Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

fiorentina

Zamieszcza historie od: 18 lutego 2015 - 0:35
Ostatnio: 29 grudnia 2017 - 15:35
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 1475
  • Komentarzy: 11
  • Punktów za komentarze: 60
 

#66518

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako że o piekielnych sąsiadach naczytałam się sporo, myślałam że już nic mnie nie zaskoczy. O ja naiwna...

Przeprowadzka. Jak wiadomo, pudła, pakowanie, rozpakowywanie, sprzątanie, zamieszanie okrutne, a im szybciej się z tym uwinąć tym lepiej.
Tak więc radośnie przystąpiwszy do rzeczy w sobotnie południe, do niedzielnego wieczora niemal ogarnęliśmy temat z Lubym. Godzina 19.00 - kończę sprzątanie, on składanie ostatniej szafy, gdy słyszymy pukanie do drzwi.

Sąsiad. Starszy Pan [SP]. Prosi by się uciszyć, bo hałas jest nie do zniesienia. Na moje pytanie jaki hałas nie do końca potrafił się określić. Tłumaczy. że łomotanie i hałasy są okrutne, a on słyszy każdy nasz krok, każde nasze słowo i tak być nie może. Moja delikatną sugestia że przy przeprowadzkach tak bywa, ludzie mają meble które muszą wnieść, ulatuje w próżnię. Nic tylko ten hałas. No nic, przepraszam go (chociaż uważam, że nie mam za co), żegnając się grzecznie i obiecując poprawę. Co będę podpadać sąsiadom od samego początku. Staramy się być jeszcze ciszej, starszy człowiek, trzeba zrozumieć...

Nasza sielanka trwa całe 3 dni. SP znów u mych drzwi, tym razem o godzinie 14.00, tym razem mniej miła pogawędka. Oznajmia że mamy się UCISZYĆ, bo on słyszy jak spuszczamy wodę w toalecie o 3 rano, trzaskamy drzwiami w domu oraz rozmawiamy! No cóż. Tym razem już mniej miło odpowiadam SP że mimo iż on ŻĄDA to nie przestanę ani korzystać z toalety, ani używać drzwi, ani również chodzić po własnym mieszkaniu. SP zaczyna straszyć mnie prawnikiem. Zostaje delikatnie wyśmiany, bo jakże inaczej zareagować na takie bzdury?
Jako że trafił na nie najlepszy dzień, sugeruję mu również że jeśli nie wie co to prawdziwy hałas, to może się wkrótce przekonać, w końcu cisza nocna obowiązuje od 22 do 6. Upewniam się również że do końca dnia oraz przez cały dzień następny rzeczywiście trzaskam drzwiami, słucham głośno muzyki i zachowuję się tak głośno jak zostało mi to wmówione.

Sama nie wiem kto w tej sytuacji jest piekielny, mogę jedynie nadmienić że naprawdę staraliśmy się być cicho, a pozostali sąsiedzi mieli ze SP podobne przejścia. Póki co spokój, ciekawe czy odpuścił czy to cisza przed burzą...

sąsiedzi

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 388 (462)

#65351

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak prowadzić PROFESJONALNĄ firmę?

a) Zatrudnij profesjonalistę do pracy biurowej. Wymagaj od niego pracy 10h dziennie, bez przerw, bez zapłaty za nadgodziny i za minimalną stawkę. W końcu każdy jada obiad jednocześnie pracując.

b) Przez cały 3-miesięczny okres próbny owiej ogromną tajemnicą jego docelowe zarobki - wywiad środowiskowy niewiele biedakowi pomoże, jako że każdy w biurze zajmuje się czym innym i otrzymuje inną pensję.

c) Kiedy stwierdzisz, że doskonale radzi sobie z obowiązkami - dodaj nowe. W końcu daje radę, a skoro może zrobić więcej, to niech robi, nie trzeba będzie tworzyć kolejnych etatów.

d) Po trzech miesiącach poinformuj go, że od dziś dostaje umowę stałą. Otrzyma ją za dni kilka, jak kadry przygotują...

e) Po kolejnych 2 miesiącach, wielu prośbach i ostatecznym postawieniu sprawy na ostrzu noża przez biedaka - przynieś umowę i poinformuj profesjonalnego pracownika podczas profesjonalnej rozmowy, że profesjonalna firma wypłaci mu za jego ciężką pracę niecałe 4zł/ tydzień* ekstra. W formie bonusu, który dostanie jedynie za 100% frekwencję każdego tygodnia - będzie go tracił za każdy dzień wolny, chorobowe i spóźnienie.

f) Nie bądź w stanie pojąć dlaczego odchodzi w trybie natychmiastowym. Przecież to z pewnością praca marzeń(!)

*4 zł jako odpowiednik - sytuacja nie 'w złotówkach'. Wyliczane w sposób 0.09...zł/h.

Uprzedzając wszelkie komentarze - praca w okolicach słynących z bezrobocia, w dużej i dobrze prosperującej firmie, na dość odpowiedzialnym stanowisku - więc jestem w stanie zrozumieć cierpliwość przez te parę miesięcy, w oczekiwaniu na lepsze ;-)

zagranica

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 249 (347)

#65120

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzień z pracy kelnerki.

Godzina całkiem późna, za chwilę zamykamy lokal. Ostatni klienci delektują się deserami/ kawami a my spokojnie sprzątamy i szykujemy się do zamknięcia restauracji.

Nagle zauważam JEGO. Królewicz. Pojawił się znikąd. Nie zaszczycając nikogo powitaniem, nie czekając na wyznaczenie stolika (taka etykieta droższych restauracji że czeka się na wskazanie stolika przez obsługę). Zasiadł przy drzwiach wejściowych celem naładowania baterii w swoim najnowszym super-mega-wypasionym telefonie.

No cóż. Klient nasz pan, podchodzę więc celem obsłużenia K. Zamówienie? Jakie zamówienie?! On tu tylko ładuje sobie telefon. Nic nie chce zamawiać, mam natychmiast odejść i dać mu spokój.

Oznajmiam mu więc, że nie może ot tak ładować sobie tu telefonu, ani tym bardziej odnosić się do mnie tym tonem. Niby mały problem, jednak dość mam buractwa, a nie płacą mi dodatkowo za użeranie się z takimi osobnikami. Mam w takim razie podać mu wodę. Przynieść w zębach. ALE TO JUŻ. I mam przy tym się uśmiechać, bo on sobie tak życzy.

Tego było za wiele. Wciąż grzecznie oznajmiam mu że ma natychmiast opuścić lokal, bo nie obsługujemy gości odnoszących się do obsługi w ten sposób. Pan żąda więc rozmowy z managerką - robi się.

Stoimy więc we dwie i słuchamy Jegomościa. Jak to restauracja jest miejscem publicznym (!) i on ma święte prawo wejść i ładować sobie telefon. Jak to ja wymyśliłam sobie całą historię - przecież on był wzorem grzeczności. Jak to niewykwalifikowaną kelnerką jestem. I przede wszystkim - że widocznie jestem z Europy Wschodniej (cała akcja miała miejsce w UK), gdzie nie wiedzą jak się traktuje klientów... Pan z pewnością sam pochodził z Europy Wschodniej, a niemal w 100% jestem pewna, że również był Polakiem.

W tym momencie skończyła mi się cierpliwość. Tłumaczę Panu, że opuszcza lokal w trybie natychmiastowym lub wezwę policję i oni rozwiążą sprawę. Nie byłoby z tym większego problemu zważywszy na to, że obok siedziały sobie dwie panie, które całą akcję widziały na własne oczy. Jegomość widocznie dość trzeźwo ocenił całą sytuację, bo zmył się tak szybko i niespodziewanie jak się pojawił.

Ja rozumiem że niektórzy nie potrafią bez telefonu. Że mogła zajść potrzeba naładowania tu i teraz. Tyle, że cała akcja nie miałaby miejsca gdybym usłyszała choć zdawkowe "PROSZĘ"...

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 397 (519)

#64982

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak boleśnie przekonałam się o piekielności mojego banku...

Otóż żyję sobie od ponad ośmiu lat za granicą, bez większych problemów i traumatycznych doświadczeń. To samo tyczyło się mojego banku. Do czasu.

Jako że nastąpił nieco większy przypływ gotówki, a moje godziny pracy pokrywają się z godzinami pracy banku, wysłałam tam Lubego z ową gotówką i kartą - coby to wpłacić czym prędzej i nie trzymać w domu.

I tu zaczyna się cała przygoda. Na wejściu zabrano mu moją kartę i nie przyjęto gotówki - nie pomogły tłumaczenia że chodzi jedynie o wpłatę, a zabieranie karty jest bezzasadne. Nie jest właścicielem konta, nie został upoważniony I JUŻ.

Pani tonem pełnym pogardy poinformowała że zamówiła nową kartę i będzie NIEDŁUGO. No cóż. Mija dzień, drugi, piąty, tydzień...

Biorę zatem dzień wolny i udaję się do banku celem wyjaśnienia sprawy. Czego się dowiaduję? Pani nr 1 która zabrała kartę zapomniała zamówić nową. Pani nr 2 zasypuje mnie gradem pytań: jak to w ogóle mi zabrano kartę? Kto to taki niekompetentny(?!) Ale już zamawiamy drugą, nie obejrzę się i będzie po sprawie... Ok, zdarza się, wpłacam gotówkę, która wywołała całe zamieszanie i czekam grzecznie na kartę.

Mija kolejny tydzień. Ani karty ani PINu. Kolejna wizyta w banku, kolejny dzień wolnego. Czego się dowiaduję? Karta i PIN zostały wysłane... Na mój stary adres! Razem z gotówką którą przelałam chwilę wcześniej.

Tym razem historia z happy endem - nikt nie zrobił sobie użytku z karty PINu i dorobku mojego życia na koncie. Pewnie nie każdy miał tyle szczęścia...

Wisienka na torcie?

Przeprowadziłam się pół roku temu. Karta i PIN zostały wysłane na stary adres, który zaktualizowałam w owym banku zaraz po przeprowadzce. Nie przeszkadzał pani z obsługi fakt, że stoję przed nią, a kartę wysyła na adres oddalony o jakieś 500km...

Skomentuj (65) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (356)

1