Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Grzesznik

Zamieszcza historie od: 7 lipca 2011 - 22:52
Ostatnio: 4 stycznia 2013 - 2:31
  • Historii na głównej: 5 z 5
  • Punktów za historie: 3526
  • Komentarzy: 16
  • Punktów za komentarze: 149
 

#44546

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Rodem z Wesołego".

Dawno mnie tu nie było... Przypomnę tylko że pracowałem jako operator maszyn rozrywkowych na jednym z wesołych miasteczek w Polsce.
W tym sezonie przypadła mi "przyjemność" obsługiwania maszyny typowo rodzinnej.

Wstęp.
Środek sezonu. Dzień od rana deszczowy. Na kasie informują, że w taką pogodę większość maszyn jest nieczynna (mokre opony, hamulce, śliskie podesty itp.). Oczywiście pomimo informacji ludzie chcą wejść, by po godzinie przekonać się, że pani na kasie jednak nie robiła z nich balona. W efekcie mamy na obiekcie ok 300 niezadowolonych klientów, wyładowujących swoją frustrację na kim? Ano na operatorach... Koniec końców mamy wkurzonych klientów i operatorów.

Przestało na chwilę padać. To biorę szmatę (kolejny raz) i ścieram nadmiar wody z gondoli. Wszystkie szmaty już mokre... Nie ma mowy o wytarciu do sucha. Moje ubranie aż ciężkie od deszczu... Przy wejściu ustawia się starszy jegomość z dwiema wnuczkami. Obsługuję ich i odpalam maszynę. Niedaleko stała wycieczka dzieciaków. Zobaczywszy maszynę na chodzie podbiegli i ustawili się grzecznie, czekając na koniec kursu. Kurs się zakończył i widzę że dzieciaków dość sporo i mogą się nie zmieścić na jeden kurs, a pan starszy chciał się najwidoczniej przejechać jeszcze raz, bo ani ruszył się z pociechami z siedzenia. Chcąc nie chcąc, idę do niego by poprosić o zejście z maszyny i ustawienie się w kolejce (co i tak jest zaznaczone w regulaminie "Po każdym kursie należy opuścić maszynę i ponownie wejść"). Tu się zaczyna zgrzyt. [J]a pan [S]tarszy.

[J] Proszę o zejście z maszyny i ustawienie się do kolejki.
[S] Ale my chcemy jeszcze raz!
[J] Rozumiem. Ale ustawiła się kolejka. Jeśli pan się zmieści to pan pojedzie.
[S] Pan chyba zgłupiał... Zapłaciłem i chcę jechać jeszcze raz!

Przyzwyczajony do tego typu zachowania, spokojnie kolejny raz poprosiłem o zejście. [S] widząc że nie ma innego wyjścia, wyszedł z gondoli. Odwracam się i patrzę w stronę wejścia, a tam tylko parę łebków. Reszta rozbiegła się po ruszających właśnie maszynach. Myślę sobie no super... Pan starszy widząc to, ilu ludzi jest przy wejściu, zaczyna pokazywać ogrom swej kultury i wychowania.

[S] I gdzie ty k***a widzisz tutaj kolejkę? Debilu jeden...

Całej tej wiązanki nie przytoczę... Powiedzieć mogę tylko tyle, że nauczyłem się paru nowych dość wymyślnych obelg.

[J] Proszę pana... Trochę grzeczniej proszę. Bo nikt tu nikomu nie płaci za wysłuchiwanie takich słów. Jeśli coś panu się nie podoba, to zapraszam do biura obsługi klienta.

[S] A żebyś wiedział gnoju (itd. itp.), że pójdę. Zwolnią cie s******!

W środku już mi wszystko kipi... Ostatkiem sił próbuję zachować profesjonalizm. Przez zaciśnięte zęby wycedzam.

[J] To ja pana zaprowadzę. Proszę za mną.

Udajemy się do boku. Dwie wnuczki, które cały czas "dziadunio" trzymał za ręce, wysłuchiwały całej tej szopki. Informuję o sytuacji i o tym jak zostałem potraktowany. Dziadek oczywiście mnie przekrzykiwał, dodając swoje soczyste epitety i wylewając żale na to, że wszystkie maszyny są nieczynne, a ja go wyrzuciłem z karuzeli. Odechciało mi się słuchania starszego jegomościa. Na odchodne powiedziałem tylko coś w stylu:

[J] To ja wracam na maszynę, a panowie niech sobie sprawę wyjaśnią.

Zwracając się do dziadka:

Chciałem tylko panu przypomnieć, że jestem pracownikiem a nie pana osobistą szmatą do wycierania mordy. Dał pan piękny pokaz wnuczkom...

Odwróciłem się i szybkim krokiem wracałem w stronę maszyny. Powstrzymując się od zmieszania dziadka z błotem.
Na odchodne usłyszałem "Ale ja chciałem się przejechać jeszcze raz".
Dziadek tego dnia się już nie pojawił. Oczywiście tez nie przeprosił.
Parę tygodni później znowu go zobaczyłem w kolejce. Nie odezwał się słowem...

Jak to mówiła rodzicielka? "Bierz przykład ze starszych"?

"wesołe"

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 433 (539)

#14111

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Rodem z wesołego"

W zeszłym sezonie mój kolega (również operator maszyn) miał przyjemność obsługiwać ludzi na gokartach spalinowych. Jest doświadczonym operatorem. Wiele widział i wielu "piekielnych" przewinęło mu się przez ręce. Jeden utkwił mu szczególnie w pamięci.

Był ciepły Sierpniowy dzień. Ruch dość spory to i chętnych na gokarty dużo. Obyło się bez usterek i kolejka szła dość sprawnie. Już w godzinach popołudniowych przychodzi owy piekielny razem z kolegą. Piekielny dostał kask tak samo jak kolega i siadają do bolidów (z racji tego że na gokarty ludzie lubią pchać swoje młode pociechy jeden z samochodzików był wolniejszy i usadzaliśmy na nim tych młodszych by nie zrobili sobie krzywdy - co i tak często nie zdawało egzaminu - owy piekielny usiadł w wolniejszym).

Operator dolał benzyny do wolniejszego gokarta bo już było ledwo co na dnie. Potem złapał chorągiewkę i ruszyli. Kurs się skończył. Panowie się zatrzymują i kierowca wolniejszej maszyny podchodzi do Operatora ze słowami: [k]lient [o]perator

[k] Gdzie jest książka skarg i zażaleń? - Rzucił tonem podirytowanym.
[o] Tu takiej nie posiadam. Jeśli chce pan złożyć skargę to zapraszam do biura obsługi klienta, które znajduje się przy wejściu.
[k] Ok, już tam idę.
[o] Przepraszam ale o co chodzi? Mogę wiedzieć co się panu nie podobało, że musi pan aż iść skargę złożyć?
[k] Dolał pan do mojego gokarta paliwa żeby był cięższy i przez to jechałem wolniej niż kolega.

W tym miejscu operator otworzył jedynie usta ze zdziwienia i niedowierzania. Po 2 sekundach się ocknął i dotarło do niego o co chodzi. Zaczął się po protu śmiać (ja też bym się chyba nie powstrzymał), a razem z nim wszyscy co stali w kolejce. Facet czmychnął szybko i do BOK'u nie dotarł. Tak to jest jak się ludzie Kubicy naoglądali. xP

"Wesołe"

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 512 (594)

#13819

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Rodem z wesołego".

Jedne z pierwszych dni sezonu. Nowi operatorzy jeszcze bez szkoleń zostali wysłani na maszyny. Co starsi stażem i doświadczeniem podchodzili do nich i udzielają instruktarzu. Na jednej ze skuterni (urządzenie na którym są takie autka do zderzania - teoretycznie...) był właśnie nieopierzony operator i jego pomocnik (również zielony).
Zaczęli puszczać ludzi. Po jakimś czasie przychodzi ojciec z dzieckiem. Dzieciak miał z 3 latka może. Jako że ta impreza jest od 12 lat musiał usiąść z ojcem by korzystać z atrakcji (jest to w miarę bezpieczne). Ojciec usiadł w samochodziku kiedy była jego kolej i posadził dziecko na kolanach. Młody pomocnik zwrócił mu uwagę by ten lepiej nie trzyma dziecka na kolanach. Ojciec odpowiedział coś w stylu "Nic mu nie będzie! On chce kierować. Puszczaj tą maszynkę bo czasu nie mam". Pomocnik dał znak operatorowi i maszyna ruszyła. Przejechali cały kurs. Ojciec z dzieckiem wyszli i na odchodne rzucili tylko "I co? Nic mu nie jest..". Pomocnik nie przejął się tym i dalej puszczał ludzi na maszynę.
Pod koniec dnia pan z dzieckiem wrócili by jeszcze raz skorzystać z atrakcji. Wsiedli do skutera i jeździli tak chwilę. Po jakimś czasie zderzyli się czołowo z innym klientem. Dzieciak na kolanach odbił się od ojca i przyrżnął twarzą w kierownice. Chyba złamał nos ale nie jestem pewien bo nie widziałem malca. Wiem tylko tyle że przyjechała karetka...

Złota myśl: Na żadnym urządzeniu i w żadnym wesołym miasteczku nie sadzamy dzieci na kolanach!!! Dzieci mają w takiej sytuacji głowę na wysokości zabezpieczeń bądź kierownicy. Niewiele brakuje do nieszczęścia.

"Wesołe"

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 385 (583)

#13751

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako iż spodobało się paru osobom moja pierwsza historia, zacznę kolejną część opowiadań "rodem z wesołego"

Historia wydarzyła się nie długo przed rozpoczęciem mojej pracy. Znam ją tylko ze słyszenia (co nie zmienia faktu że jest piekielna)

W zeszłym sezonie pracował w wesołym pewien facet. Na potrzeby historii nazywa się Roman. Roman był wieloletnim pracownikiem i znał swoją "imprezę" (tak kiedyś mówiono na atrakcje w wesołym). Zajmował się on gokartami elektrycznymi dla młodszych dzieciaków (wiek od 6 do 12 lat).

Pewnego lipcowego dnia ruch był umiarkowany (ok 2 tysiące ludzi). Roman stoi jak zwykle na swojej atrakcji i obsługuje klientów. Minęło parę godzin od otwarcia i do bramki Romana zbliża się pewien facet z dzieckiem, które z daleka było widać jest za małe na tego typu imprezę. Ojciec podszedł do operatora (czytaj Romana)i mówi
[R]oman/[K]lient :

[K]: Moje dziecko chce jechać na samochodziku.
[R]: Przykro mi ale dziecko jest za małe. Tutaj obok stoi regulamin. Dzieci w wieku od 6 lat. Przykro mi niestety nie mogę go wpuścić. Pasy będą zbyt luźne.
[K]: Ale mój syn ma 6 lat. Proszę go wpuścić.
[R]: Proszę pana. Pracuje tutaj X lat (nie pamiętam już ile pracował) i potrafię odróżnić 6 letnie dziecko od młodszego.
[K]: Ale ja zapłaciłem za karnet i chcę żeby moje dziecko jechało na tym samochodziku.
(to jest najczęściej słyszane zdanie przez operatorów od piekielnych klientów)
[R]: Jest mi bardzo przykro ale ja nie wpuszczę dziecka. Jeśli chce pan złożyć zażalenie z tego tytułu to zapraszam do biura obsługi klienta.

Roman myślał że pozbył się natręta bo zabrał dziecko i śmignął między ludźmi którzy za ten czas ustawiali się w kolejce. Nie minęło 10 minut i owy piekielny klient wraca z pracownikiem obsługi klienta, który podchodząc do Romana kazał mu wpuścić dziecko na gokarta. Tak dla świętego spokoju. Roman zrobił to o co go poproszono. Zapiął dziecku pas i zwinął go tak by jak najlepiej trzymał. Chłopiec zadowolony ruszył. Zrobił może dwa kółka by potem z całym impetem wpaść na oponę. Dzieciak wydziera się jak opętany. Roman podbiega i wyciąga szkraba z bolidu. Chłopak zakrwawiony (samochodzik zresztą też). Okazało się że przy uderzeniu w bandę dziecko przyrżnęło w kierownice zębami i ułamało jedną dwójkę oraz praktycznie wybił obie jedynki. Ojciec podbiegł do malca zabrał go i zniknął (potem okazało się że dziecko miało 4 lata :P Facet chciał się sądzić...)

Pan Roman wybitnie zdenerwowany tym co zaszło zamknął imprezę. Wyszedł z pracy i na drugi dzień przyniósł wypowiedzenie.

Wesołe miasteczko

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 628 (678)

#13677

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam. Jest to moja pierwsza historia na tym portalu dla tego zwięźle opisze kim jestem i czym się zajmuję. Otóż obecnie jestem pracownikiem Wesołego Miasteczka. Posiadam 21 wiosen i wyglądam dość dojrzale jak na swój wiek. Mam "przyjemność" pracować na tym stanowisku już drugi sezon. Podczas pracy w "wesołym" nauczyłem się jednej prawdy o ludziach. Mianowice ludzie to "c***e". Dla czego tak myślę? Poprę swą tezę opisem wydarzenia sprzed miesiąca...

Jest czerwiec. Jeden z strasznie gorących i parnych dni. Tego dnia obsługiwałem jedną z najbardziej obleganych maszyn jakie ma w repertuarze wesołe miasteczko. Nazwijmy je "młotem" (jest to wahadło z obracającą się gondolą. Wychył tej gondoli nie jest duży bo tylko 40 stopni ale dostarcza sporo adrenaliny). Maszyna stoi w najgorszym miejscu dla operatora czyli przy samym wejściu (ludzie korzystają z niej jak wchodzą i potem zaraz przed wyjściem). Do tego żeby nie było zbyt kolorowo to do o koła maszyny nie ma żadnego cienia. Sama maszyna jest tak skonstruowana że też nie ma możliwości ochłodzenia się. Pulpit znajduje się zaraz przy urządzeniu na powietrzu (czyli nie mam budki w której mógłbym sobie zamontować wiatraczek czy chociaż trzymać picie - nawet nie mam tam żadnego parasola nad głową).

Godzina 14. Bezchmurne niebo i słońce grzejące mnie w dynie niemiłosiernie. Ludzi na wesołym miasteczku było ok. 6 tysięcy, co oznacza dla mnie że robotę mam non stop i cały czas kolejkę. Już same powyższe fakty wzbudzały moją frustrację ale to co zdarzyło się w tym momencie wyprowadziło mnie z równowagi. Stoję sobie i wpuszczam ludzi na maszynę. Odliczam 11 osób (bo tylu wchodzi do gondoli). Zostały mi dwa ostatnie miejsca. Do bramki podchodzi pewien jegomość z córką. Spojrzałem na owe dziecko i mówię klientowi, że dziecka nie wpuszczę bo jest za małe (maszyna ma w regulaminie że mogą z niej korzystać dzieci od 12 roku życia i dobrze bo te mniejsze różnie reagują na takie przeciążenia). Oczywiście klient się zbulwersował i wywiązał się dialog. [J]a, [K]lient:

[K]: Moja córka już jeździła na tej karuzeli 3 lata temu.
- pomyślałem sobie "tak jasne pięciolatek jechał na tej karuzeli..." (córka jegomościa miała 8 lat)

[J]:(spokojnie) Trzy lata temu mnie tu nie było. Mnie obowiązuje regulamin i przeszkolenie jakie otrzymałem w zeszłym roku na tej maszynie. Dziecko nie pojedzie bo nie ma 12 lat. Nie sięgnie do zabezpieczenia.
[K]: Ja zapłaciłem! Chcę żeby moje dziecko jechało na tej karuzeli! (krzykiem dodał)
[J]: Jeśli coś panu nie odpowiada to zapraszam do biura obsługi klienta, które znajduje się "tam" (wskazałem rękom).
[K]: Świetnie! Zaraz to załatwię.

Odszedł ciągnąc za sobą swoją córkę (swoją drogą na jej tłustych ślepiach - bo była strasznie gruba jak na 8-latkę - miała łzy). Ja przyzwyczajony do takich sytuacji po prostu poprosiłem następną parę w kolejce. Byłem przekonany, że biuro obsługi klienta wytłumaczy mu że taki jest regulamin i że płacą mi za to bym go przestrzegał. Byłem w błędzie.

Nie skończył się jeszcze kurs jaki właśnie po awanturze został odpalony, a za ramie szturcha mnie jeden z pracowników obsługi. [J]a, [K]lient, [O]bsługa klienta.

[O]: Masz puścić tego pana z córką na "młocie".
[J]: Nie ma takiej możliwości. W regulaminie jest od 12 lat. Jak teraz wpuszczę to dziecko to co ja mam powiedzieć całej reszcie ludzi którzy nie przyszli tutaj tylko dla tego że dziecko było za małe? Będziesz się za mnie tłumaczyć?
[O] Zmienił się regulamin na "młocie". Trzymaj.

Wręczył mi kartkę A4 z nowym regulaminem. Dodam że mój stary regulamin miał wymiary 1/0,5m. Przeczytałem w nim, że teraz dzieci od 8 roku życia i 130cm wzrostu mogą korzystać z urządzenia ale tylko na odpowiedzialność rodzica. Zdenerwowałem się bardzo bo ośmieszyli mnie na oczach jakiś 200 osób w kolejce.

[K]: To co możemy już wejść? - Powiedział tryumfalnym tonem.
[J]:Tak... ehhh proszę bardzo.

Ośmiolatka szybko wcisnęła resztki hamburgera, którego trzymała w ręce do buzi. Wpuściłem ich i resztę ludzi do gondoli. Odpaliłem maszynę. Jako że z doświadczenia wiem jak kończą się posiłki spożywane zaraz przed wejściem na "młota" z dziką rozkoszą puściłem maszynę na dwa razy dłużej z podkręconymi obrotami. Dziecko w połowie już tak zarzygało wszystkich dookoła, że jak tylko zapach rozszedł się po gondoli to większość klientów zaczęła się "dokładać". Po zakończonym kursie z uśmiechem na ustach otworzyłem bramkę i przyglądałem się jak ojciec z sałatką na ramieniu wychodzi z gondoli z miną mordercy.
Na odchodne sypnąłem firmowe:
[Ja]: Zapraszam ponownie.
Ojciec tylko burknął coś pod nosem, szarpnął córkę i zniknął mi z pola widzenia. Byłem tak zadowolony że nawet godzinne sprzątanie przeglądu menu pobliskich barów mi nie przeszkadzało (w sumie bardziej wqrwieni byli ludzie w kolejce).

Różnorakich historii rodem z "wesołego" jest mnóstwo. Jeśli ta się spodoba, to opiszę ich więcej.

"Wesołe"

Skomentuj (91) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1149 (1549)

1