Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Piekielnie_Mala

Zamieszcza historie od: 17 czerwca 2012 - 16:26
Ostatnio: 3 lutego 2013 - 14:58
O sobie:

przesympatyczna i przeurocza malutka i drobniutka...
żona mojego męża
asystentka mojego szefa

  • Historii na głównej: 4 z 13
  • Punktów za historie: 4459
  • Komentarzy: 24
  • Punktów za komentarze: 98
 
zarchiwizowany

#46784

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o domorosłych psychologach i psychiatrologach przypomniała mi opowieść znajomej.

Znajoma ma syna, lat 4, który obecnie chodzi do przedszkola. Syn jest zdecydowanym indywidualistą, oczkiem w głowie rodziców, aż miło popatrzeć.
Któregoś dnia do znajomej zadzwoniła Pani dyrektor z przedszkola i kazała natychmiast w trybie pilnym się pojawić.
Znajoma zestresowała się, nie wiedziała czy coś się stało z Młodym, bo pani dyrektor powiedziała jej tylko że nie jest to rozmowa na telefon. Z prędkością światła dotarła do przedszkola, gdzie czekała już na nią cała świta - pani dyrektor, pani przedszkolanka i pani pedagog. Od samego wejścia zaczęły się produkować, że jak tak można, że dziecko jest bite i molestowane seksualnie w domu[!] Znajoma w szoku, co się stało? Została poinformowana, że sprawę zgłoszono już dalej - kuratorium i gdzieś tam jeszcze.
Na pytanie co się stało, czy dziecko ma jakieś obrażenia i ogólny wtf pani przedszkolanka powiedziała, że ona już dobrze wie, co się dzieje w tym domu.
Powodem całej sytuacji było to, że jak dzieci miały narysować swoją rodzinę, to Młody narysował wszystko czarną kredką - świadczy to jednoznacznie o molestowaniu seksualnym właśnie.
Znajoma poprosiła, żeby przyprowadzili młodego, żeby wyjaśnić sytuację. Na początku nie chciały się zgodzić, ale kiedy znajoma wkurzona na maksa nie odpuściła łaskawie zgodziły się wezwać małego.
NA pytanie, dlaczego namalował świat w czarnych kolorach, odpowiedział, że pani przedszkolanka dała im mało kredek. każdy złapał po kilka. On miał czarną i żółtą. Żółta mu się złamała, nie było temperówki, to namalował tą, którą miał.

Ja rozumiem, że należy chronić dzieci i dbać o ich dobro. Ale może najpierw należałoby się upewnić, co jest powodem problemów?

przedszkole...

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (278)

#45769

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, że nie ma pracy mówi się ostatnio często. Ale niewiele mówi się o tym, jakie są pozostałe oferty.

Mój Mąż jest ostatnio na etapie poszukiwań. Ukończył dobre studia, na "potrzebnym kierunku", ma trochę doświadczenia, biegle mówi po angielsku, trochę po niemiecku. Ogólnie rozgarnięty. Pracodawcy powinni walić drzwiami i oknami, nie?

Ostatnio postanowił, że zdecyduje się na pracę jakąkolwiek, bo kryzys. Padło na przedstawiciela handlowego w branży budowlanej.
Pojechał prawie 150 km na spotkanie z bossem. Omówili szczegóły, no szału nie było, raczej poniżej średniej, ale dochodziła możliwość premii za wyniki. Dogadali się, Małżonek zrobił badania, za które zapłacił, szef miał zwrócić.

Dziś rano miał zacząć, pojechał podpisać umowę. Pojechał, okazało się, że zaszły "subtelne" zmiany:

- Umowy nie ma. Będzie jutro. Albo w przyszłym tygodniu, spoko.
- Regulaminu i zakresu obowiązków nie ma. I nie będzie. A po co ci? Nie wiesz co robić?
- Telefonu i samochodu też nie ma. Będą. Kiedy? No będą!
- Pracujesz jednak 6 dni w tygodniu, nie 5. Kasa oczywiście ta sama.
- Strój służbowy - obowiązkowy - garnitur.
- Poza kontaktami z klientami miał też wozić kleje/szpachle i inne pierdoły i handlować tym.
- Do tego doszły kosmetyki dla kobiet, którymi również miał handlować - znaleźć dostawców w sklepach, spa i innych przybytkach.
- Za każde przewinienie - potrącają 50 zł z pensji.

Więc w praktyce 8h 6x w tygodniu, w garniturku zasuwać po całym województwie szukając klientów, w międzyczasie nosić worki z tynkiem i jeszcze biegać po salonach kosmetycznych, w tym uwalonym garniturze.

Małżonek jak to usłyszał, to poszła mu para z uszu i w cywilizowany i kulturalny sposób powiedział panu, że chyba mu się bieguny pomyliły, bo czym zapakował się do samochodu i odjechał.

Pan był bardzo zniesmaczony faktem, że oferta firmy nie spotkała się z zainteresowaniem i stwierdził, że mój Mąż jest "niepoważny, bo przecież umawiali się, że zaczyna dziś pracę".

Ręce odpadają...

praca...

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 685 (729)
zarchiwizowany

#45432

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia opowiedziana przez znajomą.

Pracuje ona w ubezpieczeniach, potrzebowała jakiejś super-hiper skomplikowanej i wypasionej oferty na ubezpieczenie firmy. Skontaktowała się więc z Centralą Pewnej Super Kompetentnej Firmy. Wytłumaczyła o co jej chodzi, na co Pani Ekspert z Centrali powiedziała, że nie da rady, no bo coś tam warunków nie spełniają.
Znajomej bardzo zależało na jakiejkolwiek ofercie, bo dostała już kilka odmów, więc poprosiła żeby Pani Ekspert przygotowała jej ofertę we FLEXie (dla niewtajemniczonych - podstawowy skrót w ubezpieczeniach, oznacza najmniejszy możliwy zakres - od pierwszych liter pożar, piorun, eksplozja, upadek statku).
Na to Pani Ekspert z przerażeniem:
ależ proszę pani, my nie mamy takiego programu! Mamy worda, excella, ale flexa to my nie mamy...

Znajoma zrobiła tylko facepalm i podziękowała za pomoc.

Wielce Szanowna Centrala

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 73 (165)
zarchiwizowany

#42681

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedyś już opisywałam historię mojej wiecznie schorzałej znajomej, które nie zaznała pocieszenia od lekarzy.

Teraz będzie znów o niej. Pomijając diagnozę medyczną (bo nie o to tym razem chodzi) - w skrócie - trafiła do szpitala przytomna i kojarząca, ale bez możliwości odpowiedzi i porozumienia się w ogóle, więc nikt tak naprawdę nie wiedział, co się stało. Leżała z otwartymi oczyma ale się nie ruszała i nie odpowiadała.
Przyszły 2 pielęgniarki. Spojrzały na nią, po czym 1 powiedziała "urwał... znowu nam warzywko przywieźli..."
Na to druga "ty, patrz! ale ma za*ebiste kolczyki! na bank diamenty!". Wywiązał się między nimi taki dialog:
[p1] - to se je weź!
[p2] - nie no co ty, tak głupio
[p1] - przecież ona i tak nie kojarzy. Potem powiemy, że nie miała już jak tu przyjechała
[p2] - nie no pewnie mąż widział, że miała...
[p1] - to powiemy, że musiały gdzieś zginąć, jak jeździła na badania
[p2] - no w sumie... ty patrz, czy nikt nie idzie, ja jej zdejmę i położę tak z boku na szafce, że niby spadły...

w tym momencie przyszedł jej mąż i lekarz. Lekarz spojrzał na szafkę i powiedział, żeby zabrać kolczyki, bo jeszcze gdzieś zginą, a szkoda by było.

Mina pielęgniarek - kill the doctor!

później jeszcze kilka razy przychodziły do niej do sali, ale już bez takich numerów. Tylko głupie uwagi o warzywach i tym, że trzeba zmieniać pampersy.

Po kilku miesiącach, kiedy znajoma w końcu wróciła w miarę do siebie złożyła skargę na obie.
Nie wiem, co się z nimi stało, ale ponoć później nie widziała ich już na oddziale.

Zaczynam tracić wiarę w opiekę medyczną...

służba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 282 (328)

#41213

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historie Pixy o przedślubnych cyrkach przypomniały mi cudne chwile przed moim weselem.

W związku z tym, że mój i mojego Małżonka rodzinne domy oddalone są od siebie o blisko 200 km, więc postanowiliśmy zrobić wesele tam, gdzie będzie więcej gości. Pierwszą czynnością było ustalenie listy gości. Wypadło tak, że liczba była w miarę zbliżona. Zdecydowaliśmy się jednak na wesele u mojego Męża.
I tu zaczęły się schody.

Wiadomo, że jak taka odległość, to trzeba zadbać o hotel. A hotel, to prawie podwojenie kosztów. Prosiliśmy więc, aby goście potwierdzili się na 2 tygodnie przed weselem (musieliśmy zaklepać miejsca na tydzień przed, ale wiadomo, że zawsze jest jakiś poślizg). Niby dorośli, poważni ludzie, nie? Nie.

Na półtora tygodnia przed to my obdzwanialiśmy szanowną rodzinę z pytaniem, czy zaszczycą nas swoją obecnością. Część reagowała niemal agresją, mówiąc że "Przecie jezdeśmy rodzina! Jak rodzina to co, też musi się spowiadać czy przyjedzie? Przecie to chyba oczywistne, nie?" No nie... Na argument, że musimy zamówić hotel i zapłacić za niego foch, bo na rodzinie chcemy oszczędzać.

Moi rodzice są w niezbyt ciepłych stosunkach z rodzeństwem ojca. Najpierw cała ta strona (łącznie 15 osób) stwierdziła, że przyjadą na 1 dzień i nie chcą hotelu. Ok, ich decyzja. Po 2 dniach zdecydowali, że jednak na 2 dni. Ok. Na 1 dzień przed terminem zadzwoniła kuzynka zapłakana, że całe konsylium zdecydowało na 2 dni i jej nie powiedzieli i czy ona (+mąż i dzieci) jednak też może? Ok.

Mistrzem była inna moja kuzynka. Wraz z mężem i 2 dzieci. Zadzwoniła do swojej mamy, żeby ta zadzwoniła do mojej, że przyjadą. Za 2 dni znów ta sama ścieżka, że jednak nie przyjadą. Za kolejne 2 dni, znów łańcuszek. Jednak przyjadą. I tak co drugi dzień. W końcu po solidnym opier*olu w ostatecznym terminie jej mama powiedziała mojej mamie, że jednak przyjadą. Ok. Miejsca zaklepane. Niezbyt zdziwił mnie fakt, że jednak ich nie było.

Puenty nie ma. Tak się tylko zastanawiam. Czy ludzie są aż takimi debilami? Jak nie mam ochoty, to nie idę... A tak czy tak informuję osoby zainteresowane. W sumie odpadło nam prawie 20 osób, za które było zapłacone i na sali i za pokoje w hotelach.
Nie chodzi mi tutaj tylko i wyłącznie o kasę, ale też o ogólny brak szacunku dla własnej rodziny...

wesele...

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 758 (832)

#41019

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o tym, jak to odrzucona kobieta potrafi być baaaardzo okrutna...

Mam znajomych - małżeństwo z synem lat 5, którego uwielbiają i w granicach rozsądku rozpieszczają jak tylko mogą. Ostatnio przeprowadzili się do innego miasta, kupili mieszkanie w bloku. Po kliku tygodniach mówienia sobie "Dzień dobry" z sąsiadami i niezobowiązujących pogadanek o pogodzie, sąsiadka zaprosiła kolegę na kawę. Nie mógł, bo spieszył się gdzieś tam. Podziękował i powiedział, że następnym razem.

Następnym razem zobaczyła jak wracał z pracy i zaprosiła go do siebie na drinka. Spieszył się na obiad i zająć małym, bo żona szła na noc do pracy, podziękował, przeprosił, powiedział, że następnym razem.

Następnym razem znów zaprosiła go na drinka, miał akurat czas, więc powiedział, że skoczy tylko po żonę i zaraz wpadną. Mina sąsiadce zrzedła. Powiedziała, że zaprasza TYLKO jego i coś jeszcze o celu spotkania. Kolega podziękował, powiedział, że tak nie wypada i poszedł do domu.

Kilka dni później siedzą sobie, a tu dzwonek do drzwi. Policja. Otrzymali zgłoszenie o tym, że znęcają się nad dzieckiem, wyrzucają je z domu, głodzą, mały stoi pod drzwiami i płacze całymi nocami. Że jest wiecznie brudny, pobity, głodny. Chcą go zobaczyć. Oni w szoku, żeby było śmieszniej mały u babci ponad 100 km od domu...
Okazało się, że pani w akcie zemsty powiadomiła wszelkie możliwe służby o patologii panującej w rodzinie (libacje alkoholowe, awantury, przemoc). Wszystko ok... tylko oni nie piją alkoholu, dziecko jest okazem zdrowia i opieki, a termin rzekomej największej awantury to noc, kiedy znajoma była w pracy.

Finał? Tłumaczenie się instytucjom od policji, MOPSu, kuratorium, KGB i MTV tylko brakowało...
Dziecko obejrzane, brak siniaków, śladów jakichkolwiek (no bo skąd?)
No i oczywiście pozew cywilny wobec uroczej pani uwodzicielki...
Po co?

odrzucone kobiety...

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 931 (971)
zarchiwizowany

#38758

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, dlaczego nie opłaca się kłamczuszkować.
Kto był bardziej piekielny? Trudno mi ocenić.
Historia moja sprzed lat kilku.
Byłam ze znajomymi na imprezie, na której kumpel zapoznał mnie ze swoim kumplem. Chłopak bardzo sympatyczny, miły, bez chamskich prób podrywu itp. Spędziliśmy razem cały wieczór, dobrze nam się rozmawiało, mieliśmy podobne zainteresowania i w ogóle cud miód. Pod koniec imprezy, kiedy znajomi stwierdzili, że zbieramy się do domu (a mieszkaliśmy wszyscy niedaleko, w tym ja i 2 moje koleżanki w tej samej lokalizacji), uroczy chłopiec zaproponował, że mnie odprowadzi. Szliśmy sobie pieszo, ponieważ nie było to daleko, noc pogodna, ciepła. Ja szłam z moim nowym kolegą na końcu, nadal pogrążeni w interesującej rozmowie. Pożegnaliśmy się wymieniliśmy numerami i reszta znajomych poszła dalej do swoich domów.
Następnego dnia spotkałam znajomego, który z dziwnym uśmieszkiem powiedział, że nie spodziewał się po mnie, że jestem taka łatwa. Na moje pytanie o co come on, powiedział, że mój nowy kolega opowiedział im wszystkim, jaki to mieliśmy udany sex, jaka to jestem gorąca i niewyżyta itp. Na moje zdumienie i pytanie kiedy miałoby się to zdarzyć, ponieważ nigdzie razem nie wychodziliśmy powiedział, że nie wie, ale kumpel by go przecież nie okłamał, a ja to dajka jestem i teraz nie chcę się do tego przyznać.
No tego już było za wiele. Stwierdziłam, że ma rację, że nikt mi nie uwierzy. I wtedy wymyśliłam, co należy zrobić. Otóż opowiedziałam wszystkim znajomym, których on poinformował, że tak, jak najbardziej był sex. A raczej miał być, bo szczerze mówiąc kolega nie był zbyt hojnie obdarzony przez naturę, że w sumie to nic nie poczułam, a on skończył, zanim ja się zorientowałam, że się zaczęło.
Może i było to okrutne, ale trudno się mówi. Sam zaczął wojnę.
Jeszcze tego samego dnia wszyscy koledzy mieli z niego nieziemski ubaw i dokuczali mu tak, że przy wszystkich przyznał, że nic takiego nie miało miejsca, że po prostu zmyślił cały ten "gorący romans", żeby zaimponować kolegom, po czym mnie przeprosił.
Przeprosiny olałam, nie mam z nim kontaktu od tej pory, znajomi też. Wstydzi się? :)

podrywy...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (254)
zarchiwizowany

#38428

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielne raczej średnio, ale za to piekielnie zabawne.

Wczoraj, jak zwykle wracam z przyjaciółką z fitnessu. Stanęłyśmy na parkingu obok jej samochodu i plotkujemy o pierdołach. Nagle, z prędkością błyskawicy przebiega kobieta, z lekka trącając mnie "z bara" tak, że mało nie padłam na ziemię. Myślę, że kobieta nie nauczyła się w dzieciństwie niezwykle trudnego słowa przepraszam, bo burknęła tylko "uważaj urwał!" i podleciała do swojego auta stojącego naprzeciwko nas.
Wygrzebała z torby kluczyki po czym otworzyła kluczykiem właśnie drzwi, zostawiając kluczyk w zamku.
Wpakowała swoje rozkoszne 4 litery do środka, trzasnęła drzwiami i zaczyna czegoś szukać. Szuka, grzebie w tej skarbnicy rzeczy wszelakich, zwanej również damską torebką. Nagle nad jej głową zapala się żarówka, otwiera okno i drze się do nas "gdzie są moje kluczyki je**ne s*ki?! oddawać je!!!"
Na co mnie już ciśnienie podskoczyło i odburknęłam
"w drzwiach zostawiłaś ty głupia kobieto".
Burak na twarzy kobiety był przeuroczy. Powiedziała tylko "bardzo urwał śmieszne urwy!" po czym pomknęła w stronę zachodzącego słońca ;]

ahh te kobiety...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (184)

#36119

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojej znajomej.
Tytułem wstępu: znajoma ma chyba wszystkie możliwe schorzenia, a przynajmniej większość. Ostatnio jedno ze schorzeń się pogłębiło i wymagała dość pilnego (ale w trybie planowym) zabiegu.

Szpital 1 - dumnie zwany Kliniką Ohh i Ahh.
Odczekała 184 godzin na spotkanie z Panem Profesorem, od którego usłyszała m.in, że nie zamierzają nawet rozmyślać o jej operować bo:
- za trudne
- nie da rady
- (i co najlepsze) że nie zamierzają nawet się za to zabierać, bo zejdzie i na stole i cytuję: "chyba zdaje sobie Pani sprawę z tego, że za trupa nikt nam nie zapłaci, a nie będziemy robić operacji za darmo"
Znajoma w płacz, mąż też niezbyt zadowolony, jadą szukać dalej.

Szpital 2 - centrum wojewódzkie.
Po kolejnych kilku godzinach czekania dowiadują się, że nie ma mowy, bo oni nie będą brać na siebie takiej odpowiedzialności, bo na 100% ona będzie po operacji kaleką, a oni nie będą jej jeszcze za to płacić odszkodowania czy co tam im się zachce.
Znajoma już totalnie załamana. W ciągu 2 dni usłyszeć 2 takie wyroki... Szukają dalej.

Szpital 3 - opinie o nim krążą niezbyt pochlebne, że kadra średnia, że warunki kiepskie, no ale spróbować można.
Pan Profesor po obejrzeniu całej dokumentacji medycznej i wywiadzie stwierdził, że rzeczywiście, będzie to trudny zabieg, ale jak najbardziej do zrealizowania. Że kaleką nie będzie, a byłaby, gdyby nie przeprowadzić zabiegu. Że trafiają się gorsze przypadki np. z wypadków i jakoś nikt im pomocy nie odmawia. No i że wszystko będzie dobrze. Zaklepali pierwszy wolny termin.

Znajoma jest już tydzień po zabiegu. Chodzi. Wszystko się goi idealnie.

I powiedzcie mi tylko. Gdzie są lekarze z powołania? Jak można ludziom w taki sposób odbierać resztki nadziei?

służba_zdrowia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 536 (572)
zarchiwizowany

#35138

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Małżonka mojego. Na wstępie dodam, że ma niesamowite szczęście do Panów mundurowych.

Rzecz działa się jakiś czas temu, jeszcze na studiach. Małżonek (wtedy dumnie zwany Chłopakiem) zbierał na samochód. Zbierał, zbierał no i uzbierał... Kupił jakiegoś staruszka, ale wyszykował pięknie, kupił nowe koła, niskoprofilowe, alufelgi czy jak się to tam zwie. Auto zawsze czyściutkie, ochh i achhh... oczko w głowie normalnie.

Któregoś dnia rano idzie do auta... A tu surprise. Kluczyk nie pasuje do zamka w drzwiach. Sprawdza czy to na bank jego auto, no bo może się pomylił. Nie, wszystko ok. No i to go zastanowiło... Delikatnie otwiera drzwi i co? W samochodzie urwana listewka od radia (panel zabrał do domu). Nie wsiadał do auta, tylko zadzwonił po Policję. W międzyczasie ocenił straty (nadal nie wsiadając do auta, ani nic nie dotykając) ze stacyjki wystawał jakiś kawałek złamanego żelastwa, co sugeruje, że Złodziej-Debil nie dał rady odpalić, złamana listewka od radia - też nie dało się go wyciągnąć, więc genialny złodziej ustawił rozmrażacz tak, że jego zawartość została wpsiknięta do radia...

Po ok. 3 godzinach przyjechali Panowie Policjantowie... Jeden zaczyna zbierać zeznania, w tym czasie drugi wsiadł do auta,odsunął siedzenie, bo nie mógł się zmieścić, pomacał, podotykał... I nagle Pan 1 pyta Małżonka:
P1 - a wsiadał Pan do auta? Bo jak nie, to możemy wezwać techników...

Małżonkowi ręce opadły... Pokazał na kolegę siedzącego w aucie i zrezygnował z odpowiedzi.

Pan 2 niezrażony popełnionym fopa ;] wysiadł z auta... popatrzył... i rzekł taką oto mądrość:
P2 - Panie, to dlatego że ich te koła sprowokowały.

Małżonkowi wtedy ręce całkiem odpadły ;]

Panowie spytali jeszcze tylko czy nie wie, kto to zrobił [taaaa....] ;] i się ulotnili ;]

Za jakiś czas otrzymał pismo - sprawa umorzona z braku dowodów ;]

policja

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (148)