Profil użytkownika
KubekHerbaty
Zamieszcza historie od: | 29 czerwca 2023 - 6:42 |
Ostatnio: | 22 czerwca 2024 - 19:27 |
- Historii na głównej: 3 z 3
- Punktów za historie: 353
- Komentarzy: 14
- Punktów za komentarze: 48
Wychowuję sama syna. Wyszło tak, a nie inaczej i nie mam zamiaru się nad sobą użalać, choć wiadomo - bywa ciężko. Problem leży w niedoszłej teściowej. Zaczęła opowiadać na mój temat plotki, a że mieszkamy w małym mieście to wiadomości rozchodzą się błyskawicznie.
1. Żyję z alimentów, które jej ciężko pracujący synek musi płacić.
Po pierwsze - alimenty w pełni wykorzystuję na potrzeby dziecka i sama ze swoich pieniędzy również je realizuję. Jak mogłabym "żyć z alimentów", które wynoszą 500 zł miesięcznie? Po drugie - pracuję, co prawda na pół etatu, ale jednak. Chętnie poszłabym do pracy na cały etat, ale najzwyczajniej w świecie ktoś musi zaprowadzić młodego do przedszkola, odebrać go i później się nim zająć. Moja mama pomaga, jak może, ale sama pracuje na 3 zmiany i nie zawsze jest w stanie pomóc.
2. Kupuję dziecku używane ubrania.
Fakt - młody mniej więcej połowę szafy ma z drugiej ręki, jednak nie widzę w tym nic złego. Czterolatek brudzi się: farbki, trawa, błoto, jedzenie. Nie wszystkie plamy da się sprać, a używanych ubrań nie jest mi szkoda. Nie są to ubrania wyciągnięte czy dziurawe. Są w bardzo dobrym stanie, tyle, że odkupione od kogoś.
3. Zdradziłam ojca dziecka.
Niedoszła teściowa wyciągnęła taki wniosek po tym, jak widziała mnie wsiadającą do samochodu znajomego. Szkoda, że nie zauważyła tego, że najpierw wsiadł jej wnuk, który musiał odbyć wizytę u lekarza w mieście oddalonym o 50 km. Kolega po prostu zawiózł nas do lekarza, żebyśmy nie musieli denerwować się, czy zdążymy na pociąg powrotny.
4. Robię za duże zakupy.
To mnie najbardziej rozbawiło. Czterolatek je sporo, bo po prostu rośnie i ciągle jest w ruchu. Moim zdaniem 2 spore torby zakupów, które starczają na tydzień dla dwóch osób to nie jest jakaś imponująca liczba. Z czegoś trzeba przecież ugotować obiad, zrobić śniadanie, kolację i do tego przekąski "na szybko".
5. Odżywianie dziecka.
Nie dość, że robię wielkie zakupy to w dodatku niezdrowe, bo kiedyś stała za mną a kolejce w sklepie i widziała, jak wykładam na taśmę "kolorowe" jogurty, czekoladę i chrupki kukurydziane. Szkoda, że nie zauważyła kalafiora, marchewki, ziemniaków, dobrej jakościowo szynki i wielu innych "normalnych" produktów. Staram się gotować zdrowo i różnorodnie, ale jestem zdania, że od kawałka czekolady raz na jakiś czas dziecku krzywda się nie stanie.
A wiecie, co jest najbardziej piekielne? Widzi we mnie te wszystkie "wady", a nikomu nie powiedziała, dlaczego rozstałam się z jej synem. Otóż pił, po prostu. Po pracy przychodził do domu, jadł obiad i albo pił u kolegi, albo w domu. W końcu powiedziałam "dość" i kazałam mu się wyprowadzić. Według niej on jest dobrym ojcem.
Czy dobry ojciec nie kontaktuje się z dzieckiem? Czy dobry ojciec robi awantury przy dziecku? To już pozostawiam do Waszej oceny.
1. Żyję z alimentów, które jej ciężko pracujący synek musi płacić.
Po pierwsze - alimenty w pełni wykorzystuję na potrzeby dziecka i sama ze swoich pieniędzy również je realizuję. Jak mogłabym "żyć z alimentów", które wynoszą 500 zł miesięcznie? Po drugie - pracuję, co prawda na pół etatu, ale jednak. Chętnie poszłabym do pracy na cały etat, ale najzwyczajniej w świecie ktoś musi zaprowadzić młodego do przedszkola, odebrać go i później się nim zająć. Moja mama pomaga, jak może, ale sama pracuje na 3 zmiany i nie zawsze jest w stanie pomóc.
2. Kupuję dziecku używane ubrania.
Fakt - młody mniej więcej połowę szafy ma z drugiej ręki, jednak nie widzę w tym nic złego. Czterolatek brudzi się: farbki, trawa, błoto, jedzenie. Nie wszystkie plamy da się sprać, a używanych ubrań nie jest mi szkoda. Nie są to ubrania wyciągnięte czy dziurawe. Są w bardzo dobrym stanie, tyle, że odkupione od kogoś.
3. Zdradziłam ojca dziecka.
Niedoszła teściowa wyciągnęła taki wniosek po tym, jak widziała mnie wsiadającą do samochodu znajomego. Szkoda, że nie zauważyła tego, że najpierw wsiadł jej wnuk, który musiał odbyć wizytę u lekarza w mieście oddalonym o 50 km. Kolega po prostu zawiózł nas do lekarza, żebyśmy nie musieli denerwować się, czy zdążymy na pociąg powrotny.
4. Robię za duże zakupy.
To mnie najbardziej rozbawiło. Czterolatek je sporo, bo po prostu rośnie i ciągle jest w ruchu. Moim zdaniem 2 spore torby zakupów, które starczają na tydzień dla dwóch osób to nie jest jakaś imponująca liczba. Z czegoś trzeba przecież ugotować obiad, zrobić śniadanie, kolację i do tego przekąski "na szybko".
5. Odżywianie dziecka.
Nie dość, że robię wielkie zakupy to w dodatku niezdrowe, bo kiedyś stała za mną a kolejce w sklepie i widziała, jak wykładam na taśmę "kolorowe" jogurty, czekoladę i chrupki kukurydziane. Szkoda, że nie zauważyła kalafiora, marchewki, ziemniaków, dobrej jakościowo szynki i wielu innych "normalnych" produktów. Staram się gotować zdrowo i różnorodnie, ale jestem zdania, że od kawałka czekolady raz na jakiś czas dziecku krzywda się nie stanie.
A wiecie, co jest najbardziej piekielne? Widzi we mnie te wszystkie "wady", a nikomu nie powiedziała, dlaczego rozstałam się z jej synem. Otóż pił, po prostu. Po pracy przychodził do domu, jadł obiad i albo pił u kolegi, albo w domu. W końcu powiedziałam "dość" i kazałam mu się wyprowadzić. Według niej on jest dobrym ojcem.
Czy dobry ojciec nie kontaktuje się z dzieckiem? Czy dobry ojciec robi awantury przy dziecku? To już pozostawiam do Waszej oceny.
dom rozwód
Ocena:
182
(198)
Zostałam nazwana osobą bez empatii i bez chęci pomagania niepełnosprawnym. Ale po kolei.
Między skończeniem pracy a odbiorem dziecka z przedszkola mam pół godziny wolnego. Zazwyczaj siadam sobie na ławce, przeglądam coś w telefonie albo wyciągam książkę. Tak było też w piątek. Usiadłam, czytam wiadomość od mamy. I słyszę krzyk, że mam łapać psa. Nie zdążyłam nawet zareagować, koło mnie przejechał starszy pan na takim "skuterku" elektrycznym (nie wiem, jak to się dokładnie nazywa). Powiedział, że mam pomóc mu złapać psa, który uciekł mu z ogrodu, a on jest niepełnosprawny. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że przepraszam, ale niestety nie pomogę, bo najzwyczajniej w świecie boję się, że pies coś mi zrobi, w końcu to jest dla mnie obce zwierzę. Obok przechodziła starsza pani, która powiedziała mi prosto w twarz, że jestem źle wychowana, bo niepełnosprawnym powinno się pomagać i brakuje mi empatii. Po zapytaniu, czy może ona jest chętna na łapanie psa, nagle odeszła.
Rozumiem, że osobom niepełnosprawnym jest ciężko. Jeśli mogę - pomagam. Przepuszczam w kolejkach, ustępuję miejsca w komunikacji miejskiej, pomogę wstać/usiąść. Ale nie będę ryzykować swojego zdrowia lub życia. Dodatkowo kilka lat temu zostałam pogryziona przez psa i nikomu tego nie życzę. Szpital, sanepid, policja. Drugi raz nie chciałabym tego przeżywać.
Dodatkowo postawa roszczeniowa zawsze wywołuje we mnie negatywne emocje.
Między skończeniem pracy a odbiorem dziecka z przedszkola mam pół godziny wolnego. Zazwyczaj siadam sobie na ławce, przeglądam coś w telefonie albo wyciągam książkę. Tak było też w piątek. Usiadłam, czytam wiadomość od mamy. I słyszę krzyk, że mam łapać psa. Nie zdążyłam nawet zareagować, koło mnie przejechał starszy pan na takim "skuterku" elektrycznym (nie wiem, jak to się dokładnie nazywa). Powiedział, że mam pomóc mu złapać psa, który uciekł mu z ogrodu, a on jest niepełnosprawny. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że przepraszam, ale niestety nie pomogę, bo najzwyczajniej w świecie boję się, że pies coś mi zrobi, w końcu to jest dla mnie obce zwierzę. Obok przechodziła starsza pani, która powiedziała mi prosto w twarz, że jestem źle wychowana, bo niepełnosprawnym powinno się pomagać i brakuje mi empatii. Po zapytaniu, czy może ona jest chętna na łapanie psa, nagle odeszła.
Rozumiem, że osobom niepełnosprawnym jest ciężko. Jeśli mogę - pomagam. Przepuszczam w kolejkach, ustępuję miejsca w komunikacji miejskiej, pomogę wstać/usiąść. Ale nie będę ryzykować swojego zdrowia lub życia. Dodatkowo kilka lat temu zostałam pogryziona przez psa i nikomu tego nie życzę. Szpital, sanepid, policja. Drugi raz nie chciałabym tego przeżywać.
Dodatkowo postawa roszczeniowa zawsze wywołuje we mnie negatywne emocje.
Ławka pies
Ocena:
161
(177)
Dziecko miało katar i kaszel. Kaszlał do takiego stopnia, że aż zdarzyło mu się kilka razy zwymiotować. Więc co robię? Oczywiście umawiam wizytę u pediatry w "naszej" przychodni.
Pani doktor zbadała młodego, stwierdziła, że w sumie nic mu nie jest i zapisała maść, którą miałam smarować mu nos od środka. Poszłam, kupiłam... Na szczęście mam nawyk czytania ulotek. W ulotce jak byk było napisane, że nie można tej maści stosować do nosa.
Na drugi dzień wybrałam się z ulotką do tej samej pani doktor, która maść przepisała. Nie można do nosa? No to niech mu pani smaruje nos wazeliną...
Trochę się zdenerwowałam. Po pierwsze - dziecko się męczy, a po drugie - jak można nie sprawdzić, czy dany lek można używać w ten konkretny sposób?
Nie wytrzymałam i umówiłam dziecko prywatnie do laryngologa, bo już nie miałam serca patrzeć na to, jak się męczy. Okazało się, że potrzebny jest antybiotyk i steryd do nosa. Po 2 dniach dziecko jest zdrowe, nie ma ani kaszlu, ani kataru.
Wniosek? Trzeba zapłacić prawie 200 zł za wizytę, bo na NFZ nie do końca można liczyć... I nie twierdzę, że na NFZ nie ma dobrych lekarzy - na pewno są, ale ta pani doktor akurat do nich raczej nie należy.
Pani doktor zbadała młodego, stwierdziła, że w sumie nic mu nie jest i zapisała maść, którą miałam smarować mu nos od środka. Poszłam, kupiłam... Na szczęście mam nawyk czytania ulotek. W ulotce jak byk było napisane, że nie można tej maści stosować do nosa.
Na drugi dzień wybrałam się z ulotką do tej samej pani doktor, która maść przepisała. Nie można do nosa? No to niech mu pani smaruje nos wazeliną...
Trochę się zdenerwowałam. Po pierwsze - dziecko się męczy, a po drugie - jak można nie sprawdzić, czy dany lek można używać w ten konkretny sposób?
Nie wytrzymałam i umówiłam dziecko prywatnie do laryngologa, bo już nie miałam serca patrzeć na to, jak się męczy. Okazało się, że potrzebny jest antybiotyk i steryd do nosa. Po 2 dniach dziecko jest zdrowe, nie ma ani kaszlu, ani kataru.
Wniosek? Trzeba zapłacić prawie 200 zł za wizytę, bo na NFZ nie do końca można liczyć... I nie twierdzę, że na NFZ nie ma dobrych lekarzy - na pewno są, ale ta pani doktor akurat do nich raczej nie należy.
lekarz
Ocena:
128
(142)
1
« poprzednia 1 następna »