Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sealermann

Zamieszcza historie od: 28 lutego 2011 - 21:58
Ostatnio: 31 stycznia 2016 - 1:04
  • Historii na głównej: 9 z 13
  • Punktów za historie: 2436
  • Komentarzy: 112
  • Punktów za komentarze: 917
 

#65599

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio na piekielnych została poruszona kwestia właścicieli psów i przypomniało mi się kilka sytuacji, gdzie właściciele psów okazywali się istotami pozbawionymi mózgu.

Często w sezonie jeżdżę rowerem głównie po lasach, polnych drogach i wsiach, których jest w moich okolicach dostatek. Część właścicieli psów z tych obszarów zupełnie olewa sprawę niebezpieczeństwa przez nie stwarzanego.

Sytuacja 1:
Góry bardzkie. Wdrapuję się pod górę po drodze usłanej „kocimi łbami”, które są tak duże, że nawet zjazd z góry wymaga wysiłku. Trzymając się szlaku mijam leśniczówkę z której wybiega do mnie zdecydowanie nieprzyjaźnie nastawiony, ogromny bernardyn. Widząc, że nie mam możliwości ucieczki ani w górę, ani w dół, zsiadam z roweru i odruchowo się nim zasłaniam. Każda próba spokojnego przejścia kończy się zastąpieniem drogi przez psa, który nie ma zamiaru mnie nigdzie puścić. Rozwściecza się coraz bardziej i doskakuje mnie coraz bliżej. Po kilku minutach wychodzi z leśniczówki jakaś pani. Patrzy się na psa, który atakuje faceta zasłaniającego się rowerem i... idzie sobie dalej. Krzyczę więc do niej, aby przywołała psa. Bez reakcji. Po chwili dopiero zaczyna go wołać. Pies się powoli wycofuje. „Dziękuję” za akt łaski.

Sytuacja 2:
Nocny przejazd po asfaltowych drogach w okolicach Szczelińca Wielkiego. Co kilkaset metrów zza ogrodzenia wyskakuje atakujący pies. Sprint pozwala dystansować zwierzęta, aż zrezygnują z pościgu. Po co zamykać bramę na noc? Niech się piesek wybiega po wsi.

Sytuacja 3:
Zbliżam się do dwóch rozmawiających kobiet. Przy nich kręci się mały pies. Zauważywszy mnie biegnie w moją stronę i próbuje ugryźć w buta. Raz mu się udaje. Krzyczę do kobiety, żeby trzymała swojego psa. W odpowiedzi słyszę, że „przecież on się tylko bawi, nie ugryzie”. Jasne, właśnie widzę. But w pysk pomaga. Dalej szczeka, ale już gryźć mu się nie chce.

Sytuacja 4:
Batorówek. Dojeżdżając do końca wzniesienia mija się dom, spod którego ZAWSZE wyskakują 3 psy i próbują kąsać po nogach. Właściciel zwykle nieobecny, a jak już się pojawi to czasem raz któregoś zawoła. Zawsze bezskutecznie. Tym razem pomógł gaz pieprzowy między oczy.

Sytuacja 5:
Wielka skoszona łąka niedaleko mojego miejsca zamieszkania (ok 10ha). Jakaś para postanowiła tam dać się wybiegać swoim owczarkom niemieckim. Dwa wilczury szczekając zastępują mi drogę. Jestem zupełnie bezbronny, nie mam nawet swojego gazu. Właściciele to tylko 2 sylwetki jakieś 700m dalej. Nawet nie wołają psiaków, bo są zajęci rzucaniem patyka innemu. Nie próbowały kąsać, więc wykorzystałem poradę znajomego: Nie patrz psu w oczy i przejdź spokojnie jakby nigdy nic. Niemalże z kupą w gaciach, ale się udało.

To tylko kilka sytuacji, a były ich dziesiątki, gdzie właściciela psa w ogóle nie było, lub miał w poważaniu co jego zwierzę robi. Najgorsze są domki pod lasami i w głębi lasów, gdzie nikt sobie nawet nie zaprząta głowy tym, że psy sobie wszędzie biegają i atakują kogo chcą. W górzystym i trudnym terenie nie zawsze jest możliwość odwrotu i ucieczki.

Nie wiem co ma w głowie człowiek, który widząc, że pies rozpruwa zębami moje spodenki mówi jedynie spokojnym głosem: „Pan się nie przejmuje, on jest tylko szczeka. Nie ugryzie.”

Ciekawe czy groziłoby mi coś, gdybym broniąc się przed psem, który mnie gryzie jakoś go skrzywdził, lub zabił. Pewnie właściciel by się bronił, że to kundelek łagodny jak baranek i nigdy nikogo nie ugryzł.

Niedawno kupiłem sobie chińską latarkę z paralizatorem, którego trzask podobno odstrasza zwierzęta. Mam nadzieję, że zniechęci agresywne osobniki przed atakiem. Nie wiem co takiego mam w sobie, że od dziecka nader często jakiś pies chce spróbować jak smakuję.

wsie lasy i szlaki

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (444)
zarchiwizowany

#65501

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się sytuacja z zeszłego roku, kiedy to musiałem wyrobić sobie nowy dowód osobisty, bo poprzedni się połamał. Dialogi nie są dosłownie takie same, wszak minęło już trochę czasu, niemniej sens jest zachowany.

Jak to zwykle bywa w przypadku takiej procedury wypełniłem formularz, dołączyłem zdjęcie i podaję zestaw urzędniczce, oczekując na akceptację wniosku. Pani urzędniczka[PU] wszystko czyta, po czym rzecze:

[PU] Pan w swoim adresie przy numerze budynku wpisał duże "A", a w pana przypadku musi być małe "a".
[JA] Jak to? Przecież od zawsze we wszystkich urzędach i w dowodach widnieje wielka litera "A". Przepisy się zmieniły?
[PU] Nie. Tutaj ma być małe.
[JA] To znaczy, że wydając poprzedni mi poprzedni dowód urząd się pomylił? Wydając decyzje dot. podatku od nieruchomości również się mylił i myli się każdy inny urząd, w tym skarbowy wydając decyzje i pisma dotyczące tego budynku? Inni mieszkańcy tej nieruchomości również mają duże "A" w dowodzie. Urząd w ich przypadku również się myli?

Pani urzędniczka w tym momencie jednocześnie się trochę zdenerwowała (rozmowa miała lekko awanturniczy ton) i zwątpiła. Postanowiła zadzwonić do swojego szefa. Po wytłumaczeniu mu sytuacji i wysłuchaniu odpowiedzi odłożyła słuchawkę i mówi:

[PU] Jednak wszystko jest dobrze. Nowy dowód będzie Pan mógł odebrać po x dniach. (nie pamiętam terminu)
[Ja] Czyli się wszystko wyjaśniło. Dziękuję.

Porządkując swoje papiery w teczce z którą przyszedłem usłyszałem tylko jak Pani urzędniczka półgłosem mówi do koleżanki:

[PU] To my ludziom przez pół roku źle dowody wyrabiałyśmy...

Ciekawe ile obecnie osób z błędnie wydanym dowodem osobistym ma problemy z załatwieniem spraw urzędowych i bankowych?

Urząd Gminy Kłodzko

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (267)

#65334

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj przyjrzałem się bardziej wnikliwie jednemu z kontenerów na odzież, które porozstawiane są w moim mieście. Naklejone wielkie napisy typu: "Oddając odzież wspomagasz ubogie osoby", czy "Pomóż najbardziej potrzebującym".

Zapewne wiele osób wrzucających tam odzież nie doczytała małego druku: "Część zysku ze sprzedaży oddanej odzieży jest przekazywane fundacji wspomagającej ubogie osoby". Nie napisano już jaka część.

Niezły pomysł na wykorzystywanie ludzi dobrej woli. Zbierać za darmo odzież, sprzedawać w lumpeksach i raz w miesiącu wpłacić 5zł. Na konto dowolnej fundacji. Biznes się kręci i formalnie nie można się przyczepić.

Szkoda tylko, że ludzie dobrej woli oddając nieraz nawet nową, markową odzież najprawdopodobniej wspomagają czyjś dobrze prosperujący biznes.

Skomentuj (71) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 256 (422)

#65220

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z 1 marca roku bieżącego na stacji paliw na której pracuję.

Spokojnie przy bistrze przygotowuję hot-doga dla stojącego przede mną klienta. Wtem podchodzi ON i pyta:
- Są flagi?

Trochę mnie to pytanie zdziwiło. Faktycznie sprzedawaliśmy flagi w okresie mistrzostw, ale teraz?

- Przykro mi. Obecnie nie mamy flag w sprzedaży.
- Ale jak to tak? Ani żadnej flagi wywieszonej, ani w sprzedaży nie mają!
- A to powinno się dzisiaj flagi wywieszać?
- A to nie wie co dzisiaj za dzień?
- Najwyraźniej musiało mi coś umknąć...
- To zapi***dala do szkoły się nauczyć!
- Ale o czym?
- Jak to?! Przecież dzisiaj dzień flagi jest! Jak można takich rzeczy nie wiedzieć!

Zanim zdążyłem wyjść z szoku, ów klient zdążył opuścić stację. Z tego co pamiętam dzień flagi obchodzi się 2 maja. Czy to święto zostało przeniesione za moimi plecami?

stacja paliw

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 396 (466)
zarchiwizowany

#65208

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedawno na stację na której pracuję przyszedł Pan[P] z kubkiem termicznym, które mamy w swojej ofercie i poprosił o wrzątek. Wskazałem mu ogólnodostępny warnik z wrzątkiem mówiąc, że może sobie nalać ile potrzebuje. Sytuacja niemal codzienna...

Ale Pan po chwili podchodzi do mojej kasy ze wspomnianym kubkiem i przedstawia sytuację:

[P] Kupiłem ostatnio taki kubek termiczny i nie trzyma ciepła. Wymieni mi go pan na wolny od wad?
[Ja] Ale jak to? (zdziwiłem się, bo kubki proste niemal jak konstrukcja cepa, dziwne żeby się psuły)
[P] Proszę spojrzeć. Nalałem wrzątku do tego kubka. Jest gorący, wręcz parzy w ręce.

Sprawdziłem i faktycznie kubek parzy. Nie powinno to mieć miejsca w kubku, którego zadaniem jest zatrzymywanie ciepła. Już go miałem wymienić na nowy, ale postanowiłem zapytać:

[Ja] Pan go na naszej stacji kupił?
[P] A ja nie wiem gdzie go kupiłem. Na długich trasach jeżdżę, ale wszędzie je macie. To wymieni mi Pan?
[Ja] Wadliwy produkt powinien Pan reklamować w miejscu gdzie Pan go kupił. Nie możemy odpowiadać za towar, którego nie sprzedaliśmy.
[P] No ale wy macie takie same. Myślałem, że jak jest jedna firma to nie będziecie robić problemu. Nie wiem gdzie go kupiłem. Możliwe nawet że u was.
[Ja] To w takim razie u nas czy nie? To zasadnicza różnica. Jednakowe logo niekoniecznie oznacza tą samą firmę.
[P] Ale ja nie wiem... To chyba u was. Tak to pewnie było tutaj.
[ja] Skoro tak to poproszę o jakiś dowód zakupu dla pewności.
[P] Nie zbieram paragonów. Kto trzyma paragony za takie rzeczy...
[Ja] To nie musi być paragon. Może być jakieś potwierdzenie płatności kartą, nawet ostatecznie data, to znajdę sobie to w systemie i sprawdzę.
[P] Nie sądziłem, ze Pan będzie robił mi takie problemy. Jest może kierownik?
[Ja] Obecnie nie (było to ok. godziny 4:00), ale przyjdzie ok. godziny 9:00.
[P] To ja utaj zostawię ten kubek i wyjaśnię sobie to z Pana kierownikiem, jak to dla Pan taki problem. Niech on mi ten kubek wymieni.
[Ja] Proszę bardzo. Przekażę całą sprawę kierownikowi.

Kierownik wymienił mu ten kubek dla świętego spokoju. Ja bym raczej tego na jego miejscu nie zrobił. Dlaczego mamy odpowiadać za biznes innej osoby? Może jutro przyjdzie z chipsami które kupił "gdzieś", nie pamięta gdzie i kiedy, które są przeterminowane, ale powinniśmy mu wymienić, bo też mamy w sprzedaży takie same. Przecież nie będzie jadł przeterminowanych...

Stacja paliw

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (35)

#63357

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o chamstwie i braku elementarnych zasad kultury.

Na stacji paliw na której pracuję klienci po przekroczeniu progu chyba zapominają, że pracownicy stacji to również ludzie i stosowanie podstaw kulturalnego zachowania zupełnie nie jest konieczne. Chodzi mi tutaj głównie o zwrot "Dzień dobry/dobry wieczór"

Bardzo skutecznie psuje humor i pozytywne nastawienie do pracy sytuacja, gdy 30 raz z rzędu moje "Dzień dobry" przerywa: "czwórka!", "papierosy!", oraz najczęstsze "HODOGA" (sic!):

Podchodzi tai klient (kl) do kasy:
(ja) - Dzie..
(kl) - HODOGA!
(ja) - ...ń dobry.

Zdarza się nawet, że klient zauważa, że swoim żądaniem (inaczej tego nazwać nie można) przerywa mi przywitanie. Wówczas urywa słowo i zanim jeszcze skończę zwrot, żąda bardziej dobitnie:

(kl) - Z dwój... DWÓJKA!

Jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że ktoś ma mało czasu, gdzieś się śpieszy. OK. Ale 99% tych osób wcale się nie spieszy. Do kasy idzie powoli, przy kasie ogląda spokojnie towar i bez pośpiechu wykonuje wszystkie czynności.

Powyższe dotyczy około 60% klientów, którzy przybywają na naszą stację. O dziwo gdy zdarza mi się dorywczo pracować na innych stacjach naszej sieci, takie zachowanie stanowi margines.

Jeszcze ciekawsze są sytuacje, gdy akurat chodzę po sali sprzedaży (np. dokładam towar) i wchodzi do nas klient. Kulturalnie nawiązuję kontakt wzrokowy, uśmiecham się z uprzejmym "Dzień dobry", a klient co? Zatrzymuje na mnie swój wzrok na sekundę i bez słowa idzie dalej. Zwykła uprzejmość chyba niektórych boli.

Druga kwestia to totalne "wdupiemanie" tego co aktualnie pracownik robi. Czyli nie interesuje mnie wszystko dookoła i masz mnie tu natychmiast obsłużyć. Zwłaszcza gdy jest kolejka.
Nie jest rzadkim przypadkiem, gdy od kasy odchodzi klient, który za zakupy zapłacił drobnymi pieniędzmi a następny zamiast normalnie poczekać, aż zbiorę z lady 1,5kg bilonu (z pominięciem segregowania przy wrzucaniu do kasetki, żeby było szybciej), rzuca w leżące jeszcze na ladzie pieniądze swoją zapłatę i kartę na punkty i to nie obok, tylko na leżące jeszcze pieniądze. Do tego niezmiernie się dziwi, że proszę go aby poczekał aż wrzucę wszystko z lady do szuflady. Często zanim jeszcze to zrobię słyszę wyrecytowane na jednym wdechu: z czwórki LM lajty hot-doga i coś do picia ile to będzie? A! I jeszcze te gumy ILE PŁACĘ?! (Celowy brak przecinków, żeby uzmysłowić, że brzmi to jak seria z karabinu).

Powtarzam, że rozumiem sytuację gdy ktoś naprawdę się śpieszy, lecz jak taki "poganiacz" po odebraniu zamówienia spokojnie jeszcze przez kilka minut chodzi sobie po sali i ma czas, żeby wygadać się z kolegą, to nóż w kieszeni się otwiera.

Kolejna sprawa to rozmowa przez telefon. Lubicie sytuacje, gdy ktoś rozmawia z Wami i jednocześnie z kimś przez telefon? Jak tak, to zapraszam za którąś z naszych kas. Obsługa co najmniej 20 osób dziennie wygląda tak:
Do kasy podchodzi klient (kl) rozmawiający przez telefon:

(kl): - (bla)(bla)(bla) Z dwójki i Marlboro lajty (bla)(bla)
(ja): - 64 złote i 70 groszy poproszę
Klient w tym momencie jedną ręką trzyma telefon przez który bez przerwy opowiada co tam u cioci Hani słychać, a drugą powoli wyciąga portfel, kładzie na ladę i coś w nim szuka
(kl) - (bla)(bla) poczekaj. Ile tam było?
(ja): - 64 złote i 70 groszy
(kl) - Kartą zapłacę! (bla)(bla)(bla)

Kasuję płatność. Dziękuję i chcę przejść do obsługi kolejnego klienta w kolejce ale nie mogę, bo poprzedni dalej stoi i papla mi przed kasą. Gaduła widzi, że chcę coś powiedzieć do następnego klienta i nadal stoi przy kasie odsuwając w bok o 20cm nie przerywając rozmowy. Gdy następna osoba już położy pieniądze na ladzie, gaduła przypomina sobie jeszcze, że ma kartę na punkty i oczywiście nie przerywając rozmowy rzuca na nie swoją kartę.

Takich sytuacji codziennie jest wiele. Zdarza się, że klient-gaduła nie kontynuuje rozmowy, która zaczęła się zanim podszedł do kasy, tylko wybiera numer i rozpoczyna rozmowę w trakcie obsługi.

Jeszcze o bezmyślnym "wdupiemaniu" czasu swojego, obsługi i klientów dookoła. Mam tutaj na myśli sytuacje, gdy tworzy się długa kolejka a w kolejce stoi delikwent, który ciągle się wierci, rozgląda i mamrocze pod nosem jak to powoli idzie, co tak długo, itp. Gdy przychodzi czas na jego obsługę prosi o np. papierosy i jakiś napój po czym odchodzi od kasy przy której leży paczka papierosów i podchodzi do półki przy której stał w kolejce przez 5 minut i zaczyna sobie na spokojnie wybierać czego by się tutaj napić... Dopiero jak słyszy, że następny klient krzyczy do mnie "panie kasuj mnie pan, bo nie mam czasu", chwyta napój i podbiega do kasy.

Ale w takich sytuacjach reszta osób z kolejki nie ma pretensji do ludzi, którzy przez swoją bezmyślność przedłużają czas obsługi, tylko do pracowników stacji, bo kasują za wolno i gadają za dużo.

Stacja paliw

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 302 (464)

#63361

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu, wieczorem przyjechał do nas na stację klient z pozoru jak każdy inny. Zatankował sobie do samochodu gaz LPG (za kilka dyszek), po czym podjechał do dystrybutora z benzyną i zatankował ją do pełna (ponad 200zł). Na stacji znajdowało się w tym czasie kilka pojazdów. Ja wówczas obsługiwałem innych klientów, więc całej sytuacji nie widziałem. Po wszystkim przyszedł zapłacić do kasy. Gdy spytałem go czy tankował paliwo, odpowiedział, że tak i wskazał palcem swój samochód. Naturalnie skasowałem nalew z dystrybutora przy tym aucie, klient zapłacił i pojechał. Po chwili okazało się, że mamy nie skasowany nalew z dystrybutora LPG. Szybki odczyt monitoringu i sprawa jest jasna. Klient "zapomniał powiedzieć", że oprócz benzyny tankował również gaz.

Nie pozostało nam nic innego jak spisać rejestrację i powiadomić o wszystkim policję. Po wizycie smutnych panów, klient zrozumiał swój błąd. Zadzwonił na naszą stację, aby porozumieć się jak ma uregulować zapłatę (mieszka od nas jakieś 300km.) i potwierdził, że faktycznie taka sytuacja miała miejsce. Wszystko ładnie, pięknie, zapłacone, przeproszone. I tutaj mógłby być koniec, ale zaczęła się piekielność.

Prawdopodobnie ktoś mu powiedział, że całą sytuację może obrócić na swoją korzyść. Ów pan zrobił awanturę na policji, że bezprawnie mu wlepili mandat, bo on chciał zapłacić, tylko pracownik go nie skasował. Zadzwonił do naszego szefa mówiąc, że on pozwie całą sieć, żąda oficjalnych przeprosin, oraz zadośćuczynienia za całą sytuację. Całkowity zwrot o 180 stopni, bo przecież pracownik miał wiedzieć skąd i za ile on tankował. Co z tego, że pracownik pytał, a on powiedział tylko o benzynie. To nasza wina!

Na nasze szczęście zapis monitoringu był jednoznaczny. Klient ma obowiązek zapłacić za wszystko co zakupił. Szef trafnie go podsumował, że pracownik nie może śledzić ruchów każdego klienta i nie ma obowiązku za każdym razem dopytywać się: a czy wziął Pan również płyn do spryskiwaczy, a może brał Pan jeszcze snickersa ?, a gum do żucia Pan przypadkiem nie brał?. Niech sobie pozywa jego, sieć i kogo chce. Nie dostanie ani przeprosin, ani złamanego grosza.

Już czekaliśmy na absurdalną sprawę w sądzie, lecz od znajomego policjanta dowiedzieliśmy się, że opisywany klient potulnie doniósł dowód zapłaty i zapłacił mandat. Był już bardzo uprzejmy.

Stacja Paliw

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 403 (459)

#9018

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od pewnego czasu zdarza mi się często korzystać z usług kurierów różnych firm. Często spotykam się z lenistwem kurierów, którzy nie wiem czemu myślą sobie, że klient przyjedzie sobie sam po przesyłkę, żeby kurier nie musiał "szukać adresu". Myślałem, że to nie jest problem w epoce nawigacji GPS. Już niejednokrotnie, gdy [k]kurier do [ja]mnie dzwonił, rozmowa przebiegała w bardzo podobny sposób:
[k] Dzień dobry, pan XXX?
[ja] Tak.
[k] Bo ja teraz jestem w Polanicy (dla informacji: mieszkam jakieś 7km pd Polanicy) i mam przesyłkę do pana.
[ja] Rozumiem, i co w związku z tym?
[k] To jak się spotkamy, żeby pan ją odebrał?
[j] Ma pan napisany adres, więc nie rozumiem w czym problem.
[k] No ale ja w Polanicy teraz jestem.
[ja] A ja pod adresem, który ma pan na paczce.
[k] To nie mógłby pan podjechać tutaj i ode mnie odebrać?
[ja] To jest 7 km od mojego domu, więc nie bardzo. Poza tym dlaczego miałbym jeździć po swoją paczkę, skoro już niemało zapłaciłem za przesyłkę?
[k] No dobra, to ja panu przywiozę. Będę o 14:00.

I taka historia przytrafia mi się już nie po raz pierwszy, że kurier nie ma ochoty łaskawie przywieźć przesyłki pod adres na paczce, za co się zapłaciło i jeszcze się dziwi, że nikt nie chce mu podjechać 7km...

Rożne firmy kurierskie

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 503 (571)

#7671

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Często na naszą stację przyjeżdżają klienci, którym nic się na stacjach naszej sieci nie podoba, przynajmniej można to wywnioskować z tego co mówią. Co najdziwniejsze, zamiast zmienić stację z której korzystają, cały czas do nas wracają i tylko narzekają... A stacji w naszym mieście nie brakuje. Nierzadko zdarzają si takie dialogi J - ja K - klient:

J - Posiada pan kartę na punkty?
K - A na ch*j mi te wasze punkty?! Paliwo mogli byście mieć tańsze!
J - Dzięki karcie na punkty może Pan dostać rabaty na paliwo.
K - Taaa... jasne... Wszystko macie wykalkulowane, tak żeby tylko człowieka okraść!

Albo takie:

J - Posiada pani kartę na punkty?
K - Panie... A po co mi te punkty? I tak nić z tego nie ma. Zbiera się kupę czasu a i tak nić z tego nie ma...
J - Skoro pani tak uważa... OK.
K - A ile teraz bym tych punktów dostała? (zatankowała za 10 zł)
J - Tylko 12...
K - 12?!
Robi wielkie oczy, biegnie do drzwi stacji (mała stacja), otwiera je i krzyczy do mężczyzny stojącego przy samochodzie.
K - Janek! (imię zmienione) Przynieś szybko kartę! Tu aż 12 punktów będzie za tankowanie! Szybko!

Stacja Orlen

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 386 (450)
zarchiwizowany

#7670

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na stację paliw na której pracuję przyszła klientka, ok 25 lat, drogo ubrana, taka ą, ę, itd.. K - klientka, J - ja:
K - potrzebuję żarówkę do przednich świateł do samochodu
J - jaka dokładnie to ma być żarówka?
K - A co to, ja mam to wiedzieć? To wy macie wiedzieć jaka!
J - W różnych samochodach montuje się różne żarówki. Nie wiam jaka akurat do Pani samochodu będzie pasowała. Jaki to samochód?
K - Audi!
J - A jaki model?
K - Nie wiem. Nie znam się. Wy macie to wiedzieć!
J - Nie mam pojęcia jaką żarówę Pani sprzedać, skoro nawet Pani nie wie jakim samochodem Pani jeździ...
Już miałem dość, ale postanowiłem kontynuować, w końcu udawało się już czasem wybrnąć z podobnych sytuacji.
J - To proszę przynieść żarówkę, to znajdziemy odpowiednią.
K - To ja mam się samochodzie grzebać? JA ?!
J - Proszę Panią. To nie jest warsztat samochodowy. Nikt z nas nie ma ani obowiązku ani czasu grzebać pod maską Pani samochodu. Od tego są warsztaty, jeżeli nie potrafi się samemu.
K - No wie Pan co?! To skandal, żeby na stacji nie wiedzieć jaką żarówkę się w światłach montuje! CO to za stacja?!
J - Przykro mi. Nie mamy żadnych katalogów, które umożliwiły by nam dopasowanie żarówki do Pani samochodu, tym bardziej, że nie wie Pani jaki dokładnie to samochód.
K - Na stacji powinni wiedzieć takie rzeczy!, Już nigdy ty więcej nie przyjadę i powiem mężowi, żeby też tutaj nie przyjeżdżał, bo tutaj i tak nic nie ma.
Po czym sobie poszła. Nie wiem jak można wymagać takiej wiedzy od pracowników stacji, skoro różne żarówki montuje się do tych samych samochodów, wyprodukowanych w różnych latach. Trzeba też zwrócić uwagę na fakt, że na naszej stacji pracują na zmianie 2 osoby. Jedna tankuje klientom paliwo, a druga obsługuje sklep. Często zdarzają się u nas klienci, którym wydaje się, że na każdej całodobowej stacji musi być dosłownie wszystko, od zabawek do kąpieli, po części do silników, a wszystko to w cenach z hipermarketów, lub jeszcze niższych...

Orlen

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (186)