Profil użytkownika
KiciKici333
Zamieszcza historie od: | 23 kwietnia 2016 - 8:54 |
Ostatnio: | 26 kwietnia 2016 - 21:34 |
- Historii na głównej: 2 z 2
- Punktów za historie: 540
- Komentarzy: 0
- Punktów za komentarze: 0
Sytuacja sprzed kilku dni.
Wiosna. Z pracy wracam ok. godz. 20:00-21:00, więc jeszcze na dworze jest szaro (ale jeszcze nie całkiem ciemno). Kawałek mojej trasy ciągnie się przez teren niezabudowany, niestety brak tam też latarni. Z racji, że na drogi wyjechali też rowerzyści, należy zwolnić pedał gazu.
Jadę więc spokojnie i nic nie wzbudza mojego niepokoju, do czasu zobaczenia ok. 5 m od pobocza sarenki.
Niestety sarna źle oszacowała moment swojego przejścia przez drogę i szybkim susem wskoczyła mi pod auto. Szybkie hamowanie i wyskakuję z auta. Za mną hamuje kolejny kierowca (nazwijmy go Paweł). Pyta, czy nic mi się nie stało i czy w jakiś sposób mi pomóc.
Ja w szoku. Obchodzę auto i stwierdzam, że sarna jeszcze żyje.
Co zrobić? Zderzak tylko lekko zarysowany i minimalnie wgnieciony, a zostawić zwierzaka nie mogę. Decyduję o telefonie na Straż Miejską.
Paweł postanawia mi towarzyszyć w razie potrzebnego świadka w sytuacji.
SM - pani dyspozytorka z SM
J - ja
J: Dobry wieczór, chcę zgłosić potrącenie sarny. Stoję na ulicy Ciemnej za przejazdem kolejowym. Sarna jeszcze żyje.
SM: A w czym ja pomogę? Jak żyje, to wstanie! Mamy ważniejsze zgłoszenia. Proszę powiadomić Służby Leśne!
J: Aha.
I tu następuje koniec połączenia. Teraz chwila na wyszukanie numeru do SL. Internet ratuje sytuację.
Szybkie powiadomienie o zdarzeniu, już jadą. Będą do 15 min.
Biedna sarna ledwo oddycha. Przeczuwam, że już nie za długo.
Dzwonię na Policję, zgłaszam sytuację i proszę o przyjazd drogówki. Potrzebuję ich odpis do ubezpieczalni.
Po 30 min podjeżdża samochód ze SL. Sprawdzają stan zwierzęcia. Niestety do uśpienia. Pytam, czy uzyskam od nich jakieś zaświadczenie o wypadku, bo policji jeszcze nie ma.
Uzyskuję zgodę na wykonanie zdjęć na potrzeby ubezpieczalni. Panowie pakują zwierzaka do samochodu i odjeżdżają.
Po kilkunastu kolejnych minutach oczekiwania na Policję, dzwonię ponownie. Dowiaduję się o wypadku kilka ulic dalej i drogówka nie da rady szybciej przyjechać. Pytam więc, czy mogę udać się na komendę, aby złożyć wyjaśnienia i otrzymać opis wydarzenia z Policji do ubezpieczalni. W słuchawce słyszę: Absolutnie!
Paweł zaproponował swoje towarzystwo. Dzięki temu czekanie przez kolejne 30 min było jakoś znośne.
Przyjechali! Po jedynych 2 godzinach od felernego wypadku.
Składam wyjaśnienia. Paweł wyjaśnia swoją obecność i potwierdza moją wersję wydarzeń.
P - Policjant, PŁ: Paweł
P: A gdzie sarna???
J: No przyjechali ze SL i zabrali.
P: A to skąd ja mam mieć pewność, że to była sarna, a nie zwykłe zagapienie np. w drzewo? Dokumenty proszę!
Posłusznie i z racji późnej pory podaję dokumenty.
J: Mam zdjęcia jako dowód, a tu jest świadek. Ja proszę tylko o zaświadczenie do AC.
P: Ale tu się należy mandat!!
J: Za co??? - Po godzinie 22:00 budzę się ponownie.
P: Jest znak ostrzegawczy, że zwierzęta występują na drodze.
J: Ta sarna wyskoczyła zaraz przed moim autem! Nie stała na drodze! Zostały zawiadomione konkretne służby.
P: Mandat 200 zł zostaje przyjęty, czy oddajemy sprawę do sądu?
PŁ: Mogę potwierdzić, że ta sarna wyskoczyła na drogę.
J: To nie było celowe potrącenie. Przy czym w innej sytuacji skończyłoby się na większych szkodach!
P: Proszę podpisać, albo zostanie wysłane zawiadomienie o postępowaniu sądowym.
Odbieram ze złością wymalowaną na twarzy mandat, Policjanci się pakują i jadą w swoją stronę. A ja zostaję z mandatem.
Oczywiście odwołanie od mandatu już jest w toku. Na szczęście mój towarzysz obiecał swoją pomoc.
Człowiek prosi o pomoc, a zostaje potraktowany gorzej niż się tego spodziewa.
Wiosna. Z pracy wracam ok. godz. 20:00-21:00, więc jeszcze na dworze jest szaro (ale jeszcze nie całkiem ciemno). Kawałek mojej trasy ciągnie się przez teren niezabudowany, niestety brak tam też latarni. Z racji, że na drogi wyjechali też rowerzyści, należy zwolnić pedał gazu.
Jadę więc spokojnie i nic nie wzbudza mojego niepokoju, do czasu zobaczenia ok. 5 m od pobocza sarenki.
Niestety sarna źle oszacowała moment swojego przejścia przez drogę i szybkim susem wskoczyła mi pod auto. Szybkie hamowanie i wyskakuję z auta. Za mną hamuje kolejny kierowca (nazwijmy go Paweł). Pyta, czy nic mi się nie stało i czy w jakiś sposób mi pomóc.
Ja w szoku. Obchodzę auto i stwierdzam, że sarna jeszcze żyje.
Co zrobić? Zderzak tylko lekko zarysowany i minimalnie wgnieciony, a zostawić zwierzaka nie mogę. Decyduję o telefonie na Straż Miejską.
Paweł postanawia mi towarzyszyć w razie potrzebnego świadka w sytuacji.
SM - pani dyspozytorka z SM
J - ja
J: Dobry wieczór, chcę zgłosić potrącenie sarny. Stoję na ulicy Ciemnej za przejazdem kolejowym. Sarna jeszcze żyje.
SM: A w czym ja pomogę? Jak żyje, to wstanie! Mamy ważniejsze zgłoszenia. Proszę powiadomić Służby Leśne!
J: Aha.
I tu następuje koniec połączenia. Teraz chwila na wyszukanie numeru do SL. Internet ratuje sytuację.
Szybkie powiadomienie o zdarzeniu, już jadą. Będą do 15 min.
Biedna sarna ledwo oddycha. Przeczuwam, że już nie za długo.
Dzwonię na Policję, zgłaszam sytuację i proszę o przyjazd drogówki. Potrzebuję ich odpis do ubezpieczalni.
Po 30 min podjeżdża samochód ze SL. Sprawdzają stan zwierzęcia. Niestety do uśpienia. Pytam, czy uzyskam od nich jakieś zaświadczenie o wypadku, bo policji jeszcze nie ma.
Uzyskuję zgodę na wykonanie zdjęć na potrzeby ubezpieczalni. Panowie pakują zwierzaka do samochodu i odjeżdżają.
Po kilkunastu kolejnych minutach oczekiwania na Policję, dzwonię ponownie. Dowiaduję się o wypadku kilka ulic dalej i drogówka nie da rady szybciej przyjechać. Pytam więc, czy mogę udać się na komendę, aby złożyć wyjaśnienia i otrzymać opis wydarzenia z Policji do ubezpieczalni. W słuchawce słyszę: Absolutnie!
Paweł zaproponował swoje towarzystwo. Dzięki temu czekanie przez kolejne 30 min było jakoś znośne.
Przyjechali! Po jedynych 2 godzinach od felernego wypadku.
Składam wyjaśnienia. Paweł wyjaśnia swoją obecność i potwierdza moją wersję wydarzeń.
P - Policjant, PŁ: Paweł
P: A gdzie sarna???
J: No przyjechali ze SL i zabrali.
P: A to skąd ja mam mieć pewność, że to była sarna, a nie zwykłe zagapienie np. w drzewo? Dokumenty proszę!
Posłusznie i z racji późnej pory podaję dokumenty.
J: Mam zdjęcia jako dowód, a tu jest świadek. Ja proszę tylko o zaświadczenie do AC.
P: Ale tu się należy mandat!!
J: Za co??? - Po godzinie 22:00 budzę się ponownie.
P: Jest znak ostrzegawczy, że zwierzęta występują na drodze.
J: Ta sarna wyskoczyła zaraz przed moim autem! Nie stała na drodze! Zostały zawiadomione konkretne służby.
P: Mandat 200 zł zostaje przyjęty, czy oddajemy sprawę do sądu?
PŁ: Mogę potwierdzić, że ta sarna wyskoczyła na drogę.
J: To nie było celowe potrącenie. Przy czym w innej sytuacji skończyłoby się na większych szkodach!
P: Proszę podpisać, albo zostanie wysłane zawiadomienie o postępowaniu sądowym.
Odbieram ze złością wymalowaną na twarzy mandat, Policjanci się pakują i jadą w swoją stronę. A ja zostaję z mandatem.
Oczywiście odwołanie od mandatu już jest w toku. Na szczęście mój towarzysz obiecał swoją pomoc.
Człowiek prosi o pomoc, a zostaje potraktowany gorzej niż się tego spodziewa.
policja
Ocena:
298
(358)
Mieszkam w dość dużym mieście, podzielonym na dzielnice. Im dalej od centrum (cywilizacji) tym ludzie mniej postępowi. Chodzi tu głównie o pokolenie 50+.
Niestety mieszkam w jednej z dalszych dzielnic i w miejscu gdzie do bramy wjazdowej, mojej i sąsiada prowadzi jeden podjazd, jest to również wjazd na cmentarz. Jednak między nami-sąsiadami, nigdy nie występują nieporozumienia. Piekielni są w tej sytuacji ludzie, którzy zamiast parkować na parkingu (dosłownie 5 kroków przez drogę), stają swoimi pojazdami jak najbliżej cmentarza. Tym samym zastawiając wyjazd z posesji. Nie ma nic złego w tym kiedy ktoś przyjdzie zapytać czy może pozostawić tam samochód, bo np. ma dużo kwiatów do zaniesienia. Łagodnie są załatwiane sprawy w sytuacji upomnienia. Następuje przeparkowanie pojazdu. Jednak dziś zachowanie ludzi przeszło moje wszelkie oczekiwania.
Droga jest do 3,5t. Podjazd szerokości ok 3 aut postawionych obok siebie. Otwieram bramę, chcąc wyjechać do pracy, a tam stoi konkretnych rozmiarów autobus. Pielgrzymka do Piekar. Oczywiście średnia wiekowa 50+ (co na końcu jest ważne). Szybki obchód na podjeździe i jedyna sprawa, która koligowałaby wyjazd, to otwarte drzwi autobusu. Myślę sobie: wyjadę na spokojnie i pójdę do kierowcy.
Staję za autobusem swoim combi i w tym momencie kierowca ukazuje się moim oczom z dwoma pasażerkami.
J-ja K-kierowca
J: Dzień dobry, pan jest kierowcą autobusu?
K: Tak.
J: Mogę pana prosić o zamknięcie drzwi, muszę wyjechać autem, a nie chcę zahaczyć o autobus.
I tu się zaczyna pan kierowca przeistaczać w człowieka bez manier i kultury.
K: Ja bym tu drugim autobusem przejechał, a jak nie dasz rady, to niech ci zabiorą prawo jazdy! - Per Ty???
J: Tylko proszę o zamknięcie tych drzwi. A poza tym na przeciw jest parking, tu jest wyjazd z posesji prywatnych.
Chyba coś rozwścieczyło kierowcę, złapał mnie za łokieć i przeciągną mnie siłą pięć kroków dalej, palcem pokazując na parking.
K: Tam osobówki stają! Ja się nie zmieszczę! - o ironio.
J: Mnie to nie interesuje! - już nieco podniesionym głosem - Jak zadrę to niech pan nie ma pretensji - dopiero w tym momencie była możliwość oswobodzenia się z uścisku.
Odwróciłam się na pięcie, słysząc za sobą jeszcze kilka epitetów od pana kierowcy. Oczywiście tej sytuacji przypatrywała się inne parafianki, co nie obyło się bez komentarzy:
- Smarkule czasu nie mają!
- Brak kultury, za naszych czasów nikt się tak nie zwracał do starszych!
Wchodzę do auta, podjeżdżam obok busa, i co widzę? Można? Można! Drzwi zamknięte.
Do sprostowania: prawo jazdy mam już kilka lat, i wiek 25+, do smarkatych raczej nie należę.
Oceńcie sami: my jako młodzi mamy ustępować, czy to starsi powinni opanować nerwy?
Osobiście nie wsiadłabym do autobusu z kierowcą, który nie przyjmuje uwagi i reaguje złością na prośbę.
Niestety mieszkam w jednej z dalszych dzielnic i w miejscu gdzie do bramy wjazdowej, mojej i sąsiada prowadzi jeden podjazd, jest to również wjazd na cmentarz. Jednak między nami-sąsiadami, nigdy nie występują nieporozumienia. Piekielni są w tej sytuacji ludzie, którzy zamiast parkować na parkingu (dosłownie 5 kroków przez drogę), stają swoimi pojazdami jak najbliżej cmentarza. Tym samym zastawiając wyjazd z posesji. Nie ma nic złego w tym kiedy ktoś przyjdzie zapytać czy może pozostawić tam samochód, bo np. ma dużo kwiatów do zaniesienia. Łagodnie są załatwiane sprawy w sytuacji upomnienia. Następuje przeparkowanie pojazdu. Jednak dziś zachowanie ludzi przeszło moje wszelkie oczekiwania.
Droga jest do 3,5t. Podjazd szerokości ok 3 aut postawionych obok siebie. Otwieram bramę, chcąc wyjechać do pracy, a tam stoi konkretnych rozmiarów autobus. Pielgrzymka do Piekar. Oczywiście średnia wiekowa 50+ (co na końcu jest ważne). Szybki obchód na podjeździe i jedyna sprawa, która koligowałaby wyjazd, to otwarte drzwi autobusu. Myślę sobie: wyjadę na spokojnie i pójdę do kierowcy.
Staję za autobusem swoim combi i w tym momencie kierowca ukazuje się moim oczom z dwoma pasażerkami.
J-ja K-kierowca
J: Dzień dobry, pan jest kierowcą autobusu?
K: Tak.
J: Mogę pana prosić o zamknięcie drzwi, muszę wyjechać autem, a nie chcę zahaczyć o autobus.
I tu się zaczyna pan kierowca przeistaczać w człowieka bez manier i kultury.
K: Ja bym tu drugim autobusem przejechał, a jak nie dasz rady, to niech ci zabiorą prawo jazdy! - Per Ty???
J: Tylko proszę o zamknięcie tych drzwi. A poza tym na przeciw jest parking, tu jest wyjazd z posesji prywatnych.
Chyba coś rozwścieczyło kierowcę, złapał mnie za łokieć i przeciągną mnie siłą pięć kroków dalej, palcem pokazując na parking.
K: Tam osobówki stają! Ja się nie zmieszczę! - o ironio.
J: Mnie to nie interesuje! - już nieco podniesionym głosem - Jak zadrę to niech pan nie ma pretensji - dopiero w tym momencie była możliwość oswobodzenia się z uścisku.
Odwróciłam się na pięcie, słysząc za sobą jeszcze kilka epitetów od pana kierowcy. Oczywiście tej sytuacji przypatrywała się inne parafianki, co nie obyło się bez komentarzy:
- Smarkule czasu nie mają!
- Brak kultury, za naszych czasów nikt się tak nie zwracał do starszych!
Wchodzę do auta, podjeżdżam obok busa, i co widzę? Można? Można! Drzwi zamknięte.
Do sprostowania: prawo jazdy mam już kilka lat, i wiek 25+, do smarkatych raczej nie należę.
Oceńcie sami: my jako młodzi mamy ustępować, czy to starsi powinni opanować nerwy?
Osobiście nie wsiadłabym do autobusu z kierowcą, który nie przyjmuje uwagi i reaguje złością na prośbę.
komunikacja_miejska
Ocena:
192
(232)
1
« poprzednia 1 następna »