września 2014 - 12:25
Ostatnio: 21 listopada 2022 - 0:08
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 218
  • Komentarzy: 191
  • Punktów za komentarze: 246
 
zarchiwizowany

#71104

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sobota, godziny popołudniowe, siedzę sobie spokojnie w domu oglądając filmik na Youtube. Nagle słyszę głośne łomotanie w drzwi - łup, łup, łup! Raz po raz, jakby za drzwiami byli jacyś bandyci albo antyterroryści, brakowało tylko wrzasków "Otwierać!" i przekleństw.

Mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać, bo coś takiego zdarzyło mi się już dwa lata temu - tylko wtedy byłem akurat tak zajęty, że nawet nie mogłem podejść do drzwi. Tym razem mogłem. I tak, to było to. Dwie dziewczynki w wieku na oko gimnazjalnym, z pytaniem, czy przyjmę księdza po kolędzie?

Co prawda nie jestem wierzący, ale wcześniej miałem zamiar w takiej sytuacji odpowiedzieć, że co prawda "po kolędzie" to nie, ale jeżeli ksiądz ma ochotę po prostu zwyczajnie porozmawiać z osobą niewierzącą i dowiedzieć się, jak wygląda punkt widzenia takiej osoby, to zapraszam. Jednak wobec takiego "przywitania" zdecydowanie odmówiłem i zwróciłem uwagę dziewczynkom, że swoim zachowaniem okazują kompletny brak szacunku ludziom, do których drzwi w ten sposób się tłuką. Nie można zwyczajnie użyć dzwonka do drzwi, albo - jeżeli ten nie działa - spokojnie, normalnie zapukać?

Zdaje się, że nie zrobiło to na nich wielkiego wrażenia; jedna z nich zaczęła mi mówić coś w rodzaju "spokojnie, niech się pan nie denerwuje..." (mimo, że byłem - o dziwo - bardzo spokojny i nie było we mnie ani śladu zdenerwowania), ale po prostu zamknąłem im drzwi przed nosem.

Nie wiem, czy ten ksiądz w końcu chodził, czy nie, bo nie słyszałem potem z klatki schodowej żadnego "zamieszania", jakie zwykle w dość charakterystyczny sposób takim wizytom towarzyszy - być może nikt w klatce nie chciał go przyjąć (co przy takim zachowaniu jego "wysłanniczek" nie dziwi) i nie przyszedł wcale. A szkoda, bo miałem ochotę go "dopaść" na klatce i zwrócić również jemu uwagę na zachowanie dziewczynek występujących w jego imieniu. Było nie było, występując w takiej roli reprezentują one wobec ludzi, do których przychodzą, Kościół - i ich zachowanie wpływa na to, jak ludzie będą ten Kościół postrzegać. Jeżeli zatem ksiądz chce, żeby ludzie postrzegali Kościół jako organizację bezczelną i nie szanującą ludzi, do których się zwraca - to niech "wysłanniczki" księdza robią tak dalej. Jeżeli jednak nie chce - to niech im odpowiednio natrze za to uszu.

Ale nie miałem okazji go spotkać i mu o tym powiedzieć. Może w przyszłym roku, jeśli sytuacja się powtórzy...

ksiądz kolęda kościół

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 32 (150)
zarchiwizowany

#70027

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytam Piekielnych od dość dawna, ale nie spodziewałem się, że kiedyś czyjaś głupota tak mnie poruszy, że sam coś napiszę na tej stronie...

Mowa będzie o pewnym piekielnym miejscu w Krakowie. Piekielnym dla rowerzystów. Dla miejscowych: chodzi o skrzyżowanie na osiedlu Ruczaj, obok marketu Kaufland. Piekielność tego miejsca wynika z kilku czynników. Przebiega tam linia tramwajowa, która ma przystanek obok wspomnianego marketu, ale co ważniejsze - poprzez teren marketu prowadzi od przystanku tramwajowego ścieżka do położonych w głębi budynków uniwersyteckich. Ścieżkę tę więc codziennie przemierzają tabuny studentów, a na ich drodze stoi... droga rowerowa, dość ruchliwa, poprowadzona obok wspomnianej linii tramwajowej.

Grzech pierworodny piekielności tego miejsca obciąża rzecz jasna projektanta. Zaprojektowanie takiego miejsca tak, aby zminimalizować kolizje pieszych z rowerzystami, jest sporym wyzwaniem, jednak w pełni wykonalnym, jak dowodzą liczne przykłady z krajów bardziej od nas transportowo cywilizowanych. Projektant jednak olał sprawę zupełnie i układ ciągów pieszych i rowerowych jest zupełnie chaotyczny, bez ładu i składu, i oczywiście z dużą liczbą punktów kolizji. W pierwotnej wersji sytuację nieco ratowały barierki oddzielające chodnik i przystanek od drogi rowerowej, jednak nasz genialny ZIKiT (Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu) dołożył swój kamyczek do ogródka piekielności usuwając większość z tych barierek, nie bardzo wiadomo z jakiego powodu. Nietrudno sobie zatem wyobrazić, jak to miejsce wygląda - pieszych na drodze rowerowej są całe stada i przejazd tamtędy jest dla rowerzysty naprawdę bardzo trudny.

Jednak obojętnie jak źle zaprojektowana infrastruktura nie usprawiedliwia bycia debilem - zwłaszcza gdy się aspiruje do bycia studentem dosyć jeszcze wciąż prestiżowej uczelni - a fakt, że układ ścieżek zmusza do *chodzenia* po drodze rowerowej, nie oznacza, że usprawiedliwia *stanie* na niej, i to na samym środku. Nie raz już studencka hałastra przewalająca się w tej okolicy irytowała mnie swoim staniem na środku drogi rowerowej podczas czekania na zielone światło, ale to, co odwaliła dzisiaj pewna panienka studentka wraz z koleżanką, rozwaliło mnie całkowicie.

Uwaga geograficzno-orientacyjna: jadąc z pracy (bo podczas takiej jazdy spotkała mnie opisana sytuacja) zatrzymuję się na światłach przed przejazdem rowerowym w taki sposób, że po lewej stronie mam teren marketu ze ścieżką, z której wychodzą studenci, a po prawej - chodnik, przejście dla pieszych i przystanek tramwajowy. No i dojeżdżam ja do świateł, a tu widzę parkę wychodzących z chodnika po lewej stronie rozkosznie gaworzących dziewczątek, które oczywiście nie przeszły dwa metry dalej na prawo, aby stanąć przed przejściem dla pieszych (z którego po zapaleniu się zielonego światła miałyby BLIŻEJ do przystanku tramwajowego, do którego zmierzały!), tylko stanęły sobie po lewej stronie, na skraju drogi rowerowej. A bo niby czemu nie. Sęk jednak w tym, że im dłużej trwało czekanie na zielone światło, tym bardziej panienka przesuwała się w prawo, od skraju DDR - gdzie jeszcze, ruszywszy, miałbym szansę ją ominąć - na środek. Zupełnie tego nie rozumiem. Stoimy dłuższą chwilę, dziewczę się rozgląda, więc chyba widzi mnie na rowerze stojącego tuż obok. Tylko ślepy by nie zauważył, że przesuwając się w moim kierunku, wchodzi na tor mojej jazdy, innymi słowy - kiedy ruszę, na 100% ją potrącę. I tak się też stało. Oczywiście jechałem bardzo powoli (zresztą trudno jechać szybko ruszając spod świateł ;)), więc nie uczyniło jej to żadnej krzywdy, ale już zawczasu przygotowałem się, aby w tym momencie wrzasnąć "Ej, gdzie idziesz!" ile miałem sił w płucach ;).

Może powiecie, że to ja byłem piekielny, bo mogłem poczekać i ją przepuścić, ale niby z jakiej racji? Włazi na wyraźnie oznaczoną drogę rowerową, czerwona nawierzchnia z symbolem roweru i wymalowane na jezdni w jej przedłużeniu znaki przejazdu rowerowego są widoczne az nadto wyraźnie. Na dodatek widzi stojącego obok rowerzystę, któremu pakuje się prosto pod koła - naprawdę nie rozumie, co z tego wyniknie? Uważam, że jak najbardziej należała się jej nauczka. Skąd się tacy (takie) biorą?

I tylko najsmutniejsze jest to, że jak znam ludzi, to ta panienka i jej podobne w ogóle nie zrozumieją, na czym polegał błąd, który popełniła, i dlaczego na nią nakrzyczałem, tylko będzie uważała że przyczepił się do niej - oczywiście niesłusznie, niesprawiedliwie i nie wiadomo o co - jakiś wariat na rowerze... :(

Tutaj by się przydała lepsza nauczka, przy współpracy władz uczelni ;). Zainstalować na tym skrzyżowaniu monitoring i każda akcja typu stanie na drodze rowerowej równa się ocenie niedostatecznej z najbliższego kolokwium, wszystko jedno z jakiego przedmiotu. Ponieważ taka osoba swoim zachowaniem demonstruje brak elementarnej umiejętności myślenia i kojarzenia faktów, a taką umiejętność student obowiązkowo posiadać powinien. Więc ocena niedostateczna jak najbardziej zasłużona.

Problem zniknąłby szybciutko ;)

Kraków droga_rowerowa skrzyżowanie piesi

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (24)

1