Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

wiciox

Zamieszcza historie od: 19 października 2012 - 21:41
Ostatnio: 18 czerwca 2017 - 19:42
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 2339
  • Komentarzy: 28
  • Punktów za komentarze: 212
 
zarchiwizowany

#41467

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po przeczytaniu jednej z historii o tym, jak ktoś wysypuje kreta na trawnik, postanowiłem przytoczyć swoją historię. Może być trochę niesmacznie.

Mieszkam na wsi. Od zawsze, kiedy miałem psa, zdychał on z otrucia. Był tylko jeden przypadek, kiedy mój pies był agresywny, wtedy trzeba go było uśpić, bo nawet nam nie dał się ujarzmić.

Miałem szczeniaka rasy lablador. Niby lablador, ale głupich pomysłów mu nie brakowało. Nie trzymaliśmy go na uwięzi, mieszkamy na wsi i mógł zwiedzać całą jej powierzchnię wzdłuż i wszerz. Jednak nauczyliśmy go, żeby nie wychodził poza teren naszej działki. I tego się trzymał.

Pewnego dnia, siedząc przed komputerem, pies wpadł do domu, wbiegł pod biurko i zaczął się telepać. Wyniosłem go do sieni, patrząc, co mu się stało. Masakra. Podbrzusze całe mokre. Pies na tyłku w rzadkim kale, wyszedł na dwór i zwymiotował czymś, co wyglądało tak samo, jak kupa. Od razu rozpoznałem objawy - ktoś go otruł. Powiedziałem ojcu, ten zaczął na mnie krzyczeć, że coś sobie ubzdurałem a pies się przejadł i teraz mu się zwraca. I olał sprawę. Brat tak samo. Pies po 3 dniach męczarni zdechł (niestety nie miałem pieniędzy, żeby wybrać się do weterynarza a ojciec dalej uparcie stał przy swojej wersji, razem z bratem). Po 2 miesiącach od śmierci mojego przyjaciela ktoś podrzucił mojej sąsiadce suczkę, która do dziś cieszy się na mój widok tak, że aż piszczy :) Przygarnęliśmy ją, ma pełną swobodę i miskę zawsze pełną. Pewnego dnia wracam ze szkoły i patrzę, a Misia telepie się i wymiotuje. Mówię ojcu i matce (która wróciła już do kraju), że ktoś otruł psa. Wtedy brat przystanął przy mojej wersji. Na szczęście Misia szybko wszystko zwróciła i powróciła do zdrowia.

Parę dni później przychodzi do nas mało lubiany przez moją rodzinę sąsiad z pretensjami, że on psów nie truje tylko koty (!!!) bo mu latają po podwórku i miauczą. A jak je truł?

Okazało się, że sąsiad wytruł całą ulicę z psów. Koty były na tyle mądre, że nie jadły TRUTKI NA SZCZURY wystawionej PRZED FURTKĘ przy ulicy. Nawet dziecko mogło to wziąć i zjeść. Bo to sobie stało na chodniku. Takie "jedzonko" zjadł pies przybłęda (piękny owczarek niemiecki, którego ktoś wyrzucił, którego chcieliśmy wziąć ale już wtedy był otruty), pies sąsiadki, dla której pies był jedynym kompanem, pies sąsiadów, którzy mieli go już bardzo długi czas, pies mojej przyjaciółki, piękny lablador, i jeden mały piesek naszego sołtysa. Teraz tylko my mamy psa. Trujący Sąsiad przypadkowo otruł też i swojego psa. Niestety policja sprawy nie przyjęła, bo nie mamy papierów od weterynarza. Żenada. Wszędzie.

wieś

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (190)

1