Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

DruNa

Zamieszcza historie od: 13 czerwca 2016 - 10:01
Ostatnio: 13 czerwca 2016 - 10:08
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 274
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 

#84728

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy czytałam ostatnie historie z cyklu ciężarna w komunikacji, przypomniało mi się kilka moich.

Będąc w ciąży, codziennie jechałam na uczelnię ok. godzinę. Czasami dłużej, jak były korki. Często jeździłam stojąc, spotkała mnie niejedna piekielna sytuacja. Jednak opowiem Wam jedną, dość długą, jednak taką piekielną podwójnie...

Któregoś razu bardzo źle się czułam. W ciąży pojawiły się powikłania i po tygodniowym pobycie w szpitalu musiałam pojawić się na uczelni, zaliczyć egzamin. Wiedząc, że nie najlepiej się czuję, był ze mną mąż.

Ja ubrana na egzamin, więc dość elegancko, mąż standardowo moro, glany, koszulka, bardzo krótko przystrzyżony - jak to latem.

W drodze powrotnej autobus zatłoczony, ani jednego wolnego miejsca. Mąż więc podszedł do miejsca oznaczonego dla kobiet w ciąży i spytał pana tam siedzącego (ok. 50-60 lat, w koszuli, marynarce), czy mógłby ustąpić miejsca żonie w ósmym miesiącu, bo źle się czuje, a właśnie to miejsce oznakowane jest dla kobiet w ciąży.

W odpowiedzi usłyszał wiązankę, że "nie on mi bachora zrobił i to nie jego problem, tylko męża”.

Ludzie dookoła w szoku, ale nikt nie reaguje. Mąż się zagotował, ale w miarę kulturalnie kontynuował, że po to są miejsca przeznaczone dla kobiet w ciąży, żeby mogły z nich korzystać, że on rozumie zmęczenie, bo sam często jest zmęczony po pracy, ale chyba nikt nie chciałby, żebym zasłabła, a i konsekwencje ewentualnego zderzenia czy nagłego hamowania mogą być ogromne.

Mi w międzyczasie ktoś inny ustąpił miejsca, za to mąż usłyszał od piekielnego pana, że "pier***ony łysy gówniarz w wielkich buciorach nie będzie go uczył kultury”.

I pewnie historia tak by się zakończyła, bo poprosiłam męża, żeby do mnie przyszedł, ale...

Pan wysiadł na naszym przystanku. :)

Musielibyście widzieć jego minę, jak nas zobaczył wysiadających za sobą, wypruł, jak na wyścig do koszów podczas promocji w Lidlu. ;)

Tak więc mąż nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał sytuacji, niby do mnie, ale na tyle głośno, by pan go usłyszał - „Wiesz, kochanie, mając 27 lat, jestem pier****nym, łysym gówniarzem, ale jednak pan się boi nauczyć kultury i spieprza, ale spoko, jeszcze się spotkamy i wtedy go nauczę”.

I znów - pewnie historia tak by się zakończyła, ale... ;)

Mąż, pracujący na nocną zmianę, wracał do domu ok. 3-4 nad ranem, a ja, nie mogąc spać po nocach, czekałam na niego w oknie, zajadając się lodami.

Nie dalej jak tydzień po zaistniałej sytuacji spotkał owego pana na spacerze z pieskiem. Piesek pozostawił odchody na środku placu, a pan zmierzał już do domu. Widząc to, mąż, podwijając rękawy bluzy i ściągając kostkę z pleców, głośno spytał - „I co, sprzątnie to pan? Czy tym razem pier***ony, łysy gówniarz nauczy pana kultury po swojemu?”.

No cóż... Widocznie widok mojego piekielnego męża i ton jego głosu były na tyle przekonujące, że pan wrócił, wziął gówienko w rękę i bez słowa poszedł do domu. A mąż - „No widzi pan, jednak łysy gówniarz potrafi pana nauczyć kultury”.

Jak to mówią, piekielności stało się zadość…

A my mamy kolejną historyjkę do wspominania.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (318)
zarchiwizowany

#73531

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając ostatnie historie z cyklu ciężarna w komunikacji przypomniało mi się kilka moich.

Bedac w ciazy codziennie jechałam na uczelnię ok godzinę. Czasami dłużej, jak były korki. Często jeździłam stojąc, spotkała mnie niejedną piekielna sytuacja.
Jednak opowiem wam jedna, dość długa, jednak taka piekielna podwójnie ...

Któregoś razu bardzo źle się czułam. (W ciazy pojawily sie powiklania i po tygodniowym pobycie w szpitalu musialam pojawic sie na uczelni zaliczyc egzamin), wiedzac ze nienajlepiej sie czuje byl ze mna maz.
Ja ubrana na egzamin wiec dość elegancko, mąż standardowo moro, glany, koszulka, bardzo krotko przystrzyzony- jak to latem.

W drodze powrotnej autobus zatloczony, ani jednego wolnego miejsca.
Wiec mąż, podszedł do miejsca oznaczonego dla kobiet w ciąży i spytał pana tam siedzacego (ok.50-60 w koszuli, marynarce). Czy mógłby ustąpić miejsca, żonie w ósmym miesiacu, bo źle się czuję, a wlasnie to miejsce oznakowane jest dla kobiet w ciąży.
W odpowiedzi uslyszal wiazanke, że "nie on mi bachora zrobił i to nie jego problem", tylko meza.
Ludzie dookoła w szoku, ale nikt nie reaguje.
Maz się zagotowal, ale w miarę kulturalnie kontynulowal, że po to sa miejsca przeznaczone dla kobiet w ciąży żeby mogły z nich korzystać, że on rozumie zmęczenie, bo sam często jest zmęczony po pracy, ale chyba nikt nie chciałby żebym zaslabla, a i konsekwencje ewentualnego zderzenia, czy nagłego hamowania mogą być ogromne.
Mi w między czasie ktoś inny ustąpił mi miejsca, za to mąż usłyszał od piekielnego Pana ze "pier***ony łysy gowniaz w wielkich buciorach, nie będzie go uczył kultury"

I pewnie historia tak by się zakończyła, bo poprosiłam meza żeby do mnie przyszedł, ale ...
Pan wysiadl na naszym przystanku :)
Musielibyscie widziec jego mine jak nas zobaczyl wysiadajacych za soba, wyprul jak na wyścig do koszy podczas promocji w Lidlu ;)

Tak więc mąż nie bylby soba gdyby nie wykorzystal sytuacji, niby do mnie, ale na tyle glosno, by Pan głośno go uslyszal - wiesz kochanie mając 27 lat jestem pier****nym, lysym gowniazem, ale jednak pan sie boi nauczyc kultury i spiepsza, ale spoko, jeszcze sie spotkamy i wtedy go naucze.

I pewnie historia tak by się zakończyła, ale ... ;)

Maz pracując na nocną zmianę wracał do domu ok 3-4 nad ranem, a ja nie mogac spac po nocach czekalam na meza w oknie zajadajac sie lodami.
Nie dalej jak tydzień po zaistniałej sytuacji spotkał owego pana na spacerze z pieskiem, a właściwie piesek pozostawił odchody na środku placu, a Pan zmierzał już do domu. Widząc to mąż podwijajac rekawy w bluzie i sciagajac kostke z plecow, głośno spytał "i co sprzatnie to Pan? Czy tym razem pier***ony, łysy gowniaz nauczy Pana kultury po swojemu?"
No cóż ... widocznie widok mojego piekielnego meza i ton jego głosu, był na tyle przekonujący ze Pan wrocil, wziol gowienko w rękę i bez słowa poszedł do domu. A mąż "no widzi Pan, jednak lysy gowniaz potrafi Pana nauczyc kultury"

Jak to mówią piekielnosci stało się za dość ...
A my mamy kolejną historyjke do wspominania.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (189)

1