Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Mieta

Zamieszcza historie od: 26 stycznia 2016 - 22:36
Ostatnio: 30 lipca 2016 - 2:03
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 364
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 24
 

#74323

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś o mojej naiwności. Będzie długo.

Jechałam pociągiem do miasta w którym mieszkam i studiuję, z domu rodzinnego. W połowie drogi miałam przesiadkę, na drugi pociąg miałam czekać ponad czterdzieści minut, a kochane PKP zapowiedziało, że pojazd spóźni się kolejne czterdzieści.

Postanowiłam przejść się do miasta, gdzie znalazłam uroczą sunię labradora błąkającą się bez obroży, obwąchującą kolejno każdego przechodzącego człowieka.
Piesek śliczny, około czterech miesięcy, więc jak to szczenię żywiołowe. Szczeniak + ruchliwa ulica + tory nieopodal = niebezpieczeństwo (dla psiaka).

Serce zapikało mi mocniej na samą myśl, więc wzięłam pieska na ręce i zaczęłam wypytywać ludzi czyj to łobuz.
Nikt psa wcześniej na oczy nie widział, a i dowiedziałam się, że w tym miejscu często ludzie chcąc się pozbyć futrzaków, wyrzucają je z aut.
Łezka w oku, serce ściska więc psie bejbi pod pachę i biorę ze sobą z zamiarem znalezienia właściciela, a jeśli ten się nie odnajdzie, to wyszukam małej kochający dom.
Przecież nie zostawię istotki, ryzykując, że zginie.

Biszkopt, dzielnie zniosła półgodzinną podróż pociągiem (60/80 km), w czasie której zamieściłam na portalach społecznościowych informację o znalezionej zgubie.
Dojechałyśmy szczęśliwie, po drodze zaczepiła nas sąsiadka mieszkająca w bloku obok, która jest samotną staruszką z pieskiem.
Zachwycała się małą bez końca, i powiedziała, że jeśli chcę zajmie się nią do czasu odnalezienia właścicieli w przeciwnym razie ją zaadoptuje a ja będę mogła ją codziennie widywać, zabierać na spacery.

W tamtym czasie miałam dużo zajęć, a szkoda mi było żeby psiak siedział sam w domu, więc się zgodziłam. Zaprosiła mnie do siebie do domu, zaproponowała kawkę, sunia happy, wszystko super, fajnie. Zaufałam jej. O ja naiwna.
Faktycznie kontakt z nią miałam, pieska widziałam, dzwoniła, opowiadała co ten łobuz przez cały dzień wyprawia.

Już na drugi dzień znaleźli się właściciele, gotowi przyjechać po pieska w każdej chwili, z kompletem dokumentów.
Zadzwoniłam więc do Pani babci, poinformowałam o sytuacji, i powiedziałam, że właściciele przyjadą po Biszkopt.
Tak zaczęła się gównoburza.
Babeczka za nic w świece psiaka oddać nie chce. Ludzie dokumenty mają, zaczynają nam grozić ale ona nie odda.
Policja, telefony, raz ja jestem zła, raz właściciele, raz ona.

Piekielni chyba są tu wszyscy.
Człowiek chciał dobrze, a wyszło jak zwykle.

Koziołki

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (215)

#71938

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cześć, dzisiaj opiszę wam pewną piekielność, jednak zanim to nastąpi muszę naświetlić wam okoliczności sytuacji krótkim wstępem.

Jakiś czas temu, aby zdobyć trochę gotówki, postanowiłam poszukać pracy dorywczej, więc przeglądałam oferty pracy na jednym z bardziej popularnych serwisów ogłoszeniowych, którego nazwa zawiera trzy litery i zaczyna się na „O”. Po wysłaniu kilku CV do firm poszukujących pracowników, dostałam odpowiedzi z zaproszeniami na rozmowę o pracę.

Wybrałam się na kilka takich spotkań, między innymi właśnie do „Piekielnego Serwisu Internetowego” i to właśnie tam zdecydowałam się podjąć pracę. Oferowali bardzo korzystne warunki a mianowicie: 12 zł/h netto, 6h pracy w tym jedna 30 min płatna przerwa, praca jedyne pięć dni w tygodniu od 9 do 15, umowa zlecenie z elementami umowy o pracę.

Rozmowa o pracę cud, miód, malina, serek, firma działa na zasadzie call center, miałam spróbować przekonać panią, która przeprowadzała ze mną rozmowę, do kupna dżemu zamiast masła orzechowego. No więc okej, gadam, gadam, przekonuję, aż wreszcie po wszystkim zostałam zapewniona, że pracę na pewno dostanę, bo spełniam wszystkie oczekiwania itd… itd…
Zadzwonili dwa dni później z propozycją tygodniowego okresu szkoleniowego, który zadecyduje o tym, czy mnie zatrudnią czy nie.

Pierwszy i drugi dzień:

Przychodzę punktualnie do pracy, gadka szmatka, przedstawienie nam co będziemy robić, jakiś tam instruktaż i wio, do roboty.

Powiedziano nam, że Piekielny Serwis Internetowy to baza firm zajmująca się publikacją wizytówek o działalności firm na ich stronach internetowych oraz pozycjonowaniem ich w wyszukiwarce Google.
Wszystko spoko, tak więc dostajemy laptopy, zeszyty i telefony z nielimitowanymi rozmowami i co najważniejsze, skrypty.
Każą nam wpisać adresy popularnych baz firm, wybierać branżę i dzwonić po kolei od firmy do firmy przedstawiając im naszą ofertę. Kiedy lista firm z danej branży się skończy, przechodzić do następnej i tak dalej. Kiedy ktoś odbierał telefon, mieliśmy poprosić o właściciela firmy i wyrecytować mu napisaną na skrypcie formułkę: Dzień dobry, moje nazwisko takie i takie, dzwonię z Piekielnego Serwisu Internetowego, aby przedstawić państwu ofertę publikacji wizytówki na naszej stronie internetowej bla bla bla…

Trzeci i czwarty dzień:

Jak się pewnie domyślacie, niewiele osób było zainteresowanych, tak więc na wstępie dostałyśmy nowe formułki i tutaj już było można wyczuć piekielność.
„Dzień dobry nazywam się tak i tak, i miałam się z państwem kontaktować w celu ustalenia adresu do wysyłki dokumentów przedłużających państwa publikację w bazie firm wraz z pozycjonowaniem w wyszukiwarce Google. Przypomnę, że kurier ma dostarczyć regulamin i fakturę VAT na adres XXXXXXXX. Czyli co, czyli kurier ma podjechać na ten adres i w jakich godzinach?”.

Jeżeli potencjalny klient mówił, że nic nie zamawiał i za nic nie będzie płacił ani nic przedłużał, trzeba było wyrecytować kolejną część:

„No ale jak to nic? (pan nie zamawiał, pan nie przedłużał), przecież kontaktowaliśmy się 3 tygodnie/5 miesięcy/rok temu, aby poinformować, że państwa wpis dobiega końca i z tego co widzę została wtedy wyrażona zgoda na dalszą publikację, dodatkowo dostają państwo 12 miesięcy gratis, czyli teraz ta reklama będzie nie na rok jak do tej pory, ale na dwa lata i trzeba zapłacić za pobraniem 399/599/899 zł brutto (miałyśmy same zdecydować ile wyciągnąć). Czyli co? Kurier jutro przyjedzie na taki i taki adres, więc proszę przygotować pieniążki odliczone i w gotówce”.

Wtedy jeszcze jak ktoś kategorycznie odmawiał, to rozmowa się kończyła, i tyle.

Już wtedy miałam wyrzuty sumienia, ale usługa miała być zrobiona po płatności, no i mówiono nam, że to i tak bardzo pomoże tym firmom, a koszty wrócą już po pierwszym kliencie.

No okej, kasa nam potrzebna, więc pracujemy.

Piąty dzień i najgorszy:

Formułka taka sama jak dzień wcześniej, z tym że dodali do tego podawanie się za inne firmy, straszenie sądem, komornikiem i windykacją.
Tego już nie wytrzymałam i po powrocie do domu postanowiłam więcej tam nie wrócić.

A teraz piekielność:

1. Osoby, do których dzwoniono, nigdy wcześniej nie miały nic wspólnego z tą firmą i usiłowano je zmusić do zapłaty za usługę, której nigdy nie mieli.
2. Rozmowy nie są nagrywane – dowodów na cokolwiek brak.
3. Największa piekielność – regulamin i faktura wysyłane są za pobraniem, jeśli ktoś zapłaci sprawa jest przegrana.
Wygląda to tak: Wysyłany jest kurier za pobraniem, co oznacza, że kopertę z zawartością można otworzyć dopiero po zapłaceniu. Niestety kiedy otwierasz kopertę, dowiadujesz się z regulaminu, że przez płatność zgodziłeś się na wszystkie warunki umowy. Tak więc ludzie płacą nawet 2000 zł za przysłowiową gazetę.
4. Nikogo nie interesuje, że nie potrzebujesz żadnej reklamy albo nawet nie posiadasz przedsiębiorstwa, i tak zapłacisz za wizytówkę internetową.
5. Osoby, które najczęściej płacą niebotyczne sumy to: prawnicy, lekarze, księgowi, agenci ubezpieczeniowi, komornicy czy windykatorzy, księża, ale pana Mariana z warsztatu samochodowego gdzieś na wiosce prawdopodobnie nie oszukasz.


OSZUSTWO NIE MA GRANIC, NIE DAJCIE SIĘ WROBIĆ! Mogą was straszyć wszystkim i obiecywać wszystko! Zawsze proście o nagranie zgody lub skan podpisu, bez tego mogą wam jedynie kibelek wyczyścić.


PS Słyszałam nawet, jak podają się za windykację lub komornika, żeby im tylko zapłacić. Jeśli wpiszecie „płytkowanie Wrocław” w Google, to zobaczycie na pierwszym miejscu jedną ze stron tej firmy (taka niebieska).

call_center

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (176)

1