Moja mama vs. kwiaty doniczkowe.
Pisałam już o pogromie paprotki - http://piekielni.pl/71199 - i teraz przypomniała mi się znacznie wcześniejsza historia o mojej mamie w roli opiekuna roślinek.
Na ostatnim roku studiów jedną z kończących imprez spędziłam z moją paczką w podmiejskim domku przyjaciółki. Było miło, nieco alkoholu, dużo gadania i śmiechu, trochę śpiewania, potem sen pokotem (domek był mały) i rankiem, po omlecie z groszkiem, powrót do swoich spraw.
Domek obrośnięty był bluszczem, więc z sentymentu uszczknęłam kilka gałązek na pamiątkę. W akademiku wsadziłam je w wodę, a potem posadziłam w doniczce i tak bluszczyk rósł sobie radośnie i przypominał o miłych chwilach z miłymi ludźmi.
Zaraz po studiach dostałam pracę w rodzinnym mieście, wróciłam więc do swojego dawnego pokoju, w którym bluszcz miał swoje miejsce obok wielu innych kwiatów, bo zawsze lubiłam „zielone".
Jakoś 3-4 miesiące później nadarzył się wyjazd za granicę. Nie namyślając się długo, wzięłam urlop, spakowałam się i pojechałam.
Wróciłam dopiero po siedmiu miesiącach. Powoli aklimatyzowałam się na starych śmieciach, ale cały czas miałam wrażenie, że coś jest w moim pokoju nie tak. Wreszcie wpadłam na to, co: brak bluszcza! Poszłam więc do mamy:
Ja: Mamo, gdzie jest mój bluszczyk?
M: Jaki bluszczyk?
J: No ten z mojego pokoju, miałam tylko jeden.
M: Ja nic nie wiem o żadnym bluszczu.
J: Ale przecież był.
M: Nie, żadnego bluszcza tam nie było.
Po kilku takich dialogach zwątpiłam. Może zostawiłam go w akademiku albo wyniosłam do pracy? Minął jakiś czas i pewnego razu przy porządkowaniu moich "artystycznych" zdjęć natknęłam się na portrecik mojego bluszczyka w białej doniczce na środku szklanego stolika, w tle mój pokój, a w rogu zdjęcia data, ok. tydzień przed moim wyjazdem.
Z dowodem rzeczowym w dłoni idę ponownie do mamy i ponawiam pytanie:
Ja: Co się stało z tym bluszczem?
M: A, z tym (bez entuzjazmu).
J: Dokładnie.
M: A, bo usechł, to go wyrzuciłam.
J: Mamo, ale ususzyć bluszcz jest raczej trudno, bo to odporna bestia
M: Mnie każdy bluszcz usychał, to taki cmentarny kwiat i... (z fanatycznym błyskiem w oku) nienawidzę go jak sk@#$%^syna!!!
Pisałam już o pogromie paprotki - http://piekielni.pl/71199 - i teraz przypomniała mi się znacznie wcześniejsza historia o mojej mamie w roli opiekuna roślinek.
Na ostatnim roku studiów jedną z kończących imprez spędziłam z moją paczką w podmiejskim domku przyjaciółki. Było miło, nieco alkoholu, dużo gadania i śmiechu, trochę śpiewania, potem sen pokotem (domek był mały) i rankiem, po omlecie z groszkiem, powrót do swoich spraw.
Domek obrośnięty był bluszczem, więc z sentymentu uszczknęłam kilka gałązek na pamiątkę. W akademiku wsadziłam je w wodę, a potem posadziłam w doniczce i tak bluszczyk rósł sobie radośnie i przypominał o miłych chwilach z miłymi ludźmi.
Zaraz po studiach dostałam pracę w rodzinnym mieście, wróciłam więc do swojego dawnego pokoju, w którym bluszcz miał swoje miejsce obok wielu innych kwiatów, bo zawsze lubiłam „zielone".
Jakoś 3-4 miesiące później nadarzył się wyjazd za granicę. Nie namyślając się długo, wzięłam urlop, spakowałam się i pojechałam.
Wróciłam dopiero po siedmiu miesiącach. Powoli aklimatyzowałam się na starych śmieciach, ale cały czas miałam wrażenie, że coś jest w moim pokoju nie tak. Wreszcie wpadłam na to, co: brak bluszcza! Poszłam więc do mamy:
Ja: Mamo, gdzie jest mój bluszczyk?
M: Jaki bluszczyk?
J: No ten z mojego pokoju, miałam tylko jeden.
M: Ja nic nie wiem o żadnym bluszczu.
J: Ale przecież był.
M: Nie, żadnego bluszcza tam nie było.
Po kilku takich dialogach zwątpiłam. Może zostawiłam go w akademiku albo wyniosłam do pracy? Minął jakiś czas i pewnego razu przy porządkowaniu moich "artystycznych" zdjęć natknęłam się na portrecik mojego bluszczyka w białej doniczce na środku szklanego stolika, w tle mój pokój, a w rogu zdjęcia data, ok. tydzień przed moim wyjazdem.
Z dowodem rzeczowym w dłoni idę ponownie do mamy i ponawiam pytanie:
Ja: Co się stało z tym bluszczem?
M: A, z tym (bez entuzjazmu).
J: Dokładnie.
M: A, bo usechł, to go wyrzuciłam.
J: Mamo, ale ususzyć bluszcz jest raczej trudno, bo to odporna bestia
M: Mnie każdy bluszcz usychał, to taki cmentarny kwiat i... (z fanatycznym błyskiem w oku) nienawidzę go jak sk@#$%^syna!!!
mama/ dom/ kwiaty doniczkowe
Ocena:
98
(186)
Komentarze