Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KSEjeden

Zamieszcza historie od: 14 kwietnia 2018 - 22:27
Ostatnio: 16 lipca 2018 - 9:36
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 563
  • Komentarzy: 12
  • Punktów za komentarze: 48
 

#82581

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czasy dawne, osnute pajęczyną wspomnień i kurzem innych przeżyć.

Rozpocząłem pracę w zawodzie. Jeden z większych szpitali w mieście, jeden z cięższych oddziałów. Zazwyczaj 40 osób, z czego 35 leżących. Obsada nocna - najczęściej 3 osoby zespołu pielęgniarskiego, w tym jedna oddelegowana na Salę Intensywnego Nadzoru (6 łóżek).

Sylwester. Jako "świeżaki" oczywiście z kumplem dostaliśmy najlepsze dyżury w grudniu. Wigilia - noc. Sylwester - noc. Na Sylwestra dorzucona jeszcze jedna dziewczyna - nie wiem, czy podpadła czymś oddziałowej, czy wyciągnęła najkrótszą słomkę.

Na oddziale spokój - ordynator pilnował, by na tego typu święta wypisywać na potęgę - ludzi na oddziale może 15.

Wybiła północ - szampan Piccolo się skończył, rzucamy hasło z kumplem: "no to fajek i się rozchodzimy każdy do swoich obowiązków".

Wychodzimy na korytarz - siwo. Gnam na złamanie karku na klatkę - gdzie są klapy p/dymowe - tam jeszcze siwiej. No coś się ewidentnie pali. Otworzyliśmy klapy i dawaj do telefonu, by zadzwonić na Izbę - zgodnie z procedurą.

Rozmowa:
Izba Przyjęć: „Halo!".
Ja: „Dzień dobry, sprawa jest, u nas na piętrze to siwo od dymu jest - gdzieś się pali”.
Izba Przyjęć (głosem żula spod nocnego): „Spoko-spoko, chłopaki sobie na Wstrząsówce* grilla zrobili. Wpadacie?”.

Kurtyna.


*Sala Wstrząsowa - czyli na wypadek naprawdę nagłego wypadku - sala przystosowana pod „wszystko", od reanimacji po zabiegi chirurgiczne.

Szpital słuzba_zdrowia pożar

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (195)

#82264

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uwaga, leci granat. A raczej bomba. Atomowa. Ogólnie mówiąc - apokalipsa logiki w tym kraju.

Do rzeczy.

RODO.

Każdy słyszał, czytał i brał udział w dyskusjach z otoczeniem. Każdy z Was został zapewne zasypany setkami e-maili i "konieczności" zapoznania się z regulaminem setek serwisów, w których logowaliście się 10 lat temu tylko po to, by kupić taczkę.

Ochrona Zdrowia od zawsze rządziła się prawami, które nie są dla mnie do ogarnięcia.
Ze względu na RODO w moim szpitalu (Izba Przyjęć), wymyślili dodatkowy dokument o zgodzie na przetwarzanie danych osobowych. Ba, jest dodatkowy punkt o zgodzie na założenie opaski identyfikacyjnej z danymi pacjenta, na wypadek, gdyby pacjent był przyjmowany na oddział.

Gdzie Piekielność???

W ramach oszczędności zgody te zostały "dodrukowane" na dokumencie, w którym pacjent wyraża zgodę na dostęp do dokumentacji medycznej. A w dokumencie tym pacjent podaje imię, nazwisko, adres, PESEL, adres e-mail oraz nr telefonu. Swój oraz osoby, którą upoważnia.

Brawo.

Szpital RODO

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (176)

#82084

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Być może część z Was wie, że pracuję na Izbie Przyjęć jednego ze szpitali.

Godzina około 18, zbliża się koniec dyżuru, na izbie pojawia się Pan. Pan na oko lat 35, typ budowy "przez drzwi muszę przechodzić bokiem, bo frontem się nie mieszczę". Biceps jak ja udo, klata szerokości maski samochodowej - itp.

Pan ma zdecydowanie rozbitą głowę - rana cięta, głęboka i długa. Krótki wywiad.

Pan: "No bo jechałem z dziewczyną i jakiś typek stojący pod Monopolem skomentował jej wygląd. To się wnerwiłem, cofnąłem i wysiadłem, by przetłumaczyć tłukowi, że tak się o mojej pani wypowiadać nie będzie. Tłuk jednak złapał 2 butelki i we mnie. Jedną trafił, drugą chybił”.

Ja: "Patrząc na pana, muszę zapytać, ten drugi też do nas się zaraz zgłosi, czy od razu kostnica?"

Pan: "Nie no, tylko trochę go poszturchałem. Jak odjeżdżałem to się ruszał nawet”.

Mija 20 minut, pojawia się na izbie drugi Delikwent - ten od butelki. Widzi naszego Pana, łapie za telefon i dzwoni po wsparcie. Ja niewiele mogę zrobić poza obserwacją i trzymaniem w ręku telefonu, by w razie czego szybko wezwać Policję.

Po kolejnych 10 minutach na Izbę wpada 3 Dżentelmenów o wyżej wspomnianej budowie ciała i podchodzą do Delikwenta od butelki. Ten, żywo gestykulując, pokazuje Pana z rozbitą głową. Ja już niemal numer na komisariat wybieram...

Dżentelmeni podchodzą bliżej do Pana, Delikwent zza ich pleców mówi dość głośno:

Delikwent: „No, to ten”.

Myślę - koniec. Będzie po gościu. Nagle jeden z Dżentelmenów się odzywa do Pana od rozbitej głowy:

Dżentelmen 1: "Franek?".
Pan (z dużym zdziwieniem na licu i w głosie): "Koza?".

Dżentelmen zwraca się do Delikwenta od butelki:

"To Franek jest. Swój ziom. Masz pana przeprosić i się z nim pogodzić. Ale już!”.

15 minut później obaj panowie po szyciu grzecznie przed szpitalem zapalili fajkę pokoju i się rozeszli.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (185)

#81968

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sąsiad sąsiadowi wilkiem, a Zombie Zombie Zombie.

Do rzeczy. Mieszkam sobie od blisko 3 lat na osiedlu segmentów. Bałagan zrobiony przez Developera spowodował, że nie ma tam żadnej wspólnoty, zarządu - nic. Generalnie ostra jazda na kółkach.

Kilka przykładów:

1) Nowi mieszkańcy się pojawili, warto było zamówić dodatkowy pojemnik na śmieci - ale w obecnej wiacie śmietnikowej się nie mieści. W czynie społecznym kilka osób się skrzyknęło, zrzuta na materiały i dawaj budujemy nową wiatę. Mejle do wszystkich, że budujemy - kto może - niech pomaga. Ja miałem tego dnia dodatkową robotę - więc dobiłem do prac po jakimś czasie. Mieszkańców - 32 segmenty - same młode towarzystwo - może ze 3 segmenty powyżej 55 roku życia. Wbijam na plac budowy - a tam 4 osoby. Nikogo więcej. Olewam to i do roboty. Gładzimy wylaną podlewkę, obsadzamy kotwy pod dach nowej wiaty - generalnie praca wre. Po pół godzinie - ulewa. Dawaj sprzątaj materiały, korzystamy z opuszczonego garażu - blaszaka - wrzucamy tam wszystko.

Następnego dnia mejl od jednej z mieszkanek - że Ona to tam ma rurę od wody, i że wylewkę trzeba skuć - bo zgodnie z przepisami do rury musi być dostęp. Ludzie się wnerwili, bo miejsce do robót było wskazywane kilka razy i wtedy się nie rzucała. No i roboty stanęły. Przyszła wiosna, nagle do moich drzwi puka jakaś starsza kobieta - i na dzień dobry z mordą, że brałem udział we włamaniu do Jej garażu, że składujemy tam jakieś rzeczy i że to ma zniknąć - bo Policję wezwie i w ogóle.

2) Wodę mamy ze studni. Jakość wody - beznadziejna - żelaza więcej, niż w czołgu, badań biologicznych od lat nie ma. Poszedł pomysł podłączenia do miejskiego wodociągu. Do wyboru: Podłączamy na starych rurach (obrośnięte kamieniem, położone za płytko i o zbyt małym prześwicie - co grozi wywaleniem rur w kosmos po podłączenie pod miejskie ciśnienie) - ale wtedy rury są nasze i każda awaria na nasz koszt. Albo - kładziemy nowe rury od początku, wtedy 3 lata gwarancji od wykonawcy i potem przejmują to wodociągi i naprawy na koszt wodociągów. My naciskaliśmy na nowe rury - kilka osób kręciło nosem, ale stanęło na tym, że nowe.
Ostatnio na osiedlu doszła do mnie plota, że chodzi taka jedna z drugą i kwękają, że przez mnie nadal wody nie ma, bo przecież można by było na starych podłączyć, i byłoby git.

3) Sąsiada mam, przez kilka miesięcy wydawał się rozsądny. Generalnie taki samodłubek - sam sobie wszystko przy remoncie ogarnia - przez co ten remont to trwa już chyba 5 rok. Spieszyć mu się nie spieszy, ma gdzie mieszkać. Problem się zaczął, jak Go przycisnęło cholera wie co - i zaczął robić wieczorami. Mam trzyletnią córkę - która- jak to trzylatka - najczęściej po całym dniu w przedszkolu to o 20.30 już się nosem podpiera i spać chce. A ten wierci, kuje i ogólnie remont na całego. Jeden sms z prośbą, by dłubał ciszej - albo przełożył to na weekend - bez efektu. Dzwonię, a ten mi, że teraz On remontuje i generalnie ma w dupie moje dziecko.

To tak na wstępie kilka historii - ale jest tego więcej.

Segmenty

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (206)

1