Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ciacheczko

Zamieszcza historie od: 15 marca 2012 - 17:52
Ostatnio: 31 maja 2012 - 13:33
O sobie:

Uh... Lubię rysować, gotować i grać w gry (zarówno na pc, jak i na konsoli). Nie lubię poezji śpiewanej, hałasu oraz skrajnych temperatur. Trzy do trzech, wystarczy.

  • Historii na głównej: 5 z 15
  • Punktów za historie: 5274
  • Komentarzy: 18
  • Punktów za komentarze: 45
 
zarchiwizowany

#30543

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historyjka bardzo pozytywna, można by się czepiać, że powinna na Wspaniałych lądować. Osobiście jednak wierzę, że inferno aż kipi z wielu jej elementów, więc lecimy:

Opowiedziała mi szefowa w trakcie przerwy na kawkę, jak to jej mąż, umownie A., jechał sobie kiedyś samochodem. Autko całkiem zwyczajne, średnich rozmiarów sedan, trasa nieskomplikowana - pasy jezdni ogrodzone panelami tłumiącymi dźwięk.

Wszystko ładnie i pięknie, aż to nagle oczom A. ukazuje się widok, jakiego nie życzę żadnemu kierowcy: Jedna z opon jego samochodu wyraźnie zdezerterowała i postanowiła pojechać dalej sama, zostawiając w tyle resztę towarzystwa. Natychmiast stop i z buta za samotnym wilkiem, chyba z kilometr, bo trasa oczywiście była w tym miejscu na spadku :)

Wraca zadyszany i zapocony, dzwoni po pomoc. Nie pomnę czemu, ale tak się złożyło, ze nie była to pomoc drogowa, a policja. Oto i z czeluści piekielnych nadjeżdża ratunek, panowie niebiescy, choć czerwień pasowałaby im niewypowiedzianie mocniej.

Dwóch gigantycznych byków wytacza się z niepozornego autka, którego zawieszenie pojękuje z ulgą z każdym pasażerem mniej. Krótki rzut okiem wystarcza im na ocenę sytuacji. Patrzą po sobie nieodgadnionym wzrokiem, wymieniając bez słów wszystkie niezbędne informacje i przystępują do akcji.

A. oniemiały obserwował, jak jeden z umundurowanych golemów podchodzi spokojnym krokiem do autka i podnosi je (!) częściowo, zaś drugi łagodnie, prawdopodobnie z całych sił powstrzymując się od żonglowania, umieszcza koło na miejscu docelowym i gołą ręką (!!) dokręca śruby.

Wryty w ziemię z zachwytu A. został uprzejmie odesłany w drogę, pewnikiem po to, by nie widzieć, jak otchłań wciąga w swe nieskończone odmęty autko przemiłych olbrzymów.

Warto dodać, że gdy w domu próbował dla pewności dokręcić oponę kluczem, żadna ze śrub nie drgnęła. W żadną ze stron.

gdzieś w świecie

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (232)

#29251

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o moim zapewne przyszłym szwagrze.

Miał on swego czasu operację kręgosłupa. Po czymś takim z przyczyn oczywistych nie wolno mu było niczego dźwigać, a nawet schylać się - do czegokolwiek. Ale chodzić jak najbardziej mógł, więc ochoczo wybrał się ze swoją rodzicielką na zakupy w ramach towarzysza.

Zakupy zrobione, pora wracać, ale kto będzie dźwigać wielkie torby? No przecież nie chory kręgosłup. Ludność poboczna bykiem spoglądała na długowłosego młodziana, maszerującego raźno obok konkursowo obładowanej zakupami matki.

Pięknie zrobiło się jednak dopiero, gdy ów młodzian zawołał na pół ulicy:
- Mamo, but mi się rozwiązał!
Ta oczywiście bez wahania rzuciła torby, przyklęknęła i zabrała się do sznurowania buta z godnym podziwu oddaniem.

Miny ludzi - bezcenne. :)

gdzieś w świecie

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 953 (1003)

#29041

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wróżby to specyficzny temat. Osobiście mam do nich neutralne nastawienie, traktuję takie rzeczy jako zabawę z przymrużeniem oka.

Moja mama podchodzi do tego mniej krytycznie i zarazem bardziej poważnie, uznaje wróżby za wyznacznik postępowania. Dość mówić, że ojciec miał przez tydzień awantury, bo pani ze sklepu ustawiła jej w kartach zdradę.

Razu pewnego, na oko z 5 lat temu, szanowni rodziciele z moim bratem, kolegą brata i jego matką wybyli na Mazury. Pierwszej nocy całej trójce dorosłych przyśniły się pieniądze. Uznali to za kategoryczny omen, w ruch poszły senniki. :)

Werdykt jednoznaczny: ciąża. Padło na mnie, ledwo siedemnaście lat i pierwszy chłopak, wszystko jak znalazł do przypadkowego zapłodnienia. Lawina telefonów, ostrzegania, doradzania i odradzania, obłęd na trampolinie. W końcu wrócili, zmywają mi głowę lepiej niż w reklamie Garniera, bardzo zadowoleni ze swojej magicznej intuicji.

Stoicko wyjaśniam im, że jest na to znacznie lepsze wyjaśnienie. Dorośli ludzie organizują wyjazd, martwią się wydatkami, odbija im się to na podświadomości i widzą w snach pieniądze. Dlatego brat i kolega o tym nie śnili, gdzie tam dzieciakom w głowach wydatki.

Promyczek nadziei. Cała trójka umilkła, zastanowiła się, zaś w ich oczach błysnął ognik logiki i zdrowego rozsądku. Moje serce odczuło żal, gdy ognik ten został natychmiast zduszony ciężkim oparem zabobonu. Na ich twarze wpłynęło z powrotem dumne przekonanie o swoim geniuszu, a na usta riposta:

"Ty to nic nie rozumiesz z takich rzeczy."

Populacja w naszej rodzinie pozostała niezmieniona do dziś - wiara w nieomylność kart, snów i innych sił tajemnych niestety również.

kabała tarot i takie tam...

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 468 (572)
zarchiwizowany

#29512

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tramwaje to nie tylko ulubiony środek transportu żuli i emerytek. Diabelskie trio zamykają zboczeńcy. W końcu gdzie można znaleźć lepszą okazję na zmacanie obcej kobiety, jak nie w ścisku w godzinach szczytu?

Przykładowo:Wbijam do tramwaju, a za mną jakiś gość o wyglądzie roma woła ′Ekskjuz mi! Ekskjuz mi!′ - z każdym okrzykiem kolejne macnięcie... tak, zgadliście, mojego tyłka. Tym razem rage w wersji angielskojęzycznej i okrzyk ′Stop touching me!′ na miarę pacynki Ahmeda, martwego terrorysty. Nagle pan szanowny przypomniał sobie polszczyznę i z miejsca oskarżenia typu ′Jesteś chora, to idź do lekarza!′. Wiele ciekawego sie o sobie dowiedziałam.

Dalej. Wzorowy tłok, stoję przy drzwiach wychodząc na każdym przystanku, żeby wypuścić luda. Obok mnie starszy pan i schemat: drzwi się otwierają, wychodzę dając krok na zewnątrz i czuję klepnięcie w zad. Niech będzie, że raz czy dwa to przypadek. Za trzecim razem bańka mydlana pęka i wypalam ′Jeszcze raz pan dotknie mojego tyłka, to dostanie pan kopa′. Zaraz wielkie oburzenie, jak ja śmiem i zwalanie winy na stojącą metr dalej dziewczynę - o ile nie jest sekretnym dzieckiem człowieka-gumy z fantastycznej czwórki, nie ma szans, by mnie dotknęła. Wykłóciłam się z dziadem i zapewniłam, że ten kopniak to nie żart. Spokój.

Kolejny tłok, kolejny oblech: Ruszyć się nie da, ale jakoś swoją łapę do mojego siedzenia dopchał po długim wierceniu się i stoi sobie z nią radośnie. Zwracam uwagę raz i drugi. Nic. Pan chce głośniej? Nie ma sprawy. I na to bezczelna odpowiedź ′Ja tylko wkładam rękę do kieszeni! Jak się pani nie podoba, niech się pani obróci twarzą do mnie!′ Jeszcze czego, mam się o niego dodatkowo ocierać tylko po to, by zamiast pośladków zaczął obmacywać mi biust?! "Jak nie zabierzesz tej łapy, to ja włożę rękę do kieszeni tak, by ci złamać nochal". Odczepił się.

Dziewczę z klasy miało podobną sytuację w autobusie: Kaprawiec dobiera jej się do pośladków, a na stanowcze zwrócenie uwagi - bo na zwykłe nie reagował wcale - przechodzi do bardzo agresywnej obrony i sugeruje jej wiele wesołych schorzeń umysłu. Niewyparzony język u niej ma się tak dobrze, jak u mnie i po odpowiedniej wiązce delikwent się odczepia.

Przykłady można mnożyć.

Opisuję serię wydarzeń, żeby móc wysunąć wniosek: Nie wolno dać się stłamsić! Temat obmacywania jest dla wielu niestosowny, choć istnieje. Tacy zboczeńcy liczą właśnie na to, że jakiejś nieszczęśniczce będzie głupio (sic!) zwrócić im uwagę. Przypadek przypadkiem, tylko jakoś dziwnym trafem uczucie obrzydzenia nie chce minąć, nieprawdaż?

Panie, które to czytają - nie miejcie litości i wyrzutów sumienia. Gdyby koleś był niewinny, prędzej by się zmieszał i zbaraniał. Jeśli się nie waha i bezczelnie próbuje wprawić zakłopotanie to widać świetnie wie, jak się odnaleźć w takiej sytuacji. Łokciem i kolanem poprawić, jeśli słowa nie starczą. Bronicie własnej godności, do licha.

praktycznie wszędzie...

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (228)
zarchiwizowany

#29255

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W okolicach gimnazjum dostałam od rodziców odtwarzazcz mp3.

Dziecko szczęścia już na drugi dzień stłukło w nim szybkę chroniącą wyświetlacz. Jednakże szybka siedziała twardo w ramce mimo tego i działał, więc go nosiłam. Z kolei gniazdo słuchawek oklejałam taśmą klejącą gdy kabelek przestawał łączyć, przez co ogólny wygląd urządzenia był mocno śmieciowy ;)

Pewnego pięknego szkolnego dnia zapomniałam go zabrać z sali od malarstwa, zorientowałam się po jednej godzinie lekcyjnej. Pełna obaw popędziłam na górne piętro i szukam - jest, leży tak, jak go zostawiłam. Próbuję odpalić jakiś czas potem, ale nic się nie dzieje. Co się okazało?

Ktoś widząc, że odtwarzacz pęknięty, a słuchawki pół-martwe... ukradł bateryjkę ze środka.

Wiara w ludzkość spadła mi tego dnia o jeden poziom w dół.

szkoła

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 86 (194)

#28031

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historyjka przydarzyła się znajomemu, ale konta nie ma, więc zyskałam zgodę na wrzucenie:

Kolega siedzi sobie na ławeczce w parku, dzionek piękny jak marzenie - słonko świeci i ptaszki ćwierkają, sielanka jak się patrzy.

Ławeczkę dalej siedzi mamusia i obserwuje bawiącą się córeczkę. Mamusia śliczna, odstawiona na bóstwo różowiutka blondi z nienagannie dopracowanymi tipsami. W pewnym momencie wysokim, śpiewnym tonem woła słodko do swojej przepięknej, równie różowej i blondwłosej córeczki:

- Klementynko, nie biegaj tak szybko, bo się wypier****sz na ryja!

Nic dodać, nic ująć. ;)

parczek

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 931 (1023)
zarchiwizowany

#28671

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Odkąd pamiętam, miałam skłonność do pisania wszelkich testów i egzaminów w bardzo szybkim tempie. Odsyłanie do ławki, żebym dla pewności popatrzyła się w kartkę jeszcze z kwadrans było standardową procedurą.

Angielski to mój konik i z tego maturę (rozszerzoną) napisałam szczególnie ekspresowo. Część z wypracowaniem: pół godziny, alles gut - oddaję i wychodzę.

Wybywając ze szkoły napotkalam panią dyrektor, dziegieć na serce. Przerażona patrzy na mnie i pyta, czy spóźniłam się na maturę, czy może mnie wyrzucili i co ja właściwie tu robię o tej porze.

-No wie pani, napisałam już...
W tym momencie dyrektorka uśmiecha się promiennie i rzuca:
-No to do zobaczenia we wrześniu!
Poszła.

Wiara w uczniów 10/10.

Dla tych, co się zastanawiają: nie spotkałyśmy się już nigdy ;)

szkoła

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (225)
zarchiwizowany

#28670

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o piekielnej pani dyrektor z mojego dawnego liceum. Osoba, która nieraz dała wszystkim odczuć, że szkołę jako instytucję bardzo sobie ceni, ale uczniów szczerze nie znosi.

Tytułem wstępu: Liceum jest plastyczne i swoboda ubioru zawsze była z tej racji bardzo duża. Pełna wolność przy zachowaniu podstawowych zasad przyzwoitości - dowolnie nawarstwione, kolorowe/kolczaste/puchate kreacje oraz mocny makijaż były normą.

I teraz bohater opowieści, potężny chłopak w stylu punk. Miał on irokeza, dość małego zresztą. Jednak z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu został przez to wezwany na dywanik.

Cała wizyta ograniczła się do nakazu pozbycia się tej fryzury ′bo tak′. Do serca sobie tej uwagi nie wziął i irokez radośnie zdobił jego głowę przez kilka kolejnych dni. Kolejny dywanik, został uprzejmie zachęcony do zmiany uczesania groźbą obniżenia oceny z zachowania oraz wezwaniem rodziców.

Nie tracąc pogody ducha odparł, że z rodzicami przyjdzie bardzo chętnie choćby i jutro. W tym momencie gdzieś w świecie Królik Bugs zawołał ′walla walla washington′, bo dyrektorka nagle zmieniła nastawienie o równych 180 stopni. Po cóż się denerwować zwykłą fryzurą, nie ma potrzeby nikogo wzywać, przecież to drobiazg, w zasadzie sprawa już nieaktualna, chłopak może sobie iść :) Tylko wisienki na czubku tortu brakowało.

Widać nie oczekiwała, że ktoś, kto na codzień wygląda jak stereotypowy buntownik, może mieć dobry kontakt z rodzicami i ich poparcie.

los liceos

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (188)
zarchiwizowany

#28475

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historyjkę znam z opowieści matki, najwyraźniej od dziecka mam skłonności do utarczek z emerytkami:

Moja szanowna rodzicielka czekała ze mną na tramwaj. Kiedy ten podjechał, mała i zywiołowa Ciacheczko chciała od razu wskoczyć do środka, lubiąc ten ekscytujący środek lokomocji.

Niestety, nie wszyscy ludzie jeszcze wysieli i przed nią wyrosła starsza pani typu ′Moher′, która... wymierzyła jej, z całkiem solidnym rozmachem, kopniaka w goleń. Ciacheczko miała wtedy 4 latka.

Niestety, mama dowiedziała się o tym dopiero z mojej późniejszej reakcji (poryczenia się, oczywiście) i nie zdążyła zrobić jesieni średniowiecza z zada tej pani. A bardzo chciała.

ztm zamierzchła przeszłość

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (78)

#27456

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja była pani dyrektor z natury jest osobą, która dba o szkołę jako instytucję, ale ze szczerego serca nie znosi uczniów. Dowodów tej zażyłości jest wiele, dziś będzie o sztalugach.

Jak to w plastyku, lekcje malarstwa są nader częste, min 6 godzin tygodniowo. Problem polega na tym, że sztalugi, na których pracujemy, są opłakaną parodią tego, co powinno stać w salach. Rozpadają się od podmuchu wiatru, a wielkie dechy, do których przypina się kartki papieru, potrafią niespodziewanie lecieć ludziom na głowy.

Gdy pani dyrektor kupiła wielki zestaw nowiuśkich sztalug Talensa (dla niewtajemniczonych, jest to pachnąca jakością marka), wszyscy ucieszyliśmy się niezmiernie. Nie na długo, bowiem lśniący przepychem nabytek został upchnięty w piwnicy ′żeby się nie zniszczył′.

I tak, nadal co i rusz ktoś zarywał po głowie ciężkim kawałem drewna (dziw, że na siniakach się skończyło), a piękne Talensy były wyciągane wyłącznie na okazję wystaw, w ilości sztuk nie większej, niż 3.

pani dyrektor

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 662 (726)