Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Gatinha

Zamieszcza historie od: 11 kwietnia 2011 - 14:21
Ostatnio: 8 listopada 2016 - 11:50
  • Historii na głównej: 3 z 14
  • Punktów za historie: 2539
  • Komentarzy: 121
  • Punktów za komentarze: 689
 
zarchiwizowany

#45456

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnego razu w przychodni.

Jak to już zimą bywa, złapało mnie zapalenie krtani. Po wyciągnięciu karty i dostania magicznego numerka 17 do mojego ulubionego lekarza, zasiadłam na ławce oczekujących... Jak to w przychodni: jedni kaszlą, drudzy kichają, starsze panie narzekają.. a na co narzekają? Choćby taka jedna siedząca tuż obok mnie, z wielkim wyrzutem w głosie wypowiedziała te oto słowa:
- Tu jest przychodnia! Ludzie chorzy i kaszlący powinni być gdzie indziej! Albo najlepiej w domu powinni zostać! A nie ludzi zarażać!

Nikt z racji wczesnej godziny chyba nie chciał się wdawać w polemikę ze starszą panią, bo jakoś nikt się nie odezwał... ja akurat w tym momencie zakaszlnęłam dość głośno, na co pani popatrzała na mnie z mordem w oczach. THE END

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (253)
zarchiwizowany

#35412

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak wspominałam w poprzedniej historii, dane było mi pracować na kasie przez CAŁE DWA DNI! Szaleństwo!

Oprócz buraka rzucającego mi w twarz kartą na punkty, przytrafiła mi się także pani, którą nazwałam Ryczącą Czterdziestką.

W pierwszy dzień mojej pracy posadzono mnie przy kasie do 10 produktów. Rycząca Czterdziestka była jedną z moich pierwszych klientek, to też się dodatkowo stresowałam, żeby wszystko w porządku i dokładnie skasować i jak najlepiej panią obsłużyć. Zdążyłam przywitać się z Ryczącą Czterdziestką, zapytać się o kartę na punkty, a po usłyszeniu, iż pani takowej nie posiada zaczęłam kasować pierwszy produkt. Dosłownie z chwilą piknięcia skanera po zeskanowaniu PIERWSZEGO produktu (a Rycząca Czterdziestka miała ich bagatela sztuk ok. 5) zaczęła swoimi tipsiorami trzaskać (nie uderzać, ale TRZASKAĆ) po metalowej obudowie kasy i zaczęła swój monolog:

- No co tak długo?! Głupia jesteś? Szybciej nie potrafisz? Co masz taki tępy wyraz twarzy? No szybciej!! Głupia jesteś czy tylko na taką wyglądasz?! Spieszy mi się! Kasuj to szybciej!

Jak wspomniałam wcześniej, była jedną z moich pierwszych klientek, to jeszcze nie byłam aż tak zdenerwowana głupotą i chamstwem ludzi, że nie zareagowałam odpowiednio. Gdyby jednak trafiła mi się taka po Buraku z wcześniejszej opowieści, na pewno historia skończyłaby się inaczej ;)

A Rycząca Czterdziestka? No cóż... po zeskanowaniu wszystkich produktów, przyjęłam od niej gotówkę, a na odchodne usłyszałam od niej "Więcej zakupów tutaj nie zrobię!" na co ja z przesłodkim uśmiechem na jaki tylko mogę się zdobyć: "Będę tęsknić!".

THE END

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (34)
zarchiwizowany

#34934

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wieś to stan umysłu.

Na stanowisku kasjerki wytrzymałam całe dwa dni. Widocznie moja cierpliwość kończy się tam, gdzie zaczyna się wspomniana wcześniej wieś.

Pomijając już fakt, że moje "szkolenie" na kasę wyglądało tak, że się po prostu przyglądałam jak pracują inne kasjerki.

Po "szkoleniu" posadzono mnie na kasie, która dodatkowo się zacinała. Na ogół jestem osobą opanowaną i cierpliwą... do czasu...

Przyszedł sobie Pan Jegomość z wyrazem twarzy jakby mu coś śmierdziało i nastawieniem "kimże ty jesteś marna istoto".
Pytam się grzecznie Pana Jegomości czy ma może kartę na punkty. Pan na to nie zmieniając wyrazu twarzy, lecz mówiąc w sposób, jakby urągał mu fakt, iż taka marna istota jak ja miała czelność się do Pana Jegomości odezwać, mówi: MASZ!

I rzuca we mnie kartą, która odbiła się od mojej twarzy i spadła na ziemię. Ja w tym momencie ze stoickim spokojem do pana, że "MASZ to do psa!".

Myślicie że pana to zatkało? Ależ skąd! Poszła na mnie skarga, że obrażam klientów i że nie wiem kim on jest!

Takich smaczków było więcej, ale akurat ten jeden Pan Jegomość najbardziej utkwił mi w pamięci... Najbardziej na świecie nie cierpię wsiowego buractwa, którego niestety jest coraz więcej na tym świecie. Podziwiam... naprawdę podziwiam panie pracujące na kasie już kilka lat. Ogromny szacunek dla Was.. naprawdę!

wsiowy burak

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (252)
zarchiwizowany

#34480

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając historię użytkowniczki Laila01 przypomniała mi się bardzo podobna historia ze mną w roli głównej... ale do rzeczy ;)

Jakiś czas temu dzwonił mój telefon domowy. Niestety mój telefon nie pokazuje kto w danej chwili dzwoni. Odbieram, a w słuchawce głos starszej [K]kobiety:
[K] Hania? No cześć słuchaj...
[J] (przerwałam jej) Przepraszam ale to pomyłka.
[K] Naprawdę? Oj to przepraszam.

I się rozłączyła... koniec? Nieeee...
Ledwo zdążyłam odłożyć słuchawkę i ruszyłam ku drzwiom, telefon znowu dzwoni. Myślę sobie "oho.. będzie ciekawie". Odbieram...

[K] Hania? No cześć! Słuchaj.. (i nawija dalej swoją gadkę, że aż ciężko było mi jej przerwać i mówię z uśmiechem)
[J] Przepraszam panią bardzo, ale dzwoniła pani przed chwilką i znowu się pani pomyliła wybierając numery.
[K] Hania no co Ty nie wygłupiaj się, to ja Staśka!
[J] Proszę pani tutaj żadna Hania nie mieszka, pomyliła się pani, trudno zdarza się :)
[K] Ale co mi tu pani opowiada?! Proszę mi dać Hanię do telefonu

Ja już klasyczny facepalm, ale tłumaczę dalej pani (dialogów nie będę przytaczać, bo gadka jedna i ta sama) w końcu pani odpuściła. Uff.. zdążyłam odłożyć słuchawkę, wyjść z pokoju, lecz nie dane było mi przejść przez cały przedpokój, gdy znów słyszę dzwoniący telefon. Myślę sobie - nie odbieram! Telefon dzwoni i dzwoni... koniec rozłączyła się widocznie.. uff.. za chwilę znowu dzwoni i dzwoni i dzwoni i tak kilka razy, że w końcu odebrałam.. i znowu:

[K] Hania! No słuchaj! Nie można się do Ciebie dodzwonić!
[J] Proszę pani, znowu się pani pomyliła przykro mi bardzo do widzenia!
[K] Ale jak to tak? Przecież ja dzwonię do Hani, to czemu pani odbiera?
[J] No nie wiem.. może dlatego że to MÓJ numer jest?
[K] Ale czy to numer 555 57 59?
[J] Tak to mój numer, ale tu nie mieszka żadna Hania, musiał ktoś pani zły numer podać, albo pani może źle zapisała...
[K] Ale to dlaczego?

Ja sobie myślę... ki czort? Jakaś ukryta kamera? Albo może w końcu i do mnie ktoś zadzwonił z radia robiąc sobie żarty?
Gadka dalej w tym samym stylu że ona chce z Hanią a ja Hanią nie jestem i DLACZEGO JA HANIĄ NIE JESTEM... po naprawdę dłuuuuższej chwili w końcu pani odpuściła i się rozłączyła.. Telefon jeszcze kilka razy w ciągu dnia dzwonił, ale już nie odbierałam i w końcu pod wieczór pani sobie odpuściła... kto wie.. może Hania w końcu do pani przyszła w odwiedziny :)

Domowe zacisze

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 69 (131)
zarchiwizowany

#28951

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnego razu wracałam sobie z wakacji. Nie wiem czy nie wszyscy wiedzą, że w takim przybytku jak samolot SĄ ubikacje... ale pewna mamusia na oko 6-letniej dziewczynki siedzącej za mną o tym chyba nie wiedziała.
Pominę już fakt, że dziecko praktycznie całą podróż kopało w mój fotel - no cóż.. dziecko spokojnie długo nie usiedzi na miejscu, niech se pomacha nogami ;)

Mniej więcej w połowie podróży słyszę zza fotela [D]dziecko, [M] mamusia:
[D] Mamo! Kupkę mi się chce!
[M] (zero reakcji)
[D] Mamo! Ja już nie wytrzymam!
[M] Ćśś przeszkadzasz...
No i tak to nieszczęsne dziecko sobie siedziało... a po samolocie zaczął unosić się "zapach fiołków i stokrotek". Stewardessy co chwilę chodziły z odświeżaczem powietrza i psikały, a dziecko? A dziecko w takim stanie, z prezentem w majtkach, wylądowało w Polsce i najpewniej z całym tym fiołkowym aromatem pojechało do domku....

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (225)

#19860

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Latem siedzieliśmy małą grupką znajomych na skwerku z fontanną. Dzieciaki biegają, pluskają się w fontannie, jeżdżą na rowerkach, hulajnogach, rolkach itp, itd.

Nagle za nami słychać ŁUUUUP! I straszny krzyk małej dziewczynki. Obróciłam się - dziewczątko na oko lat 4, leży na ziemi i trzyma się za całe zakrwawione kolano i płacze tak głośno, że aż na drugim końcu miasta by ją usłyszeli. Wszyscy się na to dziecko patrzą, ja zerkam czy nie idzie jakaś babcia/mama/tata - KTOKOLWIEK do tego dziecka - a tu... zero odzewu!
Podbiegłam do małej i spokojnie się przedstawiłam, powiedziałam żeby się nie bała, spytałam się czy jest tutaj sama, czy z kimś przyszła. Mała przez płacz powiedziała, że babcia ją tu przyprowadziła.
Jak to z małym dzieckiem próbowałam ją uspokoić i powiedzieć, że nic się takiego nie stało, że zabiorę ją do babci, niech mi tylko mała pokaże gdzie babcia jest. No i dowiedziałam się gdzie babcia jest... siedziała jakieś może 50m od miejsca zdarzenia na ławce paląc papieroska i śmiejąc się w najlepsze.

Nie powiem ciśnienie mi się podniosło. Wzięłam małą na ręce (uprzednio pytając się czy się mnie nie boi i czy mogę ją wziąć na ręce - przyzwyczajenie z przeczulonymi dziećmi z przedszkola, w którym miałam staż). Mała chętnie wskoczyła mi w ramiona i idę z nią do babci. Mówię babci co się stało, a babcia tylko:
- Aaaaa Małgosia się przewróciła, wielka mi rzecz. (taaa.. całe rozwalone kolano i panikujące dziecko - fest mała rzecz).
Zostawiłam Małą przy babci i wróciłam do swoich znajomych, za sobą cały czas słysząc lamentujące dziecko. I zgadnijcie co... babcia oczywiście wzięła małą do domu... ale ciągnąc ją za sobą jak szmacianą lalkę. Dopiero, gdy jakiś dziadek ją upomniał, babka z fochem wzięła Małą na ręce i pognała gdzieś w siną dal.

Swoją drogą, ciekawe, że z całego tłumu jaki na tym rynku był, tylko ja zainteresowałam się małym, samotnym i płaczącym dzieckiem.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 499 (623)
zarchiwizowany

#19196

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się pewna historia.
Nedaleko osiedla, na którym mieszkam, jest osiedle bloków. Tak się składa, że żeby dojść gdziekolwiek z mojego osiedla, trzeba przejść przez to blokowisko. W jednym z bloków mieszka paru młodych chłopaczków (wiek na oko jeszcze nie dorośnięty do gimnazjum). Jeden z nich jest posiadaczem nieco przerośniętej myszy zwanej dalej półpsem (małe to to jak chiuaua jakkolwiek się to cudo pisze) i za każdym razem, gdy ktoś ich mija, dzieciaczki szczują go tym małym Czymś. Małe coś ma to do siebie że jest małe i wredne i od razu skacze i gryzie. Jestem wielką miłośniczką psów i nie zraża mnie taka szczekająca mysz przy nogach, ale zwróciłam chłopaczkom uwagę, że nie każdy jest tak wyrozumiały jak ja i może kopnąć to małe futrzaste coś w obronie siebie. Na co Nadzieja Naszego Narodu skwitowała to różnymi epitetami kierowanymi w moją stronę (standardowo już napiszę - opisujących 10 pokoleń mojej rodziny wstecz). Tak się działo za każdym razem, gdy KTOKOLWIEK zwracał im uwagę, nieważne czy to była osoba dorosła czy ktoś kilka lat od nich starszy. Po powrocie do domu wzięłam swoją kruszynkę (tu jej zdjęcie -> https://fbcdn-sphotos-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash2/167189_1523356084009_1237807439_31249641_7504715_n.jpg ) ooczywiście w kagańcu i na smyczy, na mały spacerek PRZYPADKOWO przechodząc obok Latorośli (nie chciałam ich nią szczuć ani nic z tych rzeczy). Chłopcy widząc mnie z moją kruszynką zmierzających w ich stronę zrobili karpika, szczekającą mysz wzięli pod pachę i do tej pory gdy ich widzę, mała szczekająca i upierdliwa mysz chodzi na smyczy. Jak dla mnie morał z tego taki - nie wkurzaj kogoś, kto nie lubi, gdy przerośnięta mysz obgryza mu jego ukochane, czerwone tramposzczały ;)

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (240)
zarchiwizowany

#17722

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A teraz o tym, jak to JA się stałam nieumyślnie dość piekielna dla Panów Kontrolerów :)

Każdy bardzo dobrze wie, że kobieta ma takich kilka dni w miesiącu, kiedy jest poddenerwowana, LUB jest dość płaczliwa i włącza jej się samoczynnie program "przytul mnie... no ale MOCNIEJ!". Ja osobiście jestem z tego drugiego rodzaju kobiet, no ale do rzeczy.
Pewnego razu skradziono mi portfel ze wszystkimi dokumentami (dowód, legitymacja studencka, karta NFZ etc). W te pędy na komisariat, do banków, do Urzędu Miasta po kwitek, że skradziono i że się wyrabia. Kilka dni (właśnie w TE dni) po tym wydarzeniu, jechałam sobie na wieczorny trening (wieczorem mniej ludzi w autobusach - na szczęście!). Z przyzwyczajenia kupiłam sobie bilety ulgowe... i tu na którymś przystanku z kolei wsiadają Panowie Kanarowie i "bileciki do kontroli". Ja pokazuję mój ulgowy, pan na to, że chce jeszcze legitymację. Ja sobie w duchu powiedziałam "o Ty głupia sklerotyczko".. mówię, że nie mam bo ukradli; no to pan że dowodzik prosi, na co ja że nie mam bo też ukradli i nagle zaczęły mi do oczu napływać łzy (same z siebie - TE dni trzeba wybaczyć kobiecie ;) ), Pan Kanar nieugięty, że na policję, że tożsamość ustalić, na co ja w jeszcze większy płacz, że ukradli, że nie mam, że na trening. Pan Kontroler trochę zmieszany, że kobieta mu płacze, nie wie co robić, rozgląda się w poszukiwaniu kolegi, wyciąga paczkę chusteczek i mi podaje. W końcu mówi z zakłopotaniem: "Yyy.. no dobrze to proszę się nie przejmować, niech pani jedzie dalej", ja się jeszcze chwilę po tym zbierałam do kupy, Pan Kontroler po wyjściu z autobusu zrobił typowego "facepalma", a ja potem cały wieczór zastanawiałam się co ja najlepszego narobiłam, bo zestresowałam biednego Pana Kanara na służbie :)

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (212)

#17016

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na potrzeby historii muszę wspomnieć, iż mieszkam z daleka od głównej ulicy, moje osiedle domków jednorodzinnych jest spokojne, na uboczu... ot sielanka jakich mało.

Do rzeczy... działo się to rok temu mniej więcej w okolicach września. Znajomy taty poprosił nas o przetrzymanie jego samochodu na naszym placu, ponieważ on wyjeżdża i u nas samochód będzie bezpieczniejszy. Żaden to wielki skarb, pospolity Fiat 125p, chociaż w bardzo dobrym stanie.

Byłam w domu tylko ja i mój ojciec. Musiałam wyskoczyć do osiedlowego sklepiku, który znajduje się dosłownie 3 domy dalej. Wychodząc z pokoju nie zauważyłam śpiącego w kącie mojego młodego (acz sporych już rozmiarów) owczarka niemieckiego) i zamknęłam drzwi do pokoju. Tatę poinformowałam że wychodzę do sklepu i nie zamykam domu (każdy u nas na osiedlu tak robił, bo kto przy zdrowych zmysłach wlezie komuś na posesję bez dzwonienia (dzwonek przy bramie, na której wisi jak byk wielka tablica ostrzegająca przed złym psem). Nie było mnie może 20min (kolejka plus spotkana koleżanka - jak to między babami bywa). Po powrocie do domu zastałam ojca wściekłego jak osa. Oto co się wydarzyło w ciągu tych zaledwie 20min z relacji ojca:

Do naszego domu wszedł jakiś stary zgred, bez dzwonienia, pukania - NIC... Pies śpiący w moim pokoju zaczął szczekać, dziad upewnił się że pies jest zamknięty to kroczył dalej po naszych włościach. Wlazł do pokoju, w którym siedział mój tata - i bez żadnego dzień dobry czy innej formy przywitania wypalił: ([Z]zgred, [T] mój tato)
[Z] Ile pan chcesz za to auto na placu?
[T] Co pan tu robi? Jak pan tu wszedł? Proszę stąd wyjść!
[Z] Chwila! Ile za ten samochód pod domem?
[T] To auto nie na sprzedaż, wynoś się pan albo zadzwonię na policję!
[Z] Weź się pan odpie**ol i podaj pan cenę bo czasu nie mam!
W tym czasie mój pies usłyszawszy podniesione głosy zaczął dobijać się do drzwi, drapać i szczekać jeszcze głośniej, Zgred się trochę przestraszył, ale nadal swoje.
Mój tata wziął telefon do ręki, zaczął wybierać numer i mówić że idzie po psa i pan ma natychmiast opuszczać nasz dom (oczywiście użył dość innego języka). Zgred coś jeszcze szemrał pod nosem ale jak zobaczył w szybie od drzwi do mojego pokoju gabaryty mojego "Maleństwa" uciekł z domu w podskokach.
Widać panu tak przypadł do gustu stary samochód, że był gotowy zrobić dla niego wszystko ;)

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 437 (535)
zarchiwizowany

#17165

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może nie piekielnie, a dość... zabawnie?

Odbyłam dzisiaj wycieczkę do babskiego lekarza na taki ogólny "przegląd" czy wszystko w porządku itp. Dostałam numerek 6, zasiadłam na krzesełku w poczekalni i czekam. Po chwili z rejestracji wypełzła jakaś starszawa babuleńka (na oko MoherFan) i się drze od wejścia do poczekalni: KTO MA NUMER 6??? Ja akurat byłam w dobrym nastroju to z uśmiechem na twarzy powiedziałam że JA. Na to baba odpowiedziała (krzycząc):
I CO SIĘ TAK UŚMIECHASZ?! MYŚLISZ ŻE JA MAM TAK DOBRY HUMOR?? PRZESTAŃ SIĘ UŚMIECHAĆ!!!
Na co ja, jak i reszta osób w poczekalni oczy jak 5zł, babsko zasiadło i zaczęło coś ględzić do sąsiadki z krzesła obok.

Moherolandia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 87 (203)