Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

yannika

Zamieszcza historie od: 3 sierpnia 2012 - 10:15
Ostatnio: 28 lutego 2020 - 5:15
O sobie:

Yay, doczekałam się antyfana minusującego wszystkie komentarze jak leci. To jest, zdaje się, rodzaj potwierdzenia przyjęcia do społeczności piekielnych, right?
PS: O, patrzcie, już dwóch. Ludziom to się nudzi... Get a life!

  • Historii na głównej: 4 z 7
  • Punktów za historie: 2753
  • Komentarzy: 1324
  • Punktów za komentarze: 12610
 

#72537

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie ja byłam piekielną, acz czuję się poniekąd inspiratorką późniejszej piekielności.

W skrócie - istnieją sobie małe delikatesy, gdzie bywam często i z obsługą jak i szefem jestem w dość serdecznych stosunkach. Jedna ze sprzedawczyń, nazwijmy ją Panią Helenką, to generalnie osoba ciepła, gadatliwa i skora do żartów. I w związku z tym sama postanowiłam któregoś razu zażartować podczas zakupów.

Ja: Pani Helenko, ale reklamację mam. Ja tu ostatnio serek kupiłam i całkiem był spleśniały!
PH: Ale niemożliwe! Który to taki?
Ja: (podchodząc do lodówki i wyjmując krążek Camemberta) A o ten.
PH w śmiech, pogroziła mi że mnie mopem pogoni za takie oszukiwanie, pośmiałyśmy się i rozeszłyśmy w dobrych humorach. Wydawało się, że sprawa się skończyła.

Otóż nie.

Przyszłam dzisiaj do sklepu i na mój widok PH wybuchła śmiechem. Patrzę po sobie, czy mi podkoszulka wystaje, brudna czy jaka - no ale nie widzę nic, co mogłoby spowodować taką reakcję. Podchodzę bliżej i co słyszę.

PH: A bo, pani Yanniko, przegapiła pani cyrk. Kobieta jedna podsłuchała żart i jak już pani sobie poszła to poleciała do szefa z awanturą, że sprzedajemy spleśniałe sery. I zgadnie pani, który pokazała jak się szef spytał? A jak się obraziła, jak ją któryś z klientów uświadomił, że ten ser tak ma mieć...

Oj, żałuję, że ten "cyrk" przegapiłam.

sklepy

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 327 (351)

#68212

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii "przeboje z pocztą".

Jakiś czas temu zamawiałam pewne rzeczy ze sklepu internetowego, zamówienie za pobraniem, pocztą polską.

Jeden dzień - cisza, drugi - to samo, około czwartego zadzwoniła do mnie pani ze sklepu internetowego, czy dostałam przesyłkę. No nie, nawet nie ma awizo. Pani stłumiła słowo niecenzuralne i rozłączyła się.

Pół godziny później ta sama pani dzwoni - paczka jest w urzędzie pocztowym tu i tu. Owszem, paczka była. Pytam się czemu nie dostarczona ani nawet awizo nie ma.

Pani w okienku: A bo kurier wpisał, że nie miał dostępu do skrzynki.
Ja: ...ale po co mu dostęp do skrzynki jak to paczka pobraniowa???

Na to już PwO odpowiedzi nie znalazła.

poczta

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 258 (316)

#67467

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracam do domu, w skrzynce awizo inPostu. Napisane takim pismem, że zawstydziłoby niejednego lekarza, no ale po dłuższej analizie dało się odczytać, że kieruje do jednego z pobliskich kiosków z prasą.

W kiosku dowiaduję się, że oni z inPostem nie współpracują już od paru miesięcy bo były jakieś problemy z płatnościami i komunikacją. Gdzie jest punkt? Nie wiadomo.

Infolinia? Podaje mi adres kiosku, pani po drugiej stronie strasznie zdziwiona, że to nieaktualne. Jej rada? Czekać na dostawcę. Kiedy będzie? A ona nie wie...

Ostatecznie gdzie jest punkt inPostu dowiedziałam się przypadkiem od sprzedawcy w zaprzyjaźnionym warzywniaku.

Ich szczęście, że to nie żadne pismo sądowe, a i ja nie mam czasu robić większych afer...

poczta

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (279)

#66337

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czym się kończy "wiedzenie lepiej" i nie słuchanie klienta.

Wybraliśmy się grupką do ulokowanego w galerii handlowej kina, a że wreszcie okazja się spotkać, to na dobrą godzinę przed seansem usiedliśmy sobie w jednej z sieciowych kawiarni poplotkować. Istotne dla historii jest, że jeden z kolegów cierpi nietolerancję laktozy, szkodzą mu nawet niewielkie ilości - więc siłą rzeczy zamawiał z mlekiem sojowym.

Siedzimy, gadamy, nagle kolega zrobił się lekko zielony, po czym sprintem wystrzelił w stronę toalet. Pierwsze skojarzenie - baristka się pomyliła, czy co? No ale kubek jak w mordę strzelił oznaczony "z mlekiem sojowym". Jeden z chłopaków poszedł sprawdzić co z chorym, a my idziemy wyjaśniać. Kobieta początkowo twardo w zaparte, kierownika nie wezwie bo nie, "nie ma takiego obowiązku". Kierownik sam się zainteresował kiedy zrobiło się nieco głośniej.

Przyciśnięta pracownica przyznała się, że dała koledze normalne mleko, bo ponoć to sojowe źle się spienia, a zresztą "to jakieś hipsterskie wymysły" i kto to widział, żeby mleko szkodziło. Patrząc po minie kierownika to nie wiem, czy zachowa robotę...

No i z kina nici. Dostaliśmy na pocieszenie kupony na darmową kawę. Chyba nie skorzystamy...

gastronomia

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 634 (682)
zarchiwizowany

#56048

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od razu zaznaczam, że sama nie mam pewności, czy historia jest prawdziwa, czy też urban legend. Szybkie przegooglanie nie ujawniło podobnej historii, a więc "sprzedaję jak kupiłam".

Do rzeczy - kuzynka znajomej pracowała w dość elitarnej, niewielkiej szkole prywatnej. Gimnazjum i liceum, w jednym budynku. W szkole owej zapanowała dość idiotyczna moda wśród uczennic - po poprawkach makijażu zostawiały one "całuska" na lustrze - odcisk uszminkowanych ust. A że szminki są tłuste, ciężko było te lustra doczyścić.
Po jakimś czasie dyrekcja wpadła na pomysł "zajęć umoralniających", polecając dziewczętom zostanie po lekcjach aby zobaczyły jak ciężka jest praca pań sprzątających szkołę i jak bardzo ich nowa moda ją dodatkowo komplikuje. Uczennice zebrane, panie rozpoczynają sprzątanie - dochodzą wreszcie do łazienki, z lustrem pokrytym dziesiątkami "całusków". Na co pani sprzątająca bierze szmatę na kiju, moczy ją w pierwszej z brzegu toalecie i wyciera lustro.
Problem "całusków" zniknął z dnia na dzień.

szkoła

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 566 (648)
zarchiwizowany

#51540

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzień wczorajszy. Salon Orange. Siedzę sobie na pufie i czekam grzecznie na swój numerek, w zasięgu słuchu mając jedno ze stanowisk.

Na owym stanowisku starszy pan, na oko po siedemdziesiątce, może więcej. Płacze. Dlaczego płacze? Bo zadzwoniła do niego miła pani z "TePe", znaczy się TelePolski (o czym dowiedział się później) i namówiła na tańszy abonament.
A potem już standardowo - przyjechał kurier, starszy pan podpisał. Trzy miesiące później faktura na kilkaset złotych, dokładnej kwoty nie usłyszałam. Plus kara od Orange za odstąpienie od umowy przed terminem. Wszystko przewyższające emeryturę starszego pana.

W tym momencie na tablicy wyskoczył mój numerek, więc ciągu dalszego nie znam. Mam nadzieję, że pani konsultantka jakoś mu doradziła, w jaki sposób odkręcić, albo przynajmniej postarać się o spłatę kary w ratach.

PS: Zapamiętany fragment rozmowy.

Konsultantka: No, ja tu widzę, że mają podpisane przez pana pełnomocnictwo i mogli wypowiedzieć z nami umowę.
Starszy pan: (przez łzy) Ale to miał być tańszy abonament z telekomunikacji...

oszuści telekomunikacyjni

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (278)
zarchiwizowany

#48493

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
No i przyszła kryska na Matyska. Zazwyczaj kręcę się tu i ówdzie po Piekielnych, ale historii nie dodaję, bo z pomniejszymi piekielnościami radzę sobie na bieżąco - Matka Natura obdarzyła mnie niewyparzoną buzią w komplecie z dość donośnym głosem, co znacznie ułatwia pozbywanie się piekielnych. Acz dosłownie parę minut temu obie te cechy zawiodły sromotnie w konfrontacji z czystym absurdem.

Ale do rzeczy:
Jest sobie osiedlowy sklepik, dosłownie "za rogiem", przybytek typu chleb-wódka-mydło, troszkę większy niż typowa Żabka. Bywam tam prawie dzień w dzień i z większością obsługi jestem już na ty.
Wpadłam tam i dziś po parę drobiazgów. Jednym z nich, co istotne, był dezodorant dla mojego partnera. Podchodzę do kasy, wykładam co tam mam w koszyku, zauważając przy okazji, że jest nowa sprzedawczyni, tak na oko koło sześćdziesiątki. I zanim zdążyłam powiedzieć "dzień dobry" słyszę "A ja ci tego nie sprzedam!".
Oczy jak pięć złotych i patrzę na nią z całkowitym niezrozumieniem - na małolatę nie wyglądam, alkoholu ani papierosów nie kupowałam... "Ale o co chodzi?" pytam.
"Ja ci tego nie sprzedam! Lesby jedne wydaje im się, że będą facetów udawać. W piekle się smażyć będziesz!" I tak dalej, nie zapamiętałam całości z dłuższego wrzasku.

Chwilę mi zajęło zorientowanie się o co tak naprawdę chodzi i mimo najszczerszych chęci, riposty na taką dawkę absurdu po prostu nie znalazłam. Mózg odmówił współpracy przy przetwarzaniu tych danych.

Pamiętajcie, panie, nie kupujcie swoim mężczyznom dezodorantów...

Zakupy zrobiłam gdzie indziej, do sklepiku wpadnę wieczorem albo jutro, spróbuję złapać kierownika i poinformować go co się działo. Niech facet wie, że może mieć wesoło z nowym personelem.

sklepy

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 327 (413)

1