Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pphntf

Zamieszcza historie od: 22 czerwca 2016 - 16:34
Ostatnio: 28 lipca 2017 - 19:45
O sobie:

Jednonogi bandyta, cham i prostak.

  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 1531
  • Komentarzy: 130
  • Punktów za komentarze: 1593
 

#75115

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dalszy ciąg historii o żółwiu (http://piekielni.pl/75060).

Wczoraj późnym wieczorem obudził mnie dzwonek do drzwi. Miałem ochotę to zignorować i spać dalej, ale cieszę się, że tego nie zrobiłem.

Za drzwiami stał Dominiś, 20-letni osiedlowy Mistrz Zła, który mieszka z rodzicami i nie pracuje. Czasem pluje na chodnik, kradnie truskawki na targu, każdemu mówi dzień dobry, a do domu wraca o 23, bo boi się mamy.

D: Bo ja słyszałem, że pan zgłosił kradzież żółwia.
J: No, owszem, i co w związku z tym?
D: Wie pan, bo ja myślałem, że on to drogi jakiś jest, bo takiego nie widziałem nigdy. Ale powiedzieli, że nie, to ja panu tego żółwia oddam, ale bądź pan człowiek i wycofaj sprawę, co?
Tu już mi się nieco ciśnienie podniosło.
J: Mogę o tym pomyśleć, pod warunkiem, że z żółwiem jest wszystko okej.
Dominiś wyciąga Wacka, mojego żółwia, z kieszeni i tak dziwnie na niego patrzy. Ja jeszcze dziwniej patrzę na Dominisia.
D: Ale to wie pan, znaleźne się należy.
J: No chyba kpisz. Oddaj żółwia i zjeżdżaj.
Się głupi mogłem zgodzić. Dominisiowi odpowiedź się najwyraźniej nie spodobała. Po chwili wahania rzekł:
D: No to... spier***aj.

Wrzucił żółwia do mieszkania i uciekł.
Żółw przeleciał mi nad ramieniem, pacnął o ścianę i spadł na dywan. A mnie mało szlag nie trafił. Nie tylko nie wycofałem sprawy (to chyba oczywiste), ale jeszcze przeszedłem się do matki Dominisia i poinformowałem ją o zaistniałej sytuacji, żeby w razie czego przygotowała sobie pieniądze na leczenie żółwia.

A Wackowi jakimś cudem nic poważnego się nie stało, siedzi sobie w terrarium pod doniczką i czasem je rybki.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 375 (393)

#75060

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może Wy mi wytłumaczycie, bo ja nie rozumiem.

W końcu udało nam się wyrwać z pracy na kilka dni, więc postanowiliśmy jechać gdzieś daleko. Klucze zostawiliśmy sąsiadce, pani Bożence, bo ktoś musi kwiatki podlać i rybki nakarmić. Poinformowaliśmy, że wracamy we wtorek po południu i otrzymawszy jej błogosławieństwo, ruszyliśmy.

Dziś rano, koło 5 dzwoni telefon. Odbieram i słyszę głos pani Bożenki:
- Kryminaliści, złodzieje, drzwi wyważają, chodzą i mordują, wracajcie!
Ki czort?
Pani Bożenka jest osobą starszą, kto wie co tam się dzieje. Trudno, wracamy. Już w drodze zadzwoniłem do jednego z sąsiadów. Poszedł sprawdzić. Pani Bożenka kazała mu się oddalić w tempie przyspieszonym, bo ona tylko z nami rozmawiać będzie. Skoro kobieta ma się dobrze, chodzi, krzyczy i przeklina, to znaczy, że łamać przepisów nie trzeba i można jechać powoli.

Na miejscu byliśmy koło 11. Najpierw polecieliśmy do pani Bożenki. Pytamy kto się jej włamał i co jej zrobił. No, jej nic. Do nas się włamali, a ona bała się iść, bo może tam kto w szafie siedzi i ją zadźga, jak tylko wejdzie.

Poszliśmy sami.
Faktycznie, drzwi otwarte, zamek popsuty, wazon w przedpokoju rozbity, a moje kapcie prawie w łazience. Znaczy, ktoś był, potknął się o bambosze i przywitał z dywanem. Nie on pierwszy i nie ostatni.
Rozejrzeliśmy się, sprawdziliśmy wszystkie kąty - telewizor, dwa laptopy, tablet, pieniądze w skarbonce i ekspres do kawy są tam, gdzie je zostawiliśmy. Nawet kurz był we właściwym miejscu, a w szafie nikt nie siedział.
No ale jak to? Przecież ktoś tu był! Rozglądamy się dalej, w końcu mój wzrok pada na terrarium. I już wiem.

Włamywacze zabrali żółwia.

Jeszcze bym zrozumiał, gdyby to był gatunek, którego się normalnie nie spotyka, ale to tylko żółwik wonny, całkiem niedrogi, mało dziwny i łatwo go kupić.
Gdzie tu sens? Gdzie logika?
I gdzie moje zwierzątko?!

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 418 (440)

#74052

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O śmiesznym zbiegu okoliczności.

Słowem wstępu: nie jestem stary, wyglądam w miarę młodo, jakoś szczególnie schorowany też nie jestem. Ot, normalny człowiek - głowa, dwie ręce, dwie nogi...
Żartuję. Nogę mam jedną. A że gorąco było, to wyjątkowo założyłem szorty.

Wracam ze szpitala, tak się złożyło, że tramwajem. Młodych ludzi sporo, starszych dużo mniej.
Siedzę sobie grzecznie, między nogą a protezą mam plecak, to i ubytku mi nie widać. Na którymś tam przystanku wtacza się Paniusia. Też nieszczególnie stara, tak na oko jeszcze przed sześćdziesiątką. Turla się do mnie i rzecze:

P: Wstawaj pan, chcę usiąść.
J: To niech pani siada, miejsce jeszcze tam, o, po drugiej stronie.

Paniusia patrzy we wskazanym kierunku i łypie na mnie sarkając spod wąsa:
P: Pan chyba zgłupiał, tam słońce jest! Ja jestem stara, z laską chodzę, nie widzi pan?!

Faktycznie, chodzi z laską. Nawet dosłownie, bo laskę trzymała pod pachą i w ten sposób pokonała drogę z przystankowej ławeczki, przez drzwi, aż do „mojego“ miejsca.

J: Pani, toż to prawie obok jest!
P: Ale słońce, nie usiądę!

Już chciałem powiedzieć, żeby sobie w takim razie stała, bo w międzyczasie miejsce zostało zajęte, i nie zawracała mi głowy, ale część pasażerów zaczęła fukać, a do rozmowy wtrąciła się Obrończyni.

O: Teraz te młode to takie są, same siedzą, nie wiedzą, jak to jest być starszym! W pupciach się poprzewracało! Nogi ma, to by postał, a nie problemy kobiecie robi!

Pasażerowie zgodnie wydali twierdzący pomruk, więc cóż było robić... Zebrałem plecak, wstałem i poszedłem sobie do swojej ulubionej rurki obok biletomatu.

A w tramwaju zrobiło się jakby ciszej.

Nie rozumiem dlaczego...

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 709 (727)

1