Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82930

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zainteresowała Was moja poprzednia historia (https://piekielni.pl/82896), więc dzisiaj ciąg dalszy.

Krótki wstęp dla tych, którzy nie chcą nadrabiać poprzedniej historii: od kilku lat pracuję jako niania, trafiłam swego czasu na rodzinę, u której wytrzymałam tylko 1,5 miesiąca (cały etat - przypadało to na lipiec i połowę sierpnia). Bohaterami historii są Piekielna Mamusia [PM], mąż piekielnej i ich dwuletni synek.

8. Przychodzenie rano do pracy. Zanim zaczęłam pracować u PM na stałe, pojawiłam się tam kilka razy, żeby zapoznać się z dzieckiem. Zazwyczaj te spotkania odbywały się w środku dnia lub popołudniu. Dlatego kiedy pierwszy raz przyszłam do pracy na 7.00 zapukałam po ciuchu do drzwi, żeby nie obudzić małego, gdyby jeszcze spał. PM wyjaśniła mi (nie krzyczała, ale była zdenerwowana), że przecież rano dziecko śpi! Jak jesteśmy umówione na 7.00, to o tej 7.00 mam być pod drzwiami, ona mi dokładnie wtedy te drzwi otworzy, żeby pominąć ten moment z pukaniem. Nie spotkałam się nigdy z czymś takim, ale niech jej będzie, jak postoję minutę przed drzwiami, to nic mi się nie stanie. Tylko sąsiedzi czasem dziwnie patrzyli, jeśli akurat wychodzili do pracy, a ja stałam oparta o ścianę. Niestety zdarzały się takie poranki, że stałam tam po 15 minut, po czym dzwoniłam do PM i okazywało się, że ona w sumie zaspała. Najgorsza była jednak dla mnie sytuacja, kiedy przyszłam, stoję i słyszę, że mały płacze, a PM go uspokaja. Nie śpi, ale nie będę pukać, bo PM będzie zła. Więc czekam. I słyszę, że PM mówi do małego coś takiego: „Czemu płaczesz? Śniła ci się Rudut? Biła cię w tym śnie? Boisz się jej? No powiedz mamusi, boisz się Rudut?”. Mały już się uspokoił i zajął się czymś innym, ale PM męczyła go dobre 5 minut, zanim nie kiwnął jej główką (kiwnął chyba na to, że się mnie nie boi, bo nie dostałam reprymendy).

9. Wizyta u okulisty. Pewnego dnia kończyłam pracę, młody zostawał z tatą. Mówię więc mężowi PM, że młodemu coś się pojawiło na powiece (mały jęczmień albo coś takiego). Podziękował i stwierdził, że to raczej nic poważnego. Kolejnego dnia PM od progu krzyczy na mnie, że nie zwracam w ogóle uwagi na małego, bo on z takim czymś na oku chodzi, a ja tego nie zauważyłam! Zmiana wyglądała tak samo jak dzień wcześniej. Kiedy powiedziałam PM, że mówiłam o tym przed wyjściem jej mężowi, oczywiście uznała, że kłamię. W każdym razie nie poszła do pracy, tylko pojechaliśmy we trójkę do okulisty. Pani w rejestracji mówi, że to pierwsza wizyta dziecka u okulisty, więc najpierw zrobią mu podstawowe badania (jakieś badanie komputerowe, podążanie wzrokiem za przedmiotem i tego typu rzeczy – dzieciaki przed nami miały to robione), a później będzie przyjęty do pani doktor (już z tym konkretnym problemem, który opisała PM przy rejestracji). PM na podstawowe badania się nie zgodziła, bo „mały się wystraszy”. Pani z recepcji zasugerowała, że jeśli okazałoby się, że dziecko ma wadę wzroku, to lepiej to wykryć teraz. PM odpowiedziała, że mały nie ma wady wzroku, bo ona zna swojego synka i wie, że on dobrze widzi. Ten argument był tak silny, że pani z recepcji dała sobie spokój. Z wywiadu wynikało, że wady wzroku często pojawiają się u nich w rodzinie, ale to też nie miało znaczenia dla PM. U pani doktor okazało się, że zmianę na powiece wystarczy przemyć kilka razy dziennie naparem z czarnej herbaty, więc nie było to nic poważnego, chociaż nie potępiam tego, że PM wolała się upewnić.

10. Zakres obowiązków. Wychodzę z założenia, że skoro szukam pracy jako niania, to chcę pracować jako niania, a nie jako sprzątaczka. Nie mam nic do pań sprzątających, po prostu wolę poświęcić uwagę dziecku, skoro za opiekę nad nim mi płacą. PM od początku wiedziała, jakie jest moje stanowisko w tej sprawie. Umówiłyśmy się, że mogę zająć się jakimiś sprawami porządkowymi związanymi konkretnie z dzieckiem i w naturalny sposób wynikającymi z opieki nad nim – zmiana pościeli, jeśli mały ją posiusia/zabrudzi, zapranie posiusianych ubrań, żeby nie śmierdziały (mały uczył się korzystać z nocnika), szybkie odkurzanie w ciągu dnia, bo młody lubił zjadać śmieci z podłogi. Poza tym przygotowanie dziecku świeżej zupy w czasie jego drzemki. Tymczasem PM próbowała mnie zmusić do wycierania kurzu, czyszczenia fug (cztery pomieszczenia wyłożone płytkami), prasowania, sprzątania w szafkach, mycia balkonu (na który mały nawet nie mógł wychodzić), wyrzucania śmieci, mycia okien. Na moje protesty reagowała oburzeniem, stwierdzała, że jestem leniwa i w ogóle to ona nie wie, za co mi płacą w takim razie. A co miałabym robić z małym w czasie sprzątania? Miał siedzieć w łóżeczku i oglądać książeczki. Trochę się to kłóci z tak ważnym dla PM wszechstronnym rozwojem jej dziecka, ale co ja tam wiem. Młody spał niecałą godzinę w ciągu dnia, więc czasu wystarczało mi akurat na ugotowanie dla niego jedzenia i zjedzenie swojego obiadu. Gdyby spał dłużej, to może z nudów zrobiłabym którąś z tych nadprogramowych rzeczy, ale zwyczajnie nie było takiej opcji. Raz dostałam nawet polecenie wysprzątania całej łazienki na błysk (umycie prysznica, wszystkich płytek i fug – na ścianach i na podłodze, umywalki, muszli klozetowej, lustra). Pracy tak na 2-3 godziny, z środkami chemicznymi i bez możliwości doglądania, co robi młody. Zgodziłam się zrobić to po pracy za 25 złotych za godzinę. PM nie przystała na propozycję.

11. Nabywanie odporności. Wspominałam, że mały przy najmniejszym wietrze musiał nosić kurtkę, chociaż było gorące lato. Zawsze na zewnątrz miał chustkę pod szyją i długie spodnie. Ręce musiałam mu myć co chwilę, bo zarazki. Zjadł okruszek z podłogi? Panika i lament. Siedział w pokoju, gdzie było uchylone okno (np. przy 23 stopniach na dworze)? Na pewno do wieczora będzie trzeba wzywać pogotowie. Zabawek innych dzieci nie wolno małemu dotykać, w ogóle jak są dzieci na placu zabaw, to lepiej tam nie iść, bo dzieci roznoszą choroby. W łazience małemu nie wolno przebywać poza krótką chwilą, kiedy myje ręce, bo zarazki już się tam na niego czają. Skąd ta paranoja u PM? Bo BARDZO ZNANY PROFESOR jej powiedział, że dziecko nabywa odporność dopiero w wieku siedmiu lat. Cały czas jej nie ma, nie ma, na siódme urodziny dostaje ją w prezencie od układu immunologiczngo i już ma. Mniej więcej tak to brzmiało. To czemu wszyscy lekarze mówią inaczej? Dlaczego jak pozwala się dziecku na kontakt z otoczeniem, które nie jest sterylne, to później mniej choruje? Przypadek. Albo spisek. Jedno z dwóch.

12. Wychodzenie na spacer. Kiedy PM pracowała w domu, często miała do przeprowadzenia jakieś rozmowy telefoniczne itp. Żeby jej rozmówca nie zauważył, że jest w domu, a nie w biurze, przed taką rozmową musiałam z małym wyjść z mieszkania (gdyby dziecko zaczęło krzyczeć/płakać/stukać czymś, to byłoby wiadomo, że PM jest w domu). PM informowała mnie o planowanej rozmowie telefonicznej tuż przed jej rozpoczęciem, wręczając mi klucz od mieszkania i wyrzucając moje i małego buty na klatkę schodową, żebyśmy się tam ubrali. To była chyba jedna z najbardziej poniżających rzeczy, jakich doświadczyłam w tej pracy.

13. Praca z domu. Kiedy PM pracowała z domu, zamykała się w sypialni i tam coś robiła przy komputerze. Problem w tym, że kilka razy w ciągu godziny robiła sobie spacer do kuchni, do salonu, do pokoju młodego, zagadywała nas, przeszkadzała w tym co robimy, a później szła znowu zamknąć się w sypialni. Za każdym razem mały płakał, bo chciał się bawić z mamą. Wtedy ta zamykała się na klucz i udawała, że jej nie ma. Z kolei w czasie naszej normalnej zabawy zdarzało się, że mały zaczynał marudzić. Przy każdym stęknięciu PM przybiegała do nas, bo na pewno małemu dzieje się krzywda. Zabawiała go przez chwilę, szła do sypialni, zamykała się tam, mały zaczynał płakać. I tak w kółko. A pracowała z domu czasem nawet kilka razy w tygodniu. Czasami mąż PM pracował z domu, wtedy w ogóle nie odczuwaliśmy jego obecności. Jak czegoś potrzebował z kuchni, to brał to i nie zawracał nam głowy. Czyli dało się taką pracę z domu przeprowadzić bezboleśnie, potrzebne były tylko chęci, których widocznie PM brakowało.

14. Msza na urodziny. PM zamówiła małemu mszę z okazji jego drugich urodzin. Nie wiedziałam, że są wierzący, ale skoro tak, to w porządku. Kiedy byli na tej mszy, dostawałam co chwilę SMS-y od PM, że młodemu się nudzi, że dużo ludzi w kościele, że ksiądz już poświęcił małego itp. Nie po wyjściu z kościoła. Wszystko na bieżąco. Ja byłam już po godzinach pracy.

Póki co tyle, bo mi niedługo zabraknie znaków. Jeśli nadal będziecie zainteresowani, to o tej rodzinie mogę napisać jeszcze sporo. Możliwe, że coś jest piekielne tylko w moim odczuciu, trochę trudno mi to obiektywnie ocenić. Pod koniec pracy tam miałam już początki nerwicy, więc wtedy piekielna była dla mnie już sama obecność PM.

niania

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 278 (306)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…