Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sameklopoty

Zamieszcza historie od: 17 marca 2014 - 22:21
Ostatnio: 11 lipca 2014 - 16:17
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 623
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 

#60771

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji tego, że nie mieszkam w Polsce, czasami na wakacje przyjeżdża do mnie ktoś znajomy, żeby znaleźć sezonówkę. Jednak w zeszłym roku zadzwoniła do mnie ciocia z prośbą czy bym jej córce (18 lat) pracy nie znalazł na sezon. No spoko, nie widziałem w tym problemu, moja siostra też się zgodziła, żeby Młoda z nami zamieszkała więc wszystko było ustalone - Młoda przyjeżdża końcem czerwca.

Z uśmiechem na ustach, poszliśmy Młodą zarejestrować do Agencji Pracy. I tu zaczęły się schodki.
Na najprostsze pytania Młoda nie bardzo wiedziała jak odpowiedzieć. Na początku myślałem, że może po prostu się wstydzi, no przecież do klasy maturalnej idzie, więc jakieś pojęcie o języku musi mieć. A jednak nie. Młoda z roku na rok (jakimś cudem!) jechała na dopuszczających. Agencja ją zarejestrowała, z ustaleniem, że wszelkiego rodzaju telefony w sprawie pracy, kierować mają do mnie. Tak oto Młoda zaczęła przygodę z pracą. Parę przykładów:

1. Po dwóch dniach - telefon. Jest praca, najniższa krajowa, 9h dziennie, przy sortowaniu owoców. Praca pewna do końca lipca. Świetnie! Młoda ma szanse zarobić na siebie. Poszła do pracy, po czym wieczorem wraca z płaczem.
- Co się stało? - pytam.
- Ja tam nie mam zamiaru pracować! To jakaś wiocha jest, ta praca jest za ciężka dla mnie, w dodatku połamałam paznokcie.

2. Znajoma załatwiła jej pracę jako sprzątaczka w ośrodku dla osób starszych. Popracowała tam tydzień. Dlaczego nie dłużej? Bo: odkurzacz za ciężki i ona z nim po schodach latać nie będzie, kibli za jakimiś staruchami nie ma zamiaru czyścić, za bardzo się poci w tej pracy, przez co śmierdzi.
Dziewczę podniosło mi ciśnienie, no ale cóż, dajmy jej szansę.

3. Telefon z agencji, mają pracę na fabryce drukarskiej, głównie chodziło o składanie ulotek, wkładanie listów do kopert itp.
Po dwóch tygodniach wyleciała z hukiem, bo całe zamówienie, które jej przydzielili do roboty było źle. Później dowiedziałem się, że jedna z dziewczyn, nawet mówiła jej że robi to źle, ale Młoda oczywiście wie lepiej.

Po miesiącu telefon od cioci, dlaczego ja Młodej nie pomagam pracy znaleźć? WTF?! Staram się jak mogę, ale widać, że dziewczę nie nauczono w domu pracować. I co słyszę?
- To jej jakąś pracę w biurze znajdź! Ona może być sekretarką, przecież ładna jest. Na pewno ktoś ją zatrudni.
Argumentacja, że "Co z tego, że ładna, skoro głupia" nie pomogła. Młoda dostała ostatnią szanse na pracę. Wytrzymała tydzień, po czym wróciła do Polski.

Droga Młodzieży, jeśli wybieracie się do pracy za granicę, to nauczcie się przynajmniej podstawowych zwrotów w języku ojczystym danego kraju. I pamiętajcie, żadna praca nie hańbi, a gdy jesteś dobrym pracownikiem to często możesz utrzymać taką sezonówkę przez parę lat.

zagranica praca

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 572 (622)
zarchiwizowany

#59711

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia jakich tutaj było pewnie wiele, czyli o angielskiej służbie zdrowia. Dwie historie, które najbardziej utkwiły mi w głowie.

I.

Mieszkam na wyspach od paru lat, ale przez pierwsze lata na tyle często bywałem w Polsce że swój stan zdrowia mogłem sprawdzać. Zdarzyło się, że dwa lata temu złapało mnie paskudne przeziębienie - gorączka 40 stopni, katar z nosa, uszy zatkane, a głos straciłem kompletnie. Więc nie mając zbytniego wyjścia udałem się do lekarza rodzinnego. Piekielna pani doktor na początku wydawała się miłą, kompetentną osobą. Po opisaniu wszystkich objawów zajrzała mi tylko do gardła i stwierdziła, że mam brać paracetamol i ibuprofen, a przeziębienie mi na pewno za dwa dni minie. Trzy dni później byłem w takim stanie, że do lekarza musiała zawieźć mnie siostra. Wtedy to Piekielna doktorka stwierdziła, że na pewno brałem za mało paracetamolu i nie leżałem z łóżku, po czym z wielką łaską przepisała mi amoxycyline (coś jak Augumentin w Polsce). Tydzień później zmieniłem doktora rodzinnego.

II.

Parę tygodni temu moja siostra zapytała czy mogę z nią jechać do ośrodka na pobranie krwi jej córce (dziecko ma 4 latka). O umówionej godzinie zjawiliśmy się w ośrodku po czym z przykrością zostaliśmy poinformowani, że pani pielęgniarka (było ich tam ze 4/5) która zajmuje się pobieraniem krwi niestety spóźni się godzinę. No nic, rozumiem że korki, lub jakieś nieprzewidziane okoliczności, więc się nie złoszczę.
Gdy pani Piekielna w końcu dotarła oczywiście wszystkim ulżyło. Pierwsza w kolejce była moja siostra z dzieckiem. Cierpliwie czekałem z poczekalni gdy po paru minutach moja siostra wypadła z gabinetu wściekła krzycząc że pielęgniarka jest idiotką. Dziecko darło się wniebogłosy, a recepcjonistka usiłowała spokojnie rozmawiać z siostrą.
Jak się później dowiedziałem Piekielna usiłowała się wbić w żyłę dziecka, za pierwszym razem nawet nie zaciskając paska pomocniczego na jej rączce. W dodatku tak jej się ręce trzęsły, że po trzech próbach wkłucia się w jedną rękę stwierdziła, że jednak łatwiej będzie jej pobrać krew z drugiej ręki. Dziecko już wtedy bardzo płakało, a ona znowu nie trafiła. Moja siostra w końcu ją zbeształa, wzięła dziecko i wyszła z gabinetu. W efekcie krew nie została pobrana, a na rączce mojej siostrzenicy "wykwitł" piękny duży siniak, bo widać jednak gdzieś w żyłę piekielna pielęgniarka trafiła, tylko nieudolnie.

angielska_słuzba_zdrowia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (28)
zarchiwizowany

#58688

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od paru lat nie mieszkam w Polsce, jednak w domu została babcia (kobieta ponad 80 lat, która ma problemy ze stawami) i moje dwa kochane kundle. Wiocha mała, przy domu ogrodzenie było takie że psy latały gdzie popadnie, jednak nigdy nikomu to nie przeszkadzało ponieważ moje psy prędzej by złodzieja do domu przyprowadziły niż kogokolwiek ugryzły.

Sytuacja zmieniła się kiedy do sąsiadki zaczęła przychodzić pani_Piekielna z opieki czy jakiegoś innego ośrodka. Pani_Piekielna wypytała sąsiadkę i dowiedziała się z którego domu psy pochodzą. I tu zaczyna się cała sprawa.

Parę dni później dowiedziałem się od wujka, że u babci była policja, która dostała anonimowy donos o psach, które są poza ogrodzeniem. Policja chciała psy zabrać do schroniska, gdzie noc za jednego psa kosztuje ok 100 zł. Wujek sytuacje wyjaśnił. Powiedział, że babcia nie jest w stanie ich złapać, a kundle są łagodne i zawsze do domu wracają. Panowie po dłuższej konwersacji odjechali zostawiając upomnienie ustne oraz biorąc dane kontaktowe.

Sytuacja się powtarzała jednak tym razem policja zamiast przyjechać dzwoniła informując, że znowu dostali zgłoszenie i gdy będą na patrolu dobrze by było żeby psy były na terenie podwórka. Szybki telefon do któregoś z sąsiadów i psy lądowały zamknięte w domu.

Niedługo po tym przyjechałem do domu na parę tygodni. Oczywiście ogrodzenie zostało naprawione, ku niezadowoleniu psów, które cały czas usiłują zwiać. Przez czas kiedy byłem w domu wszystko było w porządku. Panią_Piekielną z opieki, która zawiadomiła policje widziałem parę razy. Jak się okazało to jakaś maniaczka zwierząt i porządku, która co rusz składa jakieś donosy na policje.

Niedawno dostałem telefon od wujka z informacją, że ktoś niezwykle "życzliwy" dość regularnie otwiera furtkę na nasze podwórko, wypuszczając psy. Dzięki Bogu mam jeszcze życzliwych sąsiadów, którzy nie boją się tych moich groźnych psów i potrafią je z powrotem zapędzić na podwórko ;)

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (29)

1