Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

gimmefire

Zamieszcza historie od: 18 stycznia 2014 - 19:52
Ostatnio: 28 lutego 2014 - 23:36
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 2141
  • Komentarzy: 25
  • Punktów za komentarze: 156
 

#58387

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przechadzam się dzisiaj po drogerii, przystanęłam przy artykułach higienicznych.
Ludzi dość sporo, obok mnie tatuś [T] z córką [C].
Dziewczyna do koszyka wrzuciła maszynki do golenia. Jako, że stałam bardzo blisko, zauważyłam jak twarz tatusia powoli robi się coraz bardziej czerwona... i w ryk.

T- CO TO KU*WA JEST?!
C- Maszynki do...
T- WIDZĘ, ŻE MASZYNKI! CO TY SOBIE MYŚLISZ GÓWNIARO?! ŻEBY JACYŚ FACECI CI NA NOGI PATRZYLI?! DZI*KE Z SIEBIE ROBISZ?!
KU*WA CZTERNAŚCIE LAT I ONA SIĘ DEPILOWAĆ BĘDZIE!

Dziewczę czerwone, łzy w oczach, wyszło, a raczej wybiegło ze sklepu, troskliwy ojciec ostatecznie koszyk odstawił i też wyszedł. Klienci i kasjerki ze szczękami na podłodze.

Pamiętajcie drogie Panie! Nie bądźcie dzi*kami i nie depilujcie się!
Żartuję. Wiem, że każdy ma inne upodobania (zarówno kobiety jak i mężczyźni), ale jak dla mnie facet przegiął.

Rossman

Skomentuj (71) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 700 (840)
zarchiwizowany

#58266

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W poprzedniej historii opisałam mniej więcej swoje relacje z rodzicami, ale dla osób, które nie czytały - od kilkunastu lat nie mamy ze sobą żadnego kontaktu, ze względu na mojego partnera, którego wiek rodzicom bardzo nie odpowiada.

Po długich latach pracy i oszczędzania udało się nam wyjść z dołka finansowego i kupić wymarzony dom. Już nie w bloku, na obrzeżach miasta. Może do willi daleko, ale jak na dotychczasowe standardy - niewiele brakuje. Piekielności związane z zakupem odłożę sobie na kolejne historie.
I tak sobie mieszkamy już dwa tygodnie, w międzyczasie jeszcze jakieś drobnostki... i nagle po tych dwóch tygodniach ktoś zmącił spokój.
10 rano - dzwonek do drzwi. Może kurier wcześniej przyszedł? Nie. Otwieram i nie wierzę własnym oczom. Moja rodzicielka [M] z jakimś mężczyzną którego nie znam (zapewne z obecnym towarzyszem życia), cała rozpromieniona, cuchnąca alkoholem i nie chcę wiedzieć czym jeszcze, rzuca mi się w objęcia. Całkiem możliwe, że ją odepchnęłam - nie mam pojęcia, byłam w zbyt dużym szoku. Dialog bardzo skrócony, reszta jest zbyt prywatna.

M- Gimmefire! Córeczko! Tyle lat się nie widziałyśmy, gdzieś ty nam uciekła?!
J- Jakim WAM? I kto to jest?
M- Mi i tatusiowi. A to jest twój nowy tato!
(ton jak do pięcioletniego dziecka) A "nowy tatuś"...nie jestem pewna czy nie był młodszy ode mnie.
J- Po co tu przyszłaś?
M- No wiesz! Słyszałam, że teraz tutaj sobie mieszkacie z OLUSIEM (wow, a gdzie się podział "stary zboczeniec"?), że macie to to i tamto... (żeby nie było, że się chwalę). To może my z Mareczkiem do was wpadniemy jutro a za tydzień moglibyśmy pomieszkać?

Chyba nie muszę opisywać swojej reakcji. Kobieta, która wyrzuciła mnie z domu gdy dopiero wkraczałam w dorosłe życie, przychodzi do mnie gdy jestem już blisko 40-tki i oświadcza, że wprowadza się do mnie i męża z jakimś facetem.

Dzisiaj się dowiedziałam dlaczego, od koleżanki, która jest sąsiadką matki. Była sąsiadką, bo moja cudowna matula ze swoim życiowym partnerem postanowili balować i przepijać wszelkie dochody, przez co nie mogli spłacić mieszkania, z którego ich wydalono. Nie wiem gdzie teraz są i szczerze mówiąc - nie obchodzi mnie to.
Zastanawiam się tylko skąd wiedzieli gdzie mieszkamy.

Breslau

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 471 (531)

#57553

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W mojej historii opiszę jak to inni ludzie lubią żyć czyimś życiem oraz dlaczego się przeprowadziłam.

Na wstępie powiem, że w tym roku w lutym będziemy obchodzić z mężem szesnastą rocznicę ślubu. Poznaliśmy się gdy miałam 17 lat. Między nami są 24 lata różnicy. Ani mi ani jemu to nie przeszkadza. Oboje wiemy na co się piszemy. Problem jednak tkwi w tym, że bardziej to przeszkadza "osobom z zewnątrz". Dlaczego? Nie wiadomo.

Mieszkaliśmy oboje w niewielkiej miejscowości, to jedna z tych, gdzie wszyscy się znają, dwa markety na całe miasto, a plotki rozprzestrzeniają się szybciej niż najgorsza epidemia. Przez rok udawało nam się spotykać potajemnie, później się wydało. I tutaj zaczynają się kolejne piekielności:

- Reakcja moich rodziców natychmiastowa- albo my, albo On. Jako, że już byłam pełnoletnia, spakowałam się i od tamtego czasu nie mamy ze sobą większego kontaktu. Od koleżanki, która nadal tam mieszka dowiedziałam się, że moi rodzice rozwiedli się, a mama spotyka się z o wiele młodszym od siebie mężczyzną. Na początku próbowałam dzwonić, chociażby z życzeniami na święta, jednak po kolejnej telefonicznej awanturze, jakiego to ja im wstydu przed ludźmi narobiłam, dałam sobie spokój.

- Przez długi czas znosiłam obelgi, że jestem taka i taka (zbyt dużo niecenzuralnych słów), która chce wykorzystać starszego faceta. Zaś on jest alfonsem, któremu "na stare lata" odbiła palma i znalazł młodą, głupią. Czara zaczęła się przelewać, gdy pewnego dnia ktoś na drzwiach naszego mieszkania napisał "Tu mieszka ku*wa ze swoim fagasem." I tym podobne, równie chamskie sytuacje. Co się później okazało? Moja kochana mamusia namówiła jakichś opryszków z sąsiedztwa na takie akcje, co więcej - płaciła im za to całkiem spore pieniądze. Niestety za wyrządzone szkody również musiała zapłacić.

- Część znajomych odwróciła się. Ot tak, nagle brak odzewu, nic. Na szczęście zostało kilka osób, którym nasz związek nie przeszkadzał i wszyscy potrafiliśmy się świetnie dogadać.

- Przygarnęliśmy z ulicy kotka. Jako, że dzieci mieć nie planowaliśmy ani nie planujemy (mąż mój ma z poprzedniego związku syna, bardzo fajny chłopak, również nie miał problemów z zaakceptowaniem mnie) zwierzak w domu to też przecież członek rodziny. Nie minęło więcej niż dwa tygodnie, gdy mąż znalazł naszą pociechę przy furtce, z wydłubanym okiem, złamaną łapką, przypaloną sierścią i innymi, poważnymi obrażeniami. O dziwo - zwierzak żył. Ledwo, ale dychał. Reakcja była natychmiastowa, weterynarz itp. jednak nie udało się kociątka uratować, odchodził w potwornych męczarniach. Nie opiszę tutaj co zrobiłabym bydlakowi, który to zrobił. A pewność mam, że to dzieło człowieka, a nie jakiegoś zwierzęcia, sam weterynarz to potwierdził.

- Ostatecznie postanowiliśmy się przeprowadzić po tym, jak ksiądz proboszcz odmówił udzielenia nam ślubu. Czy mógł z takiego powodu? Ano nie, dlatego wymyślał różne farmazony, że nas w kościele nie ma (jako osoby wierzące i mąż i ja pojawialiśmy się tam praktycznie co niedzielę), że my bardzo grzeszymy, że to nie przystoi i w ogóle najlepiej żebyśmy się z parafii wypisali... Cóż, ostatecznie po przeprowadzce dopełniliśmy aktu małżeństwa, ksiądz nie miał z tym żadnych problemów.

Obecnie od ponad 10 lat mieszkamy w jednym z większych, polskich miast. Mąż pracuje, ja pracuję, studia takie jakie chciałam ukończyłam, oboje nie zarabiamy wybitnie dużo, jak chyba większość ludzi. Żyjemy sobie spokojnie i nikt tutaj nigdy nie robił problemów z tego, że jesteśmy razem i że się kochamy. Mamy dużo wspaniałych znajomych. Jednak tamtego potwornego okresu nie zapomnę nigdy. Tylko po co? Po co to wszystko było? Nie mam pojęcia. Mam świadomość czego oboje się podjęliśmy. Przecież nikt za nas życia nie przeżyje. Nie kierujmy się stereotypami ;).

Brassel

Skomentuj (156) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 718 (1022)

1