Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#49374

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia @hiyorin25 (http://piekielni.pl/49357#comments) przypomniała mi niedolę mojego kuzyna, której w dzieciństwie kilkukrotnie byłam świadkiem.

Pomiędzy mną a Adamem jest różnica kilku miesięcy – mianowicie o całe 5 jestem od niego starsza.
Cofnijmy się o grubo ponad półtorej dekady wstecz.
Ferie zimowe, mróz aż gile w nosie zamarzają, dużo śniegu, a to oznacza ni mniej, ni więcej, jak genialną zabawę dla dzieciaków. Moja mama zaproponowała mamie Adama, by Młody przyjechał do nas na tydzień, ja z Adamem dogadujemy się dobrze, atrakcji u nas sporo, także nudzić się nie będziemy.
Ciocia zastanowiła się, po czym stwierdziła, że ok, przyjadą oboje, bo ‘Adaś jest nazbyt rozbrykanym dzieckiem i nie wie, czy moja mama sobie poradzi z dwójką dzieci’. No nic, mama przystała na ten warunek, chociaż zachowanie cioci czasem doprowadzało ją do białej gorączki – ale o tym za chwilę.

Przyjechali. Cud, miód i orzeszki, bo z Adamem mamy i mieliśmy zawsze dobry kontakt. Uciecha dzieci i pierwsze pytanie: IDZIEMY NA SANKI?

No i tak w niedługim czasie po przyjeździe, po obowiązkowym obiedzie i mini – rozpakowywaniu (mini, bo w przypadku pakunków wyglądało na to, jakby ciocia wraz z synem mieli się u nas zainstalować minimum na 3 miesiące), ekspresowym ubieraniu się, z sankami jadącymi za nami, wyruszyliśmy na podbój górki położonej nieopodal.
Ważne dla historii – górka położona w lesie, jeden jej spad jest gęsto porośnięty drzewami, więc w przypadku zjazdu na sankach, może ten zjazd skończyć się tragicznie, toteż rodzice strzegą tego, by dzieciaki tam się nie zapuszczały.
Drugi zaś ‘stoczek’ jest dość łagodny, po bokach rosną jakieś tam pojedyncze drzewa, ale generalnie latem jest tam naprawdę szeroka ścieżka (dwa samochody mogłyby się spokojnie mijać) i tam właśnie było miejsce do zjeżdżania.

Dotarliśmy na miejsce. Adamowi strzeliła palma, dostał głupawki. Rzucał się na śniegu, robił orły, rzucał śnieżkami i biegał w kółko, jakby nigdy śniegu nie widział. Nawet mnie to skonsternowało, nie mówiąc o mojej mamie. Ciocia za to wpadła w panikę i biegnąc za uciekającym jej synem wykrzykiwała frazy typu: ‘Adaś, nie biegaj tak bo się spocisz i się przeziębisz!!!’

No nic.
Kiedy Adam nieco się uspokoił, a cioci opadło niebezpiecznie wysokie wcześniej ciśnienie, postanowiliśmy pójść na górkę pozjeżdżać na sankach.
Moja mama, znając mnie i ufając (zasada ograniczonego zaufania, ale jednak nadgorliwości u niej brak, na szczęście) została na dole bacznie obserwując co się dzieje, natomiast ciocia… ta z nami na górę. Ja usadowiłam się na swoich sankach i wio do przodu, dbając o to, by sanki za wolno nie jechały. Adaś za to… no bidulek został zaprowadzony przez mamę na mini stoczek, z którego ‘zjeżdżają’ dzieci w wieku 3 – 5. Mówiąc ‘zjeżdżają’ miałam na myśli to, że były na sznureczku prowadzone przez rodziców z małego pochylenia górki. To właśnie planowała ciocia.

Adaś z miną cierpiętnika przystał na taką opcję swojej mamy - czy miał inne wyjście? Moja mama za to, gdy to zobaczyła, podeszła do cioci i powiedziała jej coś na ucho. U cioci odmalowało się niezadowolenie, ale przytaknęła. Puściła Adama na górkę z której ja wcześniej zjeżdżam.
Młody ucieszony jak nigdy, biegnie ze mną na stoczek, już dosiada sanki, już chce się odpychać nóżkami, aż tu nagle, obok, materializuje się ciocia… No ale nic to! On już siedzi, już niemal czuje wiatr we włosach i własna matka mu w osiągnięciu celu nie przeszkodzi. ;)
Adaś jedzie, cieszy się jak szalony, steruje sankami jak umie najlepiej, ciocia biegnie obok z górki, niemal ślizga się na własnych butach przypominając serfera na fali, by odnotować na dole, że to zbyt niebezpieczne dla Adama. Że tak nie można! A co by było jakby się o drzewo rozbił?! Nic to, że najbliższe drzewo było w odległości dobrych 10 metrów w bok, ale ciocia swoje. Zaprotestowała, nadęła się i stwierdziła, że na dziś koniec zabawy.
My niepocieszeni, protestujemy, ale ciocia była nieugięta. Moja mama za to nie odezwała się ani słowem, patrzyła tylko dziwnie na ciocię. Postanowione, wracamy do domu.

A w domu… ciocia ‘rozpakowuje’ Adama. Buty, kurtka, czapka, rękawiczki etc. Mówiąc przy tym ‘A teraz zdejmiemy kurteczkę… a teraz czapeczkę,… a teraz rękawiczki… a teraz szaliczek’. Młody się buntuje, bo przecież taki wstyd przed kuzynką… A ciocia dalej swoje.
Za chwilę słyszymy: ‘Adasiu, idź umyj rączki’.
Adaś grzecznie udaje się do łazienki umyć rączki.
Chwilę później: ‘Adasiu, a nie chce Ci się siusiu?’
Adaś grzecznie odpowiada: ‘Nie, nie chce mi się siusiu.’
Ciocia: ‘Ale Adasiu, dawno nie byłeś w ubikacji’

I tak w koło Macieju.
Mama Adasia przeszła za to samą siebie, gdy któregoś dnia pobytu, po powrocie ze spaceru Adam udał się do WC, po zakończonej czynności umył ręce, siłą rzeczy sądziliśmy więc, że ciocia do niczego się nie przyczepi. O naiwności.. Wywiązał się taki oto dialog (C)iocia, (A)daś:
C: Byłeś w ubikacji, tak?
A: Tak mamo.
C: A co robiłeś?
A: (z miną WTF) no mamo…..
C: No powiedz, przecież wszyscy się wypróżniają.
A: (teatralnym szeptem) robiłem kupę.
C: A pupę dobrze wytarłeś?

Takiego buraka jak wtedy u Adama więcej nie widziałam. Chłopak był totalnie zażenowany, nie mniej niż moja mama. Mnie to natomiast rozbawiło. Żal mi było kuzyna, ale jego mama wówczas wydawała mi się po prostu śmieszna i upierdliwa. Dla Młodego był to po prostu koszmar.

Po tym zdarzeniu, mój tata w krótkich, żołnierskich słowach wyjaśnił na osobności swojej siostrze kilka rodzicielskich spraw. I o ile do końca ferii mieliśmy z Adamem względny spokój, tak po ich powrocie do domu wszystko wróciło ‘do normy’.
Od tamtej pory na sanki wychodziliśmy wyłącznie z moim tatą, ciocia i mama zostawały w domu. Dla spokoju dzieciaków i w trosce o bezpieczeństwo cioci – a może i na odwrót… :)

O ile w historii @hiyorin25 dziewczynce odpowiadało takie nadgorliwe wychowywanie rodziców, tak Adam buntował się odkąd pamiętam.
Przykre jest to, że ciocia do teraz nie zauważyła faktu, że Adam zwyczajnie stał się dorosłym mężczyzną, a nie pozostał jej małym chłopcem i obrażona o nierespektowanie jej zdania, nie utrzymuje z synem kontaktów.
Może na szczęście dla niego?

Edit: W czasie wyżej opisanych ferii zimowych mieliśmy z Adamem po 9 lat. :)

ciocia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 259 (333)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…