Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#21179

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia nowokainy (http://piekielni.pl/20727) o bezczelnej mitomance przypomniała mi pewne wydarzenia z nieodległej przeszłości. Mój wpis będzie ślubno-weselny, aczkolwiek nie identyczny do zamieszczanych tu historii wcześniej.

Być może okaże się dla niektórych zbyt długi, ale uwierzcie, jest to konieczne by dostrzec drugie dno piekielności głównej "bohaterki".

Ania*, Jola* i ja poznałyśmy Asię* na studiach. Przez pierwszy miesiąc zdążyła otrzymać status "zauważanej" przez wszystkich. Bynajmniej nie z powodu sympatyczności - po prostu przyklejała się do różnych ludzi i zaczynała z nimi rozmawiać, czasem nawet mówiła do kogoś, kto jej nie słuchał i usilnie starał się jej to uświadomić. Po pewnym czasie niektóre osoby ostentacyjnie uciekały na drugą stronę korytarza na jej widok, niektóre wręcz zawracały w miejscu i szły w przeciwnym kierunku, byle by się na nią nie natknąć. Potem prawie każdy się przyzwyczaił i Asia była oficjalnie "tolerowana", ale nie zauważyliśmy, by ktoś ją szczególnie lubił. Kiedy "przyssiewała" się do swojej ofiary opowiadając kolejne bzdurne i naprawdę mało ciekawe dyrdymały, ofiara zwyczajnie ją olewała, pomrukując czasem pod nosem, coby nie wyjść na zupełnego chama. I tak to trwało podczas naszych studiów.

Zaraz podniesie się lament o niesprawiedliwym traktowaniu innych, ale na końcu dodam kilka iście "fascynujących" historii Asi, jeśli ktoś by chciał zweryfikować prawdomówność naszej znajomej. Kiedy człowiek intuicyjnie wyczuwa, iż ktoś kłamie jak z nut, to naprawdę nie ma potrzeby z taką osobą rozmawiać.

Wracając do naszej trójki: Ania po ukończeniu III roku postanowiła wyjść za mąż. Zarówno jej rodzina, jak i rodzina pana młodego nie należała do najbardziej zamożnych, zatem narzeczeni postanowili nie zapraszać na wesele swoich znajomych, a i koszty zabawy na weselu dla jednej osoby były wysokie, gdyż w okolicy ich miejsca zamieszkania nie było praktycznie żadnego wyboru, jeśli idzie o salę i catering. Jakież więc było zdziwienie Joli i moje, gdy jednak otrzymałyśmy zaproszenia! To było duże wyróżnienie, w dodatku podwójne (mogłyśmy zabrać partnerów). Jola zaprosiła kolegę ze studiów (z innego kierunku, aczkolwiek znał u nas w grupie wszystkich), ja przyjaciela, który też państwa młodych znał i lubił. W dodatku radość powiększyła się, gdy mogliśmy wykupić miejsca do spania w domu weselnym - dzięki temu do domu mięliśmy wyjechać dopiero następnego dnia (problem z kierowcą rozwiązany, do 11 rano następnego dnia, będzie jak nowo narodzony).

Przejdźmy do dnia ślubu: stoimy przed kościołem w oczekiwaniu na państwa młodych, kiedy nagle dostrzegamy Asię. W eleganckiej, acz rażąco starej sukience, z prezentem w ręce. Przestraszeni, choć trochę ciekawi, zbliżamy się do Asi i udając beztroską gadkę dopytujemy skąd i dlaczego. Asia niezrażona odmalowaną paniką na naszych twarzach odpowiada, że dopytała o miejsce ślubu naszą Anię, bo chciała przyjechać złożyć życzenia. Zerkamy na siebie pytająco - wszak Asia mieszka 100 kilometrów stąd! Asia jakby wyczuwa naszą dezorientację i mówi, że tatuś ją przywiózł specjalnie na ten ślub właśnie. Wzruszamy ramionami, bo na widoku już państwo młodzi, a może Asia nigdy na ślubie nie była i chciała popatrzeć... mniejsza z tym, przestajemy zachodzić w głowę i idziemy na ceremonię zaślubin.

Po hektolitrach łez wylanych przez obie mamy, ciocie, babcie, kuzynki i (wstyd się przyznać) mnie samą, wychodzimy z kościoła. Cukierki i pieniążki fruwają w powietrzu, młodzi zbierają z zaangażowaniem. Wtem z nieba zaczyna siąpić deszcz. Przytomny starosta obwieszcza wszem i wobec, że życzenia lepiej będzie składać pod dachem, już w domu weselnym. No to do samochodów i jedziemy.

Na sali dostrzegamy Asię. Ona niestety nas również. Podbiega niezwykle rozradowana i mówi, że ustawi się z nami w kolejce do życzeń. Rozumiemy, w końcu przywiozła prezent, chce wręczyć, no to miły gest. Tyle wytrzymamy, w końcu zaraz sobie wróci z tatusiem do domu (żadne z nas nawet nie podejrzewało, że Asia mogłaby być na ten ślub zaproszona).
Stoimy i stoimy, a kolejka jakoś się nie posuwa znacznie. Kątem oka dostrzegam, iż goście złożywszy gratulacje młodym, udają się na salę stołową i zajmują dogodne dla siebie miejsca. Instruuję zatem "naszych" panów, że my kolejkę "przytrzymamy", zaś oni niech idą zająć nam miejsca - swoje oznaczyli marynarką powieszoną na oparciu, nasze - torebeczkami pozostawionymi na siedzisku (ważne dla nas w końcu było, by dostać miejsca siedzące koło siebie). Panowie wracają, Asia nagle znika. Po chwili podchodzi uradowana ze słowami "zajęłam sobie miejsce koło was!". Zdjęci grozą spoglądamy po sobie - czyżby Asia miała zostać do końca? I siedzieć koło nas?? Cóż, domyślacie się zapewne, że tak właśnie było.

Przyjęcie weselne trwa, są tańce (ten pierwszy i następne), jest tort, obiad, deser, w końcu wódka i sami wiecie najlepiej co dalej - zabawa jak się patrzy. A jednak nie dla nas.
Asia je, pije, tańczy, zadowolona z siebie jak nigdy. Póki się nie odzywa, nawet na nią nie patrzymy. Ale co i rusz jednak dzieli się z nami spostrzeżeniami, komentuje wszystko naokoło i, oczywiście, raczy nas różnymi "sensacjami", które można by wstawić w dział science-fiction.
Aby nie opisywać tak szeroko podsumowuję:
- Asia NIE została de facto zaproszona na uroczystość. Przejęta Ania poinformowała nas, że gdyby wuj jej świeżo upieczonego męża jednak przybył z Francji (ale niestety nie dostał urlopu w tym czasie), to przez obecność Asi, nie miałby gdzie siedzieć.
- Asia, naturalnie, pozowała z wszystkimi do zdjęć pamiątkowych. Pozowała również do zdjęć z rodziną pana młodego, której nie znała. Po prostu stawała tu i tam przez obiektywem, gdy tylko nadarzyła się okazja.
- "zabawiała" nas do tego stopnia, że gdy ona do stołu podchodziła, wszyscy jak na komendę "właśnie szli na papierosa". Asia nie dostrzegła, iż większość z tych osób była niepaląca.
- próbowała wymusić na nas, dziewczynach, byśmy pozwoliły jej spać w naszym pokoju. Tłumaczenie, że nie ma miejsca, a poza tym my zapłaciłyśmy za pokój już dawno temu i to z rezerwacją, zrozumiała dopiero koło północy.
- kiedy starosta i prawdziwa dusza towarzystwa w jednym opowiadał dowcipy, przy których popłakiwaliśmy ze śmiechu, wtrącała się i raczyła nas żartami rodem ze szkoły podstawowej, które wszyscy znali i nikt nie mógł choćby z grzeczności się zaśmiać.
- snuła się wokół tańczących osób na parkiecie i niekiedy nawet "odbijała" partnera do tańca. Partner Joli po kilku takich numerach stracił cierpliwość. Gdy widział zbliżającą się do niego Asię, gromkim głosem obwieszczał "nie ma odbijanego!".
- wypytywała wszystkich skąd są i czy wracają dzisiaj do siebie. Natrafiła wreszcie na fotografa państwa młodych, który pochodził z jej miasteczka. Uprosiła go, by odwiózł ją do domu (wszak jej tatuś dawno już odjechał). Potem udręczony chłopak opowiadał, że kilkakrotnie miał ochotę zatrzymać się w szczerym polu i ją wysadzić, ale nie jest bez serca. Asia nie zająknęła się słowem o ewentualnej zapłacie (choćby symbolicznej) za podwiezienie.

I tak oto dochodzimy do końca historii. Jak bezczelnym trzeba być, by zachować się w ten sposób? Ile trzeba mieć w sobie tupetu, by wkręcić się na czyjeś wesele, na które nie było się zaproszonym? Odpowiedź pozostawiam Wam.

* rozumie się samo przez się, iż imiona zostały zmienione.


Mitomania Asi opisana została poniżej jedynie dla tych najbardziej ciekawych.
1. po dwóch miesiącach znajomości z Asią (jeszcze bez uprzedzeń), jedna z koleżanek z grupy szła z nią na dworzec kolejowy. W jednej chwili Asia pożegnała się po drodze ze słowami, że idzie do chłopaka. Koleżanka na to przystała. Jednak po 15 minutach (!) dostrzegła biegnącą w jej stronę Asię. Ta wyznała, że poszła do chłopaka i zastała go w łóżku z nagą kobietą. Po czym wyszła i pobiegła do koleżanki, którą zna dwa miesiące, by jej to zrelacjonować. Jak dla mnie trochę mało czasu na całą akcję, no i kto o takich rzeczach rozpowiada do prawie obcej osoby?
2. inny jej chłopak popełnił samobójstwo, bo Asia go odrzuciła.
3. jeszcze inny jej chłopak okazał się być gejem.
4. obecny jej chłopak jest żołnierzem i przebywa na misji w Afganistanie.
5. niedawno odwiedziła swojego chłopaka w tymże Afganistanie (ciekawi mnie, jak cywil-nie-dziennikarz może otrzymać przepustkę do kraju, w którym toczy się wojna? Pewnie ma znajomości w MON-ie).
6. Asia była kiedyś w ciąży (trudno powiedzieć z którym z chłopaków), ale poroniła.
7. w związku ze swoim poronieniem postanowiła adoptować dziecko (22-letnia, niezamężna kobieta, bez pracy, mieszkająca u rodziców).
8. adopcja udała się (!) ale na odległość - jest "opiekunką" trzyletniego dziecka Amerykanów, którzy zginęli śmiercią tragiczną. Dziecko wciąż mieszka za granicą (ciekawe u kogo?).
9. całkiem niedawno okazało się, iż adoptowane dziecko ma białaczkę.
10. to samo dziecko wypadło kiedyś z drugiego piętra i Asia musiała się zwolnić z ostatnich zajęć, by jechać do domu w związku z tym (tak się tłumaczyła profesorce, ale jej już nie wspomniała, że dziecko jest w USA).

Możecie uwierzyć, że słysząc takie rzeczy z jej ust, nie chce się tego słuchać... A my musieliśmy - przez całe lata studiów. Plus skoncentrowana dawka absurdu na deser w dniu ślubu serdecznych przyjaciół.

to się może zdarzyć wszędzie

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 315 (347)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…