Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

GarlicViper

Zamieszcza historie od: 17 listopada 2012 - 20:08
Ostatnio: 15 lutego 2013 - 20:48
O sobie:

Uczulona na jakiekolwiek przejawy idiotyzmu. Z zamiłowania gitarzystka i amazonka. Namiętnie czytająca fantastykę. 17 wiosen na karku, nie mylić z pokemonem lub barbie bo pogryzie. Niedrażniona nie atakuje.

  • Historii na głównej: 1 z 4
  • Punktów za historie: 1269
  • Komentarzy: 15
  • Punktów za komentarze: 105
 
zarchiwizowany

#45257

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z tegorocznej wigilii - może mało piekielna, ale dla mnie takie wartości jak altruizm mają znaczenie.

Wiadomo, nastrój baaardzo świąteczny (wszyscy chodzą nerwowi, wrzeszczą na siebie, żeby wszystko ładnie wyglądało i wyszło - magia świąt). Jak zwykle razem z babcią nakrywamy do stołu. Liczę miejsca i zauważam, że brak nakrycia dla "niespodziewanego gościa". Babcia, zapytana o to, mówi:
[B] Jak ci na tym, GaricViper, zależy, to położę jakiś talerzyk na meblach, będzie ładny symbol...
[J] Ale babciu, mnie przecież nie chodzi o symbol - chodzi o to, że jeśli ktoś zapuka do drzwi w czasie wigilii, to powinno się go wpuścić do domu, ugościć...
[B] Bój się Boga dziecko, kto w dzisiejszych czasach wpuszcza obcych do domu, a niechby to był i jaki morderca?

No i moja wiara w tradycje rozsypana. Wieczorem, jak na ironię, dzwonek do drzwi. Otwieram ja, za drzwiami pan ubrany skromnie, ale dość schludnie, nie wonieje od niego alkoholem ani brudem.
[P] Ja bardzo przepraszam, że przeszkadzam w takie święto, ale czy nie miałaby pani chociażby kawałka chleba? Ja głodny, żona też...

W tym momencie dobiega krzyk babci
[B] GarlicViper, chodź jeść, nie będziemy dłużej czekać, mam nadzieję, że nikogo nie wpuszczasz do domu?

Pan się speszył, mruknął, że on nie będzie przeszkadzać, ale zatrzymałam go w drzwiach i zaprosiłam do kuchni, żeby odpoczął chwilę i się ogrzał( mrozu nie było, ale w każdym razie zimno). Powiedziałam mu, żeby poczekał, a ja zapakuję mu trochę jedzenia. Pan bardzo dziękował, znów przepraszał, że tyle zrobił zamieszania. Okazał się bardzo gadatliwy, opowiedział, jak to się stało, że ludzi o pomoc musi prosić. Historia długa, ale nie na teraz. Regularne krzyki z dołu (jadalnię mamy na dolnym piętrze) babci zmusiły mnie do szybkiego pożegnania z gościem.

Ile się potem nasłuchałam od babci i rodziców, że to przecież mógł być zły człowiek, morderca, gwałciciel albo w najlepszym razie złodziej - to moje. Ale dla mnie najważniejsze jest, że pomogłam człowiekowi, z którym życie obeszło się trochę mniej łaskawie niż ze mną. A całą kolację chodziły mi po głowie słowa Jezusa - "nagich odziejcie, głodnych nakarmcie".

Jakby były wątpliwości - moim zdaniem piekielna jest tu nie tylko moja babcia, ale wielu ludzi, którzy postępują podobnie - modlą się głośno, ale niewiele sobie z nauk Jezusa biorą do serca.

dom_w_wigilię

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (304)
zarchiwizowany

#44175

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj będzie o piekielnej nauczycielce angielskiego - historia śmieszno-piekielna.

Pani N. jest najbardziej szanowaną spośród szanowanych nauczycielek na całym świecie, renomowana i polecana przez wszystkich. Taaa.

Jako jedyne w grupie (3cia gimnazjum, grupa zaawansowana) mamy z przyjaciółką zdany egzamin FCE. Z tym, że ona się pochwaliła N., a ja nie mówiłam nawet, że podchodzę do egzaminu. Obie też najlepiej napisałyśmy próbne testy gimnazjalne z angielskiego - podstawa i rozszerzenie na 100%. Niedawno mieliśmy 2 prace domowe - pisemne - esej i historię. Ponieważ ja uwielbiam pisać historie, a nie cierpię esejów (przyjaciółka odwrotnie) ustaliłyśmy, że ona pisze 2 eseje, a ja 2 historie. OK, podział prac jest, za parę dni oddajemy wszystko. N. ogląda, czyta i tako rzecze:

[N] Brawo Kasiu (przyjaciółka), obie prace są bezbłędne. Naprawdę masz talent językowy.
[N](do mnie) A ty, GarlicViper, w ogóle się nie przykładasz! Pełno błędów, beznadziejna, naprawdę do niczego konstrukcja, w eseju brak linking words, w historii to już w ogóle wszystkiego brak. Czy ty się chociaż trochę starasz? Weź lepiej przykład z Kasi!

Ja, łącznie z Kaśką i resztą klasy (wiedzieli o naszej "podmiance") już prawie leżymy ze śmiechu. Wiedzieliśmy, że N. jest stronnicza, ale żeby aż tak?

PS Mały dodatek. Dałam swojemu prywatnemu nauczycielowi moje i jej prace - ot tak, żeby sobie poczytał ;). Dawno go nie widziałam tak wesołego - N. pozaznaczała mi jako błędy najzupełniej poprawne fragmenty tekstu - ale tylko te ze słownictwem czy gramatyką, której nie mieliśmy na lekcjach. Myślała, że się nie zorientuję. Nie będę jej błędów wytykać - jeszcze może być zabawnie na tych jej "lekcjach".

gimbaza

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (271)

#43044

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zainspirowana historią o tym, że ekspedientka nie chce sprzedawać tamponów młodym dziewczynom, dodam coś od siebie - historia mało piekielna, ale za to śmieszna.

Jakiś rok temu poszłam do sklepu właśnie po tampony - no cóż, kobieca przypadłość, trzeba się z tym pogodzić. Wybrałam odpowiednie, przy okazji biorąc dla siebie parę innych rzeczy. Podchodzę do kasy, witam się ze sprzedawczynią (mała miejscowość, z reguły wszyscy się znają) kobieciną ok. lat 60. Kasuje wszystkie produkty, oprócz tamponów.

[J] ja
[E] ekspedientka

[J] Proszę pani, dla mnie jeszcze te tampony.
[E] Ależ dziecko, nie bierz ich rozchorujesz się to szkodliwe, tylko dzi*ki tego używają, kościół to potępia!
[J] (nie chcąc się z nią kłócić za bardzo, spieszyłam się) Mimo wszystko ja je jednak poproszę.
[E] Ale na pewno?
[J] Tak.
[E] Ale pamiętaj dziecino, ja cię ostrzegałam!

Podczas gdy kolejka za mną nie wyrabia ze śmiechu, pani kasuje tampony prosto z otchłani piekła, wszystko ładnie pięknie. Następnego dnia moja mama po powrocie od koleżanki podchodzi do mnie zwijając się ze śmiechu. Co się okazało? Pani Ekspedientka nie potrafiła się pogodzić z tym, że zeszłam na złą drogę, opowiedziała mojej mamie grobowym głosem, że się puszczam, mam kilku chłopaków itp. itd. bo... kupiłam u niej tampony!!! I ich używam!!!

Ta pani już nas nie lubi, po tym, jak poczuła się zlekceważona przez mamę. Bowiem moja rodzicielka nic nie robiąc sobie z tego, że wpadłam w straszliwe sidła prostytucji, ryknęła śmiechem.

sklepik osiedlowy

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 636 (724)
zarchiwizowany

#42995

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, jak się zabija kurę znoszącą złote jajka.

Od wczesnych szkolnych lat nauczycielki powtarzały mi, że mam talent informatyczny. Trochę w tym prawdy było, chociaż w szkole podstawowej nie mieliśmy jakoś bardzo zaawansowanej informatyki - prezentacje w PowerPoincie i program Baltie )(wygooglujcie sobie, to takie środowisko programowania, tyle że obrazkowe i z myślą o najmłodszych amatorach). Ale jakoś się tym nie przejmowałam, chociaż grzebać w komputerach zawsze lubiłam, byłam tą, która umie naprawić coś w komputerze jak się zepsuje :-). Później chcąc nie chcąc wylądowałam w gimbazie. Pierwsza praktyczna lekcja informatyki, program Exel. Trzeba zrobić mini bazę danych i krótki niby-programik mnożący 2 liczby. Okej, spoko, 10 minut później radośnie oświadczyłam nauczycielce, że już ;-)

[J] ja
[N] nauczycielka

[J] Psze pani, ja skończyłam, może mi pani sprawdzić czy dobrze wszystko zrobiłam?
[N] Nieeeemożliiiiwee! (dokładnie z taką intonacją głosu)
[J] Naprawdę, mogłaby mi pani sprawdzić?

Dobrze dobrze, nauczycielka radośnie drepta do mojego stanowiska, "sprawdza". Gapi się na to, co napisałam, jakbym prezentowała jej nową teorię kwarków.

[N] Boże, dziecko, ty masz talent! Matko, nikt tego jeszcze tak szybko nie zrobił! Trzeba to rozwijać, ja cię będę do konkursów przygotowywać...

Babka się szybko rozkręcała, mnie się zrobiło głupio, bo przecież nie wykonałam niczego niezwykłego, ot - ćwiczenie, i to proste. Ale ta swoje. No nic, pomyślałam - nie ma zdolnych uczniów, niech się cieszy ;-) Zaproponowałam, żeby może powstało jakieś koło informatyczne, coby się chętni uczniowie mogli dokształcać. Pani z właściwą sobie egzaltacją zgodziła się, ustaliłyśmy godzinę - środa, dziewiąta lekcja.

Spotkanie 1
Przychodzę do jej gabinetu (jest v-ce dyrektorką), zamknięte na głucho. Pytam sekretarki, gdzie jest Nauczycielka. Miła pani odpowiada mi, że wyszła godzinę temu. Trudno, zapomniała, każdemu się zdarza. Reszty koła tez nie było, myślałam "może ja coś pokręciłam, może babka mówiła, że odwołuje?"

Spotkanie 2
Tym razem zastaję szanowną nauczycielkę, popija kawę z polonistką.

[J] Dzień dobry, zajęcia dzisiaj aktualne?
[N] Nie, bo wiesz, ja już resztę do domu zwolniłam
[J] Dobrze, to ja przyjdę za tydzień.

Spotkanie 3
[J] Dzień dobry, czy dzisiaj jest koło?
[N] Już było!
[J] Ale jak to, miało być przecież na 9 lekcji??
[N] Tak, ale wiesz, innym nie pasowało, bo im się w ogóle zostawać nie chciało tak długo a oni mogą wcześniej.
[J] Czyli ja nie będę mogła chodzić? (do 8 godziny miałam lekcje)
[N] Nie, ale to chyba dobrze.
[J] (Klasyczny karpik) Ale dlaczego??
[N] No bo ciebie musiałabym NAPRAWDĘ uczyć, a oni są tępi i nie muszę się wysilać.

Wyszłam. Po prostu stamtąd wyszłam.

Koniec? Nie bardzo.

Od koleżanki dowiedziałam się, że te zajęcia się odbywały od pierwszego spotkania. Czemu nauczycielka mi o tym nie powiedziała od razu, tyko ja 3 tygodnie jak głupia zostawałam w szkole? Nie wiem.

Nie rozumiem takich ludzi

Najbardziej renomowana spośród renomowanych szkół -

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (225)

1