Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

GeN

Zamieszcza historie od: 4 maja 2011 - 21:49
Ostatnio: 11 maja 2011 - 10:29
  • Historii na głównej: 0 z 2
  • Punktów za historie: 7
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 6
 
zarchiwizowany

#9480

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moje boje z telekomami – ciąg dalszy.

Mieszkając w centrum miasta, w zabytkowej kamienicy, przez długie byłem skazany na TPSA. Aż nieoczekiwanie pojawiła się iskierka nadziei – możliwość podpisania umowy z innym operatorem pozostając na łączu tepsy. No cud, miód i orzeszki. Z łyżką dziegciu. Okazało się, że w mojej okolicy jedynym operatorem, który oferuje taką usługę jest niesławne Tele 2.

Chwila namysłu była dość długa, bo co rusz słyszało się o różnych niemiłych sytuacjach ze szwedzkim operatorem w roli głównej. Większość przypadków była związana w ten, czy inny sposób, z podpisywaniem umów, ze sprytnym „wymuszaniem” tychże. A to poprzez podszywanie się pod „telekomunikację”, a to przez kreatywne rozmowy telefoniczne z konsultantem, a to podrabianie podpisów. Smrodek niezły, więc moje obawy uzasadnione. Jednak z drugiej strony... No przecież chciałbym podpisać umowę, wyzwolić się spod opiekuńczych i oślizłych macek tepsy. Tak zrodziła się decyzja: niech mnie oszukają, niech zamotają, niech zrobią co chcą i umowę podpiszę.

Dzwonię więc do Tele 2, które podobno potrafiło podpisać umowę z samego kontaktu telefonicznego. Miła pani wysłuchała mnie, prawie jak barman psychoterapeuta, ucieszyła nawet. Oczywiście od razu pojawił się komplet pytań o dane osobowe, gdzieś tam się wszystko nagrywało. Pozostało jeszcze tylko sprawdzenie możliwości technicznych, co miało nastąpić za dni dwa.

Faktycznie po dwóch dniach konsultantka oddzwoniła z wiadomością, że wszystko jest w porządku, że linia spełnia warunki techniczne. Zapytała się też wprost o możliwość nagrywania rozmowy, tak samo jak i potwierdzenie chęci zawarcia umowy. Żadnych sztuczek, kantów, naciągania, czyli wszystkiego tego, z czego Tele 2 zasłynęła. Tak oto po kolejnych kilkunastu pytaniach i odpowiedziach, po kilkukrotnym i wyraźnym „tak” z mojej strony, umowa została zawarta. Swoją drogą prościej było poślubić drugą połowę, nawet wystarczyło jedno „tak”.

Ostatecznie umowa miał nadejść kurierem. W dwa tygodnie. Po trzech łapię kontakt z Tele 2. Podobno już, już jedzie, już kurier otrzymał, tylko w drzwiach stać i wypatrywać posłańca. Za opóźnienie serdecznie przepraszamy. Tak minęły kolejne dwa tygodnie. Podobno tym razem kurier zawalił. Jasne. Ale umowa już jedzie, tylko podpis i jestem klientem Tele 2. I tak przeleciały dwa miesiące.

Przestałem dzwonić, mocno zadziwiony. Konfuzja tym większa, że wciąż, przez cały ten okres oczekiwania, słyszało się o sztuczkach Tele 2, o parciu na podpisanie umów. A ja tu dobrowolnie oddaję się we władzę szwedzkiego szatana i nic?

Parę miesięcy później podobną ofertę przedstawiła Netia. Tak samo na łączu tepsy, tak samo numer zostaje i temu podobne. I po miesiącu (głównie z powodu TP SA) mogłem się cieszyć zmianą operatora. Trochę z duszą na ramieniu, bo w sumie podczas rozmów z Tele 2 kilka razy powiedziałem sakramentalne „tak” i co z tego że partnerka potem związku nie skonsumowała fizycznie. Ślub to ślub, a wtyczki i gniazdka to inna bajka. Obawiałem się, na szczęście, bezpodstawnie. I tak sobie myślę, że chyba się w tym całym Tele 2 przestraszyli, że to jakaś prowokacja, że może wariat. No bo jakże tak klienta nie upolować? Sam przychodzi? Nie, stanowczo coś podejrzanego.

Nieoczekiwany finał dopisało życie. W roku 2008 Tele 2 wycofało się, a zdobyty rynek kupiła Netia. Tak oto nieco okrężną drogą dopiąłem swego.

Tele2

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 65 (171)
zarchiwizowany

#9236

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
No to i ja wrzucę małe co nieco o telekomunach. Na pierwszy ogień sprawa sprzed lat paru i nasza ukochana (inaczej) Telekompromitacja Polska SA.

Choć na rynku działało już kilku innych ja byłem skazany na współpracę z „narodowym” operatorem. Bo chciałem mieć drut w ścianie z gniazdkiem, tylko i wyłącznie z powodu dostępu do internetu. Poza dostępem praktycznie telefon leżał odłogiem, czasami ktoś zadzwonił, czasami żonie się zachciało, częściej w użyciu była komórka. Aż razu pewnego...

Nie ma sygnału. Żona chciała gdzieś i się nie udało. Głucho w słuchawce. Tak minęły popołudnie, wieczór, nocka... Więc czym prędzej z rana, z pracy, dzwonię sobie zgłaszając awarię. A tu pierdut! Nie awaria, oj nie! To odcięli za niepłacenie dłużnika paskudnego! Impulsowym skrytożercom mówimy nasze stanowcze nie!

Cóż, każdemu się zdarzy coś zapomnieć, więc pewnie tak jest, że pominąłem jakieś opłaty. Połączyłem się z bankiem, „druknąłem” listy przelewów z kilku ostatnich miesięcy, by zestawić je z rachunkami od TPSA i szukać błędu. To były jeszcze te „stare” rachunki, drukowane chyba na wierszówkach, z grubą czcionką nieproporcjonalną, z odrywanym na dole kwitkiem wpłaty. No i nie znalazłem. Według moich danych wszystkie rachunki zapłacone. Więc co jest?

Na szczęście to było tuż przed wprowadzeniem „Błękitnej Linii”, więc zamiast spędzać długie godziny na kontaktach z losowo generowanymi konsultantami można było udać się „placówki” i z wysuniętym na czoło bojownikiem zetrzeć na udeptanej posadzce. Dzięki temu, już po godzinie czekania w kolejce i paru minutach „sprawdzania” czegoś w terminalu, z wdzięcznym akompaniamentem fuknięć, mamrotania oraz kosych spojrzeń, dowiedziałem się, że owszem, mam odciętą linię, bo nie płaciłem. Numer konta zmienił. Na pytanie o informację o tym drobiazgu dowiedziałem się, że przecież mam innym numer wydrukowany na tym kwitku odrywanym od faktury. Żadnym tam informacji „uwaga zmiana numeru”, czy innych ostrzeżeń. Dowiedziałem się wtedy, że gdybym płaciła jak „człowiek” na poczcie lub banku, to nie byłoby problemu. A skoro wymyślam jakieś „internety” to sam jestem sobie winien - smaczku dodaje akurat trwająca mocna kampania wciskania ludziom Neostrady, której uroczy plakat wisiał nieopodal okienka. Dość, że na moim nowym koncie wpływu nie ma, dług jest i mam spadać, płacić i przepraszać.

Już brałem tyły, już chciałem iść pokonany, gdy... No zaraz, jak to nie mają moich pieniędzy? Przecież gdzieś te przelewy wessało. Okazało się, że stare konto najzwyczajniej w świecie działa, że pieniążki zasysa, że tepsa je skrzętnie zbiera. Ale nie księguje. Zrobi to... kiedyś. Po krótkiej, lecz jeszcze w miarę spokojnej choć ciśnienie rosło, wymianie zdań „telekomuna” uznała jednak fakt, że zapłaciłem. Z wielką łaską i dąsami. No i otwierane jest zlecenie na podłączenie numeru, do dwóch tygodni będzie. Że, k... urtka, co? Że do dwóch tygodni. Centrala cyfrowa, trzy stuknięcia w klawisz, może pięć, i dwa tygodnie?! Tak właśnie, bo w regulaminie i już. Poza tym dwieście się należy (czy coś koło tego było). Co?! No za powtórne podłączenie karna opłata dla dłużnika. Nie zdzierżyłem i powiedziałem jasno i dobitnie gdzie mogą sobie wetknąć swój kabel z gniazdkiem i że nie życzę sobie żadnego podłączania usługi. Żegnamy się ozięble.

Kilka miesięcy później, gdzieś tak z pół roku, nagle szok – dzwoni zapomniany telefon! To znaczy podzwonił i przestał, bo zanim zobiektywizowaliśmy z żoną źródło nietypowego hałasu, zanim przedarliśmy się przez pajęczyny i wilcze sidła, już zamilkł. Na chwilę. Zadzwonił ponownie. To jakiś nieuświadomiony, zapomniany, odległy znajomy z innej części Polski coś tam chciał. Chwila rozmowy. Szok. Więc może w drugą stronę też się da? Wykręcam numer do siebie na ruchomy – działa! I tak oto telefon wrócił do domu. Sam z siebie. Faktury też. Bez żadnej ekstra opłaty.

TP SA

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 94 (192)

1