Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

shadowy_name

Zamieszcza historie od: 8 sierpnia 2013 - 14:52
Ostatnio: 9 listopada 2023 - 11:54
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 963
  • Komentarzy: 74
  • Punktów za komentarze: 883
 

#58636

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dłuższy czas temu mieliśmy wizytę kominiarzy, którzy stwierdzili, że nasz przewód kominowy jest niedrożny. Dostaliśmy od nich kwitek, o zakazie używania pieca ze względów bezpieczeństwa. Nic w tym piekielnego, zachowali się prawidłowo. Zostało z nimi ustalone, że papier muszą wystawić, ale ze względu na to, że nasz piec ma zabezpieczenia i jeżeli coś będzie nie tak - sam się wyłączy, możemy z niego korzystać.

Sprawa została zgłoszona wspólnocie. Przewodniczący wspólnoty stwierdził, że powinniśmy oczyścić przewód na nasz koszt, na co my oczywiście się nie zgodziliśmy. Nawet jeżeli tylko my korzystamy z tego przewodu, to przepisy w tym temacie są jednoznaczne (przewód kominowy należy do tzw. części wspólnych). Po przepychance słownej podobno zostało to zgłoszone dalej i przewód został oczyszczony.

Dzisiaj byli u nas panowie z gazowni na kontroli i chcieli nam zakręcić gaz. Mają papier od kominiarza o niedrożności przewodu.

Oj, będzie awantura...

mieszkanie

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 451 (513)

#53821

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poszukiwanie pracy - temat rzeka, do którego niestety muszę dolać kilka wiaderek.

W kwietniu wysłałam CV do firmy S, bo doszły mnie słuchy, że kogoś potrzebują. Następnego dnia zadzwonili do mnie i zaprosili mnie na rozmowę - dawało to nadzieję.

Rozmowa rekrutacyjna polegała na tym, że pan nawet się nie przedstawił, jedynie wprowadził mnie do pokoju z komputerem i kazał wykonać zadanie. Można się niby czegoś takiego spodziewać w branży technicznej (nie licząc braku kultury). Dał mi 30 minut i wyszedł.

Wrócił, popatrzył i pokręcił nosem. Zapytał o studia. Pomyślał chwilę i stwierdził, że na etat mnie wziąć nie mogą, ale na bezpłatną 1-3 miesięczną praktykę jak najbardziej. Po mojej propozycji, zgodzili się mnie wziąć na staż z urzędu pracy. Tylko papiery oczywiście mam załatwiać sama, oni podpiszą tam, gdzie trzeba. Dostałam kontakt do pani z kadr, z którą miałam się dalej umawiać.

Po paru miesiącach szukania pracy, taki staż wcale nie wygląda tak źle, a przynajmniej zwróciłby mi za bilety. Firma niby potem dawała możliwość zatrudnienia, więc wychodziło, że warto z tego skorzystać.

Jako, że było późno, dopiero następnego dnia wybrałam się do urzędu. Pani z rejestracji z radością wskazała mi pokój, gdzie załatwia się staże i życzyła powodzenia. Po przekroczeniu drzwi pomieszczenia, dobre wiadomości się skończyły.

Urząd nie ma pieniędzy na staże. Urząd też oczywiście nie wie, kiedy takowe pieniądze się pojawią "może w czerwcu, ale nie wiem".

Rozgoryczona opuściłam ten Przybytek Urzędniczej Piekielności i podreptałam do domu skrobać maila do firmy. Odpowiedź dostałam niemal natychmiast - dostałam zwrotkę, że pani jest na urlopie i będzie dopiero po majówce. Super. Szczególnie biorąc pod uwagę, że pan, z którym rozmawiałam w firmie nalegał na jak najszybszą decyzję z mojej strony i załatwienie sprawy. Wyraźnie mi też wcześniej mówiono, bym nie pisała na maila ogólnego tylko konkretnie do tej pani.

Nie pozostało mi nic innego, jak po majówce wysłać kolejnego maila z odpowiedzią urzędu i pytanie, co dalej w takim wypadku - czy byłaby możliwość podjęcia staży w późniejszym terminie? Odpowiedź: oni ze swojej strony mogą zaproponować 3 miesięczny bezpłatną praktykę. Odpisałam, zadając pani kilka pytań, m.in.:
Jak wygląda sprawa z ubezpieczeniem zdrowotnym? Czy praktyka miałaby formę etatu, czy półetatu? Czy byłaby możliwość skrócenia tej praktyki, czy trzy miesiące są koniecznością? Czy mogłabym dostać kopię umowy na maila, bym mogła ją przeczytać w domu, zanim do nich pojadę?

Mail był dłuższy, w żadnym miejscu nie napisałam, że nie jestem zainteresowana. Wręcz przeciwnie, potrzebowałam jedynie odpowiedzi na parę pytań. Przez tydzień cisza... Aż przyszła odpowiedź. Rozważyli jeszcze raz formę zatrudnienia mojej osoby i swoje potrzeby. "Niestety w danym momencie nie możemy zaproponować Pani praktyk w żadnym wymiarze i formie."

Do teraz się zastanawiam, czy to dlatego, że zapytałam o umowę...

szukanie pracy

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 417 (465)
zarchiwizowany

#53894

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojej koleżanki, nazwijmy ją Ewa, o rodzinie i o pieniądzach, czyli o rzeczach, które nie powinny się łączyć.

Babcia Ewy miała dwójkę dzieci - ojca Ewy i jego młodszego brata. Każdy z nich miał po dwoje dzieci. W pewnym momencie babcia postanowiła sprzedać mieszkanie, a zdobyte w ten sposób pieniądze przekazać czwórce wnucząt. Ponieważ nie było chętnych, od babci mieszkanie kupił starszy brat Ewy (oczywiście biorąc kredyt w banku) i wprowadził się do tego mieszkania z małżonką. Ponieważ 1/4 tych pieniędzy miała i tak do niego trafić z powrotem (inaczej nie zdecydowałby się na kupno tego mieszkania), swoją część odzyskał w tym samym dniu, w którym kupił mieszkanie. Pozostała trójka wnucząt miała pieniędzy nigdy nie ujrzeć.

Kuzynostwo Ewy będące w wieku 16 i 21 lat (oboje mieszkają z rodzicami) pieniędzy nie zobaczyło (nie wiem, czy nawet wiedzą, że mieli je dostać), ponieważ łapę na ich części położył kochany stryjaszek Ewy. Wykończenie domu budowanego od blisko 10 lat (a dokładnie chodziło o umeblowanie pokoi na piętrze) było ważniejsze. Czy kiedykolwiek jego dzieci zobaczą te pieniądze? Śmiem wątpić.

Z Ewą sytuacja wyglądała nieco inaczej. Jej o całej historii z mieszkaniem i pieniędzmi nikt nie raczył poinformować. Po jakimś czasie brat ją spytał, czy babcia już z nią rozmawiała. Nie wiedziała, o co chodzi, więc wypytała brata o szczegóły. Przestrzegał ją jednak przed tym, że prawdopodobnie stryjek będzie próbował zagarnąć te pieniądze. Ponieważ jednak Ewa oficjalnie nic nie wiedziała, postanowiła sama nie wychodzić z inicjatywą.

Pół roku po sprzedaży mieszkania babcia zaprosiła Ewę do siebie. Na miejscu byli [B]abcia, [E]wa i [S]tryj. Babcia wyjaśniła Ewie, na jakich zasadach sprzedała mieszkanie bratu Ewy, po czym wywiązała się w skrócie mniej więcej taka dyskusja:

B: Twoją część dałam stryjkowi, ponieważ on potrzebuje pieniędzy. Ale nie przejmuj się, na pewno ci odda.
E: Kiedy?
S: No na pewno nie od razu.
E: Ale kiedy - za rok? za dwa lata?
S: No raczej nie uda mi się oddać całości od razu...
E: Rozumiem, niech będą raty, ale kiedy zaczniesz spłacać?
S: No za rok...

To nic, że Ewa była wówczas na czwartym roku studiów zaocznych. To nic, że z narzeczonym myślała o ślubie i o założeniu rodziny. To nic, że w przeciwieństwie do jej kuzyna Ewa nie miała tego luksusu, by od rodziców dostać samochód (jej rodzicom się nie przelewa). Babcia uznała, że Ewie pieniądze nie są potrzebne. Idąc do babci spodziewała się dyskusji, a tymczasem po prostu oznajmiono jej wyrok. Doskonale wiedziała, że nigdy nie zobaczy tych pieniędzy. Skąd? Ano stąd, że stryj nie przepracował w swoim życiu więcej niż kilka lat i nie miał zamiaru tego zmieniać. Do dziś jest dla Ewy zagadką, w jaki sposób z nieregularnych zarobków jego żony dali radę wybudować piętrowy dom.

Minął rok. Któregoś dnia po pracy Ewa udała się bez zapowiedzi do stryja. Była to w sumie jej pierwsza wizyta, od kiedy się przeprowadzili do domku jednorodzinnego. Zaskoczony zaprosił Ewę do środka. Wnętrze bogato urządzone w stylu barokowym. Piętro dalej nieumeblowane. Na co poszły "Ewy" pieniądze zatem? Krótko mówiąc zostały przejedzone. Siedząc w barokowym salonie słyszała lamenty stryja, jak to kryzys przyszedł, jego żonie w pracy kiepsko idzie (brak zamówień), a tu takie rachunki za prąd (no cóż, nikt nie kazał im mieszkać w domu jednorodzinnym z ogrzewaniem elektrycznym), synowi trzeba wlać benzyny do samochodu (mógłby jeździć autobusem), opłacić mu stancję (są przecież akademiki), dać kieszonkowe itd. Jednym słowem - pieniędzy nie mają, więc nie mają Ewie z czego oddać. Stryj był na tyle bezczelny, by zasugerować jej, by wzięła na siebie kredyt w banku na kwotę jej "doli" z mieszkania, a oni będą spłacać raty. Już kiedyś wziął kredyt na babcię (bez jej wiedzy), a potem do babci pukał komornik. Ewa odmówiła. Szczególnie, że niewiele wcześniej wzięła kredyt, bo jej zabrakło na czesne i warunki, o czym raczyła poinformować stryja. Nie chciała wiązać pętli na własną szyję. Jakiś miesiąc po tej rozmowie stryj podrzucił Ewie jakieś 5%, dzięki czemu mogła od ręki spłacić kredyt do końca.

Potem jeszcze kilka razy Ewa widziała się z babcią, a ta za każdym razem jej powtarzała, żeby się nie martwiła, że na pewno dostanie "Ewy" pieniądze. A Ewa za każdym razem mówiła, jak to trudno było na tych studiach, jak musiała wziąć kredyt, by je ukończyć itd.

Niedawno minęły dwa lata, od kiedy stryj "pożyczył" od Ewy pieniądze. Poza tą pierwszą ratą nic więcej jej nie dał. Jego żona nadal nie ma zamówień i z braku pracy siedzi w domu. Żadne z nich nawet nie pomyśli o tym, by poszukać pracy.

Część z was pomyśli, że Ewa jest łasa na kasę. A ona po prostu ma żal do babci. Nie do stryja, który nigdy nie miałby jak jej oddać tych pieniędzy, ale do babci. Sama zadeklarowała, że pieniądze podzieli na czworo wnucząt, z czego tylko jedno z nich faktycznie coś otrzymało (inaczej babci nie udałoby się sprzedać mieszkania). Ewa wolałaby żyć w nieświadomości i nigdy się nie dowiedzieć, że miała dostać jakieś pieniądze. Babcia postawiła też Ewę przed wyborem - pieniądze albo rodzina. Dziewczyna mogła się kłócić o te pieniądze, dochodzić swoich praw w sądzie (wszak umowa ustna też jest wiążąca) i być może dostałaby swoją część, ale stałaby się wtedy czarną owcą w rodzinie, babcia przestałaby się do niej odzywać, a Ewa zostałaby obwiniona o to, że np. jej kuzyn nie był w stanie kontynuować nauki. Wreszcie babcia zadecydowała za Ewę, na co przeznaczyć rzekomo Ewy pieniądze oraz uznała, że Ewa przecież nie potrzebuję pieniędzy.

Szczęśliwie koleżanka jest już po studiach, ma pracę i nadal mieszka z rodzicami. Jej narzeczony nie ma jednak zatrudnienia, a z jednej pensji wynajem mieszkania, nawet kawalerki nie wchodzi w grę. Z założeniem rodziny też muszą poczekać na lepsze czasy. Wesele? Jakie wesele? Chyba zaproszą tylko rodziców i rodzeństwo na ślub, który ciągle odkładają... No ale co tam, przecież Ewa nie potrzebuję pieniędzy, prawda?

rodzina ach

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (75)

1