Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Onatoja

Zamieszcza historie od: 29 października 2012 - 15:26
Ostatnio: 8 listopada 2014 - 1:30
  • Historii na głównej: 5 z 11
  • Punktów za historie: 4780
  • Komentarzy: 132
  • Punktów za komentarze: 1092
 

#61006

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wojny toaletowej ciąg dalszy.
Jakiś czas temu uformował się u nas nieformalny Klub Kiblowniczek, czyli pracownic przesiadujących w damskiej toalecie, pijących tam herbatkę i przekazujących ploteczki.

Grono po kawałku się wykruszało, ale zostały dwie stałe członkinie. Z czego jedna (będąca główną Panią sprzątającą) od godziny 10 do 14 jest tam bez przerwy, siedząc na muszli i pijąc herbatę, podjadając ciasteczka. Wszystko to w celu ukrywania się przed kierownictwem tępiącym lenistwo. Było to zabawne do momentu. Konkretnie do chwili, kiedy pani totalnie olała swoje obowiązki i wszędzie zaczął panować, nie przebierając w słowach, syf. Brud panoszy się wszędzie, lepkie są krany i sanitariaty.

Cicha wojna podjazdowa rozpoczęła się dokładnie w momencie, kiedy pani postanowiła myć podłogę na korytarzu w godzinach pracy, kiedy każdy z nas chcąc nie chcąc musi poruszać się po korytarzach. Pani myje - my chodzimy - pani myje - my chodzimy. Aż pani postanowiła stać na warcie i pilnować wilgotnej posadzki, zatem odsyła pracowników do biur krzykiem.

Z powodu okropnego smrodu, okno w łazience zostawiamy zawsze otwarte, któregoś dnia rozpętała się ulewa i finalnie łazienkę zalało, zatem Pani Strażniczka pilnuje także okna i przy ostatnich upałach zawsze je zamyka. Przy okazji opierniczyła każdą pracownicę zjawiającą się w łazience za otwieranie okien, ja bynajmniej nie mam ochoty wysłuchiwać ochrzanu od kogoś, kto nie jest moim przełożonym. Wojna nabrała już charakteru oficjalnego, ponieważ problem brudu został zgłoszony.

W ramach posiłków przysłano drugą Panią, która sprząta i pucuje aż miło. Ale panie działają w systemie zmianowym, zatem brud wraca co tydzień. Pani ma też swoje nawyki, w tym pogawędki z korzystającymi z toalety. Konkretnie w trakcie wykonywania czynności fizjologicznych, aby ich uniknąć ruch w tych rejonach zamiera do 14. Zostawia opłukane kubeczki na dyspozytorze do ręczników papierowych. Przyniosła sobie ostatnio krzesło. Zostawia drzwi otwarte na oścież, żeby nasłuchiwać kto idzie (po krokach rozpoznaje potencjalne zagrożenie).

Pani jest jednak nieusuwalna, ponieważ w przyszłym roku przechodzi na emeryturę. Kierownictwo nie raz zwracało jej uwagę, patrolują toaletę, ale nikt nie ma czasu schodzić co godzinę sprawdzać, czy Strażniczka wzięła się do roboty czy nie. Przesunięto ją zatem na portiernię, gdzie powinna wpuszczać do budynku. Tutaj też jest piekielna, ale to na inną historię...

tułaleta we w biurze.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 388 (446)

#60896

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na dworcu autobusowym we Wrocławiu czekałam akurat na PKS do rodzinnej miejscowości. Do odjazdu zostało ok. 30 minut, ludzi całkiem sporo, w końcu to sezon wakacyjny.

Nagle słyszę głośny rechot, po barwię wnioskuję kobiecy. Rozglądam się, widzę dwie kobiety w wieku ok 35+ oraz grupkę dzieciaków na oko 8-15 lat. Naśmiewają się do rozpuku z dziewczynki, mizerniutkiej, chudziuteńkiej i ewidentnie najmłodszej w grupie. Podeszłam bliżej, słyszę jak kobieta nakazuje dziewczynce zdjąć spodnie (na środku dworca!) i przebrać się w inne, bo w tych brudnych nie pojedzie. Dziecko odmawia, mówi, że nie chce, kobieta ściąga jej spodnie i zaśmiewa się na całe gardło dodając "zaraz się posikam, no nie mogę".

Nie wytrzymałam nerwowo i krzyknęłam, czy jest normalna na umyśle, czemu nakazuje dziecku rozebrać się na dworcu, debilnie zaśmiewa do łez z nagich pośladków dziewczynki. Wdałyśmy się w kłótnię, z której oczywiście dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o sobie oraz, że mam pilnować swojego biznesu. Finalnie dziecko zostało ubrane, purpurowa ze złości kobieta oddaliła się z grupą na stanowiska autobusowe.

Po dworcu przechadza się wiele osób, podróżnych całe stada, wszyscy obserwowali dziecko w samych majtkach na środku i zaśmiewającą się opiekunkę, ale odwagi, żeby zareagować brakło. Co trzeba mieć w głowie, żeby ściągać dziecku spodnie w miejscu publicznym i się chamsko z tego śmiać?!

dworzec Wrocław

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 579 (645)

#44372

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czy są na sali logistycy?

Pracuję jako specjalista ds. logistyki i spedytor międzynarodowy. Codziennie stykam się z wielkimi "byznesmenami" z Zachodu. Brak kultury, jaki sobą reprezentują nie jest sekretem. Chyba wszyscy wiedzą w jaki sposób traktuje się przedstawiciela z Polski, a tym bardziej kobietę.

Wczoraj jednak oniemiałam. Cała nasza kilkunastominutowa rozmowa z kontrahentem była w bardzo nieprzyjemnym tonie, wyśmiał mnie i moje kompetencje zawodowe, wybitnie mu się nie podobało, że rozmawia z kobietą. Na prośbę o zmianę tonu stwierdził, że nie będzie mu żadne polskie babsko dyktowało co ma robić. Na koniec naszej SŁUŻBOWEJ rozmowy wykrzyczał mi do słuchawki, że dla niego jestem dziwką i mogę ssać mu f*uta.

A wszystko to dlatego, że Pan-Mam-Dwa-Miliony-Euro-Obrotu skąpił zapłacić 350€ za transport przez pół Europy...

Ełropejsky Byznes

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 901 (957)

#42579

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu Okruchy Życia: Piekielne zachowania ludzi w sklepach.
(Sklep niemieckiej sieci Kraj Zakupów).

1. Wyścigi. Rzucili świeże bułeczki. Zwabieni zapachem emeryci BIEGNĄ bo bułki i przerzucają je gołymi łapami. Wrzask nie do opisania.

2. Kolejka po wędliny.
Pani 50+ ma zostać obsłużona:
- To ja poproszę 50 g tej podwawelskiej, no, do tego... e... Heniu... tę śląską czy łowicką? Heniu? HENIO! (Henio poczłapał już na sery). Chodź no, powiedz, tę białą chcesz? No to jeszcze 5 plasterków tej polędwicy gotowanej, to jeszcze... eee... (i tak 20 minut niezdecydowania i nawoływania Henia. A za nią jeszcze 3 takie same NIEZDECYDOWANE).

3. Owoce i warzywa. Czemu już nie kupię pomidorów w markecie? babcia stoi i ładuje do siaty te pomidory. Ładuje i ładuje. A przed załadowaniem każdy dokładnie maca i wącha zbliżając do twarzy na odległość 3 mm. Rozmyśliła się. Wywaliła wszystko do kartonu. Obwąchane i zmacane pomidory. Obok inna emerytka wpiernicza pistacje i zapycha winogronem.

4. Łażenie. Łażą po tym sklepie z tymi wielgachnymi wózkami i stoją na środku alejki. I stoją. I przepraszam, a on stoi. Wyjeżdża z tej alejki wprost w moje kolana "jak łazisz?". I lezie z prędkością ślimaka po tym sklepie. I stoi na środku alejki. Trzeba obejść regal dookoła, żeby się wydostać. Bo oni łażą...

5. Obczajanie. Obczajanie co masz w koszyku, co masz na liście, co właśnie oglądasz, w co jesteś ubrany. I wyrażają swoje niezadowolenie prychaniem, cmokaniem, jakimś komentarzem pod nosem ("żarcie dla kota... pff.. burżujstwo") lub nienawistnym spojrzeniem.

6. Wykradanie z koszyka. Serio. "o, jaki ładny wazon, gdzie go pani znalazła? - w dziale AGD". Odwracasz się, a tu wazon zniknął. Po co łazić po sklepie, jak jest pod nosem?

7. Otwieranie opakowań. Stoję na chemicznym i widzę, jak kobita otwiera sobie kremik i wsmarowuje w łapska. Potem jeszcze jakiś inny, i inny. Pakuje paluch do środka, a potem zamyka i odkłada, że w życiu byś nie poznał. A tam już bakteriada. Na potęgę wyciągają tampony i podpaski z opakowań i pakują w kieszenie. Nawet faceci!

8. Kasa. Plastikowa przegródka "następny klient" postawiona odpowiednio daleko, żebym ja mogła stać koło swojego, a następny klient koło swojego. Nie. ładuje mi się na plecy i obserwuje co tam kupiłam i ile mam kasy w portfelu. "Może mi pani nie leżeć na plecach? - O co Pani chodzi?". Nie cierpię dmuchania mi w szyję. Po to ustawiam się odpowiednio daleko, żeby każdy miał przestrzeń. Ale po co. Przecież wszyscy wiedza, że jak się ustawisz na plecach osoby przed sobą, to zostaniesz obsłużony szybciej.

9. Darcie się na kasjerkę. Bo czemu wolno, bo czemu za siatki trzeba płacić i inne pierdoły. Szlag mnie trafia, kasjerka się męczy, a ktoś ma uciechę i darmowe szoł.

10. Na dziale warzywno-owocowym napisane jak byk "prosimy ważyć produkty przed odejściem do kas". Po co? Przecież kasjerka ma kod, to se zważy, nie? Nie. I potem cała kolejka stoi, bo "no to ja tylko podlecę to zważyć, a pani mnie dalej skasuje". Już dawno skasowała, a ona wraca ze zważonym produktem + kilkoma innymi, bynajmniej nie z działu warzywnego.

11. Złodziejstwo. Moja ulubiona cwaniara. Poszłam kupić śmietankę do zupy i jednego loda, bo gorąco było. Skasowane, płacę. Kobitka przede mną pakuje swoje frukta. I co? Zwędziła mi śmietanę. Myślę sobie "pomyliła się", więc wychodzę przed sklep, to ją jeszcze zatrzymam. Wyszłam. I babka na mój widok uskutecznia sprint. Serio. Uciekła ze śmietaną za 1,25 zł.

Można by wymieniać jeszcze długo...

Kraj zakupów.

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 851 (979)

#42007

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dużo pojawiło się ostatnio opowieści o dyspozytorach wysyłających do dziadka z kaszlem czy innych "zagrażających życiu" dolegliwości.
Ja chciałam się z Wami podzielić pewnym spostrzeżeniem.
Zapewne jest tutaj sporo kobiet cierpiących w tzw. kobiece dni i pewnie mnie zrozumieją...

Kiedy zbliżają się "te dni" przezornie ubezpieczam się w mnóstwo tabletek przeciwbólowych, rozgrzewające okłady i wszystko inne co jest w stanie pomóc. Kobiety w mojej rodzinie tak już mają, że cierpią, mdleją, wymiotują, defekują, odchodzą od zmysłów z powodu okresu. Nie raz sama trafiałam na kozetkę u lekarza, pokładając się z bólu.

Pech chciał, że wieczorową porą, kiedy lekarze już nie przyjmują zaczął mnie atakować niesamowity ból. Oczywiście cała kolacja wylądowała w odpływie, natychmiast temperatura ciała spadła, doszły drgawki, biegunka. Naszprycowałam się lekami, czekam. Ból staje się tak dotkliwy, że nie mogę się już wyprostować, o przeniesieniu z łazienki do sypialni nie ma mowy. Zanim zostanę zlinczowana, wierzcie mi, odczekałam dwie godziny i przemyślałam to 1000 razy, zanim wystukałam na telefonie numer pogotowia ratunkowego. Opisałam sytuację, że nie jestem w stanie się podnieść, że już zdarzało mi się mdleć w trakcie okresu, błagam o pomoc, bo nie mam już siły się podnieść, a ból (dosłownie!) rozrywa mnie od środka. Co usłyszałam? Pewnie wiecie. Tak, "nie jeździmy do takich przypadków".

Cóż było robić, nie dam rady się dowlec nawet do taksówki i pojechać na dyżur. Nie mam siły się podnieść. Jest mi zimno, trzęsę się. Jedyne co mam to woda w kranie, ręcznik do okrycia i tabletki. I tak do 2 w nocy przeleżałam w łazience drąc się w zwinięty ręcznik, żeby nie obudzić sąsiadów, a potem zasnęłam ze zmęczenia.

Uważam, że to piekielność, że karetka jedzie do emeryta z wyimaginowanym bólem w łokciu i dusznościami, a do kobiety błagającej o pomoc nawet w tak durnej sprawie jak okres to już nie może.
Ja wiem, że karetka jest od ratowania życia. A na to się przecież nie umiera. Ale część kobiet i lekarzy potwierdzi, że ten ból bywa nie do opisania, często kończy się na zabraniu wycieńczonej kobiety na oddział (np. mojej mamy), a jeśli prosi o pomoc, to czemu nie może jej otrzymać?

Skomentuj (89) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 696 (870)

1