Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

JednonogiBandyta

Zamieszcza historie od: 4 stycznia 2012 - 22:40
Ostatnio: 23 kwietnia 2015 - 1:04
  • Historii na głównej: 12 z 16
  • Punktów za historie: 17333
  • Komentarzy: 52
  • Punktów za komentarze: 670
 

#32118

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pomimo braku nogi bardzo interesuję się motoryzacją, nie jeżdżę na żadne zjazdy, czy tego typu eventy, bo mnie tam nie ciągnie, ale mam 6 samochodów, jeden do użytku codziennego i 5 zabytkowych, które sam odnowiłem i jeżdżę nimi rzadko.

Kilka lat temu miałem odwieźć bratanka do szkoły, wtedy jeszcze podstawówki, wziąłem Młodego do garażu i pytam czym chce jechać, wybrał jeden z zabytków, okej niech ma frajdę, jedziemy.

Zaparkowałem, Młody zabrał plecak i ruszył w stronę szkoły, która jest w takim jakby parku i od bramy do budynku jest jeszcze jakieś 50 metrów, wysiadłem, żeby na wszelki wypadek widzieć, że doszedł, nie brałem nawet kul, oparłem się o samochód i odpaliłem papierosa.

Nagle gdzieś obok, niedaleko usłyszałem krzyki:
"Pedofil! Morderca! Komunista! Porywacz! Gwałciciel!"

Spojrzałem w stronę głosu i zobaczyłem około 70-80 letnią kobietę ciągnącą za rękę małą, przestraszoną dziewczynkę i biegnącą(!) w moją stronę. Babcia puściła dziewczynkę, która straciła równowagę i upadła, a następnie w biegu wpadła na mnie, bijąc mnie od razu torbą. Z zaskoczenia się przewróciłem i już na leżąco jedyną nogą parowałem kolejne ciosy torbą, którym dalej towarzyszyły krzyki w stylu poprzednich. Inni rodzice odciągnęli babkę, ktoś pomógł mi wstać, ale podejrzliwie cały czas trzymał za rękę (chyba bał się, że ucieknę sprintem na jednej nodze).

[K] O co chodzi? - spytał ten który mnie trzymał.
[J] Pojęcia nie mam.
[B] Porywacz! Pedofil!
[K] Nie się pani uspokoi i powie co ten pan zrobił.
[B] On porywa dzieci!
[K] Czemu pani tak uważa?
[B] Bo on jeździ tym autem! A oni gwałcą w tych autach!

Przez chwilę patrzyłem głupio na samochód, aż w końcu zrozumiałem. No jasne! Młody wybrał czarną Wołgę! Beria wiecznie żywy.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1300 (1354)

#31068

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat mieszkałem w Hiszpanii.
Gdy tam wyjechałem nie znałem języka. Początkowo, do czasu wynajęcia domu mieszkałem u koleżanki z liceum, która kilka lat wcześniej przeniosła się tam na stałe. Uczyła mnie hiszpańskiego oraz pomagała przy formalnościach związanych z domem, przy oglądaniu ona rozmawiała z właścicielami po hiszpańsku. Ja byłem przedstawiany jako osoba, która hiszpański rozumie, ale w nim nie mówi, w rzeczywistości rozumiałem co dziesiąte słowo. Podczas oglądania jednego z mieszkań właściciel rzucił jakiś żart, koleżanka zaczęła się śmiać. Ja udając, że wiem o co chodzi, zrobiłem to, ale po cichu powiedziałem do koleżanki po polsku:

- Ni ch*j nie rozumiem.
- To ja wytłumaczę. - odpowiedział, również po polsku właściciel.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1346 (1418)

#25770

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak w niej wspomniałem jakiś czas po rozwodzie związałem się z siostrą byłem żony. Nie utrzymywaliśmy kontaktu z jej rodziną. Tam nazwałem ją Y więc niech tak zostanie. 6 lat później Y zmarła. Poszedłem do domu jej rodziców. Otworzył mi dawny teść. Rozmowa toczyła się w drzwiach. ([J]a, [T]eść)

[T] Miałem nadzieję cię już nigdy nie zobaczyć.

[J] Chodzi o Y.

[T] Kogo?

[J] Twoją córkę.

[T] Ja mam tylko jedną córkę i ona jest teraz w moim domu.

[J] Y nie żyje.

[T] Już ci mówiłem, mam tylko jedną córkę i nie znam żadnej Y.

Zamknął drzwi. Na pogrzebie nie pojawił się nikt z rodziny Y.

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 809 (935)

#24684

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moje pierwsze małżeństwo było nieporozumieniem, w momencie ślubu miałem 19 lat i 283 dni, a w momencie rozwodu 20 lat i 34 dni. Ale dziś historia tylko pośrednio z nim związana.

Moja żona pochodziła z katolickiej, wręcz ortodoksyjnej rodziny, w kościele bywali chyba częściej niż sam ksiądz. Pewnego dnia mój szanowny teść zwyzywał dwudziestotrzyletnią siostrę mojej żony od bezbożnic, puszczalskich dziwek i lewackich suk oraz wyrzucił ją z domu.

Dlaczego?

Bo, gdyż, ponieważ znalazł w jej pokoju wibrator. Moja żona przyznała w 100% rację swojemu ojcu.

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 837 (1007)
zarchiwizowany

#23379

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poprzednia historia wyjaśnia pierwszą część mojego nicka, teraz czas na uzasadnienie drugiej, bardziej piekielny byłem chyba jednak ja.

Mimo braku nogi i marnego wzrostu(170 cm) w czasach studenckich brałem udział w kilku(nastu) bójkach. Ostatni mój wybryk miał jednak miejsce całkiem niedawno. Gwoli wyjaśnienia, nie mam protezy i poruszam się z pomocą zwykłych kul.

Mieszkam z żoną w małym miasteczku. Około 100 metrów od naszego domu mieszka mój starszy brat z rodziną i dziadkowie(brat rozbudował parterowy dom dziadków, zwiększył dół i dobudował piętro, mają osobne wejścia) dlatego często u siebie bywamy. Wszystkie rachunki za cały dom płaci mój brat, ale przychodzą na nazwisko dziadka. Pewnego dnia zadzwoniła pani z Telekomunikacji Novum(czy czegoś w tym stylu), rozmawiała z moją babcią, z tego co jej mówiła wynikało jednak, że jest ona przedstawicielką Telekomunikacji Polskiej oraz poinformowała o konieczności przedłużenia umowy(nie mówiła, że tak naprawdę będzie to zmiana firmy). Pani powiedziała, że ich przedstawiciel pojawi się za kilka dni z umową. Brat gdy się o tym dowiedział i zorientował o co chodzi(początkowo skontaktował się z TP, gdzie powiedzieli, że oni nic nie wiedzą i podali nazwę firmy, która się pod nich podszywa) zadzwonił do tej firmy i powiedział, aby nikt nie przyjeżdżał, bo oni nie będą nic zmieniać.

Jakieś trzy dni później, brat z żoną pojechał na zakupy, a ja pilnowałem ich dwuletniego syna, grając na konsoli, z drugim, trzynastoletnim bratankiem. Po jakimś czasie zobaczyłem przez okno trzydziestokilkuletniego mężczyznę w garniturze, z aktówką w ręku wchodzącego przez bramę na podwórko(furtka zamknięta tylko na klamkę, sam sobie otworzył). Wyszliśmy obaj, chociaż powiedziałem młodemu, żeby trzymał się z tyłu więc podszedł do swojego roweru, ja doczłapałem do gościa. Facet rozmawiał już z moją babcią, jednak zejście po schodach chwilę mi zajęło.

([J]a, [F]acet, [B]abcia)

[J] Witam. O co chodzi?

[F] Dzień dobry, nazywam się Jan Piekielny, jestem z Telekomunikacji. Chciałbym rozmawiać z panem Janem Anielskim(dziadek).

[B] Już panu mówiłam, że nie jesteśmy zainteresowani.

[F] Ale ja chcę rozmawiać z panem Janem.

[J] To niemożliwe. Dziadek jest chory. Poza tym jak pan słyszał nie zamierzamy korzystać z pana usług. Do widzenia.

[F] Wolałbym jednak porozmawiać z panem Janem.

[J] Już mówiłem, że to niemożliwe. Proszę już iść.

[F] Ja jednak…

[J] My się chyba nie rozumiemy. Powiedziałem, że ma pan wyjść, koniec rozmowy.

[F] Chcę porozmawiać z panem Janem! – Wypowiedziane podniesionym głosem… No i mnie zdenerwował.

[J] Jesteś głupi czy udajesz? Wszedłeś bez pozwolenia na prywatny teren i nie reagujesz gdy właściciel cię wyprasza. Mogę cię obić i powiedzieć, że broniłem się przed wariatem, który wtargnął do mojego domu.

[F] Nie groź mi kaleko. – Popchnął mnie. Straciłem równowagę, ale odrzuciłem jedną kulę i złapałem się rurki podpierającej daszek nad drzwiami.

[Bratanek] Wujku! – Obróciłem się w jego stronę. Wyciągnął siekierkę z pieńka, w który była wbita i rzucił mi ją, tak jak go kiedyś uczyłem rzucać ciężkimi przedmiotami, nie prosto w odbiorcę, a 0,5–1 metr obok, żeby mógł złapać w wyciągniętą rękę. Złapałem, zamachnąłem się i aktówka przebita siekierą wylądowała na ziemi. Facet chciał uciekać, ale podciąłem go kulą, która mi pozostała, a potem rzuciłem mu się na plecy przygniatając do podłoża i wykręcając mu rękę.

[J] I co? Chcesz iść na policję? To zacznij zeznania od naruszenia miru domowego. I zastanów się czy jakiś sędzia uwierzy, że napadł cię kaleka bez nogi.

Puściłem go. Na policje nie poszedł. Więcej telefonów, ani wizyt nie było.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 473 (543)

#22056

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja sprzed kilku lat, gdy miałem 19 lat.
Piekielność i głupota(między innymi moja), która prawie mnie zabiła i piekielność, która uratowała mi życie.

Dwa dni przed studniówką. Moja klasa chciała mieć na studniówce alkohol(ja przez sytuację sprzed kilku miesięcy nie piłem), ale oficjalnie alkoholu być nie mogło więc trzeba było jechać wcześniej, porozmawiać z kelnerami. Sala za miastem, ja pojechałem tylko dla towarzystwa z dwoma kolegami i dwiema koleżankami. Sprawa załatwiona, dogadana z obsługą, alkohol mieliśmy w bagażniku, można już teraz zostawić, jest ok. Ale znajomi stwierdzili, że jedną butelkę chcą opróżnić od razu, a skoro nie piję to poprowadzę w drodze powrotnej. Z jednej butelki zrobiły się trzy i pojawił się problem. ([J] – Ja, [WS] – Właściciel samochodu, [K] – Koleżanka)

[J] Okej, dawaj kluczyki i wracamy.
[WS] Spoko, ja pojadę.
[J] Nie odwalaj, przecież piłeś, zresztą już wcześniej mówiliśmy, że ja poprowadzę.
[WS] Nie będziesz kierował mojego auta, prawie nic nie wypiłem, a jak się nie podoba to wracaj pieszo.
[K] Wojtek daj spokój, przecież normalnie wszystko ogarniamy, a auto jest jego więc jak chce jechać to niech jedzie.
[WS] Wsiadaj na tył, albo idź pieszo.

Do miasta 5 kilometrów, do mojego domu jeszcze drugie tyle, środek stycznia i w przeciwieństwie do tego roku pełnia zimy. Wsiadłem, na tylne siedzenie, środkowe miejsce, między dziewczynami. Pojechaliśmy.

Obudziłem się w szpitalu. Każda próba najmniejszej zmiany pozycji powodowała silny ból. Moi rodzice poszli po lekarza. ([J] – Ja, [L] – Lekarz, [O] – Ordynator, [P] – Pielęgniarka)

Nastąpiła seria standardowych pytań, czy wiem jak się nazywam – wiedziałem, gdzie jestem – wiedziałem, jaki dziś dzień – zła odpowiedź, dlaczego się tu znalazłem – nie wiedziałem.
[L] Brał pan udział w wypadku samochodowym.
[J] Coś mi świta… A co z innymi?
[L] Nie mogę udzielać takich informacji. Porozmawiajmy o pana stanie zdrowia, ma pan złamaną lewą rękę i trzy żebra, ale to nic groźnego. Gorzej z pana lewą nogą, możemy być zmuszeni ją amputować.
[J] Co!? Nie zgadzam się!
[L] Ta doba będzie decydująca.

Następnego dnia.
Do pokoju wszedł wcześniejszy lekarz oraz ordynator. W trakcie rozmowy wpadłem w panikę, stąd niecenzuralne wyrażenia.
[O] Witam, nazywam się XXX i jestem ordynatorem tego oddziału. Mam dla pana złą wiadomość. Nie uda nam się uratować pańskiej nogi. Musimy ją usunąć.
[J] Nie!
[L] Kończyna…
[J] Jaka, k*rwa, kończyna? To jest moja noga, a nie jakaś j*bana, bezosobowa kończyna.
[O] Jeśli nie amputujemy Ci nogi umrzesz.
[J] Nie dam sobie uciąć nogi!
[O] Jechaliście w pięcioro, troje nie żyje, więc masz cholernie dużo szczęścia, że stracisz tylko nogę.

Wiadomość o śmierci przyjaciół mnie zatkała. Po chwili milczenia podsunął mi zgodę na operację do podpisania.

[J] Jest pan pewien na 100%, że umrę?
[O] Na 95%.
[J] Więc nie podpiszę. Zwalczę to i przeżyję.
[O] Dobrze, do widzenia.
[L] Przecież nie możemy tego tak zostawić.
[O] Nie miałem jeszcze samobójstwa na oddziale, to może być ciekawe.

Ordynator napisał coś na mojej karcie przy łóżku i wyszli.

Następnego dnia.
Ból nogi stał się nie do wytrzymania. Użyłem tego brzęczyka przywołującego pielęgniarkę.
[J] Niech mi pani da coś na ból.
[P] Nie mogę.
[J] Dlaczego!?
[P] Niech pan zaczeka, przyprowadzę lekarza.
Przyprowadziła ordynatora.
[J] Boli mnie!
[O] Wiem.
[J] Więc czemu nie dostanę nic na ból?
[O] I tak umrzesz. Po co mam marnować leki?
Wyszedł.
Ból był co raz silniejszy, kilka godzin po ostatniej rozmowie podpisałem zgodę.

Skomentuj (88) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1061 (1157)