Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Loras

Zamieszcza historie od: 31 sierpnia 2012 - 11:24
Ostatnio: 1 lutego 2013 - 4:58
O sobie:

Do niestawiających polskich znaków, robiących denne wymówki - http://i46.tinypic.com/2816ceb.png

  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 1397
  • Komentarzy: 616
  • Punktów za komentarze: 6491
 
zarchiwizowany

#41718

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To będzie pierwsza moja historia - przy okazji bardzo osobista. Nigdy nie wspominałem tu o tego typu sprawach, ale widziałem reakcje w komentarzach, więc zebranie odwagi trochę mi zajęło. Będzie długo i smutno - o mojej pierwszej, szczenięcej miłości. Z perspektywy lat wiele rzeczy z tamtego okresu wydaje mi się teraz śmieszne, zaczynając od mojej bezkrytyczności wobec siebie i zakochania w sobie, na naiwności kończąc.

Mając lat piętnaście byłem dość dziwnym, problematycznym i zbuntowanym dzieciakiem. Długie włosy, częste bójki, lecące na łeb oceny w szkole, sabotowanie lekcji. Jak wszyscy w tym wieku uważałem wszystkich rówieśników wokół mnie za skończonych idiotów, niezdolnych do zrozumienia tak złożonej osobowości jak ja. Prawie nie miałem znajomych - bo wszyscy za głupi dla mnie, bez charakteru, nieciekawi, jakby odlani z tego samego wzoru. Każda znajomość mnie szybko nudziła, lub była kończona moim wybuchem agresji. Aby takie sytuacje ukrócić, moi szanowni rodzice uznali, że zapiszą mnie na jakiś sport, cobym się wyżył, uspokoił, i może trochę spokorniał, gdy jakiś trener mną porządnie pozamiata raz czy dwa. Na te zajęcia chodziłem z raczej niewielkim zapałem, po to tylko, żeby udowodnić, że żadnej zmiany nie przynoszą... póki nie zaprzyjaźniłem się z Piotrkiem.

Świetny koleś, dokładnie ktoś, kogo szukałem. W moim wieku, indywidualista, inteligentny, twardziel, ze świetnym poczuciem humoru. Spędzaliśmy ze sobą całe popołudnia wkurzając innych głupimi dowcipami, podkradaliśmy piwa w lokalnych spożywczakach, graliśmy w nogę, dyskutowaliśmy na poważne, a nawet - według piętnastoletniego mnie - bardzo głębokie tematy. A jak coś zgrzytało - dawaliśmy sobie po ryjach i grało. Moi rodzice od razu go polubili nie tylko za charakter czy dobre wychowanie, ale i za to, jak mnie wyrwał ze stagnacji, młodzieńczej depresji i przesadzonego samouwielbienia. Oceny poszły w górę, choć niezbyt drastycznie. No cudownie!

Ale ja tu o przyjaźni, a miało być o miłości, i zamiast o niewiastach, to o jakimś Piotrku gadam. A, no właśnie... Piotr żadnej dziewczyny nie miał, ja zresztą też nie. Głupie były przecież, prawda? Często dawał mi to do zrozumienia. O naszej nieskończonej zarąbistości też. Po paru miesiącach przyjaźni znaliśmy się niemal na wylot, wytworzyła się między niesamowita więź emocjonalna... chyba domyślacie się, gdzie to zdąża, hm? Zgadliście. Jakoś tak, od żartu do żartu, od słowa do słowa, po wielu zastanowieniach zauważyliśmy, że się w sobie wzajemnie podkochujemy. Doła sobie napędziliśmy niesamowitego. Pedalstwo? Trochę jak wyrok. Miałem wielokrotnie wizje chłopaków ze szkoły kopiących mnie w kółku leżącego, zakrwawionego, krzyczących "PEDAŁ", czy rodziców wyrzucających mnie z domu. Doszliśmy do wniosku, że to nowe, ciekawe i niesamowicie przyjemne uczucie zauroczenia będziemy odkrywać w tajemnicy, po kryjomu. Oburzonych czekających na opisy rodem z Sodomy niestety zasmucę - nie zrobiliśmy nic poza całowaniem się, ale ta więź... Wyobrażałem sobie nas gdzieś za granicą, mieszkających razem, prowadzących normalne życie... Bo czemu nie? W czymś, co było tak piękne, tak uszczęśliwiające i szczere nie może być czegoś złego. Z czasem zaczęliśmy prowadzić coraz częściej rozmowy elektroniczne... I to był błąd. Pewnego razu, z dnia na dzień, mój luby zniknął. Nie odzywał się, nie dzwonił, komórki nie miał, na podwórkach coś go ubyło. Przez jeden dzień to była norma, ale parę pod rząd? Uznałem, że zadzwonię do niego. Odebrał jego tata.

- Dzień dobry, Iksiński z tej strony, słucham?
- Dzień dobry, Loras z tej strony. Zasta...
- MORDA, PEDALE. TWOI STARZY WIEDZĄ, ŻE SIĘ CWELISZ, *UJU? JESZCZE RAZ CIĘ ZOBACZĘ...

Nie dowiedziałem się, co miałoby się stać, bo przerażony trzasnąłem słuchawką. Nietrudno się domyślić, co dalej. Piotrek urwał ze mną kontakt kompletnie. Na ulicy udawał obrażonego. Gdy pytałem, za co się tak boczy, mówił, że doskonale wiem, co zrobiłem, więc mam przestać zawracać cztery litery i sp***alać. Załamałem się. Straciłem przyjaciela (chłopaka?). Na dniach zaczęły się losowe telefony do moich rodziców. Ktoś (zgadnijcie kto) dzwonił, wydzierał się tak, że słychać było parę metrów od słuchawki. "Chowacie cwela". "Pewnie dzieci maca". "Piotrusia molestował". "Nawraca na pedalstwo". "Jak zobaczę koło syna, to jaja przy d*ie urwę". Z początku te telefony były zbyt, hm, emocjonalne, żeby mogli z nich cokolwiek zrozumieć, ale po paru takich załapali. Rodzice zaprosili mnie na Poważną Rozmowę i zapytali, czy cokolwiek z tego, co wywrzeszczano w telefon to prawda. Przyznałem, że tylko to, że między mną a Piotrkiem było coś więcej, niż przyjaźń. Z początku się wściekli, przyjęli to jako kolejny objaw mojego buntu i skłonności do sabotowania znajomości, ale po paru dniach zrozumieli, że to nie żarty. Ot, syn gej. Co wiadomo było wtedy powszechnie o homoseksualizmie? Że zboczenie, że pedofilia, że da się leczyć... Ich akceptacja i zrozumienie kosztowały mnie długie, długie godziny rozmów...

A co z Piotrkiem? Rozpowiedział, że jestem "lachociągiem" i "macam dzieci". Napędził mi taką paranoję, że jeszcze parę miesięcy tłukłem inne dzieciaki nazywając je pedałami, coby odciągnąć od siebie uwagę. Bałem się, że jeśli to odkryją, to mnie zagnębią, zatłuką, zniszczą mi już wystarczająco żałosne życie. Wpadłem w depresję, miałem niewystarczająco skuteczną próbę samobójczą, cała sprawa kosztowała mnie sporo nerwów, przeszedłem przez psychoterapię. Stałem się wrakiem samego siebie, kłębkiem nerwów. Nawet na parę miesięcy przywdziałem glany z białymi sznurówkami, żeby mieć pewność, że wtopię się w tłum - ten zdrowy, heteronormatywny i tak w Polsce preferowany tłum. Wiele mnie ta sytuacja nauczyła. Do teraz ostrożnie podchodzę do znajomości, tych na stopie związkowej tym bardziej. Z perspektywy lat moja reakcja wydaje się być przesadzona i śmieszna, ale hej - byłem piętnastolatkiem.

Dlaczego o tym mi się o tym wszystkim przypomniało? Ostatnio, po wielu latach, spotkałem Piotrusia. Szedł z jakąś wymalowaną, skąpo odzianą dwudziestoparolatką, która wyglądała, jakby parała się najstarszym zawodem świata. Potrącił mnie ramieniem, "z bara", aż się zachwiałem, przywitał mnie słowami "strzała, cwelu!", i poszedł dalej.

pierwsze zauroczenie

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 262 (426)

1