Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70085

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kontynuacja historii http://piekielni.pl/70045, czyli biurkowego absurdu ciąg dalszy.

Jak wspomniałam w ostatniej historii, jedyne co mogłam zrobić w sprawie tego biurka, to wysłać maila do zarządu budynku z prośbą o ustalenie z ludźmi z 1. piętra co z tym fantem zrobić.

Mi niestety, pomimo usilnych prób, nikogo z Ą&Ę nie udało się do tej pory złapać, a pani sekretarka (ta, z którą rozmawiałam w zeszłym tygodniu) delikatnie rzecz ujmując problem olała i zrzuciła go na mnie.
Generalnie, gdyby w grę nie wchodziły żadne koszty, to ja bym sprawę jakoś ogarnęła i załatwiła kogoś, kto by mi to paskudztwo stąd zabrał. Problem w tym, że 1 piętro jest jeszcze w trakcie wykończeń i nie byłam w stanie z nikim, kto tam aktualnie pracuje ustalić, kto te koszty na ten moment miałby ponieść.
I tu do akcji wkroczył mój nierozgarnięty przełożony (też już o nim coś kiedyś wspominałam).

Otóż szef raczył mnie osobiście odwiedzić i bez owijania w bawełnę poinformować, że to JA jestem odpowiedzialna za transport i ewentualny demontaż biurka, ponieważ pani dizajner powiedziała mu, że jak ona ze mną rozmawiała jakieś dwa miesiące temu, to ja jej POWIEDZIAŁAM, że biurko o takich wymiarach spokojnie się zmieści do windy.
Ludzie trzymajcie mnie (nie po raz pierwszy zresztą).

Pomijając już fakt, że ja - recepcjonistka - absolutnie o czymś takim bym nikogo nie zapewniła (bo i z jakiej racji), to zastanawiam się co trzeba mieć pod kopułą, żeby zarabiając kilkaset tysięcy funtów rocznie obwinić za swoje niedociągnięcie kogoś, kto nie ma wręcz prawa mieć z taką kwestią nic wspólnego.

I już pal licho, że ta cała dizajner zwaliła to na mnie. Gorsze jest to, że mój przełożony jej uwierzył.
Przyznałam, że owszem, w okolicach połowy lipca (czyli wtedy, gdy pierwszy raz dowiedziałam się, że będę mieć nowych klientów) widziałam plany całego biura, i widziałam to kolumbryniaste biurko, ale nie skupiałam się wtedy na żadnych wymiarach, absolutnie NIC nie sugerowałam, a i o zdanie nikt mnie w tej kwestii nie pytał. Mało tego, nawet gdyby pytał, to bym się nie wypowiadała.

Kolejna sprawa - na takie rzeczy MUSI być oficjalne potwierdzenie typu e-mail, jakiś podpisany dokument, cokolwiek co ma moc prawną. Obsłudze budynku odpowiedzialności za takie rzeczy brać NIE WOLNO.
Najwyraźniej pani dizajner tego nie wiedziała.
Zanim przełożony zaczął się nakręcać, zapytałam go tylko, czy jak by mu ktoś powiedział, że recepcjonistka POWIEDZIAŁA, że można vanem na recepcję wjechać, to czy też by uwierzył. Odpowiedzi bystrzak nie wymyślił.

Na koniec pokazałam mu dokument, który pani z 1-go piętra rzuciła mi w piątek na biurko. A w nim jak byk pisze, że odpowiedzialność za transport biurka leży w rękach Ą&Ę. Szkoda tylko, że z tego dokumentu nie wynika kto zawalił z wymiarami biurka.

Teraz tak sobie myślę, że problemu by nie było, gdyby biurko tak jak 99% innych mebli wjechało w częściach prosto na piętro. W ostateczności montażem martwilibyśmy się później. Niestety tutaj ewidentnie zawalił ktoś z Ą&Ę próbując bezsensownie ciąć koszty.

Sprawa pozostała do wyjaśnienia, a ja czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
A biurko jak stało, tak stoi.

praca na recepji zagranica

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 364 (402)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…