Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

FelixCastor

Zamieszcza historie od: 14 sierpnia 2011 - 3:59
Ostatnio: 10 lutego 2013 - 5:43
  • Historii na głównej: 6 z 33
  • Punktów za historie: 8069
  • Komentarzy: 440
  • Punktów za komentarze: 3029
 
zarchiwizowany

#20806

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tytułem wstępu: jestem bucem bez empatii, ale o tym za chwilę.

Dzwonię dziś (w piątek, znaczy się) o 14.50 do firmy zajmującej się rozliczeniami mojej spółdzielni, aby dowiedzieć się, jakie są losy pisma, które mieli do tejże spółdzielni już dwa tygodnie temu wysłać a i sami pracownicy spółdzielni byli poirytowani tak długim czekaniem.

Tak, wiem...pora nieludzka...

Ja: Dzień dobry, czy mógłbym rozmawiać z Panią Iksińską? Chciałbym się dowiedzieć o stan mojego odwołania...
Sekretarka: Ale proszę pana! Pan o tak późnej porze dzwoni? U nas to już pewnie nikogo nie ma, bo ludzie w piątek wcześniej wychodzą!

Ok, piątek, przed 15... Faktycznie, może już ludzi nie być, ale żeby tak mówić dzwoniącemu i poniekąd poirytowanemu czekaniem facetowi, coś takiego?

Jak to mówią, wyszłem z nerw, tym bardziej, że pracuję na zmiany, a każdy "zmianowiec" potwierdzi, ze takie gadki działają na nerwy, toteż tonem prawdziwego Buca Bez Empatii wypaliłem:

Ja: proszę Pani. W moim zawodzie pracuje się na ten przykład całą dobę, święta spędza się w pracy a pismo z odpowiedzią to podobno miało być wysłane dwa tygodnie temu, a to, ze ludzie wychodzą sobie z pracy przed 15 to mi oficjalnie zwisa i powiewa (czy coś w ten deseń). Chcę się dowiedzieć, gdzie jest pismo, które podobno miało być wysłane 2 tygodnie temu!

Głos mam jak skrzyżowanie Ahmeda Martwego Terrorysty i Brudnego Harrego, a że przy tym byłem wkurzony, to musiałem zabrzmieć naprawdę groźnie, bo Pani Sekretarka spuściła z tonu i powiedziała, że Pani Iksińska chyba jeszcze jest w biurze i mnie przełączyła.

Pismo zostało wysłane wraz z dzisiejszą pocztą.

piekielny sekretariat.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (205)
zarchiwizowany

#20023

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czy wiedzieliście, że ilość ciepła zużytego przez blok nie ma wpływu na rachunek za ciepło, a spółdzielnia nie ma obowiązku podawać, za ile dostarczonego ciepła przyszło Wam zapłacić?

No właśnie. Ja też nie ಠ_ಠ

Kto ma w domu podzielniki, ten zrozumie o czym historia, kto nie ma - niech się cieszy. Kto nie rozumie o czym ta historia widać też ma powody do radości, więc proszę nie minusować.

Za zeszły okres rozliczeniowy koszt ogrzania bloku wyniósł jakieś 27 tysięcy, zużycie ciepła - 864 Gigadżule ilość jednostek zużytych - 14762

Minony okres:

koszt ogrzania - ok 54 tysiące PLN (czyli 2 razy więcej. ok, okres rozliczeniowy dłuższy o 3 miesiące, ale...
ilość ciepła - nie podana (wtf? ಠ_ಠ )
ilość zużytych jednostek - 13836 (czyli mniej, jakby się kto pytał), a cena za jednostkę w cudowny sposób wzrosła z 91 groszy do 1,96 PLN

Napisałem do spółdzielni pismo, z pytaniem, czemu tak drogo i w ogóle dlaczego, skoro padło mniej jednostek rozliczeniowych, czyli teoretycznie kaloryfery mniej grzały i czemu nie podano zużycia ciepła, bo zawsze to jakiś punkt odniesienia do kosztów...

Według spółdzielni (a dokładniej pisma, jakie dostałem):
- wartość poniesionych kosztów została naniesiona prawidłowo (okeeeeej, to czemu niby jednostek zużyto mniej niż rok temu? aha... bo ludzie grzali rurami idącymi w łazience ಠ_ಠ )
- Jednostki ciepła (GJ) nie mają wpływu na rozliczenie kosztów ogrzewania nieruchomości, dlatego nie ma obowiązku wykazywania ich na rozliczeniu.

A tak w ogóle to uniwersalnym wytłumaczeniem jest to, że mniej jednostek zostało zużytych, bo ludzie grzali rurami od CO przechodzącymi przez łazienki. (to takie 2 pionowe rury idące w niektórych blokach z lat 70-80 pionowo przez WC)

Super.

Rozmawiając z innymi mieszkańcami osiedla usłyszałem plotkę, że podobno ludzie wykombinowali, jak te nieszczęsne elektroniczne podzielniki oszukiwać.

I bądź w tym kraju uczciwy. Jeżeli w moim bloku faktycznie są złodzieje, to ja za nich płacić nie będę.

Tej zimy będę grzać farelką.

I na koniec:

- rzecznik praw konsumenta ma związane ręce, bo to spółdzielnia
- to samo UOKiK. W sprawy spółdzielni się nie wtrącają.
- urząd regulacji energetyki - jak wyżej.

spółdzielnia mieszkaniowa

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (146)
zarchiwizowany

#17759

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałem kiedyś współlokatorkę (W), która studiowała medycynę. Była specyficzna - nie cierpiała ludzi. W dodatku była strasznie wybuchowa, chociaż paliła dużo trawy. Chyba nawet więcej niż ja papierosów. Nie, wcale nie żartuję...

Dr. House to był przy niej lekko ekscentrycznym, miłym panem z laseczką.

Jeden z cytatów:

W:Wiesz co...ja to nie lubię ludzi
ja: WTF?
W: I wiesz...chyba wezmę sobie jakąś rzemieślniczą specjalizację. Ginekologię albo co...

Z takim podejściem powinna zostać anatomopatologiem.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (213)
zarchiwizowany

#17713

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed kilku lat.

Jako, że swego czasu życie rzuciło mnie do Berlina, to ja - chłop z małej mieściny - miałem okazję pooglądać co ciekawsze indywidua. Mieszkanie dzieliłem z pewnym perkusistą, o imieniu Stephan co - ponieważ gram na basie - jest tematem do oddzielnej serii historyjek.

Stephan cierpiał na dwie dolegliwości - głupawkę najdalej po 3 piwie i straszny trądzik, co jest ważne dla tej historii.

Poszliśmy pewnego dnia na browara do jednej z metalowych knajp. Siedzimy, łapiemy powoli fazę, gdy wchodzi trójka gotów pełną gębą. Naprawdę pełną gębą - facet, sztuk 1 i dwie dziołchy. Cała ekipa przyprawiłaby swoim oporządzeniem niejednego gota o dziką zazdrość. Mieli także podoczepiane kły.

W tym momencie Stefkowi włączyła się głupawka:

S: Ojej...Ojej! Wampiry! Jejku!
G: WTF? o_O′
Ja: (przekląłem po polsku) Ja przepraszam za kolegę, to perkusista...
S: Ojej... Nie gryźcie mnie! Nie gryźcie! Nie wysysajcie krwi! Ajaaaaj!
w tym momencie jedna z dziewczyn, nie wytrzymała i stwierdziła ze spokojem w głosie
D: Ej no... Co ty wygadujesz? My nie lubimy z sosikiem...

Po tej ripoście Stefek jakoś zamilkł i zamknął się w sobie.

Piekielni Goci

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 52 (198)
zarchiwizowany

#17696

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnej biurokracji i niemieckiej oszczędności.

Swego czasu los rzucił mnie do Niemiec. Było to już po naszym wejściu do Unii, ale jeszcze w czasach, kiedy inostrańcy musieli meldować się w Urzędzie ds. Obcokrajowców.

Jak trza, to trza. Poszedłem się zameldować. Odczekałem swoje w kolejce, wchodzę do biura i miła pani urzędniczka daje mi do wypełnienia formularz, gdzie pod niemieckimi zdaniami były od razu przekłady na polski. Zacząłem wypełniać, aż nagle...

Kiedy 5 minut później doszedłem do siebie po gwałtownym ataku śmiechu stanęło przede mną trudne zadanie tłumaczenia niemieckim urzędnikom polskiej gramatyki. Otóż pod pytaniem o stan cywilny "sind Sie verheiratet", gdzie w niemieckim nie rozróżnia się płci osoby pytanej - tak jak w angielskim "Are you married?" - stało jak byk:

"ZAMĘŻNY?"

(co oznacza "Czy jest Pan mężczyzną będącym w związku małżeńskim z innym mężczyzną?"

i nie, nie było innej opcji. Tylko "tak" albo "nie".

Uświadomieni urzędnicy, już po ogarnięciu zawiłości polskiej mowy również długo nie mogli się pozbierać. Najlepszy był komentarz jednego z nich na koniec:

"No, to teraz już Pan wie na czym polega ta słynna niemiecka oszczędność".

Niemiecki urząd do spraw inostrańców

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 88 (200)
zarchiwizowany

#17542

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielne zbiegi okoliczności... I przejścia na pogotowiu.

Pewnego pięknego dnia postanowiliśmy wybrać się z moją kobitą na wycieczkę.

Wróciliśmy o 15, żebym mógł przespać się przed pracą (pracuję głównie w nocy)

Współlokator w tym czasie włączył umpa-umpa, przy którym lepiej smakuje mu piwo (ważne!). Zasnąć nie mogłem, więc poszedłem do jego pokoju, poprosić, żeby ściszył. Ściszył, ale stare prlowskie drzwi jakoś nie chciały się zamknąć i ciut za mocno docisnąłem szybę, która wzięła i pękła.

- Psiakrew... - pomyślałem z radością - szybę popsułem...

bilans: zbita szyba

Groza w oczach współlokatora... Spojrzałem na rękę i po chwili refleksji stwierdziłem:

-no to se ku*wa pospałem...

bilans: zbita szyba, rozcięty wzdłuż nadgarstek i sporo krwi.

- KRYYYSTYYYYYNAAAAA!!! (imię zmienione) - weź przynieś jakiś papier toaletooowyyyyy!!! Krycha? Ej, no... Krycha...

bilans:
zbita szyba, rozcięty nadgarstek z wizją wykrwawienia się na śmierć, właśnie się dowiedziałem, że mojej kobiecie słabo się robi na widok krwi.

Zabezpieczyłem rękę, jak się dało, kobita pozbierała się jakoś do kupy i wyruszyliśmy na pogotowie.

przystanek 1: Akademia Medyczna
Wizja oczekiwania na to aż ktoś na to spojrzy - jakaś godzina do dwóch. Bilans pominę, bo ciśnienie mi skoczyło...

Szybka decyzja - jedziemy na przychodnię studencką. W międzyczasie zadzwoniłem do pracy z informacją, że miałem wypadek i mogę się spóźnić, ewentualnie wykorkować.

Przystanek 2: Przychodnia studencka w gdańsku

Zajęli się mną od razu, ale...Lekarz dziwnie się patrzy na moją rękę i pyta czy chcę o tym porozmawiać. Odpowiadam, że nie, bo mam rozciętą prawą rękę, jestem praworęczny, więc chyba ciąłbym się w lewą...

bilans:
zbita szyba, rozcięty nadgarstek, ale będę żył (według lekarza ciut głębiej i byłoby źle), a lekarz myśli, że mi się śpieszy na tamten świat...

A do pracy w dodatku dotarłem pół godziny przed czasem...

takie tam życiowe...

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (257)

#17059

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja matka potrafiła być piekielna, oj potrafiła.

Lat temu kilkanaście, gdy - co ważne dla tej historii - miałem lat 12 czy 13 i już od jakiegoś czasu byłem na etapie czytania książek "bez obrazków", biuro mojej matki zaczął nawiedzać wybitnie namolny sprzedawca obnośny.

Wybitnie Namolny Sprzedawca sprzedawał książeczki i zabawki dla dzieci. Pojawiał się co najmniej raz w tygodniu i najwyraźniej nie trafiało do niego, że za cholerę ani moja matka ani jej szkodnik nie mieszczą się w grupie targetowej.

Któregoś dnia wpadła na iście szatański pomysł.

Facio przylazł i znowu reklamuje, namawia, próbuje manipulować:

S: Ale jak to? Dziecku pani nie kuuuupi?
M: Nie, wolę na wódkę wydać!

Sprzedawcę zatkało, jej koleżanki z pokoju - wręcz przeciwnie - dostały ataku głupawki (matka za alkoholem nie przepadała) a biedaczek ewakuował się w podskokach przy akompaniamencie salw śmiechu.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 599 (713)
zarchiwizowany

#17335

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielni współlokatorzy? dobra, dorzucę coś.

Uwaga, przypadek ekstremalny.

Mianowicie historia http://piekielni.pl/17300 przypomniała mi, jak to kiedyś kumpel narzekał na swoją współlokatorkę. Nie uwierzyłbym mu, gdyby nie pokazał mi jej pokoju.

Laska z tzw. dobrego domu. Bardzo dobrego. Sprzątaczkę mieli. Lewe ręce do roboty nie powinny zatem nikogo dziwić. Wstręt do sprzątania? klasyka, pełno tu takich, dlatego podam prawdziwy hardkor.

Laska uczyła się do sesji. Aby nie rozpraszać się przy nauce pierdołami, w pokoju trzymała miskę, do której się załatwiała.

Tak, dobrze przeczytaliście... Dziołcha waliła do miski zarówno Nutellę jak i Vibovit. Bleeh.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (286)
zarchiwizowany

#17000

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielna polnistka.

W podstawówce miałem polonistkę która miała naprawdę nierówno pod sufitem. Faworyzowała dziewczyny, facetów wręcz przeciwnie, dodatkowo miała różne inne odpały, a lekcje z nią były po prostu koszmarem, dzięki czemu kilka osób z mojej klasy dorobiło się już w młodym wieku nerwicy.

Była także teściową mojej wychowawczyni, świeżo upieczonej nauczycielki.

Pewnego dnia moja matka wraca z wywiadówki z wyrazem twarzy mniej więcej takim: o_O

Co się okazało. Teściowa doniosła wychowawczyni, że nie czytam lektur. Było to dosyć dziwne, bo czytałem dużo i większość lektur odbębniałem już na początku roku, żeby móc w spokoju czytać inne książki.

I co tu jest piekielnego? Ano wywód logiczny polonistki, którą z pełną powagą został powtórzony na wywiadówce:

"Felix nie czyta lektur, bo na przerwach siedzi na korytarzu i czyta Chmielewską."

SP. Nr 11 w Wejherowie

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (223)
zarchiwizowany

#16997

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będą brzdkie wyrazy, czyli lingwistyka stosowana.

Tytułem wprowadzenia

Zapewne wiecie, że Francuzi nie lubią języka angielskiego. Jeśli go znają, to się nie przyznają i wolą palić głupa, niż odpowiedzieć w tym języku a jeśli już to zrobią, to efekty przypominają "Allo, Allo". Ponieważ często mam z nimi do czynienia na drodze służbowej, nabrałem do tego narodu pewnej niechęci.

Historia właściwa:

Jestem airsoftowcem i chociaż pracuję na zmiany - także w niedziele i święta - staram się łazić na strzelanki kiedy tylko się da. Tak było też pewnej niedzieli.

Pracę kończyłem o 6 rano. Ponieważ niedługo po niej miałem załatwiony transport, korzystając z chwili czasu przebrałem się w ciuchy strzelankowe, zarzuciłem plecak z karabinami na plecy, założyłem słuchawki na uszy i wyruszyłem na spotkanie z kumplem, z którym miałem jechać do Chwaszczyna.

Z roboty wyszedłem około 8.30. Pech chciał, że tą godzinę wybrała sobie na przybycie pewna wycieczka emerytów, która wysiadła z autokaru dosłownie pod moim biurem po czym rozlazła po całym chodniku, skutecznie tarasując jakiekolwiek przejście, stojąc i wyglądając przy tym jak przez okno.

Podchodzę do nich i próbuję przejść. Mówię spokojnie "przepraszam" - nie reagują. No cóż, stare moro, wojskowy plecak i morda zmęczona po nocnej zmianie - widać wzięli mnie za menela...

PRZEPRASZAM

dalej zero reakcji. Może inostrańcy?

EXCUSE ME!

nic... Stoją, gadają, a ja chyba przez to moje kamo stałem się niewidzialny. Karabiny w plecaku (jakieś 10 kg) zaczynają ciążyć. Zdjąłem słuchawki.

No tak... Francuzi. Gorzej - FRANCUSCY EMERYCI!
Geny lingwistyczne po tatku poszły w ruch, więc teraz będzie fonetycznie.

EKSKJUZE MŁA!

Dupa blada, trza było sięgnąć po ciężką artylerię. Głos mam potężny, więc zapytałem głośno

EKSKJUZE MŁA! WULE WU W PI*ZDU?!

No proszę...Zadziałało. I wtedy, dziarskim krokiem ruszyłem dalej w stosownym kierunku.

Najlepszy był komentarz kumpla, któremu to opowiadałem, bo stwierdził:

"Mogłeś krzyknąć "Hande hoch!". Też by zrozumieli..."

Francuska, tfu, wycieczka.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (250)