Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Aswaltullach

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2011 - 16:21
Ostatnio: 5 grudnia 2013 - 0:05
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 2064
  • Komentarzy: 9
  • Punktów za komentarze: 48
 
zarchiwizowany

#55371

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia użytkownika/czki Meduza http://piekielni.pl/55163 przypomniała mi moją niedawną batalię z komisariatami w Bydgoszczy.

Otóż zdarzyło się, że wybraliśmy się pod koniec lipca ze znajomymi do jednego z tamtejszych klubów - wieczór kawalerski, nie wypada odmówić obecności. Kiedy jeszcze wszyscy byli trzeźwi, zapowiedziałem wprost, że nie zamierzam raczyć się procentami - toteż przede mną stanęła litrowa butelka coli. Towarzystwo oczywiście sielanka, flaszka za flaszką, w międzyczasie bawiliśmy się na parkiecie. Kiedy skończyłem drugą butelkę coli, panowie zaczęli się dziwnie uśmiechać, twierdząc że dolali mi i do jednej i drugiej butelki kilka kieliszków. Ktoś, kto w tym momencie zapyta czy nie wyczułem - NIE, nie wyczułem grama alkoholu. Twierdzili, że do jednej i drugiej butelki było wlane 50ml wódki, ale.. kto by pijanym wierzył.

Okazało się, że na imprezie było jeszcze kilku moich znajomych, dlatego też zapytałem jednego z nich, czy mógłby się ze mną na komisariat przejechać. Na szczęście nie odmówił.

I tak też po zatelefonowaniu na 112 dowiedziałem się gdzie są komisariaty w Bydgoszczy. Z tego miejsca chciałbym podziękować dyspozytorce za pełen profesjonalizm, gdyż byłem zmuszony rozmawiać z Nią 4 albo 5 razy! :)

Komisariat numer 1 - Powstańców Wielkopolskich. Podchodzę do okienka, wytłuszczam całą sytuację, wieczór kawalerski, prawdopodobieństwo dolania wódki w niewiadomej ilości. Oczywiście Pani w okienku serdecznie współczuje, ale nie poda mi alkomatu, gdyż na komisariacie znajduje się zatrzymany! i to dla mojego bezpieczeństwa. Odesłany z kwitkiem.

Komisariat numer 2 - Wyżyny. Tutaj również nie ma możliwości sprawdzenia obecności alkoholu. Brak tłumaczeń, po prostu nie.

Centrum dowodzenia - Straż Miejska. Tutaj również bez echa, podobno brak ważnej legalizacji na alkomat, nieczynny, brak możliwości wykonania badania.

Tutaj następuje pełna dezorientacja mojej osoby, ale nie poddaję się. Wracamy do klubu, trudno - wrócę najwyżej taksówką. Po drodze jednak napotykamy się na patrol drogówki (nie prewencji - NORMALNA DROGÓWKA). Jedziemy za oznakowaną KIĄ przez pół miasta, wreszcie Panowie zatrzymują się. Wybiegam szybko z samochodu, opowiadam sytuację, Pan rozkłada ręce twierdząc że mi nie pomoże, gdyż patrol pieszy ma kogoś na terenie miasta w kajdankach i muszą go od nich przejąć. Szczęka mi opada, gdyż czas takiego badania to maksymalnie 30 sekund.


A tyle mówi się o pijanych za kółkiem. Tymczasem organy ścigania, przynajmniej w Bydgoszczy - same przyczyniają się do ewentualnych wypadków.

Bydgoszcz służby mundurowe.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (295)

#50664

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając jedną z nowszych historii na temat Pani dzwoniącej z CallCenter i namawiającej do przejścia na ich abonament , przypomniała mi się historia próby sprzedaży bezpośredniej przez jakiegoś akwizytora Netii, z przed około roku.

Późna wiosna, może początek lata 2012 - dzwonek do drzwi. Otwieram, widzę gościa odzianego w garniturek, czyli pierwsza myśl - Świadek Jehowy. Ale nie, przecież Oni chodzą parami.

Pan oczywiście bardzo sympatyczny, przedstawia się, mówi, że jest z Netii i ma dla mnie bardzo ciekawą ofertę internetu.

Oświadczam na samym początku, że nie jestem zainteresowany, bo jest jeden powód, który uniemożliwia mi skorzystanie z oferty Jego, jak i innych operatorów komunikacyjnych.

Pan jednak nie daje za wygraną i zaczyna przedstawiać mi ofertę. Myślę - "OKEJ, skoro chcesz - męcz się". I tak też mijają kolejne minuty rozmowy, w trakcie której zadaję Panu konkretne pytania, dopytując o szczegóły oferty.

Rozmowa trwa dobre pół godziny, kiedy z ust Pana pyta pytanie: "I jak? Czy oferta jest dla Pana satysfakcjonująca?"

Odpowiadam twierdząco, ale proponuję cofnąć się do samego początku rozmowy, kiedy stwierdziłem, że istnieje jeden powód, który uniemożliwia mi skorzystanie z oferty.

Pan pyta o powód, po czym z moich ust słyszy, że nie posiadam gniazdka telefonicznego.

Mina faceta - bezcenna. Twarz w kolorze purpurowym.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 515 (611)

#22534

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wiadomo, blokowiska i ich parkingi są miejscem wielu ciekawych sytuacji, stłuczek i delikatnych przycierek - ot, taki zlepek kierowców w różnym wieku, z różnymi samochodami i z różnymi UMIEJĘTNOŚCIAMI, z naciskiem właśnie na to.

Prawo jazdy posiadam może ze 4 lata, jednak jeździłem już autami o różnych gabarytach, z ciężarowymi włącznie, więc jak na swój wiek posiadam troszeczkę większe umiejętności parkowania od rówieśników. Nie twierdzę tutaj, że nigdy nie byłem sprawcą delikatnej przycierki - zdarzyło mi się to raz w nocy. Kartka z opisem sytuacji i numerem telefonu wrzucona "poszkodowanemu" sąsiadowi, co by go nie budzić o pierwszej w nocy ;)

W bloku mieszka jednak dość specyficzny przypadek, były zawodowy "kierycha", który w czasach, kiedy spotkanie innego samochodu na drodze było rzadkością, sterował Jelczem z przyczepą. Osobnik w wieku emerytalnym na co dzień poruszający się wielkim zestawem, jakim jest Opel Astra I generacji. Porusza się tymże zestawem w sposób na tyle romantyczny, że przy każdym parkowaniu równoległym albo staje 2 metry od krawężnika, albo na ukos, albo parkuje 15 minut, bo nie może się zmieścić w miejsce, w które ze sporym zapasem weszłoby auto gabarytów Mercedesa Sprintera w najdłuższej odmianie. Najgorsze jednak w "DRAJWERZE" jest to, że przy parkowaniu tłucze swoim wehikułem w pojazdy sąsiadów, a kiedy wreszcie skończy i ustawi się, bez słowa ucieka do domu. Nie to, żebym jeździł samochodem wartym pół miliona, ale nie lubię znajdować zadrapań, oglądać popękanego i odstającego zderzaka, czy resztek grilla, który wysypał się po nagięcia przedniego odbijacza. Niejednokrotnie obserwowałem proces destrukcyjny z okna, po czym zwracałem się grzecznie do tego sąsiada, że za moment zejdę ocenić szkody. Padała odpowiedź "TO NIE JA!" i standardowa ucieczka do domu.

Kiedy po raz kolejny wylakierowałem i wypolerowałem zderzak na swój koszt, wypowiedziałem wojnę. Jedno zarysowanie czy wgniecenie sygnowane jego kolorem, wzywam drogóweczkę. Auto postawiłem po imprezie już dzień wcześniej, nie było mi potrzebne. Pan "DRAJWER" parkuje, po czym standardowo słyszę dźwięk strzelających uchwytów zderzaka. Telefon, wzywamy drogówkę, są świadkowie. Schodzę na dół, auto stało na lekkiej górce, toteż wciśnięcie sprzęgła spowodowało stoczenie się auta do tyłu. Ułatwiło mi to oględziny uszkodzeń - wbity hak auta parkującego, wyrwane zaczepy. Ewidentnie zderzak do wymiany. Rozmowa "(D)RAJWERA" z przybyłym (P)atrolem wyglądała tak:

P - Są świadkowie, którzy stwierdzają, że cofając uderzył pan w pojazd stojący obecnie za panem.
D - Synku, ty mnie nie będziesz uczył jak ja mam jeździć, bo kiedy ja auto prowadziłem, to ty jeszcze w pieluchach biegałeś.
P - Czy przyznaje się pan do winy?
D - To na pewno ten gówniarz (na marginesie - mam 23 lata) przed chwilą przyjechał i specjalnie władował mi się na hak, żeby teraz odszkodowanie wyłudzić! Ja znam takich jak on!
P - Powtarzam pytanie. Czy w obecności świadków zdarzenia przyznaje się pan do winy, czy mam skierować sprawę do sądu?
D - Wy na pewno jesteście w zmowie! Oczywiście, że się nie przyznaję, bo to ten gówniarz we mnie uderzył!

Patrol przystąpił do swoich działań, stawiłem się na rozprawę (w międzyczasie musiałem naprawić samochód na swój koszt). Efekt? Prawie 2 tysiące odszkodowania dla mnie, 500 złotych i 6 punktów dla "DRAJWERA" za spowodowanie kolizji oraz pokrycie kosztów sądowych plus kosztów dojazdu mojej osoby do sądu.

Czy opłacało się? Chciałem się dogadać, pisząc oświadczenie bez policji :)

Parking

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 678 (698)

#12818

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wiadomo, Poczta Polska to dość specyficzna firma w której panuje wielki "burdel". Kolejki jak z PRLu są czymś normalnym, tylko... zawsze zastanawiałem się dlaczego.

Nie tak dawno próbowałem wysłać list polecony - nic szczególnego, wypisałem wszystko co powinienem wypisać, Pani w okienku była BARDZO MIŁA (tego akurat zarzucić Jej nie mogę). Obsługa jednak trwała zbyt długo, a że Pani bardzo grzebała się w pracy przy komputerze postanowiłem zerknąć co akurat robi. Co zauważyłem? Że wybiera opcję MIASTA (tak, akurat wysyłałem list do Starachowic, gdzie jest to miasto dalekie od początku spisu). Co robiła Pani? Przy wyborze klikała cały czas kursorem myszki w strzałkę przewijającą pasek z nazwami miast.

Chcąc ułatwić Jej działanie zasugerowałem, żeby kliknęła kursorem jakiekolwiek miasto, a później nacisnęła na klawiaturze pierwszą literkę nazwy, w tym wypadku "S"- znacznie przyśpieszy to wyszukiwanie (skoro nie było opcji, żeby wpisać tam nazwę miasta, choć nie wiem..).

Odpowiedź z ust Pani troszeczkę mnie zaskoczyła: "Wie Pan... Nie mogę, bo nie chcę zepsuć komputera. Tak nas uczyli i tak muszę robić".

Dostałem dość sporych oczu i nie wiedziałem, czy mam śmiać się z tego, czy wk**wiać na całą tą firmę?

Poczta Polska

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 542 (640)

1