Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sapiens

Zamieszcza historie od: 22 czerwca 2012 - 0:55
Ostatnio: 28 sierpnia 2020 - 11:41
O sobie:

Piotr - Na "dzień dobry" powinno wystarczyć ;)

  • Historii na głównej: 1 z 4
  • Punktów za historie: 1350
  • Komentarzy: 13
  • Punktów za komentarze: 58
 

#47679

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wiecie (lub nie) z mojej poprzedniej historii, od niedawna strzygę się na 1mm. Jaki to ma związek z historią? O tym po niej.

Rzecz dzieje się w markecie, który mam po sąsiedzku. Wstąpiłem tylko po 2 bagietki i natychmiast szybkim krokiem nacieram na kasę. Pani oczywiście wszystko ładnie "skasowała", ja zapłaciłem i zmierzam ku wyjściu... Nie zdążyłem zajść za daleko, ponieważ nagle jakiś mężczyzna *ubrany dosyć normalnie, dżinsowe spodnie i kurtka, czarne adidasy... Nic nadzwyczajnego* łapie mnie za ramię i nawiązuje się grzeczny dialog.

[P]an - Przepraszam Pana najmocniej...
Sądząc, że jest to osoba potrzebująca jakiejś pomocy, z uśmiechem na ustach ciągnę dialog.
[J]a- Tak? Słucham... W czym mogę Panu pomóc?
[P]- Czy mógłby Pan ze mną na chwilkę tam podejść? (skinął głowę na kasę numer 1, która znajduje się przy drzwiach na zaplecze).

Sądząc, że ma problem z zakupami z kasy numer 1 ochoczo podchodzę i pytam.

[J]- Słucham Pana, w czym problem?
[P]- Proszę za mną...
W tym momencie jego grzeczny do tej pory wyraz twarzy nabrał szorstkiego, zdecydowanego. Jednocześnie chwycił mnie za nadgarstek i ciągnie za sobą na zaplecze, którego drzwi okazały się być niedomknięte.
[J]- Przepraszam, nie bardzo rozumiem... O co chodzi?
[P]- Proszę pokazać co ma Pan w kieszeniach.

Jestem w szoku. Facet ubrany jak cywil, żadnej plakietki, nic... Zaciąga mnie na zaplecze, do którego wejście powinno być w jakiś sposób zablokowane dla cywili i prosi o opróżnienie kieszeni.

[J]- Słucham?
[P]- Proszę NATYCHMIAST opróżnić kieszenie.
[J]- Proszę Pana nie mam takiego zamiaru, bo nie wygląda mi Pan na ochroniarza tego sklepu, których z widzenia już wszystkich kojarzę.
[P]- Panie, nie tłumacz się Pan tylko wyciągaj Pan fanty z kieszeni!
[J]- Proszę Pana, rozmawia Pan z poważnym człowiekiem... Czy Pan stroi sobie jakieś żarty?
[P]- Jak nie wyciągniesz, łysa pało, fantów, to wezwiemy policję.
[J]- Nie jesteśmy na Ty. To po pierwsze. Po drugie proszę o pokazanie stosownego dokumentu upoważniającego Pana do przeprowadzenia rewizji lub wyświetlenie nagrania z monitoringu, które daje Panu podejrzenia, że wynoszę ze sklepu więcej niż te dwie bagietki. Chce Pan dzwonić po policję? Proszę bardzo! Ja mam paragon za te bagietki. Aha! Czekając na policję... Mogę sobie zjeść jedną bagietkę na miejscu? Jestem dosyć głodny.
[P]- Słuchaj, no... Zaraz wracam!

Facet wyszedł i dosłownie po 30 sekundach drzwi otwiera jakaś Pani i każe mi wyjść. Rozglądam się po sklepie ale nie widzę "ochroniarza"...

Czy ochroniarz przypadkiem nie powinien mieć swojego uniformu w pracy? Czy personel sklepu nie powinien pilnować aby drzwi na zaplecze były cały czas zamknięte?
Wiem, mogłem wyciągnąć wszystko z kieszeni i miałbym spokój... Ale są przecież jakieś zasady... Czy nie? A może brak bujnego owłosienia czaszki sprawia, że ludzie w ułamek sekundy przypinają nam metkę "złodziej", "bandyta", "kryminalista"...?

market

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 671 (783)
zarchiwizowany

#47671

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/47338, której autorem jest papilotka48 przypomniała mi o wydarzeniu, które miało miejsce na początku tego tygodnia.

Po sąsiedzku mam jeden ze znanej sieci sklepów, którego parkingi zimowymi wieczorami młodociani "kaskaderzy" wykorzystują jako plac do "driftowania". Ale teraz nie o tym... W rogu tego parkingu codziennie widzę zaparkowanego busa. Ot taki sobie bus służący do przewozu osób, należący do firmy X.
Jak co dzień wracam do domu z zakupami i widzę już znanego mi busa, przy którym stoi kilku koneserów alkoholi niższego rzędu i klasy. Bus oczywiście otwarty, silnik uruchomiony, a u jednego z koneserów dostrzegam plakietkę kierowcy przypiętą do kieszeni na piersi. Totalnie mnie zamurowało... Czy ten człowiek za chwilę zamierza wsiąść za kierownicę i prowadzić tego busa? Czy ten osobnik za chwilę będzie przewozić innych ludzi? [Nadmienię jeszcze tylko, że od niedawna w zwyczaju mam strzyc się na 1mm czyli bez końcówki... No, ale strój elegancki. Taki mam styl.] Podchodzę do ów trzyosobowej grupki degustatorów i nawiązuje się taki dialog.
Ja [J]
Pan z plakietką kierowcy [K]
Kolega wyżej wymienionego pana [X]
Trzeci pan ledwo stał na nogach i nic nie mówił.

[J]- Przepraszam bardzo! Od kiedy to kierowcom wolno spożywać alkohol? Rozumiem, że normy normami i jestem świadomy tego, że istnieje coś takiego jak dopuszczalna ilość alkoholu we krwi. Niemniej jednak mniemam, że zamierza Pan zaraz wsiąść do tego pojazdu, tak?
[K]- No, a co?
[J]- Otóż to, że Pan jako kierowca odpowiada nie tylko za siebie ale także za pasażerów, których Pan przewozi, a po tym w jaki sposób wygląda Pana twarz wnioskuję, że to nie jest pierwsza butelka tego trunku w dniu dzisiejszym i badanie alkomatem raczej zagwarantowałoby Panu spore nieprzyjemności a może i nawet nocleg w jednym z najdroższych "hoteli" o niskim standardzie...
[K]- No, i?
[J]- No, i to, że w takim stanie stwarza Pan bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia nie tylko dla siebie, bo akurat Pana mi nie szkoda, lecz wielu innych osób, które zdecydowałyby się podróżować z Panem tym oto busem, a także innych uczestników ruchu drogowego.
[X]- A Ty co? Z policji jesteś?
[J]- Nie, ale nie rozmawiam z Panem, tylko z Pana kolegą. To po pierwsze. Po drugie nie jesteśmy na Ty...
[X]- Słuchaj ku***, skinie pier**lony... Idź stąd zanim stanie Ci się krzywda.
--- Od ponad 10 lat ćwiczę rozmaite sztuki walki, więc wcale się nie boję... Niemniej jednak mam podpisane oświadczenie na policji, że jeżeli kogoś pobiję albo przekroczę granice obrony własnej, to odpowiadam jak za napaść z bronią białą. Wierzcie lub nie, ale mimo braku bujnej fryzury, którą ściąłem kilka miesięcy temu przed zawodami i tak już zostało, bicie się jest dla mnie ostatnim rozwiązaniem ze wszystkich możliwych. Tak więc kontynuuję rozmowę. Oczywiście nieco już poddenerwowany na owych degustatorów ---
[J]- Ostatni raz Pana uprzedzam. Nie rozmawiam z Panem, lecz z Pana kolegą i nie życzę sobie aby Pan się tak do mnie zwracał.
[K]- Panie! Idź pan w ch**!
[J]- Wie Pan co? Pójdę! Zaraz po tym jak Panów zabierze stąd policja.

I... Się zaczęło. Szamotanina, bo raczej walką tego nie nazwę. Spacyfikowałem dwóch dżentelmenów w jak najmniej bolesny sposób (trzeci pan stwierdził, że woła go żona i on już idzie... i poszedł), no i zadzwoniłem po policję. Na szczęście niedaleko znajduje się komenda policji drogowej, toteż długo na przyjazd panów policjantów czekać nie musiałem.

Kierowca najprawdopodobniej już kierowcą nie będzie. Z jego kolegą nie mam pojęcia co się stało. Niestety jak się później okazało w busie siedział sobie mały chłopczyk. Zapłakany, wystraszony, bogu ducha winny syn szanownego pana kierowcy...

Nie powiem. Piekielna sytuacja. Wieczorem zastanawiałem się: "A co jeśli ten mężczyzna był jedynym żywicielem rodziny? Co się teraz stanie z tym chłopcem? A może on ma więcej osób na utrzymaniu"... Ale kurka wodna, no! CZY LUDZIOM BRAK WYOBRAŹNI? CO JEST DO JASNEJ CIASNEJ NIE TAK?

alkoholowy parking

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (345)
zarchiwizowany

#34261

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po raz kolejny spędzam czas przeglądając portal o tym jak wielkim s***w***em można być w dzisiejszym świecie... I?

Przypomniała mi się sytuacja gdy moja Mama (tak! pisane wielką literą [Panie Świeć nad Jej duszą]) już wtedy bardzo schorowana chciała iść do lekarza na pilne na badania, skierowania i inne mało przyjemne do załatwiania sprawy... No ale przecież tu chodzi o zdrowie!

Przyjeżdżamy z tatą do przychodni. Mama była chora na cukrzycę i miała WSZYSTKIE podręcznikowe powikłania pocukrzycowe.
Wymienić?
-Wysiadły nerki -> Trzeba się dializować (Na szczęście dostaliśmy sprzęt do domu)
-Wysiadły oczy
-Martwica (Nie chcę pisać wam co się działo w tym zakresie, bo nie o to chodzi a nie zamierzam wzbudzać litości)
-I MULTUM INNYCH SCHORZEŃ...

Generalnie pomijam fakt, iż mama ledwo stawiała kroki i utrzymywała się na własnych nogach. Robimy rozeznanie wśród pacjentów... Dzieci co kaszlą i starsze osoby tylko po recepty. Żadnych cięższych przypadków. Tato wchodzi do gabinetu lekarza i po krótkiej rozmowie przyjmują mamę bez kolejki.
Na co z oburzeniem jeden ze starszych panów w kolejce [P] w momencie gdy mama już jedną nogą była w gabinecie ale drzwi się jeszcze nie domknęły:
[P] - No i znowu! Ku***! Mają jakieś uprzywilejowania? Ja je***!
Ja osobiście chciałem go wysłać z przychodni na OIOM ale Tato [T] po chwili wyszedł z gabinetu i ze stoickim spokojem i politowaniem powiedział do tego człowieczka:
[T] - Wie Pan co? Nie życzę Panu ani nie życzę nikomu - nawet największemu wrogowi - takich "uprzywilejowań".
Ja dodatkowo zmasakrowałem owego "Pana" wymownym spojrzeniem.

Wiem, że jest to mało "piekielne" zdarzenie ale krew we mnie się gotuje gdy tylko widzę STARYCH Z WERWĄ co drą ryja na młodszych ale mniej sprawnych domagając się "szacunku", przestrzegania zasad, kolejek i ustępowania miejsca. Moja mama zmarła mając 48 lat. Nigdy nikomu nie wyrządziła krzywdy ale zawsze mi mówiła tak jak Piłsudski... Że "Polska to piękny kraj (...)"
A mi w nawyku pozostało ZAWSZE wtrącić swoje trzy grosze do każdego DZIADZIA czy też BABULINKI, która pier**li trzy po trzy.

Szpital

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 76 (200)
zarchiwizowany

#33981

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak sobie siedzę i czytam o tym wszystkim co się tutaj pojawiło od ostatniego czasu... I tak sobie myślę czy i ja nie miałbym tak zupełnie przez przypadek możliwości podzielenia się czymś z wami, moi drodzy.

I okazuje się, że jest kilka "perełek", które uzbierały się na przestrzeni mojego niespełna 21 letniego (życzenia możecie wysyłać 26VI :P) życia. Ale nie mam teraz czasu, bo rano trzeba wstać do pracy więc opiszę wam sytuację, o której opowiadam wszystkim swoim znajomym studentom, którzy mówią jak to oni strasznie trafili na mieszkania i w ogóle... ;)

Historia zaczyna się we Wrocławiu, gdzie wystraszony chłopczyna z miejscowości oddalonej o 510km (11h pociągiem - luksusy same! :P) musi stawić czoła wielkiemu miastu, wielkim oczekiwaniom rodziców, wielkiej ciekawości... i kilku innym WIELKIM rzeczom.

Miałem nóż na gardle więc generalnie na wynajem mieszkania zgodziłem się prawie w ciemno, bo widziałem tylko zdjęcia... No ale tutaj akurat pomyłki nie zrobiłem. Mieszkanie było naprawdę w porządku i tutaj większych mankamentów jako lokatorzy nie miewaliśmy. No ale jak to w mieszkaniu wynajmowanym (gdzie były 2 pokoje dwuosobowe z czego w jednym z nich mieszkała para no a drugi pokój to wiadomo ja + KTOŚ) rotacja mieszkających osób była rzeczą nieuniknioną i po wyprowadzce osoby współdzielącej ze mną pokój trzeba było znaleźć kogoś kto wskoczy na jego miejsce LUB zapłacić za cały pokój samemu. No więc do boju! Zacząłem szukać, ludzie nie dzwonili, nie pytali nic... Już myślałem, że się spłuczę gdy nagle pojawia się ONA!

--- TUTAJ ZACZYNA SIĘ HISTORIA WŁAŚCIWA, PRZEPRASZAM ZA DŁUGIE WSTĘPY ALE JESTEM GRAFOMANEM ---

Z reguły nie mam jakichś wymagań co do współlokatorów a mówiąc szczegółowo do osób współdzielących ze mną pokój. Może palić byleby mnie jako osobie niepalącej ten zapach był oszczędzany. No ale znów odbiegam od wątku. Po wyprowadzce współlokatora pojawiła się kobieta o imieniu Anna (NIE POZDRAWIAM CIĘ! NIGDY!). Wszystko byłoby ok, bo nie byłem uprzedzony do mieszkania z obcą przedstawicielką płci przeciwnej w tym samym pokoju. ACZKOLWIEK! Powinna mi się zaświecić czerwona lampka nad głową gdy dowiedziałem się ile ona ma lat? Ile? No cóż. Anna była starsza o 18 lat. Ale po prostu nie miała się gdzie podziać a ja nie chciałem płacić całej stawki. Pomyślałem sobie, że ok... Po miesiącu coś się wymyśli i się ją jakoś wyeksmituje a ja znajdę sobie kogoś na jej miejsce i będę wciąż poszukiwać wygodniejszego współlokatora.
Krótko po jej wprowadzeniu się... Właściwie to tylko przyniosła kilka par majtek i jedną parę butów mówiąc, że poprzednia właścicielka jest potworem i wyjechała sobie gdzieś i ona nie ma możliwości odebrać swoich rzeczy ale przywiezie sobie coś od kuzynki czy coś takiego... Kolejny zły znak. Na szczęście kolega z pokoju obok (czyli jedna połówka tamtejszego jabłuszka) podzielił się z nią czystym ręcznikiem, który miała mu oddać jak tylko zwiezie resztę rzeczy. Jaka była Anna? Czytajcie dalej...

Pierwszej nocy już dowiedziałem się o całej jej historii życia. I tutaj moja mama (Panie Boże świeć nad jej Duszą) już by mi kazała brać nogi za pas... Dlaczego? Otóż Anna okazała się być świadkową jehowy a moja mama nie trawiła ich z oczywistych powodów. Tak więc Anna powiedziała mi, że niestety będę się smażyć w piekle a sam Pan przewidział zbawienie dla 144 tysięcy ludzi. Jak się łatwo można domyśleć Anna była jednym z tych farciarzy ;)
No ale wykopali ją ze stowarzyszenia gdyż... MIAŁA NIEŚLUBNE DZIECKO w wieku ... No nie pamiętam. kilka miesięcy. Owe dziecko przebywa zapewne do tej pory w ośrodku dla matek z dziećmi.
Tej samej nocy dowiedziałem się o tym, że faceci ją zdradzali, że ona jest biedna, naiwna i dobroduszna... No cóż... Jestem wrażliwym facetem więc trochę mi się jej zrobiło szkoda. Nie powiem...

MINĄŁ JAKIŚ CZAS

Anna przyniosła do domu wieżę na której słuchała na okrągło jednej płyty disco polo... A właściwie jednej piosenki, na której myśl podnosi mi się ciśnienie, gdyż sama myśl o piosence rysuje mi przed oczyma ową Annę.
Generalnie Anna nocami mówiła różne rzeczy, czasami przez telefon a czasami sama do siebie. Mówiła, że w mojej muzyce jest szatan i nie wiedziała kim są "homoseksualiści". Rozmawiała w nocy z duchami... No ale mniejsza... TERAZ OBIECUJĘ ZAGĘŚCIĆ AKCJĘ

Wchodzę do mieszkania wyczerpany po 2.5h treningu z marzeniem o prysznicu. Wchodzę do pokoju by rzucić torbę z treningu na łóżku i ku mojemu zdziwieniu zastaję Annę [A] na jej łóżku kompletnie nagą!

Zniesmaczony podchodzę do okna i ze wzrokiem wbitym w blok sąsiedni zagajam rozmowę:
[J] - Anna, czy Ty chcesz tu zostać?
[A] - No pewnie!
[J] - To ubierz się, proszę natychmiast.
[A] - Nie, bo mi gorąco.
[J] - Nie obchodzi mnie to.
[A] - Ale ja nie mam się w co ubrać.
W tym momencie zmieniłem ton głosu na bardziej stanowczy...
[J] - To tym bardziej mnie nie obchodzi... Masz 10 sekund żeby się ubrać... RAZ... DWA...
[A] - To daj mi jakąś swoją koszulkę.
[J] - Marnujesz czas... TRZY... CZTERY...
Doliczyłem do siedmiu i była ubrana w jakieś tam swoje łaszki... A ja poszedłem się umyć i położyłem się spać. Byłem na tyle śpiący, że nawet dźwięk i migoczące światło naszego telewizora nie przeszkadzały mi specjalnie w zasypianiu. Ale jednak przebudziłem się w nocy i usłyszałem, że w telewizji leci teat. Makbet akurat to był... Słyszałem jak Anna mamrocze pod nosem, że w życiu takich bzdur nie widziała. Wtedy się zastanawiałem czy ona kiedyś coś poza Faktem albo Super Ekspresem miała w rękach (gdyż notorycznie znajdowałem takiego pokroju gazety na jej łóżku). No i odwracam się ciągle z zamkniętymi oczami w stronę telewizora. Otwieram jedno oko i spoglądam na Annę... ONA ZNÓW NAGA! Bez słowa odwróciłem się i próbuję zasnąć nie myśląc o tym, że kobieta przed czterdziestką leży obok naga (CZY ANNA BYŁA ATRAKCYJNĄ KOBIETĄ? BYNAJMNIEJ!). Szczerze mówiąc zacząłem się zastanawiać czy wcześniej rzucane przez nią propozycje masażów (z których oczywiście nie skorzystałem) miały jakieś drugie dno... No ale jakoś nie mogłem zasnąć. I gdy zgasł telewizor pomyślałem sobie "HURA!!" Może będzie chwila spokoju. Nic bardziej mylnego... Po około 15 minutach mój mózg zarejestrował skąd inąd mi znane pojękiwanie jakie wydaje z siebie kobieta gdy jej ciało jest rozpalone i rządza fizyczności rozpiera ją od wewnątrz... Chcąc się upewnić, że nie śnię odwracam się... Otwieram szeroko oczy i w tej ciemności dostrzegam tę figurę w stosownej do wykonywania takiego "obrządku" pozycji z charakterystycznymi ruchami rąk i ciała, które potwierdzają tylko to co widzę... Bez słowa odwróciłem się na bok, założyłem słuchawki na uszy i włączyłem muzykę na tyle głośno by nie słyszeć tego jak Anna się zabawia i na tyle cicho by nie usłyszała jej ona sama.
Minęło kilka dni w milczeniu. Ja oraz para z pokoju obok wybraliśmy się do kina a potem na kolację. Wszystko ekstra i wszystko super... Wracamy do domu a tam śmierdzi gazem... Wchodzimy do kuchni a tutaj jakieś "potrawy" gotowane przez Annę wykipiały na kuchenkę i zalały palnik... Dzwonek do drzwi, zapałka... Cokolwiek co krzesa iskry i byśmy sobie raczej nie pomieszkali tam dalej... Wywietrzyliśmy kuchnię i gdy już wszystko było zrobione z łazienki wychodzi Anna. Wykąpana i uśmiechnięta mówi nam "cześć"... Dalej nie będę pisać co się działo, bo nawet parze z pokoju obok nerwy zaczynały już puszczać a to nadzwyczaj spokojni ludzie.
Kolejnym fantastycznym przeżyciem a zarazem przedostatnim jakim się tutaj z wami podzielę z Anną w roli głównej było też zdarzenie nocne. Budzę się w nocy... A właściwie wybudziły mnie jakieś śmiechy... Anna wydawała się rozmawiać z kimś przez telefon. Więc patrzę się na nią po ciemku i nie widzę, żeby trzymała telefon przy głowie. Myślę sobie - zestaw słuchawkowy... Ale ona takiego sprzętu nie miała... Po czym wszystko stało się dla mnie jasne. Sposób w jaki układała zdania i jak się zachowywała wskazywał na to, że rozmawia ona z ... Duchem ;)
Owy duch siedział obok niej, zagadywał ją, mówił jej, że jest gruba a ona biegała po pokoju w kółko by schudnąć, po czym RZUCAŁA SIĘ na ziemię i robiła "brzuszki"... Szybko wstawała i robiła pajacyki (wszystko po ciemku)... Cały czas się przy tym śmiejąc... W końcu położyła się na łóżku i zaczęła z duchem flirtować... Aż w końcu krzyczała coś w stylu "Jezu! Nie wiedziałam, że duchy są takie dobre! Tak! Bierz mnie! Och!" ... Wziąłem sobie telefon pod kołdrę... Włączyłem stoper... Mierzę sobie puls... 170 uderzeń na minutę... Więc byłem nieźle wkur***ny ;)
Jak wrzasnąłem w jednym momencie, zwyzywałem od najgorszych, postraszyłem szatanem, zastraszyłem, że dziecka nigdy więcej nie zobaczy i że tego osobiście dopilnuję, żeby ją zamknęli w jakiś ośrodku do tego stosownym. Zaczęła mnie przepraszać no ale na daremno.
A! Przypomniało mi się, że noc po samogwałceniu płakała, szlochała przez cały dzień i kolejną noc... No ale...
Ostatnim jej przebojem było to, że koleżanka z pokoju obok wyrzuciła do śmietnika stare szmaty, które dostała od kogoś tam ale nigdy ich nie zakładała i nie były prane od wieków i co jak co świeżością nie grzeszyły... Ku naszemu zdziwieniu Anna wyciągnęła te rzeczy, które od rana leżały w śmietniku przykryte łupkami od jajek, foliami, kubeczkami po jogurtach itd itd... I nosiła je na mieście! Przyszła w nich z pracy i to nas w sumie wmontowało w ciężki szok.
Generalnie bardzo się z nią później ta para kłóciła. Ja miałem "spokój", bo po tamtej nocy gdy wrzasnąłem na nią i wyrzuciłem ją z pokoju ona na mój widok stała niemal na baczność i nie robiła NIC. Zabrali jej rzeczy, które jej pożyczyli i wyprali z 2 razy w prawie 100 stopniach by mieć pewność, że jej czarne kudły i cały ten syfilis się jakoś nie rozprzestrzeni... Anna zdążyła jeszcze zabrać ścierkę do ścierania plam z podłogi, blatów i do wycierania rąk po jakichś tam brudnych robotach i używała jej jako ręcznika ;)
Pod koniec miesiąca się wyprowadziła... Nie zapłaciła za miesiąc w którym mieszkała. Zostawiła masę szmat, które nagromadziła przez ten czas. Ubranka dla dziecka i tę starą wieżę... Wszystko spakowaliśmy i wynieśliśmy do piwnicy. Już nikt z nas tam nie mieszka a jej rzeczy pewnie wciąż gdzieś tam gniją...

NIE ZANUDZIŁEM? WYBACZCIE ŻE TAK DŁUGO... Ale Anna to temat rzeka...

Nie sądziłem, że spotkam na swojej drodze 18 lat starszą kobietę, która nie jest przystosowana do życia w otwartym społeczeństwie... Takich ludzi się ... Zamyka?

Wynajmowane mieszkanko ;)

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 76 (372)

1