Profil użytkownika
Nanaki
Zamieszcza historie od: | 30 października 2011 - 20:53 |
Ostatnio: | 9 kwietnia 2012 - 23:58 |
- Historii na głównej: 2 z 3
- Punktów za historie: 1495
- Komentarzy: 10
- Punktów za komentarze: 45
zarchiwizowany
Skomentuj
(11)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Mieszkam na ostatnim pietrze w czteropiętrowym bloku, na klatce jest dziesięć mieszkań. U mnie w domu zawsze były koty, które wychodziły. Sąsiedzi wiedzieli nie przeszkadzało im to i zawsze ktoś wypuszczał bądź wpuszczał kota do klatki.
Pewnego razu gdy mój kot miał już z 11 lat zadzwonił syn sąsiadów domofonem ze nasz kot leży przed klatką, krwawi i ledwo dycha. Razem z mamą pędem zbiegłyśmy na dół, jeszcze na klatce widziałyśmy ślady krwi prowadzące przed klatkę do kota.
To kota na ręce i biegiem do weterynarza który znajduje się dwa bloki dalej. Weterynarz kota pooglądał dał coś przeciwbólowego i powiedział że kot jak to kot się wyliże sam. Już z ulgą wróciłyśmy do domu. Kot odpoczywał na posłaniu i wyglądało ze wszystko jest w porządku. Ale, po kilku godzinach, jak znieczulenie przestało działać, kociak zaczął niemiłosiernie miałczeć niemalże płakać. Że był już póżny wieczór zabrałyśmy kota do całodobowej przychodni w której okazało się że kociak ma: zmiażdżone dwie przednie łapy( w jednej nigdy do końca czucia nie odzyskał), pęknięty mostek i żuchwę! Kot przeszedł długą operacje, pozszywali, poskładali i wsadzili łapy w gips. I dopiero po tym kot się jakoś pozbierał. Weterynarz powiedział że kota ktoś po prostu skopał. Na klatce gdzie wszyscy wiedzieli czyj to kot! A jak nawet to jaki jest powód żeby skatować bezbronne zwierze?
Pewnego razu gdy mój kot miał już z 11 lat zadzwonił syn sąsiadów domofonem ze nasz kot leży przed klatką, krwawi i ledwo dycha. Razem z mamą pędem zbiegłyśmy na dół, jeszcze na klatce widziałyśmy ślady krwi prowadzące przed klatkę do kota.
To kota na ręce i biegiem do weterynarza który znajduje się dwa bloki dalej. Weterynarz kota pooglądał dał coś przeciwbólowego i powiedział że kot jak to kot się wyliże sam. Już z ulgą wróciłyśmy do domu. Kot odpoczywał na posłaniu i wyglądało ze wszystko jest w porządku. Ale, po kilku godzinach, jak znieczulenie przestało działać, kociak zaczął niemiłosiernie miałczeć niemalże płakać. Że był już póżny wieczór zabrałyśmy kota do całodobowej przychodni w której okazało się że kociak ma: zmiażdżone dwie przednie łapy( w jednej nigdy do końca czucia nie odzyskał), pęknięty mostek i żuchwę! Kot przeszedł długą operacje, pozszywali, poskładali i wsadzili łapy w gips. I dopiero po tym kot się jakoś pozbierał. Weterynarz powiedział że kota ktoś po prostu skopał. Na klatce gdzie wszyscy wiedzieli czyj to kot! A jak nawet to jaki jest powód żeby skatować bezbronne zwierze?
osiedle
Ocena:
176
(196)
1
« poprzednia 1 następna »