Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Reszka

Zamieszcza historie od: 15 września 2012 - 13:46
Ostatnio: 2 września 2014 - 2:39
  • Historii na głównej: 2 z 7
  • Punktów za historie: 2386
  • Komentarzy: 70
  • Punktów za komentarze: 526
 
zarchiwizowany

#48321

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Prowadzę bloga. Nieważne jakiego, nieważne o czym, to nie jest miejsce na reklamę.
Czasem dostaję propozycję współprac od różnych firm. Z reguły nie korzystam. Dzisiejsza mnie rozwaliła.
Propozycja w stylu: Witamy, jesteśmy z firmy X, bylibyśmy zainteresowani nawiązaniem współpracy.
I tu zaczyna się najpiekielniejsza część:
W ramach współpracy, baner formy X miałby zostać umieszczony na miesiąc na blogu + post o firmie. W zamian, uwaga, dostałabym 20% rabat na zakupy w firmie, której przedmioty mogę kupić kilka razy taniej na e-bay'u.

Naprawdę nie wiem, czy ludzie myślą, że będę płacić za to, że pozwolą mi na umieszczenie swojego baneru na blogu? Naprawdę myślą, że dam im zarobić na czymś, co skupują od chińskich sprzedawców na e-bayu i sprzedają 3 razy drożej w Polsce, że naprawdę kupię od nich coś, co nawet po obniżce 20% wyjdzie mnie drożej, niż zakupy na e-bau'y o w dodatku będę ich reklamować i polecać. Nie ma mowy.

Na maila zwrotnego z powodami odmowy nie dostałam odpowiedzi. Ciekawe dlaczego...

Internet

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 65 (249)
zarchiwizowany

#47513

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Paczkę papierosów i parę godzin później jestem w stanie pisać. Historię zamieszczam, w głównej mierze po to, aby zapytać o poradę, ponieważ nie wiemy, co można zrobić.

Nie ma w historii piekielnych babć moherowych, ciężarnych, ani lekarzy. Nie ma księdza i oklasków, nie ma nawet finału. Ale do rzeczy.

Jakiś czas temu napisałam historię o piekielnym bloku pełnym piekielnych Romów. Pisałam także, że moja rodzina się przeprowadziła. Jednak, aby nie było za dobrze, do bloku, w którym obecnie mieszkają, wprowadził się Rom, żeby było bardziej ironicznie, z byłego miejsca zamieszkania. Chłop dwudziestoparoletni, od około dziesięciu na sterydach. Dwa razy siedział, od narkotyków nie stroni. Posiada dziewczynę, oraz dziecko.

Mam nastoletnią siostrę, drobniutką blondyneczkę, która za bardzo wpadła mu w oko. W przeszłości udało się szybko ukrócić jego zaloty, jednak ostatnio stają się one niebezpieczne.
Mieszkamy na jednym z wyższych pięter, piekielny mieszka niżej.
Zaczęło się od zaczepek i dwuznacznych komplementów. Moja siostra olewała i szla dalej nie zwracając uwagi, lub odpowiadając, że nie jest zainteresowana. Ostatnio zaczęło się robić niebezpiecznie. Zaczął ją obserwować. Stoi przy oknie, gdy jego dziewczyny nie ma w domu, i gdy tylko zauważy moją siostrę, czeka na nią, a gdy tylko zbliży się do jego piętra otwiera drzwi, próbuje zaprosić do środka, nagabuje, wychodzi na korytarz, próbuje zachęcać, bywa, że w wulgarny sposób.
Bardzo często będąc pod wpływem narkotyków. Moja siostra zawsze ucieka. Po kilku podobnych incydentach, moja siostra nie chodzi sama przez korytarz. Boi się. Z domu wychodzi w asyście brata/mamy/chłopaka, a gdy wraca do domu, dzwoni i ktoś po nią wychodzi. Piekielny myśląc, że jest sama, wyskakuje z mieszkania, jednak, gdy tylko zobaczy, że siostra sama nie jest, błyskawicznie zatrzaskuje drzwi.

Moja mama zamierza porozmawiać z piekielnym, osobiście kazałam zgłosić się siostrze na policję i powiadomić, że czuje się zagrożona. Wiem, że prawdopodobnie nic to nie da, ale po kilkunastu zgłoszeniach, może zareagują.

Tu pojawia się pytanie do was, co jeszcze można zrobić, bo jeśli nic nie poskutkuje, któregoś dnia może nie pomóc asysta mamy, brata, chłopaka. Za wszelkie propozycje pobicia dziękuję, ale nie skorzystamy, piekielny jest Romem, z dość dużej rodziny, którzy wstawiają się za sobą i istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że sytuacja zakończyłaby się tragicznie.

Piekielny jest piekielny, piekielna jest sytuacja, bo wszyscy czują się bezsilni. Nie wiadomo co robić.
Piekielne jest także prawo, ponieważ niewiele można zrobić zgłaszając zagrożenie.
Wiem, że dla wielu wyda się to mało piekielne, wielu wolałoby piekielną historię, w której opisuję co się wydarzyło. Miejmy nadzieję, że ciąg dalszy tej historii nie będzie nadawał się do opisywania na piekielnych, a na wspaniałych.

PS. Zupełnie bym zapomniała, panna piekielnego nie ma na niego wpływu, jest bita i poniewierana. O dziwo jest bardzo zazdrosna i dziewczynę, która spojrzała na jej mężczyznę, potrafiła pobić. Nie wiemy, jakby zareagowała, gdyby się o wszystkim dowiedziała.

blok

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 375 (399)
zarchiwizowany

#47056

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opisana sytuacja jest subiektywnie piekielna, dla każdej inne osoby może się ona wydać piekielna w inny sposób.

Dawno temu, gdy studiowałam jeszcze w Polsce, miałam na roku koleżankę. Nie przyjaciółkę, lecz bardzo dobrą koleżankę. Dogadywałyśmy się świetnie, mimo że była dość specyficzną osobą. Jednak jak to bywa, los rozdzielił nasze drogi. Ona została na piekielnej uczelni, ja wyjechałam studiować w UK. Kontakt obiecałyśmy utrzymywać, tak więc często ze sobą rozmawiałyśmy. Przed wyjazdem obiecałyśmy sobie, że jak tylko będę w Polsce, będę ją odwiedzać, a ona miała wpaść w trakcie ferii na tydzień, aby pozwiedzać i abyśmy spędziły trochę czasu razem.

Wszystko było pięknie, aż do czasu zbliżających się ferii zimowych. Około grudnia zaczęła coś przebąkiwać, że chciałaby przyjechać na dłużej, może znależć prace, że studia jej się nie podobają, że myśli o zmianie. Znak ostrzegawczy zapalił mi się w głowie, jednak kontynuowałam rozmowy nie zachęcając do porzucenia studiów, ani nie zniechęcając. Starałam się być neutralna, w końcu to jej życie, jej decyzja.

W okolicach świąt już prawie pewne było, że przyjedzie. Teraz twierdziła, że na dwa tygodnie. Zaczęła pytać, czy znajdę jej pracę, bo ja mam, więc mi łatwiej. Czy załatwię jej prace na te dwa tygodnie (!) u siebie. Czy może u mnie spać przez te dwa tygodnie (na tydzień się zgodziłam wcześniej), bo w sumie ona przez dwa tygodnie chciałaby sobie odłożyć trochę kasy. W końcu zaczęła przebąkiwać, że jak znalazłabym jej pracę, to zostałaby na dłużej.

Tutaj miarka się przebrała. Ugościć mogę, ale na moich warunkach, nie zamierzam nikomu sponsorować wyjazdu.

Powiedziałam, że owszem przyjechać może na tydzień, bo ja nie mam ferii, tylko zajęcia. Po drugie, że nie mogę jej ugościć tak długo, ponieważ po pierwsze, mieszkam w akademiku, w malutkim jednoosobowym pokoiku. Po drugie, jak wspomniałam mam zajęcia i dużo na głowie. W dodatku powiedziałam, że owszem na tydzień chętnie bym ją zaprosiła, jednak kiedy ona oczekuję, że przyjedzie na dłużej, próbując zarobić, wykorzystując na tym koleżankę, to ja się na to nie godzę, że jeśli ma ochotę przyjeżdżać na dłużej, to owszem, może spokojnie przyjeżdżać, jednocześnie szukając mieszkania, bo dla mnie tydzień to max. Dodatkowo zapytałam, czy tak naprawdę przyjeżdża odwiedzić mnie, czy pracować czterdzieści godzin tygodniowo, nie mając czasu na spędzenie go ze mną (mimo wszystko miałabym ją gościć).

Odpowiedziała, że przecież to nie problem, że mam mały pokój i mieszkam w akademiku. Przecież ludzie w małych pokojach mieszkają po cztery osoby. Na to odpowiedziałam, że płacę wystarczająco dużo, aby móc mieszkać w warunkach odpowiednich do nauki, a nie "cisnąć" się we dwie osoby. Dodatkowo odpowiedziała, że przecież miałaby czas na spędzenie czasu ze swoją "najlepszą przyjaciółką", w końcu po pracy byłaby w domu.

Powiedziałam tylko, że nie zgadzam się na jej propozycję, że nie będę jej szukała, ani pracy, ani nie będę jej przez cały pobyt sponsorowała, bo ona chce sobie odłożyć.
Obraziła się na mnie śmiertelnie, podobno na całym roku wygadywała różne bzdury na mój temat. Jaka to ja nie jestem wielka pani, że wyjechałam i już o "przyjaciółce" nie pamiętam, że pewnie wcale nie studiuję i boję się kompromitacji, jak przyjedzie; że pewnie mieszkam z 6 innymi osobami w brudzie i ubóstwie.

A na koniec po dwóch tygodniach napisała do mnie, że w sumie to ona raczej nie przyjedzie, bo musi się uczyć i sama wiem.

Pół roku później, spróbowała ponownie. Przecież tak bardzo się stęskniła, mogłaby przyjechać do mnie na całe lato, przecież teraz mieszkam w mieszkaniu z moim chłopakiem. Niestety, na odpowiedź nigdy się nie doczekała, nie zamierzam wdawać się w jałowe dyskusje z osobą, której nie zależy na znajomości ze mną, a na ubiciu interesu i wykorzystaniu mojej skromnej osoby.

zagranica

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 96 (250)
zarchiwizowany

#42568

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zanim zdecydowałam się na studia w UK, przez rok studiowałam filologię angielską w Polsce. Oto, czego udało mi się doświadczyć:
*Wszystkie wykłady po polsku, dopiero w drugim semestrze, mieliśmy jedne zajęcia prowadzone w języku angielskim.
*70 procent wydziału nie jest w stanie zrozumieć wykładowcy mówiącego po angielsku, mimo iż były one prowadzone na drugim semestrze, przez wykładowcę mówiącego bardzo wyraźnie.
*do lektoratu z języka łacińskiego przydzielono nam wykładowcę, który naucza j. niemieckiego. Tłumaczenie dziekana "Bo pan miał łacinę na studiach". Miał, przez rok, jak sam powiedział, i z łaciny nic nie pamięta. Niestety uczyć nas musiał, więc uczyliśmy się razem… Sentencji łacińskich.
*Informatyka. Zadanie, kupić książkę wykładowczyni. Musi być nowa. Za książkę dostaje się plusa. Przerobić ją na zajęciach. Książka zawiera informację typu, jak zmienić czcionkę w wordzie. Podobno bez książki nie ma szans na zdanie przedmiotu. Dziwnym trafem zaliczyłam na 5 (bez książki).
* przedmiot - kultura anglosaska. Zadanie na zaliczenie przedmiotu. Prezentacja, po polsku, na wybrany temat. Wykładowca w żaden sposób niezwiązany z filologią, normalnie wykładał zarządzaniu. Mnie pytał, czy dobrze tłumaczył system edukacji w UK (tylko, dlatego, że koleżanka wygadała się, że dostałam się na uniwerek w UK).
*wstęp do literaturoznawstwa - zajęcia prowadzone przez rusycystkę. Czytanie ze starego kajecika, przykłady z literatury rosyjskiej i czytanie wierszy poetów rosyjskich.
*komunikacja ustna - przerabianie podręcznika na poziomie B1, który przerabiałam w pierwszej klasie liceum (przyniosłam jej książki, aby udowodnić, i napisałam specjalny test, przygotowany przez nią, aby mogła sprawdzić moją wiedzę). Po poproszeniu o dodatkowe zadania, z racji tego, że przerabiałam to, i moją widzę udowodnił test, zostałam odesłana z kwitkiem. Pani magister, powiedziała, że ona wie, że ja umiem, ale ona nie będzie się bawić w wyróżnianie studentów i mam robić to, co inni.
*Ta sama wykładowczyni, sfrustrowana 30 letnia pani magister. Kartkówki ze słówek. Podawała ilość liter, a następnie rzucała hasło, jak w krzyżówce. Nawet, jeśli odpowiedziałeś prawidłowo, bo fioletowych kwiatów na 5 liter może być więcej, niż jeden, dostawałeś zero, bo nie chodziło jej o ten kwiat.
*Kolokwium ustne, wchodzimy w parach. Kolega odpowiadający i ja. Kolega mówi z zająknięciami i musi myśleć, nad tym, co powiedzieć. Nie mniej, używa zwrotów, które mieliśmy w unicie książki. Dostał 5. Ja za używanie zwrotów, których jeszcze nie przerabialiśmy, (mimo iż poprawnie) dostałam 3, ponieważ powinnam była użyć dokładnie słownictwa z danego unitu. Synonimy są nieakceptowalne.
*psychologia – wstawianie ocen bez przeczytania prac.
*Literatura brytyjska. Na wykładach idziemy od współczesności w tył, a na seminariach zaczynamy od staroangielskiego. Jaki w tym sens, skoro wykłady miały nas wprowadzać do zajęć praktycznych?
*Zadanie domowe – przeczytaj opowiadanie, nie pamiętam, jakie, które było dziesięciostronicowe, we współczesnym języku. 90% osób nie przeczytało, mając na to tydzień, ponieważ stwierdzili, że oni jeszcze tego nie przerabiali na zajęciach językowych i nie muszą tego znać.
* zajęcia językowe – wykładowczyni 2 lata po licencjacie. Prowadzenie zajęć polegało na wypełnianiu kserówek z zakresu A2. Pani „profesor” sprawdzała odpowiedzi w kluczu zadań, a nas się radziła, jeśli czegoś nie wiedziała lub nie była pewna. Zmieniłam grupy.
*Gramatyka praktyczna i opisowa dopiero na 3 roku (!). W takim razie, kiedy mieliśmy się czegoś nauczyć.

Kwiatków było dużo. Chociażby, dlatego zrezygnowałam. Wolałam zacząć wszystko do nowa, niż być kolejnym, nic niepotrafiącym nauczycielem angielskiego.
Tak, nauczycielem, ponieważ w połowie pierwszego roku oświadczyli, że nie będzie możliwości zrobienia specjalizacji z translatoryki. A na pytanie: „dlaczego, skoro było powiedziane, że będzie”, odpowiedzieli, że po prostu nie.
Niestety, najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że kierunek ten ukończyło ponad 40 osób. Niestety, są to osoby, których zasób wiedzy z zakresu języka angielskiego jest bardzo niski. Część z nich już naucza. Aż boję się, jaką wiedzę przekazują.
Przykre jest to, że poszłam na te studiach z chęcią poszerzenia swojej wiedzy i doszlifowanie tego, co już umiem, a także nauczenie się nowych rzeczy. Niestety, wyszłam z tej uczelni po roku, bojąc się, że jeśli zostanę tam dłużej, to znienawidzę język. Niestety muszę powiedzieć, że niektóre uczelnie nie powinny mieć prawa do wykładania danych przedmiotów.

polski uniwersytet

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (211)
zarchiwizowany

#39852

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako studentka, czasami dorabiam sobie tłumacząc teksty. Ot, wystawiam aukcję na allegro. W aukcji jest wyraźnie zaznaczone, aby skontaktować się przed zakupem w celu ustalenia możliwego terminu i ewentualnych błyskawicznych zleceń. Niestety ludzie nie czytają ze zrozumieniem.
Kilka dni temu dostaję maila, że pan piekielny dokonał zakupu na aukcji. No nie, myślę, znowu będzie problem, tekstów do tłumaczenia mam sporo, a facet nawet się nie skontaktował. Czekam jednak na jakąkolwiek formę kontaktu, dzień, nic, drugie, także. Trzeciego musiałam iść do pracy na 9 godzin, więc dostępu do komputera nie miałam. Wracam do domu, szanowny pan łaskawie wysłał tekst. Nic długiego, jedna strona może. Myślę, dam radę go wepchnąć, jestem do przodu z tłumaczeniami. Odpisałam mu, że tekst mogę mu odesłać za chwilę, jeśli otrzymam potwierdzenie nadania przelewu, ponieważ wpłata jeszcze nie wpłynęła na konto.
Po godzinie dostaje maila, że on myślał, że u mnie tłumaczenie ekspresowe to kilka godzin, a nie dni, że on już kogoś innego znalazł i tekst ma gotowy, że powinnam szybciej odpowiadać. Że on mi może te głupie 10 zł. zapłacić, ale więcej u mnie nie dokona zakupu, bo niepoważnie traktuję klientów.
Nie chciało mi się już odpisywać, że kontaktu od dwóch dni nie było, wpłaty także, a o czytaniu ze zrozumieniem to on chyba nie słyszał.
Negatywa jeszcze nie dostałam, zobaczymy czy dostanę.

Allegro

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (169)

1