Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

wyuzdana

Zamieszcza historie od: 8 sierpnia 2013 - 17:52
Ostatnio: 23 kwietnia 2015 - 9:58
  • Historii na głównej: 0 z 6
  • Punktów za historie: 1106
  • Komentarzy: 48
  • Punktów za komentarze: 263
 
zarchiwizowany

#61123

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia poprzedników na temat (nie)kompetencji weterynarzy przypomniała mi moją. Niestety mój kot nie miał szczęścia.

Dokładnie rok temu zadzwoniła do mnie mama (mieszka w innym mieście). Była podenerwowana. Nasz kot, trzyletni samiec, zaczął dziwnie się zachowywać. Był osowiały, nie dawał się dotknąć. Mamie od razu zapaliła się czerwona lampka, bo kot młody, dobrze odżywiony, zawsze miał mnóstwo energii, a tu masz.. ani go pogłaskać, ani nie reaguje na wołanie, nawet nie chce jeść ani pić.
Kiedy Tata wrócił z pracy, wio z kotem do weterynarza (podobno najlepszej lecznicy w mieście- rentgen, sala operacyjna, labolatorium itp.).
Pani weterynarz spojrzała na kota i mówi:
[PW]: Łee może zwykłe przeziębienie.. (lipiec). Może niestrawność, albo kule z sierści się ubiły w jelitach.
[M]:Ale kot nie chce nic jeść ani pić, a słyszałam, że jak już kot nie chce jeść to jest źle.
[PW]: EE tam.. Dam kotu zastrzyk rozkurczający, proszę jutro o 16 przyjechać, zobaczymy czy poprawa.

Rodzicielka w lekkim szoku, mają na miejscu rentgena, usg, na korytarzu nikogo nie ma, a baba każe przyjechać jutro??

[M]: Proszę zrobić jakieś badania, zapłacę, jutro może być za późno.
[PW]: Eee tam, nic mu nie jest, jutro się zobaczy..

I odesłała moją Mamę z kwitkiem. Skoro jest ona weterynarzem to ok, wie lepiej (a przynajmniej powinna). Mama dała sobie spokój z poszukiwaniem wet., bo żaden nie miał takich sprzętów jak ta lecznica. I tak by się niczego nie dowiedziała.

Na drugi dzień rano kot strasznie się łasił, przytulał, a o 11 mama już nie miała wątpliwości, jedziemy do weterynarza, z kotem coraz gorzej.

Gdy weszła do lecznicy, znowu zastała tą samą znudzoną Panią Weterynarz.

[M]: Witam, z kotem jest coraz gorzej, PROSZĘ mu wykonać badania!
[PW]: (z niechęcią) doooobrze, zrobimy usg.

PW zabrała kota na usg i kot podczas badania.. odszedł do kociego świata.. Pani zdziwko zrobiła usg i jeszcze większe zdziwko!
[PW]: eee wie Pani.. Niestety Pański kot miał ostre postępujące zapalenie nerek.. niestety było już ZA PÓŹNO na leczenie..

Mama w płacz, szok, przecież wystarczyło podać dzień wcześniej antybiotyk i zatrzymać kota w lecznicy.
Niestety emocje wzięły górę i Rodzicielka nie była w stanie wykłócać się z amatorką..

Szkoda tylko zwierzęcia, mogłoby żyć, gdyby natychmiast została udzielona pomoc..

weterynarze

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (232)
zarchiwizowany

#60057

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia ku przestrodze dla wszystkich zalogowanych na serwisie Allegro. Na początku chcę zaznaczyć, że mieszkam w mieście oddalonym od rodzinnego o jakieś 300 km.

Styczeń, zbliża się sesja, człowiek w książkach, musi mieć spokój.
Dzwoni telefon- MAMA. Odbieram i słyszę w słuchawce trzęsący się głos Mamy [M]

[M]: Wyuzdana, tutaj Pani z policji chce z tobą porozmawiać.
Ja: eee...??

Zdziwiona na maxa, nie wiem o co chodzi, wystraszyłam się nie na żarty.. Może coś się komuś stało..??

Pani policjantka[PP]: Witam, tu komenda miejska policji w Piekiełku, czy rozmawiam z panią wyuzdaną?
[J]: Tak, przy telefonie, o co chodzi?
[PP]: Czy ma pani konto w serwisie allegro?
[J}: Tak.
[PP]: Z pani konta został sprzedany przedmiot, została uiszczona opłata, ale towar nie dotarł do kupującego.

Nie powiem, tu już zdębiałam, bo ostatni raz kiedy korzystałam z allegro, był zakup w LIPCU przewijaka. Później, w ogóle nie logowałam się na tymże serwisie.

[J]: Wie pani, to niemożliwe, ponieważ od dawna nie korzystałam z serwisu allegro, jakaś pomyłka.

[PP]: Czy posiada pani nick bla bla?
[J]: Tak.
[PP]: Żadna pomyłka, kiedy może stawić się pani na komendzie w celu złożenia zeznań?
[J]: Obawiam się, że to nie będzie możliwe, ponieważ mieszkam 300km od miejsca zameldowania i nie jestem w stanie dojechać.
[PP]: W takim razie, w jakim mieście pani przebywa?
[J]: Takim a takim.
[PP]: Przekazuję sprawę w takim razie do tego miasta. Do widzenia.

Pierwsze co zrobiłam, to zalogowałam się na serwisie, a tu zonk! 'Sprzedałam' jakiś sprzęt, nie wiem co to było, za 900(!!!) zł, facet zapłacił a nie dostał towaru.

W tym momencie zapaliła mi się lampka. Półtora m-ca wcześniej, będąc u rodziców, chciałam się zalogować na starej poczcie, z której dawno nie korzystałam, ale po wpisaniu loginu i hasła- lipa, błąd logowania. O zdarzeniu zapomniałam, myślałam, że konto się przedawniło, bo dawno się nie logowałam czy coś, nie znam się.

W momencie, gdy szok opadł, przypomniałam sobie o próbie logowania na maila. Spróbowałam się zalogować, niestety, błędny login lub hasło...
Hasło na maila i na allegro miałam takie samo. Ktoś wbił się na moją pocztę i allegro, sprzedał towar za 900 zł, wziął kasę a towaru nie wysłał. Sprawdziłam swoje konto w banku, żadnych wpływów o takiej kwocie na moim koncie w tym miesiącu nie było.

Zaczęłam grzebać na swoim koncie na allegro- znalazłam nr tel do gościa, który kupił rzekomo przeze mnie wystawiony przedmiot.
Zadzwoniłam do niego, omówiłam sytuację. Gość bardzo sympatyczny, wyczułam w głosie, że poczciwina, jakiś palant go oszukał z mojego konta, szkoda mi się faceta zrobiło, nie powiem.. 900 zł na ulicy nie leży.

Powiedział, że dziwne dla niego było to, iż po naciśnięciu 'kup teraz' i potwierdzeniu zakupu, natychmiast otrzymał maila z mojego konta aby wpisać inne dane do przelewu, podał inny niż mój nr konta w banku, a w miejscu imienia i nazwiska.. podał imię mojego męża i moje panieńskie nazwisko!! :D Więcej ponoć się nie odezwał, nie odpisywał na maile.

Czekałam więc na ruch policji, która będzie się ze mną kontaktowała.. Po długim czasie zadzwoniłam na komendę i mówię, że nikt się ze mną nie kontaktował a jest taka a taka sprawa, miły pan w słuchawce poinformował mnie, że na pewno mnie znajdą..
W końcu, na początku MARCA przyszli kryminalni do mnie do domu.. bez wezwania nic! Ja w szoku, przepytali mnie, dali wezwanie na komendę i od marca do dziś cisza, podczas zeznań dostałam tylko status pokrzywdzonego.

Do dziś zastanawiam się, skąd ktoś znał akurat hasło na moje konto allegro i wiedział jaką mam pocztę i znał na nią hasło!! Czy to możliwe, że są wirusy, które mogą ukazywać hakerom hasła przy logowaniu gdziekolwiek??

Druga sprawa, chcę Was ostrzec, abyście sprawdzali wasze konta na portalach, gdzie można handlować, czy ktoś pod Was się nie podszywa! Można mieć niezłe problemy!
Pewnie po nr IP policja doszła, kto robi takie manewry, skoro nikt się do mnie nie zgłasza..

serwis allegro

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (277)
zarchiwizowany

#59867

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając historię Gapowiczki na temat jednogroszówek, przypomniałam sobie taką oto historyjkę.

Kilka lat temu, jeszcze z ówczesnym chłopakiem, chodziliśmy do sklepu o nazwie dość znanej na literę P. Jako że często robiliśmy tam zakupy spożywcze, zauważyliśmy, że KAŻDA kasjerka, zawsze, przy wydawaniu reszty dodaje: "czy mogę być winna grosika?".

Takie sytuacje miały miejsce nagminnie, raz nawet pokusiłam się to sprawdzić, tak wyliczyłam pieniądze, żeby reszty było 21 gr. I nie pomyliłam się, znowu ta sama śpiewka.

Chłopak już nie wytrzymał. Porozmieniał pieniądze, żeby było w 1-groszówkach, a nie powiem, trochę mu to zajęło.
Nie była to jakaś zawrotna kwota, bo ok. 20 zł, ale możemy sobie łatwo policzyć, ile wyszło grosików.

Przyszło do zapłacenia, a chłopak rzucił na ladę worek drobniaków i tylko syknął, że ma nadzieję, że więcej nie "będą winne grosika", bo im starczy na cały rok.

Mina kasjerki- bezcenna :D Liczyła parę dobrych minut, a my mieliśmy niezły ubaw.

Nie chodzi o to, że ktoś szczędzi na grosiku. Chodzi o sam fakt. Ziarnko do ziarnka, uzbiera się miarka.

Polo market

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (73)
zarchiwizowany

#54794

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/54792 przypomniała mi moje przedślubne perypetie z allegro.


W kwietniu zamówiłam na Allegro zaproszenia na ślub, który miał się odbyć 1 czerwca.
Wybrałam wzór zaproszenia, kolor, grafikę i wzór tekstu. Zaznaczyłam, żeby w miejscu, gdzie mają znaleźć się dane, nic nie wpisywali (nie podawałam im miejsca, godziny i nazwisk pary młodej- co ważne dla historii).
We wzorze wpisane były wymyślone nazwiska: Anna Kowalska i Jan Nowak, żeby zobrazować czcionkę, jakby ktoś sobie tego życzył- tak przynajmniej mi się wydawało..

Zamówienie złożone, nie powiem, baaardzo mi się te zaproszenia podobały i czekałam na nie mega podekscytowana :)

Nic piekielnego. No właśnie..

Po dotarciu paczki i rozpakowaniu zaproszeń, by wpisać informacje gdzie i jak się ceremonia odbędzie, szczęka moja runęła o podłogę. Dlaczego? Sama nie wiem, jak można być takim imbecylem..

Otóż w miejscu, gdzie miałam wpisać imię i nazwisko pary młodej widniał WZÓR- Anna Kowalska i Jan Nowak, pozostałe miejsca puste- tak jak prosiłam.
Wściekła napisałam maila do tegoż allegrowicza, że nastąpiła pomyłka, bo ja takich danych nie podawałam, a widniały we wzorze i żeby poprawili błędy, albo oddali kasę (niestety zapłaciłam z góry :/).
W odpowiedzi usłyszałam, że jestem nienormalna, że TAK SOBIE ŻYCZYŁAM i dalej w ten deseń. Ogólnie facet pisał, jakby był pod wpływem wysokoprocentowej substancji. W ogóle nie odpisywał mi na temat, kręcił i wmawiał mi mój błąd, a gdy mu odpisałam w końcu (już nie po dobroci), że chyba jest niezdrowy na umyśle skoro drukuje mi 70 zaproszeń z wymyślonym imieniem i nazwiskiem, już nie odpisał.

Wystawiłam negatywa, a kasa przepadła i musiałam iść i kupować nowe, tym razem już w sklepie.

Popełniłam ten sam błąd, co wielu użytkowników sklepów internetowych- nie poczytałam komentarzy i pospieszyłam się z wpłatą. Niestety, głupota nie boli.

allegrowicze

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (248)
zarchiwizowany

#54609

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znow o piekielności służby zdrowia, ale od początku.

3 tygodnie temu pojechałam z Mężem na porodówkę, by przywitać nasz Owoc na świecie.

Wszystko pięknie, ładnie, pod koniec tylko komplikacje, na szczęście, skończyło się dobrze. Córa zdrowa, dzięki interwencji Ordynatora (zachowanie położnej nadaje się na osobna historie..)
Zostałam zszyta przez młodego chirurga po mistrzowsku, w szpitalu czułam się super.

Po powrocie do domu zaczęłam się źle czuć, rana zamiast się goić, tylko się babrała. Dostałam antybiotyk, bo na szwie zebrała się ropa. Ok, minął tydzień, ja czuję się coraz gorzej, ledwo łażę, ogólnie masakra.

W pewnym momencie coś mnie tknęło, żeby TAM zajrzeć :) (Bogu dzięki), okazało się, że w szpitalu wsadzono mi seton (coś a'la tampon) by zahamować(?) krwawienie.. Nikt, powtarzam NIKT nie poinformował mnie o tym fakcie, tylko pytano się mnie w szpitalu jak się czuję.. Czułam się dobrze, bo jeszcze ten seton we mnie nie gnił.

Gdy go wyjęłam myślałam, że się załamię.. śmierdziało zgnilizną, ogólnie kosmos. Okazało się, że to co z tego setonu wyciekało, dostawało się na szew i zakażało rany. Znajoma lekarka powiedziała mi, że ta sytuacja jest nie dopuszczalna.. powikłania po tym setonie ciągną się za mną do dziś (3 tyg po porodzie). Ciągle walczę z infekcjami, źle się czuję i nie mam siły na nic, teraz doczepiła się infekcja dróg moczowych (nastąpiła migracja bakterii do cewki moczowej).

Okazało się, że jest to zaniedbanie położnych, które przy wypisie powinny mi ten tampon wyjąć.

Lekarka mi poradziła, żebym zgłosiła ten fakt w szpitalu, bo jest to ewidentne zaniedbanie personelu.

Czy wiecie może, komu w takiej sytuacji mogę zgłosić to zaniedbanie? Gdybym nie wyjęła tego setonu, doszło by do ogólnego zakażenia organizmu a wtedy mogło by być nie ciekawie... Cały czas jestem na antybiotykach, walczę z osłabieniem, nikomu nie życzę..

I weź się człowieku lecz...

szpital

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (307)
zarchiwizowany

#53087

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytam piekielnych od bardzo dawna, ale jak dotąd nie miałam okazji doświadczyć takowych sytuacji. Do dziś.

Jestem w 9 miesiącu ciąży, za kilka dni mija mi termin, co jest istotne dla historii.

Byłam dziś z moim Mężem na zakupach w sieci Auchan, ot takie ostatnie zakupy przed pobytem w szpitalu. Wszystko szło pięknie, kupiliśmy to co mieliśmy kupić i wio do kasy.
Stanęliśmy w jednej z pierwszych kas z napisem nad głową: "kasa z pierwszeństwem" i rysunek kobiety w ciąży.

Akurat zajęta rozmową z Lubym, nie zauważyłam tego napisu, ale podeszliśmy do kasy, gdzie było najmniej osób, ale żadnej kobiety w ciąży. Dwie babki, jedna na oko 70 lat, a druga młodsza i jakiś mężczyzna.

Nagle podchodzi do mnie babka z obsługi sklepu i mówi mi, że jest to kasa z pierwszeństwem i nakazuje przejść do kasy bez kolejki. Ucieszyłam się, bo strasznie bolały mnie nogi i byłam cała zgrzana. A poza tym, nie korzystałam nigdy z mojego ciążowego przywileju, bo na tyle dobrze się czułam, że mogłam np. w aptece postać dłużej w kolejce. Dziś akurat czułam się fatalnie. Postanowiłam więc skorzystać.

A babsztyl (ten starszy) jak nie ryknie na mnie! Przytaczam dialog tej oto madame [m], mnie [j], mojego męża [mm] i babki z obsługi sklepu [o]:

[m]: CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ SMARKULO JEDNA?! ŻE MASZ PIERWSZEŃSTWO?! GDZIE TO JEST NAPISANE?!
[j]: ...?!
[o]: Proszę Pani, jest to kasa z pierwszeństwem m.in. dla kobiet w ciąży i osób niepełnosprawnych.
[m]: ale KTO TAK POWIEDZIAŁ?!
[o]: Nad Pani głową wisi plakat z informacją.

Tu do akcji wtrącił się mój Mąż, który potrafi ostro dociąć chamom, ale nie robi tego w żaden bezczelny sposób, po prostu z takimi ludźmi nie wchodzi w poważne dyskusje.

[mm]: chyba, że Pani też jest w ciąży, to co innego.

Babsztyl wywalił gały.

[m]: co za bezczelni, niewychowani, niekulturalni ludzie!!

Pani kasjerka kazała mi na tego osobnika nie zwracać uwagi, ale co mi nerwów zjadła to moje..

Wkońcu nie wytrzymałam i tłumaczę naszej piekielnej, że jestem w 9 miesiącu ciąży i słabo się czuję, na co ona z tekstem: MOŻESZ BYĆ I NAWET W 15! JA TU STAŁAM PIERWSZA!!

Nie ukrywam, zrobiło mi się przykro, ale zachowałam zimną krew.

Na odchodne, mój luby powiedział Pani kasjerce "dziękujemy, miłego dnia życzymy" i tej babie też powiedział "miłego dnia", na co zacna klientka krzyknęła na całe gardło: "SPADAJ, BEZCZELNY!!"

Po dzisiejszej "przygodzie" ze staruszkami w roli głównej, straciłam wiarę, że mają choć trochę kultury. Tyle się słyszy o autobusowych babciach, myślałam, że to rzadkość, niestety.. Dziś otrzymałam zimny prysznic.
A co najlepsze, NIKT z klientów przy tej kasie nie wykłócał się, po prostu mnie przepuszczono.

klienci

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (289)

1