Historia http://piekielni.pl/67340 przypomniała mi inną, również o stosunku pracowników do pracy.
Znajomy jest kierownikiem w zakładzie produkcyjnym. Nie jest w zarządzie, ale jednak odpowiada za jakąś grupę osób, organizuje im pracę, wypełnia karty pracy, akceptuje zestawienia godzin pracy itp.
Historia właściwa:
Jakiś rok temu do pracy przyszedł chłopak – młody, dwadzieścia parę lat. Chwilę popracował i poszedł na zwolnienie. Długo na tym zwolnieniu był – rok prawie. Tylko kolejne zwolnienia dosyłał do firmy. Dosyłał, bo tak był chory, że musiał się biedaczek kurować a to nad morzem, a to w górach – i nie miał jak sam podejść do firmy. Słowem: woził się po całym kraju i bumelował przez rok, pobierając sobie zasiłek chorobowy. A że powodem zasiłku były papiery od „lekarza od głowy” (bynajmniej nie neurologa), to i płatne było 100%. Pracodawcy śmiał się w twarz.
Ale przyszła kryska na Matyska. Po roku musiał się do pracy zgłosić. Zadzwonił i zaproponował, że „może by go tak pracodawca zwolnił”? Bo jak by go zwolnili, to by się chłopaczyna mógł od razu o zasiłek z ZUS starać (zdaje się, specjalistą od prawa pracy i zasiłków nie jestem, że jak sam się zwolni to mu to prawo nie przysługuje).
Ale tutaj znajomy postanowił być jednak miły dla kogoś, kto taki schorowany był. I oczywiście, zaprasza go do pracy, czeka z otwartymi ramionami.
I tutaj ZONK – po rocznej nieobecności chłopaczyna musi zrobić sobie badania lekarskie znowu. Bez nich nie może podjąć pracy. Pierwszy dzień – nie ma badań. Drugi – podobnie. Tak samo trzeci. Cóż, zwolniony dyscyplinarnie za porzucenie pracy. Zasiłku za taki powód zwolnienia nie dają...
A wiecie, co jest najgorsze?
Że zapewne w opinii wielu osób piekielnym to wydaje się ów mój znajomy - bo jak to tak, nie chciał człowiekowi pomóc w zdobyciu zasiłku (jak by go zwolnił), tylko tak go potraktował...
Znajomy jest kierownikiem w zakładzie produkcyjnym. Nie jest w zarządzie, ale jednak odpowiada za jakąś grupę osób, organizuje im pracę, wypełnia karty pracy, akceptuje zestawienia godzin pracy itp.
Historia właściwa:
Jakiś rok temu do pracy przyszedł chłopak – młody, dwadzieścia parę lat. Chwilę popracował i poszedł na zwolnienie. Długo na tym zwolnieniu był – rok prawie. Tylko kolejne zwolnienia dosyłał do firmy. Dosyłał, bo tak był chory, że musiał się biedaczek kurować a to nad morzem, a to w górach – i nie miał jak sam podejść do firmy. Słowem: woził się po całym kraju i bumelował przez rok, pobierając sobie zasiłek chorobowy. A że powodem zasiłku były papiery od „lekarza od głowy” (bynajmniej nie neurologa), to i płatne było 100%. Pracodawcy śmiał się w twarz.
Ale przyszła kryska na Matyska. Po roku musiał się do pracy zgłosić. Zadzwonił i zaproponował, że „może by go tak pracodawca zwolnił”? Bo jak by go zwolnili, to by się chłopaczyna mógł od razu o zasiłek z ZUS starać (zdaje się, specjalistą od prawa pracy i zasiłków nie jestem, że jak sam się zwolni to mu to prawo nie przysługuje).
Ale tutaj znajomy postanowił być jednak miły dla kogoś, kto taki schorowany był. I oczywiście, zaprasza go do pracy, czeka z otwartymi ramionami.
I tutaj ZONK – po rocznej nieobecności chłopaczyna musi zrobić sobie badania lekarskie znowu. Bez nich nie może podjąć pracy. Pierwszy dzień – nie ma badań. Drugi – podobnie. Tak samo trzeci. Cóż, zwolniony dyscyplinarnie za porzucenie pracy. Zasiłku za taki powód zwolnienia nie dają...
A wiecie, co jest najgorsze?
Że zapewne w opinii wielu osób piekielnym to wydaje się ów mój znajomy - bo jak to tak, nie chciał człowiekowi pomóc w zdobyciu zasiłku (jak by go zwolnił), tylko tak go potraktował...
praca zasiłek chorobowy pracodawca bumelant
Ocena:
437
(517)
Komentarze