Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KittyBio

Zamieszcza historie od: 5 marca 2018 - 12:52
Ostatnio: 8 stycznia 2021 - 2:49
  • Historii na głównej: 12 z 12
  • Punktów za historie: 1470
  • Komentarzy: 132
  • Punktów za komentarze: 504
 

#82737

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słowem wstępu - mój dziadek mieszka sam w mieszkaniu w bloku z "wielkiej płyty" i ta historia będzie tyczyć się jego sąsiadów.

Nie tak dawno nadszedł czas na wieczne odejście sąsiadki z piętra niżej i po mało hucznym pogrzebie w owym mieszkaniu zamieszkała całkiem nowa "wesoła" rodzinka. Wesoła rodzinka to pies (od miesiąca), 2 chłopców i rodzice.

Dziadek jest lekko głuchy, jak większa część sąsiadów (średnia wieku klatki pewnie wyszłaby koło 65 r.ż. albo wyżej), więc wysłuchanie Barw szczęścia w łazience nie stanowi problemu. Niczym niesłychanym jest też bicie mięsa na niedzielne schabowe. To tyle uciążliwego sąsiedztwa. Są jeszcze 2 wady.

Większość klatki (poza 1 mieszkaniem na parterze, gdzie jest 1 dziecko z samotną matką i babcią oraz pracującą parą na 4) to oszczędni emeryci, więc klatkę trzeba sprzątać samemu. Część opłaca sprzątacza, cześć robi to sama, ale klatka ogólnie błyszczy. Może inaczej - błyszczała.

Otóż nowi klatki nie sprzątali i popełniali klatkowe przestępstwo w postaci wystawiania worka na klatkę, a że mieszkali na piętrze 2, sporo ludzi miało im to za złe. Mało tego - na klatce pojawiały się papierki, podobno nawet nagryzione kanapki (a większość to ludzie starsi, co czczą chleb jak świętość). Co więcej, psu zdarza się nasikać na "perski" dywan sąsiadów z naprzeciwka (z 2 piętra).

Nowi mają także "dzikie" dzieci w wieku ok. 5 i 13 lat. Dzikie, bo bicie schabowego to przy nich pikuś. Obecnie dzieci, o ile są w domu, hałasują, zakłócając mir 2 piętra wyżej i 2 piętra niżej, czyli w całej klatce. Dodajmy do tego psa, który jak ich nie ma (a zdarza się to podobno co 2. dzień), to wyje.

Tak więc zaczęło się od grzecznych upomnień i rozmów, ale nic to nie dało. Przyniosło odwrotny skutek. Nowi dzwonią na policję po 22 - bo sąsiadka obok ogląda Ojca Mateusza i dzieciak nie może im spać, a do dziadka co parę dni przychodzi ktoś ze spółdzielni, bo rzekomo ich zalewa. Sąsiadów z góry oskarżyli o zbyt głośne bicie kotletów i wywieszanie prania za balkon (tak, wiem, że to nielegalne, ale nikomu to nie przeszkadzało).

Dziś wraz z moim partnerem byłam na konspiracyjnej radzie klatki (opiekuję się dziadkiem, więc bywam u niego co sobotę i poszliśmy z nim z ciekawości). Pomogliśmy zwinąć dywan, pozbieraliśmy obrazy (tak - wisiały obrazy na klatce).

Od jutra nowi obudzą się w nowej rzeczywistości. No bo kto zabroni starszemu człowiekowi oglądać Barwy szczęścia albo słuchać opery za dnia na maxa w TV? I tak każdy dostał zadania - dziadek ma za zadanie głośniej stukać laską jak chodzi. :)

Cóż każdy jest trochę piekielny w sobie, ale po "moich" emerytach nigdy się nie spodziewałam, jakie mają pomysły.

P.S. Skarga do administracji również została napisana.
P.S. 2 - Sąsiadka z dzieckiem z 1 wyjeżdża na wakacje, a sąsiadów pracujących nie ma, bo pracują.
P.S. 3 - Byliśmy w zasadzie tylko obserwatorami (cóż, większość nie chciała zastosować się do "tylko" napisania skargi, bo to nic nie da, bo spółdzielnia chce ich się pozbyć, bo są starzy...) .

sąsiedzi

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (152)

#82312

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O lekarzach było już sporo (i dopiszę na końcu historię o nich), ale o weterynarzach raczej jest mało, chociaż bywają bardziej piekielni.

Zdarzyło mi się przyjechać do dziadka, który ma psa. No i jakoś tak wyszło, że od tygodnia pies pije za dużo i chodzi za często na "siku", więc na następny dzień (sobota) wybrałam się do "znanej i renomowanej" lecznicy (tak wynikało z opinii internetów). Wygoliłam psu łapę (długowłosy), no i tłumaczę co i jak - zły ze mnie opiekun, bo chcę badania krwi, które wiele pomaga w diagnostyce, a pani niezbyt chętna (zaraz powiem czemu).

Pies się trzęsie jak galareta, pani w żyłę trafić nie może. U psów pobranie krwi wygląda nieco inaczej - wbija się igłę i tą igłą krew "skapuje" do probówki. Pani igłę w końcu wbiła, ale ja sobie tak stałam trzymając psa i fiolkę z krwią. No ale to początek - "bo widzi pani, nie ma naszej laborantki, może pani zaczekać do poniedziałku".

Żeby to była jakaś filozofia, ale myślę że dzieci znające trochę angielski dałyby radę. W międzyczasie wspomniałam, że jestem biologiem medycznym i pracuję w labie. Otóż krew wkłada się do "komputera" ustawia się parametry zwierzęcia - gatunek, masa, wiek itp. Po 5 min wyskakuje paragon z wynikami. Wyniki wyszły praktycznie w normie. Pani chyba nie bardzo doświadczona strzela jak z karabinu, wymieniając choroby i dosyć drogie badania (tomografia na początek). Proponuję najczęstsze i najbardziej prawdopodobne - cukrzyca - nie będę tłumaczyć biologii, ale jak pies się trzęsie jak galareta, to glukoza nijak mu nie wyjdzie prawidłowa, więc zaproponowałam, że sama zbadam "w domu", bo to też dosyć proste (może ktoś ma cukrzyka w domu to wie, ze obsługa glukometru nie jest trudna).

Cukrzyca - nie, to na pewno nie. Może Cushing?! W sumie może być. Pani chce już przepisywać leki na Cushinga, jakieś przeciwbólowe, na ładniejszą sierść (wtf?), no i "cudowna" karma. Niestety nie skorzystałam z promocji. Zapłaciłam 300 zł za badania krwi i 2 ampułki z lekiem przeciwbólowym (uznałam warte sprawdzenia, chociaż dziwne, że mi pani dała do wstrzyknięcia w domu). Dziadek zapłaciłby pewnie koło 600 zł (na pewno skorzystałby ze wszystkich polecanych specyfików).

Wieczorem coś mnie tchnęło, by zadzwonić do kolegi z pracy (specjalizuje się w gryzoniach, ale co tam). Zaczął od najprostszej rzeczy - wywiadu. Okazało się, że dziadek przez przypadek kupił inną karmę. Zastanawiam się ile pani zarabia na nieświadomości klientów.

Historia o człowieczej służbie zdrowia.
Ostatnio byłam u lekarza od spraw kobiecych. Hitem okazała się "cytologia" przez USG (prywatnie). Zapytana dr czy komórki są w porządku, odpowiedziała bez namysłu że tak. Mam już innego lekarza :) Tyle w temacie kompetencji służby zdrowia i nabijania klientów "w butelkę".

słuzba_zdrowia weterynarz lekarz

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (205)