Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SylaPopyla

Zamieszcza historie od: 20 lutego 2015 - 14:02
Ostatnio: 29 kwietnia 2019 - 13:35
  • Historii na głównej: 7 z 14
  • Punktów za historie: 2909
  • Komentarzy: 14
  • Punktów za komentarze: 34
 
zarchiwizowany

#82477

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chciałabym opisać jeden z piekielnych efektów 500+
Nie wiem czy był już poruszany, bo nie czytam 100% tekstów, ale ciągle chodzi mi po głowie i muszę się uzewnętrznić.

Mam dzieci. Dzieci, jak to dzieci, szybko wyrastają z ciuchów, zmieniają zainteresowania i zabawki, którymi sie bawią, więc mam całe sterty rzeczy już nie potrzebnych, których na różne sposoby próbuję się pozbyć. W rodzinie nie mam dzieci młodszych od moich, więc rzeczy w dobrym stanie próbuję sprzedać, a te w nieco gorszym oddać potrzebującym.
No właśnie - próbuję, bo to wcale nie jest łatwe.
Sama kupuję większość rzeczy z drugiej ręki, a sprzedaję jeszcze taniej np. kupuję koszulkę dla syna za 6zł (nowa kosztuje 10-30zł) potem sprzedaję za 3zł. Sprzedaję rzeczy sezonowo - letnie ciuchy pod koniec wiosny itd.
Ja na każdy rozmiar na 1 dziecko wydaję ok 400-500zł, więc nowa wyprawka na pewno kosztuje grubo ponad 1000zł, a dzieciaki zmieniają rozmiary nawet 2-3 razy w roku. Zabawki i inne akcesoria to kwoty jeszcze większe.
Na urodziny czy święta od lat tłumaczę dziadkom i chrzestnym, że nie mam nic przeciwko temu, żeby kupowali zabawki używane. Nie dociera. Tylko z 1 kuzynką mam układ, że oni nam dają prezenty używane, my im też. Dzięki temu ostatnio w budżecie 100zł chrześniak dostał 4kg oryginalnych klocków lego zamiast pudełeczka, z ktorego ledwie da się coś zbudować.

Jeszcze 2 lata temu praktycznie wszystko, co wystawiałam sprzedawało się prawie od razu. Teraz mam problem, żeby sprzedać cokolwiek. Czasem stopniowo obniżam cenę kilka razy i po wielu miesiącach cośtam się udaje.
Zaczęłam wstawiać rzeczy do komisów, ale pracownik jednego z nich poinformował mnie, że w ostatnim roku sprzedaż spadła im o 90%, więc nic nie obiecuje. Komisy i ciuchlandy upadają jeden o drugim. Aktualnie w miarę dobrze funkcjonuje w okolicy tylko jeden, w którym przyjmują tylko i wyłącznie markowe ciuchy bez najmniejszych śladów użytkowania i drogie zabawki i akcesoria.

Ta sytuacja dotyczy też rzeczy, ktore chcę oddać za darmo! Wystawiam ogłoszenie na kilku portalach i nie ma chętnych na dresy ze śladami prania lub małą plamką. Nikt nie chce zimowej kurtki, w ktorej brakuje kaptura ani skórzanych butów, które mają zdarty czubek. Nie przyjmują tego osoby prywatne, domy dziecka, domy samotnej matki ani fundacje. Mogę co najwyżej wyrzucić do kontenera, z którego trafi to od razu do przerobienia na czyściwo przemysłowe. A przecież to są ciuchy, w których moje dzieci chodziły do samego końca, aż wyrosły. Po domu, do piaskownicy... Ale ja mieszkam w domu prywatnym, trochę na odludziu i mam spoko sąsiadów.
Oddać udało mi się ostatnio 2 paczki ciuchów, które na własny koszt wysłałam na jakieś malutkie wioski. I sama znalazłam chętnych, nie oni mnie. Osoby naprawdę potrzebujące często nie mają internetu.

Rozmawiałam ostatnio z kumpelą, która sama ma 3 dzieci, w tym nowonarodzone bliźniaki. Pożyczyłam jej cały bagażnik ciuchów po moich dzieciach, których od dawna nie mogę sprzedać. Powiedziała mi, że ona wie dlaczego tak jest. Sama nie odważy się nałożyć swoim dzieciom do piaskownicy pod blokiem ubrania z najmniejszą plamką czy butów ze zdartym czubkiem, bo sąsiadki natychmiast lecą na skargę do MOPSu i opieki społecznej, że dzieci zaniedbane, a ona na pewno przepija 500+.

Tak więc zamiast inwestować w edukację lub wakacje albo oszczędzać na dobry start w dorosłość, rodzice kupują dzieciakom sterty nowych ciuchów, rowerków i zabawek. Nie da się później odzyskać nawet części wtopionych pieniędzy, małe lokalne biznesy upadają i produkujemy sterty rzeczy, których szkoda wyrzucić, a chętnych na używane brak. Brawo!

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (39)
zarchiwizowany

#65094

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pisałam pracę magisterską z ekonometrii.
Nie mieszkałam w mieście, w którym studiowałam, więc z promotorką utrzymywałam kontakt mailowy i telefoniczny.

Obliczenia do pracy chciałam wykonywać w Excelu, ale promotorka wymusiła na mnie korzystanie z pewnego darmowego programu, z którego nigdy wcześniej nie korzystałam. Nie był trudny w obsłudze, więc wszystko szło ok, aż do momentu, kiedy nie potrafiłam wykonać jednej z funkcji w tym programie. Próbowałam na milion sposobów, ale zawsze kończyło się to błędem.
Promotorka od momentu zgłoszenia tego problemu przestała odpowiadać na moje maile i odbierać moje telefony.
Doszłam do wniosku, że promotorka po prostu nie zna odpowiedzi na moje pytanie. Znalazłam więc osobę, która w swojej pracy zawodowej wykorzystuje ten program i dowiedziałam się, że niestety, ale w programie jest błąd i nie da się poprawnie wykorzystać funkcji, która była mi potrzebna. Można tylko obejść funkcję, wykonując część obliczeń w Excelu i wrzucając wstępnie obrobione dane do programu.
Tak też zrobiłam.
Dzień po wysłaniu pracy do promotorki, dostałam odpowiedź, że praca jest ok, uwag brak i można złożyć w dziekanacie.

I tutaj nasuwa się pytanie: za co płacą promotorom, jeśli nie za pomoc merytoryczną przy pisaniu pracy?
I po co promotorzy zmuszają studentów do wykorzystywania narzędzi, których nie da się w praktyce wykorzystać i których sami do końca nie znają?

promotorzy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (212)
zarchiwizowany

#65090

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wynajmujemy z mężem 2 mieszkania. Prawie zawsze, kiedy lokatorzy się wyprowadzają stwierdzamy braki w wyposażeniu i sporo pozostawionych rzeczy, głównie śmieci.

Z mieszkań zniknęły m.in.:
- 2 z 6 zasłonek z kompletu, starych jak świat i szytych specjalnie na bardzo niewymiarowe okna (gwarantuję, że nikomu się nie przydadzą)
- 1 z 2 rolet
- deska do prasowania
- kubki gratisowe z McDonalda, Pepsi itp. (za każdym razem max po 1-2)
- 3 przedłużacze (za każdym razem po 1)
- 3 obrusy (jednorazowo)

Najciekawsze rzeczy, które zostały:
- 2 olbrzymie wachlarze ścienne
- starodawny żyrandol
- kostium krokodyla dla dorosłej osoby
- bardzo długa płyta meblowa z wmontowanymi światełkami (chyba "góra" z dużej szafy)
- gramofon
- 2 obrazy
- i dla równowagi różnorakie kubki i miseczki

Wszystkie te rzeczy przechowujemy w razie, gdyby właściciele się po nie zgłosili, ale to się jeszcze nigdy nie zdarzyło, więc chyba w końcu trafią na Allegro lub OLX.

Pewnie od razu padnie pytanie dlaczego na to pozwalamy. Otóż mimo, że pobieramy kaucję, nie zawsze lokatorzy chcą się z niej rozliczać, bo np. niezapłacone rachunki przekraczają jej kwotę i lokatorzy "znikają" zostawiając klucze na stole w kuchni...
Częściej jednak klucze odbiera mój mąż, który nie zwraca uwagi na takie szczegóły jeśli nie ma większych zniszczeń lub braków.

Tak, bardzo dokładna lista przedmiotów jest dołączona do umowy i w razie gdyby zaginęło coś droższego, możemy się upominać, jednak do dyspozycji lokatorów pozostawiamy zazwyczaj rzeczy z naszych studenckich czasów i takie, których sami już nie potrzebujemy, bo np. kupiliśmy sobie nowsze. Nie chce mi się za to nikogo ścigać za przedłużacz wart 15zł.

lokatorzy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (42)
zarchiwizowany

#65033

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sklep Polski w Londynie.
Wchodzi pan po 50-ce z wydatnym brzuchem i wielkim wąsem i natychmiast naskakuje na sprzedawczynię:
-A czy u Pani można kupić wędzony boczek? Bo wie Pani, w Polsce to już nie można kupić nic wędzonego! Zakazali! Jak to dobrze, że ja się stamtąd wyniosłem i nigdy nie wrócę. A wie Pani, że w Polsce nie można też już drzewem palić w piecu? Wymyślili sobie, że trzeba lasy chronić i palą tylko węglem. Piece na drzewo są nielegalne! A tutaj wszyscy przecież wiedzą, że to palenie drzewem jest bardziej ekologiczne.
Słuchałam tego wywodu zszokowana i aż miałam ochotę skomentować i wyprowadzić pana piekielnego z błędu, ale po co?

Najzabawniejsze jest dla mnie jednak to, że wszystkie mięsa i wędliny w tym sklepie pochodzą z polskich firm, więc gdyby faktycznie w Polsce zakazali wyrobu wędzonek, to chyba by ich piekielny nie dostał też w Polskim Sklepie w Londynie...

zagranica

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (255)
zarchiwizowany

#65032

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja teściowa na ogół nie jest straszydłem z kawałów, ale ma swoje poglądy, które potrafią zepsuć mi humor.

Jestem w ciąży zagrożonej. Bardzo często boli mnie podbrzusze, biorę leki na podtrzymanie ciąży, jestem na zwolnieniu i mam się nie przemęczać. Ma to być pierwsze wnuczę w rodzinie, upragnione przez teściów.

Ostatnio mój tato przyjechał po mnie do teściów i wziął moją małą ale ciężką walizkę ze słowami:
- Ty nie powinnaś teraz dźwigać.
Na co teściowa:
- Już nie przesadzaj! Ciąża to nie choroba. Jak ja byłam w ciąży...
I tu nastąpiła litania wszystkich prac polowych, które jako żona rolnika wykonywała i zdrowe dzieci urodziła. Puentą była historia o tym, jak to teściowa wstrzymywała się z porodem aż do "skończenia buraków". Dopiero jak już wszystkie obowiązki były wykonane, zaczęła rodzić dziecko.

Cóż... gratuluję zdrowia, ale każda ciąża jest inna. Moja mama straciła dziecko w 9. miesiącu ciąży, o czym teściowa wie, więc takie komentarze są tym bardziej nie na miejscu.

ciąża teściowa

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (401)
zarchiwizowany

#65030

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dostałam dziś telefon z pracy, żeby potwierdzić mój adres korespondencyjny, bo wróciły już 2 listy polecone wysłane do mnie w ostatnim czasie.
Jestem na ciążowym zwolnieniu lekarskim, cały czas w domu.
Rozumiem listonosza, że nie doręcza mi listów do ręki, bo nie mamy jeszcze domofonu, a po podwórku biega pies.
Nie rozumiem natomiast dlaczego nie dostałam żadnego awizo. Skrzynka wisi w widocznym miejscu i listy zwykłe przychodzą bez problemu. Czy ja mam przewidzieć kiedy przyjdzie do mnie list? A może powinnam dzwonić na pocztę co tydzień i pytać?
Kolejna sprawa - już dawno temu złożyłam na poczcie dyspozycję aby moje listy polecone były wrzucane bezpośrednio do skrzynki. Nie zostało to zrobione ani razu...
Chyba czeka mnie niemiła wizyta na poczcie.

poczta

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (205)
zarchiwizowany

#65025

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam piekielną sąsiadkę. Jest to osoba bardzo kłótliwa i roszczeniowa. Uprzykrza życie wszystkim dookoła, ale dziś przesadziła.
Około rok temu, kiedy tylko kupiliśmy dom w stanie surowym i zaczęliśmy go z mężem wykańczać, przyszła Piekielna i zrobiła mi wielką awanturę, że codziennie musi sprzątać moje śmieci z drogi dojazdowej, bo nasz śmietnik nie jest zamknięty i "wsiowe psy" ciągają je po drodze. Grzecznie odpowiedziałam, że nie wiedziałam, że jest taki problem i jeszcze dzisiaj załatwimy z mężem tę sprawę. Na to Piekielna niezrażona moją uprzejmością wydarła się, że jeśli tego nie zrobimy to ona te śmieci będzie nam wrzucać na podwórko. Spojrzałam na nią z pobłażliwym uśmieszkiem i rozmowa się zakończyła.
Śmietnik mamy zabudowany i zadaszony z wejściem od drogi dojazdowej wspólnej z Piekielną i jeszcze 1 Sąsiadem. Niestety nie mamy kilku sztachet obok furtki, co zapewne wynika z faktu, że poprzedni właściciel budowy zgubił klucz i bramki nie da się otworzyć. Nie mieliśmy czasu zająć się wymianą zamka i zamontowaniem sztachet, bo goniły nas terminy z banku i chęć doprowadzenia domu do stanu możliwej używalności, więc mąż zastawił wejście do śmietnika paletą i na pewien czas załatwiało to sprawę.
Dzisiaj przyszedł do mnie Sąsiad i powiedział, że Piekielna przyszła do niego (??) naskarżyć, że u mnie znowu są porozwalane śmieci i ona dzwoni na Straż Miejską. Wyszliśmy na podwórze i pierwsze co zobaczyłam to wór śmieci rozsypany przez siatkę prawie idealnie na mój samochód. Jej śmieci, bo były tam pojemniki po karmie dla psa, której ja nie kupuję.
Pod moim śmietnikiem było wysypanych parę butelek i innych śmieci. Sąsiad potwierdził, że widział jak śmietnik atakują jej psy, które wiecznie biegają luzem po drodze, bo Piekielna prowadzi hurtownię i całymi dniami brama jest otwarta.
Piekielna przyszła i nie odpowiadając na moje "Dzień dobry" od razu przystąpiła do awanturowania się.
W odpowiedzi wygarnęłam jej, że:
-moje śmieci cudownie nie wyfruwają ze śmietnika, tylko jej psy je ciągają
-jej psy wiecznie biegają luzem po drodze, co mi nie odpowiada, bo szczekają na mnie i są agresywne (1 wilczur i 1 mieszanka wilczura z bernardynem)
-1 z jej psów zrobił podkop pod siatką i włazi do mnie na podwórko bawić się z moim psem, oczywiście wyjadając mojemu psu jedzenie i zostawiając po sobie kupska
-jej wielgachne wory na śmieci, które zajmowały połowę szerokości podjazdu, przez rok przeszkadzały mi w dostawaniu się na własną posesję - zostały zdjęte może z miesiąc temu
Piekielna nie odpowiedziała nic, tylko odwróciła się i odeszła.
Sąsiad dodał od siebie, że na moim miejscu kazałby jej zwrócić połowę kosztów utwardzenia naszego wspólnego kawałka drogi dojazdowej, za co zapłaciliśmy sami...

Swoją drogą jestem ciekawa kto dostałby mandat gdyby przyjechała Straż Miejska - ja za to, że mam nie do końca zabudowany śmietnik (czy to jest w ogóle obowiązkowe?), czy ona za to, że jej psy rozwalają moje śmieci i za to, że złośliwie rozrzuciła swoje śmieci na moim podwórku?
Wisienką na torcie jest to, że jestem w ciąży zagrożonej i nie powinnam ani się denerwować starą prukwą, ani sprzątać po niej śmieci.

sąsiedzi

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 50 (242)

1