Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

JednonogiBandyta

Zamieszcza historie od: 4 stycznia 2012 - 22:40
Ostatnio: 23 kwietnia 2015 - 1:04
  • Historii na głównej: 12 z 16
  • Punktów za historie: 17333
  • Komentarzy: 52
  • Punktów za komentarze: 670
 

#40131

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracam sobie wczoraj wieczorem. Godzina 22, może trochę później. Chodnika brak więc idę lewym poboczem, droga ruchliwa, pobocze szerokie na co najmniej półtora metra, nie asfaltowe, ale utwardzone. Kawałek przede mną szło dwóch chłopaczków, znam ich z widzenia, obaj po 19 lat, mieszkamy na tym samym osiedlu. Widać, że mocno wykorzystują końcówkę wakacji przed studiami, bo obaj pijani, jeden trochę się zatacza, drugi idzie prawie prosto. Widać instynkt samozachowawczy działa im całkiem dobrze bo idą jak najbliżej lewej krawędzi pobocza, a i zataczać starają się nie dalej niż do jego połowy, żeby być jak najdalej od drogi, rozmawiają, śmieją się, widać, że mimo picia kontaktują bez problemu.

W pewnym momencie chcieli skręcić w lewo, ten, który się zataczał nie zauważył, że pobocze nie skręca tak jak ulica, a po prostu się kończy i gdy odbił w lewo wpadł do rowu. Nic mu się nie stało, pośmiali się i bez żadnego problemu wyszedł z tego rowu. Pech chciał, że przejeżdżał akurat patrol policji, jeżdżą tam dość często o tej porze. Mundurowi podjechali do chłopaków i wysiedli. Ja cały czas szedłem w ich kierunku, byłem już na tyle blisko, że słyszałem rozmowę praktycznie od początku.

- Widzę, że była dobra impreza. Macie dokumenty? Będziemy musieli zawieźć was na izbę.

- Panie władzo, ale po co od razu na izbę? Nic złego się nie dzieję, po za tym wracamy już do domów, mieszkamy dwieście metrów stąd – powiedział, lekko się jąkając ten, który wcześniej był w rowie.

- Dokładnie, nie piliśmy dużo i idziemy już do domów. Nawet piwa nie można już wypić ze znajomymi? – dodał drugi młodzieniec, który nie miał najmniejszych problemów z wysławianiem.

- Ty możesz iść, ale kolega zwiedzający rowy jedzie z nami.
Akurat do nich doszedłem, więc postanowiłem pomóc dzieciakom.

- Dobry wieczór. Panie policjancie, ale po co od razu na izbę, nic nie demolują, nie awanturują się, dzieciak się potknął, ale wstał bez problemu, ja ich znam, mieszkają 3 minuty drogi stąd, mogę ich odprowadzić i dopilnować, żeby nic nie zrobili, albo wy ich zawieźcie do domu zamiast na wytrzeźwiałkę.

- Proszę się nie wtrącać, albo panem też się zajmiemy.

Po następnych kilku minutach rozmowy i tłumaczeń, że chłopak nie jest, aż tak pijany, żeby konieczna była izba wytrzeźwień, nie dali sobie nic przetłumaczyć i zabrali go do radiowozu. Nadgorliwość gorsza od faszyzmu.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 652 (730)

#38034

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sąsiad był portierem w budynku pewnej firmy. Został zwolniony za "kradzież" kilku segregatorów (pustych) i zszywacza, które wyniósł z firmy do domu, bo uznał, że synowi-studentowi mogą się przydać.

Co w tym piekielnego zapytacie? Ukradł to go zwolnili. Nie do końca.

Sąsiad "ukradł" te segregatory i zszywacz z kartonu, który dostał od szefa z poleceniem wyniesienia na śmietnik.

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 973 (1025)

#37725

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaobserwowane w sklepie. Nie przeze mnie, ale ufam osobie, która mi to opowiedziała.

Mini market, jeden właściciel ma kilka takich sklepów w okolicy. Rzecz dzieje się przy kasie, nadszedł czas obsługi pewnego pana, który stał przed moją żoną. Pan około sześćdziesiątki z siwymi włosami do ramion, siwą, długą brodą, w koszuli rozpiętej do połowy klatki piersiowej i wytartych dżinsach, jednak według opowiadającej, która zna się na modzie, zarówno koszula, jak i spodnie do tanich nie należały, a wytarte były bo tak wymyślił je twórca. Kasjerka jednak tego nie wiedziała i doszło do tej oto sytuacji. Pan kupił między innymi alkohol.

- Pijak i obdartus – rzuciła pod nosem kasjerka, zamierzenie lub niezamierzenia, ale na tyle głośno, że usłyszała i moja żona i adresat tego komplementu, który był już dwa kroki za kasą, ale po tym się cofnął.
- Słucham? Pani coś mówiła?
- Nie będę z tobą dyskutować.
- A ja jednak chciałbym, żeby pani powtórzyła.
- Tak!? – kasjerka zaczęła się nakręcać – Jakbyś nie chlał to miałbyś na fryzjera i porządne ciuchy!
- Jak się pani odnosi do klientów?
- Ja mam tu prawdziwych klientów, a nie pijaków!
- Pani chyba nie zdaje sobie sprawy kim ja jestem.
- Jesteś zwykłym menelem!
- Takie traktowanie klienta jest niedopuszczalne, dopilnuje, żeby panią zwolniono.
- Możesz mi skoczyć!

W tym momencie podeszła kierowniczka sklepu przyciągnięta krzykami kasjerki.

- O, witaj Heniu, co tu robisz? – spytał widząc pana przy kasie.
- Cześć Gosiu, sprawdzam jakość obsługi. Kogo ty tu zatrudniłaś?
- Ona jest nowa. Co się stało? – kierowniczka zwróciła się do kasjerki.
- Ten żul się awanturuje!
- Kaśka! To jest właściciel!

sklepy

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3947 (4025)

#37645

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam firmę. Ostatnio już w niej praktycznie nie bywam, biorę tylko pojedyncze zlecenia do opracowania w domu, a resztą zajmuje się kilkoro pracowników, ale dziś nie o tym. Znajomy postanowił otworzyć własną firmę. Ta sama branża, a że ja siedzę w tym dłużej, poprosił mnie o pomoc przy doborze pracowników. Wiem, sam sobie hoduję konkurencję, ale znamy się tak długo, że nie mogłem odmówić. Tak więc przejrzeliśmy CV i kilka osób zaprosiliśmy na rozmowy.

Nr 1.

Kobieta, 23 lata, znajomy wyszedł po nią na korytarz-poczekalnię i wprowadził do pokoju, w którym przeprowadzaliśmy rozmowy. Ja siedziałem za stołem, szklanym, więc było widać, że siedzę na wózku inwalidzkim. Idąc do krzesła dla niej przygotowanego, spojrzała na mnie, wydawało mi się, że z pogardą. Usiadła z głową uniesioną tak wysoko, że mogłem się przyjrzeć jej nozdrzom, mimo, że siedziałem wyżej niż ona. Zadałem jakieś pytanie. Nie odpowiedziała.

- Czemu pani nie odpowiada? – spytał jej potencjalny szef.
- Ja z nim nie będę rozmawiała – chyba umknęło mi, kiedy przeszliśmy na „ty”.
- A można wiedzieć dlaczego? – znajomy postanowił drążyć temat, zamiast od razu ją wyrzucić.
- On nie umie się zachować.
- To znaczy?
- Kiedy kobieta wchodzi, powinien wstać.
- Nie wiem czy pani zauważyła, ale siedzę na wózku inwalidzkim.
- Widzę, powinieneś się przynajmniej podciągnąć na rękach na oparciach.

Na taki argument nie umiałem odpowiedzieć.

- Pani już podziękujemy. Niestety idiotów nie zatrudniamy – zakończył kolega.
Dziewczyna wyszła obrażona, mrucząc coś o braku kultury.

Nr 2.

Mężczyzna, 28 lat, w CV miał wpisaną znajomość hiszpańskiego, nawet jakąś firmę w której w Hiszpanii pracował, a której google nie znało. Co prawda hiszpański nie był nam do niczego potrzebny, ale chciałem sprawdzić co sam jeszcze pamiętam.

Dialog toczył się po hiszpańsku.

- Widzę, że ma pan w CV wpisaną w firmę w Hiszpanii. Mógłby pan powiedzieć, czym dokładnie firma się zajmuje i co pan w niej robił? A z ciekawości, gdzie pan mieszkał, pytam o miasto?
- Tak.
- Więc proszę mówić.
- Tak.
- Czekam, aż pan odpowie.
- Proszę.
- Zna pan hiszpański czy nie?
- Dziękuję.
- Za co pan dziękuję?
- Nie.

Pan zrobił się cały czerwony. Pracy nie dostał. Uznaliśmy, że wpisywanie znajomości hiszpańskiego w CV gdy zna się 4 słowa, to jednak oszustwo.

Nr 3.

Piekielny okazał się mój znajomy. Pani, 31 lat, świetne kwalifikacje, kilka lat doświadczenia, kandydatka lepsza niż niektórzy moi pracownicy. To była pierwsza osoba, która idealnie pasowała. Doszliśmy do kwestii finansowej. Kolega powiedział co może jej zaoferować. Mnie zatkało. U mnie taką stawkę za godzinę ma sekretarka, która skończyła tylko liceum, a jedyne co robi to odbieranie telefony, maili i robienie mi kawę kiedy jestem w biurze, a tu mamy osobę po studiach i z doświadczeniem w branży.

- Wie pan, co panu powiem? – spytała kandydatka.
- Słucham.
- Buahahahahahaha – po tym wybuchu śmiechu pani wyszła.

Ta historia ma happy end. Pani dostała pracę u mnie. W grudniu jeden z pracowników odchodzi na emeryturę (sam mi to powiedział, ja bym go chętnie zatrzymał) więc i tak musiałbym szukać kogoś nowego.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1145 (1185)

#35411

przez (PW) ·
| Do ulubionych
- Ja wiedziałam, że ona cię bije! Ale te nieroby z policji jak zwykle nie pomogły biednemu człowiekowi, oni nic nie robią! Ja to zgłoszę! – to usłyszałem dzisiaj w sklepie od sąsiadki wspomnianej w tej historii: piekielni.pl/35232
Zanim cokolwiek odpowiedziałem wybiegła.

A usłyszałem to, ponieważ spotkała mnie pobitego. Nie jakoś mocno. Mam podbite oko i właśnie o tym dzisiejsza opowieść.

Południe, kilka minut po 12, idę sobie spokojnie o kulach przez miasto, akurat byłem w przejściu podziemnym. Ludzi niewielu, ale kilkoro przechodzi w obie strony. Z przeciwka szła para, około 22-23 lat, kłócili się. W pewnym momencie chłopak chwycił dziewczynę za kark, na tyle mocno, że skrzywiła się z bólu, ja byłem jeszcze spory kawałek od nich, ale chłopak idący przede mną, mniej więcej 18-letni, wykonał gwałtowniejszy ruch jak gdyby chciał coś zrobić.
Tyle, że po tym ruchu stanął w miejscu, minęli go, a on tylko obrócił się patrząc z otwartymi ustami, bez żadnej innej reakcji, słup soli. Facet chwycił ją jeszcze mocniej, aż podskoczyła.

- Puść ją! – dziesiątka ludzi w tunelu, a reagować musi kaleka.
- Co? – cały czas się do siebie zbliżaliśmy.
- Nie widzisz człowieku, że ją boli!? Powiedziałem puść!

Gdy przy kolejnym kroku postawiłem kule, facet rzucił się do przodu i strzelił mi w twarz zanim zdążyłem zareagować. Padłem na plecy. Próbował mnie dalej atakować, ale z pleców mogłem bronić się kulami i nogą, więc nie był w stanie się zbliżyć. Przechodnie oczywiście niczego nie widzieli. Po chwili osiemnastolatka odetkało. Rzucił się na gościa i zaczął go odpychać ode mnie, aż wpadli na ścianę, po czym uderzył „z główki”. Bezbłędnie trafił w nos, facet padł zamroczony, farbując sobie koszulkę na czerwono. Nastolatek pomógł mi wstać. Dziewczyna zaczęła krzyczeć:

- Co wyście zrobili mojemu Misiowi!? Złamaliście mu nos! Bandyci!

Po tej reakcji woleliśmy jednak nie wzywać policji. Jeszcze by zeznała, że to my ich napadliśmy. Bez problemu się oddaliliśmy, laska opłakiwała nos swojego Misia, a przechodnie nadal nic nie widzieli.

I to już koniec. Chyba. Bo po spotkaniu z sąsiadką nie jestem pewien czy policja nie przyjedzie po moją żonę.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 869 (909)

#35232

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem maltretowany. Moja żona mnie bije, znęca się nade mną. Wykorzystuje fakt, że nie mam nogi i nie mogę się bronić. Zabrania mi chodzić do pracy. Okna w naszym domu są bez przerwy zamknięte i w dzień i w nocy, a rolety opuszczone, żeby nie było słychać kłótni i widać z ulicy co ze mną robi. Od dawna praktycznie nic nie jem, jestem coraz chudszy. Nie wolno mi wychodzić z domu. Jestem zamykany w piwnicy i przykuwany do ściany, nawet na zewnątrz słychać dźwięczenie łańcuchów.

A przynajmniej tak powiedzieli mi panowie policjanci. Im powiedziała tak moja sąsiadka, która wie wszystko o wszystkich sąsiadach, a na pewno bardzo chciałaby wiedzieć.

A rzeczywistość?
Pracuję w domu, przez internet. Okna rzeczywiście są ostatnio prawie cały czas zamknięte. W dzień bo przy obecnych temperaturach przy zamkniętych oknach jest chłodniej niż przy otwartych, działający non stop wentylator sprawia, że nie jest duszno, a w nocy lubię posiedzieć tak do 2-3 słuchając muzyki i nie chcę, żeby sąsiedzi musieli słuchać ze mną, otwieram dopiero gdy kładę się spać. Rolety opuszczamy, żeby pokój się nie nagrzewał i właśnie z powodu tej sąsiadki. Nic nie jem... No nie do końca, po prostu ostatnio zrzuciłem 15 kilogramów, regularnie ćwiczę, ale trochę się zapuściłem i trzeba było spalić co nieco. Z domu wychodzę rzeczywiście rzadziej, ale to przez obecne temperatury, codziennie jeżdżę nad pobliski staw poleżeć na słońcu i popływać, ale sąsiadka jest do południa w pracy więc tego nie widzi. W piwnicy mam mini siłownię, brzęk łańcuchów to jak się domyślam stukot obciążników przy odkładaniu przyrządów.

Policjanci byli mocno zdziwieni, kiedy zobaczyli zdrowego (nie licząc braku nogi), dobrze zbudowanego (mimo niskiego wzrostu) faceta i drobniutką, szczuplutką kobietkę, która miałaby się nad nim znęcać.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1191 (1237)

#33729

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie używam protezy, tak więc po operacji jedynego kolana byłem zmuszony przenieść się na jakiś czas na wózek inwalidzki. W tym okresie spotkało mnie kilka piekielnych sytuacji, ale ta była zdecydowanie najbardziej absurdalna.

Jechałem tramwajem, żeby nikomu nie przeszkadzać zająłem miejsce za ostatnim siedzeniem, naprzeciwko drzwi. Na jednym z przystanków wsiadła kobieta na oko ponad osiemdziesięcioletnia. Podeszła do mnie.

- Niech pan mi ustąpi miejsca. – Musiałem chyba w tamtym momencie dość głupio wyglądać, bo chwilę trwało zanim mój umysł zdołał ogarnąć sytuację i przetworzyć informację.

- Przepraszam, ale to jest wózek inwalidzki. – Myślałem, że może babcia niedowidzi i stąd jej pomyłka.

- Ty jesteś młodszy, to możesz stać.

- Ale ja nie mam nogi. – Wydukałem niepewnie.

- Tylko wymówek szukacie, żeby starszym nie pomóc. – Na taki argument po raz kolejny mogłem zrobić jedynie głupią minę, w końcu ktoś inny ustąpił pani miejsca, a ona dalej narzekała na nieżyczliwych starszym.

komunikacja_miejska

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1219 (1285)

#32118

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pomimo braku nogi bardzo interesuję się motoryzacją, nie jeżdżę na żadne zjazdy, czy tego typu eventy, bo mnie tam nie ciągnie, ale mam 6 samochodów, jeden do użytku codziennego i 5 zabytkowych, które sam odnowiłem i jeżdżę nimi rzadko.

Kilka lat temu miałem odwieźć bratanka do szkoły, wtedy jeszcze podstawówki, wziąłem Młodego do garażu i pytam czym chce jechać, wybrał jeden z zabytków, okej niech ma frajdę, jedziemy.

Zaparkowałem, Młody zabrał plecak i ruszył w stronę szkoły, która jest w takim jakby parku i od bramy do budynku jest jeszcze jakieś 50 metrów, wysiadłem, żeby na wszelki wypadek widzieć, że doszedł, nie brałem nawet kul, oparłem się o samochód i odpaliłem papierosa.

Nagle gdzieś obok, niedaleko usłyszałem krzyki:
"Pedofil! Morderca! Komunista! Porywacz! Gwałciciel!"

Spojrzałem w stronę głosu i zobaczyłem około 70-80 letnią kobietę ciągnącą za rękę małą, przestraszoną dziewczynkę i biegnącą(!) w moją stronę. Babcia puściła dziewczynkę, która straciła równowagę i upadła, a następnie w biegu wpadła na mnie, bijąc mnie od razu torbą. Z zaskoczenia się przewróciłem i już na leżąco jedyną nogą parowałem kolejne ciosy torbą, którym dalej towarzyszyły krzyki w stylu poprzednich. Inni rodzice odciągnęli babkę, ktoś pomógł mi wstać, ale podejrzliwie cały czas trzymał za rękę (chyba bał się, że ucieknę sprintem na jednej nodze).

[K] O co chodzi? - spytał ten który mnie trzymał.
[J] Pojęcia nie mam.
[B] Porywacz! Pedofil!
[K] Nie się pani uspokoi i powie co ten pan zrobił.
[B] On porywa dzieci!
[K] Czemu pani tak uważa?
[B] Bo on jeździ tym autem! A oni gwałcą w tych autach!

Przez chwilę patrzyłem głupio na samochód, aż w końcu zrozumiałem. No jasne! Młody wybrał czarną Wołgę! Beria wiecznie żywy.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1300 (1354)

#31068

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat mieszkałem w Hiszpanii.
Gdy tam wyjechałem nie znałem języka. Początkowo, do czasu wynajęcia domu mieszkałem u koleżanki z liceum, która kilka lat wcześniej przeniosła się tam na stałe. Uczyła mnie hiszpańskiego oraz pomagała przy formalnościach związanych z domem, przy oglądaniu ona rozmawiała z właścicielami po hiszpańsku. Ja byłem przedstawiany jako osoba, która hiszpański rozumie, ale w nim nie mówi, w rzeczywistości rozumiałem co dziesiąte słowo. Podczas oglądania jednego z mieszkań właściciel rzucił jakiś żart, koleżanka zaczęła się śmiać. Ja udając, że wiem o co chodzi, zrobiłem to, ale po cichu powiedziałem do koleżanki po polsku:

- Ni ch*j nie rozumiem.
- To ja wytłumaczę. - odpowiedział, również po polsku właściciel.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1346 (1418)

#25770

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak w niej wspomniałem jakiś czas po rozwodzie związałem się z siostrą byłem żony. Nie utrzymywaliśmy kontaktu z jej rodziną. Tam nazwałem ją Y więc niech tak zostanie. 6 lat później Y zmarła. Poszedłem do domu jej rodziców. Otworzył mi dawny teść. Rozmowa toczyła się w drzwiach. ([J]a, [T]eść)

[T] Miałem nadzieję cię już nigdy nie zobaczyć.

[J] Chodzi o Y.

[T] Kogo?

[J] Twoją córkę.

[T] Ja mam tylko jedną córkę i ona jest teraz w moim domu.

[J] Y nie żyje.

[T] Już ci mówiłem, mam tylko jedną córkę i nie znam żadnej Y.

Zamknął drzwi. Na pogrzebie nie pojawił się nikt z rodziny Y.

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 809 (935)